[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Iskry rozbłysły trzy razy, nim wreszcie proszek buchnął z sykiem płomieniami, które potem ogarnęły wyściółkę.Nożownik zanurzył knot w żelu, zapalił go i przeniósł płomień do lampy.W komorze pojawiła się kula światła, w której blasku ujrzał szczątki łodzi, grubo ciosane kamienne ściany oraz kopulaste sklepienie.Apsalar nadal siedziała obok złamanego wiosła sterowego, ledwie widoczna w świetle lampy.Przypominała raczej widmo niż żywą osobę z krwi i kości.– Widzę z tyłu drzwi – oznajmiła.Odwrócił się, unosząc lampę.– Świetnie, przynajmniej nie jesteśmy w grobowcu.To chyba raczej jakiś magazyn.– Czuję zapach kurzu.i piasku.Skinął z namysłem głową, a potem skrzywił się pod wpływem nagłego podejrzenia.– Zbadajmy okolicę – wychrypiał.Zaczął zbierać swoje rzeczy, nie zapominając o łuku.Nagle zamarł, słysząc dobiegające od strony drzwi skrzeczenie.Uniósł wzrok i ujrzał około dziesięciu par oczu, lśniących odbitym blaskiem lampy.Były blisko osadzone i otaczały drzwi ze wszystkich stron.Widać je było również na łuku.Nożownik podejrzewał, że stworzonka zwisają z niego głowami w dół.– Bhok’arala – stwierdziła Apsalar.– Wróciliśmy do Siedmiu Miast.– Wiem – odparł Daru.Miał ochotę splunąć.– Spędziliśmy prawie cały rok na wędrówkach po tym cholernym pustkowiu, a teraz znowu znaleźliśmy się w punkcie wyjścia.– Na to wygląda.No i, Crokus, jak ci się podoba rola igraszki boga?Nie widział większego sensu w odpowiadaniu na to pytanie.Wolał zejść na pokrytą wodą podłogę i ruszyć w stronę drzwi.Bhok’arala rozpierzchły się, pokrzykując cichutko, i zniknęły w mrocznym korytarzu po drugiej stronie.Nożownik zatrzymał się na progu i obejrzał na Apsalar.– Idziesz?Dziewczyna wzruszyła ramionami w ciemności i podążyła za nim.Korytarz biegł prosto i poziomo przez dwadzieścia kroków, po czym skręcał w prawo, a jego podłoga przechodziła w nierówną, prowadzącą na wyższy poziom rampę, po której spływały maleńkie strumyki.Nie było tu żadnych bocznych pomieszczeń ani korytarzy.W końcu dotarli do okrągłego pomieszczenia, w którego ścianach pełno było zamkniętych drzwi, wyglądających na wejścia do grobowców.W jednej z łukowatych ścian, między dwoma takimi drzwiami, znajdowała się wnęka, w której było widać schody.U ich podnóża przykucnęła znajoma postać, odsłaniając zęby w szerokim uśmiechu.– Iskaral Krost!– Stęskniłeś się za mną, co, chłopcze? – Ruszył bokiem ku niemu, a potem uniósł nagle głowę.– Powinienem go teraz uspokoić, tak jest, uspokoić ich oboje.Słowa przywitania, czułe objęcia, starzy przyjaciele, tak jest, ponownie zjednoczeni służbą dla wspólnej sprawy.Mniejsza z tym, jak trudne zadania staną przed nami w ciągu najbliższych dni i nocy.Jakbym potrzebował pomocy.Iskaral Krost nie potrzebuje nikogo.Och, ona mogłaby być użyteczna, ale nie wydaje się, żeby miała na to ochotę.Moja droga dziewczyna cierpi z powodu swej wiedzy.– Podniósł się do pozycji pośredniej między stojącą a kuczną.Nagle uśmiechnął się szerzej.– Witajcie, przyjaciele!Nożownik podszedł do niego.– Nie mam czasu na takie gierki, ty cholerna gnido.– Nie masz czasu? Ależ masz, chłopcze! Musimy zrobić wiele rzeczy, ale mamy na to mnóstwo czasu! Czy to nie miła odmiana? Pośpiech? To nie dla nas! Nie, my możemy się guzdrać! Czyż to nie cudowne?– Czego chce od nas Kotylion? – zapytał Nożownik, zmuszając się do rozluźnienia pięści.– Pytasz mnie, czego chce od was Kotylion? Skąd mam to wiedzieć? – Pochylił się nagle.– Czy mi uwierzył?– Nie.– Co „nie”? Straciłeś rozum, chłopcze? Tu go nie znajdziesz! Chociaż moja żona mogłaby znaleźć.Ona ciągle tu sprząta.Tak mi się przynajmniej zdaje, że to robi.Ale nie dotyka ofiar.Moje dzieci, bhok’arala, zostawiają je dla mnie we wszystkich miejscach, do których chodzę, oczywiście.Już się przyzwyczaiłem do tej woni.Na czym to stanąłem? Ach, moja droga Apsalar, czy powinniśmy sobie pozwolić na mały flirt? Dopiero ta wiedźma by się zapluła! Hi, hi!– Wolałabym flirtować z bhok’aralem – odparła dziewczyna.– To też.Nie jestem zazdrosny.Z pewnością słyszysz to z ulgą, dziewczyno.Jest ich tu mnóstwo, więc masz w czym wybierać.A teraz, czy jesteście głodni? Spragnieni? Mam nadzieję, że macie własne zapasy.Wejdźcie na górę tymi schodami, a gdyby was pytała, to mnie nie widzieliście.Iskaral Krost cofnął się i zniknął.– Być może jego.żona okaże się bardziej rozsądną gospodynią – rzekła z westchnieniem Apsalar.Nożownik obejrzał się na nią.Z jakiegoś powodu w to wątpię.Rozdział dwudziesty pierwszyW świetle nie ma śmierci.Anarmannwielki kapłan Osserca– Wszystko to Mezla – wymamrotał Febryl, kuśtykając zakurzoną ścieżką.Jego oddech stawał się coraz bardziej ochrypły.Prawie wszystko na świecie budziło w tych dniach jego niezadowolenie.Malazańczycy.Jego słabnące ciało.Ślepy obłęd mocy, tak wyraźnie uwidaczniający się w Bogini Tornada.W jego opinii świat pogrążał się w chaosie, a wszystko, czym był ongiś – podobnie jak wszystko, czym był ongiś sam Febryl – należało już do przeszłości.Ale ta przeszłość nie była martwa.Ona tylko spała.Bezbłędne, perfekcyjne odtworzenie dawnych regularności mogło doprowadzić do powtórnych narodzin.Nie takich, jakie przydarzyły się sha’ik – to było jedynie odrzucenie zużytego naczynia, zastąpienie go nowym, znacznie mniej sfatygowanym.Nie, ponowne narodziny, jakich pragnął Febryl, sięgały znacznie głębiej.Służył ongiś Świętemu Falah’dowi Enqurze.Święte Miasto Ugarat i cały zastęp miast hołdowniczych przeżywały pod rządami tego władcy renesans.W Ugaracie kwitło jedenaście wielkich szkół naukowych.Dawno zapomnianą wiedzę odkrywano na nowo.Kwiat wielkiej cywilizacji zwrócił się ku słońcu i zaczął otwierać.Mezla i ich nieubłagane legiony zniszczyli.wszystko.Dassem Ultor zdobył Ugarat.Żołnierze zaatakowali szkoły, lecz – ku swej furii – przekonali się, że liczne bogactwa i teksty zniknęły, razem z filozofami i uczonymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Iskry rozbłysły trzy razy, nim wreszcie proszek buchnął z sykiem płomieniami, które potem ogarnęły wyściółkę.Nożownik zanurzył knot w żelu, zapalił go i przeniósł płomień do lampy.W komorze pojawiła się kula światła, w której blasku ujrzał szczątki łodzi, grubo ciosane kamienne ściany oraz kopulaste sklepienie.Apsalar nadal siedziała obok złamanego wiosła sterowego, ledwie widoczna w świetle lampy.Przypominała raczej widmo niż żywą osobę z krwi i kości.– Widzę z tyłu drzwi – oznajmiła.Odwrócił się, unosząc lampę.– Świetnie, przynajmniej nie jesteśmy w grobowcu.To chyba raczej jakiś magazyn.– Czuję zapach kurzu.i piasku.Skinął z namysłem głową, a potem skrzywił się pod wpływem nagłego podejrzenia.– Zbadajmy okolicę – wychrypiał.Zaczął zbierać swoje rzeczy, nie zapominając o łuku.Nagle zamarł, słysząc dobiegające od strony drzwi skrzeczenie.Uniósł wzrok i ujrzał około dziesięciu par oczu, lśniących odbitym blaskiem lampy.Były blisko osadzone i otaczały drzwi ze wszystkich stron.Widać je było również na łuku.Nożownik podejrzewał, że stworzonka zwisają z niego głowami w dół.– Bhok’arala – stwierdziła Apsalar.– Wróciliśmy do Siedmiu Miast.– Wiem – odparł Daru.Miał ochotę splunąć.– Spędziliśmy prawie cały rok na wędrówkach po tym cholernym pustkowiu, a teraz znowu znaleźliśmy się w punkcie wyjścia.– Na to wygląda.No i, Crokus, jak ci się podoba rola igraszki boga?Nie widział większego sensu w odpowiadaniu na to pytanie.Wolał zejść na pokrytą wodą podłogę i ruszyć w stronę drzwi.Bhok’arala rozpierzchły się, pokrzykując cichutko, i zniknęły w mrocznym korytarzu po drugiej stronie.Nożownik zatrzymał się na progu i obejrzał na Apsalar.– Idziesz?Dziewczyna wzruszyła ramionami w ciemności i podążyła za nim.Korytarz biegł prosto i poziomo przez dwadzieścia kroków, po czym skręcał w prawo, a jego podłoga przechodziła w nierówną, prowadzącą na wyższy poziom rampę, po której spływały maleńkie strumyki.Nie było tu żadnych bocznych pomieszczeń ani korytarzy.W końcu dotarli do okrągłego pomieszczenia, w którego ścianach pełno było zamkniętych drzwi, wyglądających na wejścia do grobowców.W jednej z łukowatych ścian, między dwoma takimi drzwiami, znajdowała się wnęka, w której było widać schody.U ich podnóża przykucnęła znajoma postać, odsłaniając zęby w szerokim uśmiechu.– Iskaral Krost!– Stęskniłeś się za mną, co, chłopcze? – Ruszył bokiem ku niemu, a potem uniósł nagle głowę.– Powinienem go teraz uspokoić, tak jest, uspokoić ich oboje.Słowa przywitania, czułe objęcia, starzy przyjaciele, tak jest, ponownie zjednoczeni służbą dla wspólnej sprawy.Mniejsza z tym, jak trudne zadania staną przed nami w ciągu najbliższych dni i nocy.Jakbym potrzebował pomocy.Iskaral Krost nie potrzebuje nikogo.Och, ona mogłaby być użyteczna, ale nie wydaje się, żeby miała na to ochotę.Moja droga dziewczyna cierpi z powodu swej wiedzy.– Podniósł się do pozycji pośredniej między stojącą a kuczną.Nagle uśmiechnął się szerzej.– Witajcie, przyjaciele!Nożownik podszedł do niego.– Nie mam czasu na takie gierki, ty cholerna gnido.– Nie masz czasu? Ależ masz, chłopcze! Musimy zrobić wiele rzeczy, ale mamy na to mnóstwo czasu! Czy to nie miła odmiana? Pośpiech? To nie dla nas! Nie, my możemy się guzdrać! Czyż to nie cudowne?– Czego chce od nas Kotylion? – zapytał Nożownik, zmuszając się do rozluźnienia pięści.– Pytasz mnie, czego chce od was Kotylion? Skąd mam to wiedzieć? – Pochylił się nagle.– Czy mi uwierzył?– Nie.– Co „nie”? Straciłeś rozum, chłopcze? Tu go nie znajdziesz! Chociaż moja żona mogłaby znaleźć.Ona ciągle tu sprząta.Tak mi się przynajmniej zdaje, że to robi.Ale nie dotyka ofiar.Moje dzieci, bhok’arala, zostawiają je dla mnie we wszystkich miejscach, do których chodzę, oczywiście.Już się przyzwyczaiłem do tej woni.Na czym to stanąłem? Ach, moja droga Apsalar, czy powinniśmy sobie pozwolić na mały flirt? Dopiero ta wiedźma by się zapluła! Hi, hi!– Wolałabym flirtować z bhok’aralem – odparła dziewczyna.– To też.Nie jestem zazdrosny.Z pewnością słyszysz to z ulgą, dziewczyno.Jest ich tu mnóstwo, więc masz w czym wybierać.A teraz, czy jesteście głodni? Spragnieni? Mam nadzieję, że macie własne zapasy.Wejdźcie na górę tymi schodami, a gdyby was pytała, to mnie nie widzieliście.Iskaral Krost cofnął się i zniknął.– Być może jego.żona okaże się bardziej rozsądną gospodynią – rzekła z westchnieniem Apsalar.Nożownik obejrzał się na nią.Z jakiegoś powodu w to wątpię.Rozdział dwudziesty pierwszyW świetle nie ma śmierci.Anarmannwielki kapłan Osserca– Wszystko to Mezla – wymamrotał Febryl, kuśtykając zakurzoną ścieżką.Jego oddech stawał się coraz bardziej ochrypły.Prawie wszystko na świecie budziło w tych dniach jego niezadowolenie.Malazańczycy.Jego słabnące ciało.Ślepy obłęd mocy, tak wyraźnie uwidaczniający się w Bogini Tornada.W jego opinii świat pogrążał się w chaosie, a wszystko, czym był ongiś – podobnie jak wszystko, czym był ongiś sam Febryl – należało już do przeszłości.Ale ta przeszłość nie była martwa.Ona tylko spała.Bezbłędne, perfekcyjne odtworzenie dawnych regularności mogło doprowadzić do powtórnych narodzin.Nie takich, jakie przydarzyły się sha’ik – to było jedynie odrzucenie zużytego naczynia, zastąpienie go nowym, znacznie mniej sfatygowanym.Nie, ponowne narodziny, jakich pragnął Febryl, sięgały znacznie głębiej.Służył ongiś Świętemu Falah’dowi Enqurze.Święte Miasto Ugarat i cały zastęp miast hołdowniczych przeżywały pod rządami tego władcy renesans.W Ugaracie kwitło jedenaście wielkich szkół naukowych.Dawno zapomnianą wiedzę odkrywano na nowo.Kwiat wielkiej cywilizacji zwrócił się ku słońcu i zaczął otwierać.Mezla i ich nieubłagane legiony zniszczyli.wszystko.Dassem Ultor zdobył Ugarat.Żołnierze zaatakowali szkoły, lecz – ku swej furii – przekonali się, że liczne bogactwa i teksty zniknęły, razem z filozofami i uczonymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]