[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostałe wejście znajdowało się niedaleko nas i mimo że zamek miał niezwykły wygląd (najwyraźniej był z czasów Dawnych), wydał mi się najlepszym schronieniem na nadciągającą noc.Hiku nie opierał się wcale przed wejściem na most.Szedł śmiało, a jego kopyta wygrywały dudniący rytm, w który wsłuchiwałem się, jakbym spodziewał się odzewu zza murów.Przekonałem się, że wybór miejsca na nocleg był trafny, bo część mostu przy baszcie można było wciągnąć, tak aby między lądem a zamkiem zerwać połączenie.Pierwszą moją myślą było: czy da to się jeszcze uruchomić? Przywiązałem koniec mojego sznura do pierścieni, które tam znalazłem.Hiku ciągnął dzielnie, a ja pomagałem mu z całych sił.Już myślałem, że z czasem część zwodzona wrosła w posadę mostu i nie poruszy się, ale podważyłem złącza mieczem, wymiotłem złogi ziemi i nawiane w szpary liście i spróbowałem raz jeszcze.Tym razem mechanizm drgnął i puścił, nie odsuwając się tyle, ile zamierzyli budowniczowie, ale wystarczająco, by między mostem a wieżą powstała duża wyrwa.Przede mną ciemniała brama.Poczułem się zły na samego siebie, że nie miałem ze sobą czegoś, co mogłoby posłużyć jako pochodnia.Po raz wtóry zawierzyłem zmysłom kuca.Gdy spuściłem go z liny, westchnął głęboko i powoli, nie prowadzony ani nie ponaglany, podążył naprzód z lekko zwieszonym łbem.Szedłem za nim, przekonany, iż znaleźliśmy się w miejscu, gdzie mogłyby gromadzić się stare sny, ale nie one nam teraz były groźne.Nad nami w zwalistej baszcie ziała łukowato wygięta brama, ale za nią pobłyskiwało światło i znaleźliśmy się na dziedzińcu, na który otwierały się główne pomieszczenia budowli.Jeżeli wzniesiono ją na prawdziwej wyspie, to nie było tu tego widać, ponieważ z zewnątrz mury ginęły w wodzie.Ponad dziedzińcem, od jednej baszty do drugiej biegła galeria, do której wiodły schody z prawej i lewej strony.Pośrodku otwartego podwórca rosły różne zioła.Trawa, krzewy, nawet kilka drzewek, dzieliły się ciasnym kawałkiem przestrzeni.Hiku zaczął je skubać, jak gdyby cały czas wiedział, że czeka tu na niego pastwisko.Ciekaw byłem, czy istotnie wiedział — i czy przechodził tędy Neevor.Upuściłem sakwę podróżną i wszedłem dalej, pod drugą basztą na bliźniaczy most.Stał twardo, nie naznaczony działaniem żywiołów i czasu.Pomyślałem o ogromnej różnorodności ruin pozostawionych przez Dawnych.Z jednymi czas obszedł się bardzo źle — na przykład z tymi, które z Kiwałem odkryliśmy wzdłuż Drogi na Odłogach.natomiast inne stały nie naruszone, jakby ich budowniczowie opuścili je zaledwie wczoraj.Za drugą basztą ziała wyrwa, nie dlatego, że zwodzona część mostu była podniesiona, czego się spodziewałem ale że budulec mostu stopił się tutaj na żużel.Wyciągnąłem dłoń, by dotknąć tej powierzchni i poczułem ukłucie bólu.Zapięstek na moim przegubie jaśniał, co uznałem za ostrzeżenie.Wróciłem na dziedziniec.W ogrodzie — o ile był to ogród — znalazłem drwa.Lecz niespieszne mi było zrobić z nich pochodnię.Nic miałem teraz ochoty wejść do komnat na galerii i zwiedzić wyższe piętra baszt.Nazbierałem suchej trawy z lat poprzednich i ona, w połączeniu z moją burką, któtii nsidal cuchnęła dymem, posłużyła mi za posłanie.Znalazłem też wodę bieżącą z rury zakończonej dziwacznym łbem, z którego warg i oczu strumień płynął do koryta i dalej rynienką.Hiku napił się jej bez wahania, ja umyłem swoją zakopconą twarz i ręce i także napiłem się do syta.Zjadłem jeden suchar, pokruszyłem drugi i rozsypałem na szerokich liściach dla Hiku.Zjadł ze smakiem i wrócił do skubania trawy dopiero, gdy wymiótł ozorem ostatni okruszek.Ułożyłem się na mojej burce, rozwiązałem kaptur i było mi tak wygodnie, jak każdemu zwiadowcy w polu.Leżałem patrząc na gwiazdy, gdy zapadała noc.Na zewnątrz plaskała o mury woda, niedaleko huczał owad, a później doleciał mnie szmer skrzydlatego nocnego łowcy.Na wyższych piętrach zapewne gnieździły się sowy i kozodoje.Poza tym ogarniała mnie cisza, która szła w parze z pustką panującą w tym miejscu.Czułem się pokrzepiony na duchu tym, że poprzedniego dnia uśmiechnął się do mnie los, że odczytano moje znaki, że znalazłem talizman [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Pozostałe wejście znajdowało się niedaleko nas i mimo że zamek miał niezwykły wygląd (najwyraźniej był z czasów Dawnych), wydał mi się najlepszym schronieniem na nadciągającą noc.Hiku nie opierał się wcale przed wejściem na most.Szedł śmiało, a jego kopyta wygrywały dudniący rytm, w który wsłuchiwałem się, jakbym spodziewał się odzewu zza murów.Przekonałem się, że wybór miejsca na nocleg był trafny, bo część mostu przy baszcie można było wciągnąć, tak aby między lądem a zamkiem zerwać połączenie.Pierwszą moją myślą było: czy da to się jeszcze uruchomić? Przywiązałem koniec mojego sznura do pierścieni, które tam znalazłem.Hiku ciągnął dzielnie, a ja pomagałem mu z całych sił.Już myślałem, że z czasem część zwodzona wrosła w posadę mostu i nie poruszy się, ale podważyłem złącza mieczem, wymiotłem złogi ziemi i nawiane w szpary liście i spróbowałem raz jeszcze.Tym razem mechanizm drgnął i puścił, nie odsuwając się tyle, ile zamierzyli budowniczowie, ale wystarczająco, by między mostem a wieżą powstała duża wyrwa.Przede mną ciemniała brama.Poczułem się zły na samego siebie, że nie miałem ze sobą czegoś, co mogłoby posłużyć jako pochodnia.Po raz wtóry zawierzyłem zmysłom kuca.Gdy spuściłem go z liny, westchnął głęboko i powoli, nie prowadzony ani nie ponaglany, podążył naprzód z lekko zwieszonym łbem.Szedłem za nim, przekonany, iż znaleźliśmy się w miejscu, gdzie mogłyby gromadzić się stare sny, ale nie one nam teraz były groźne.Nad nami w zwalistej baszcie ziała łukowato wygięta brama, ale za nią pobłyskiwało światło i znaleźliśmy się na dziedzińcu, na który otwierały się główne pomieszczenia budowli.Jeżeli wzniesiono ją na prawdziwej wyspie, to nie było tu tego widać, ponieważ z zewnątrz mury ginęły w wodzie.Ponad dziedzińcem, od jednej baszty do drugiej biegła galeria, do której wiodły schody z prawej i lewej strony.Pośrodku otwartego podwórca rosły różne zioła.Trawa, krzewy, nawet kilka drzewek, dzieliły się ciasnym kawałkiem przestrzeni.Hiku zaczął je skubać, jak gdyby cały czas wiedział, że czeka tu na niego pastwisko.Ciekaw byłem, czy istotnie wiedział — i czy przechodził tędy Neevor.Upuściłem sakwę podróżną i wszedłem dalej, pod drugą basztą na bliźniaczy most.Stał twardo, nie naznaczony działaniem żywiołów i czasu.Pomyślałem o ogromnej różnorodności ruin pozostawionych przez Dawnych.Z jednymi czas obszedł się bardzo źle — na przykład z tymi, które z Kiwałem odkryliśmy wzdłuż Drogi na Odłogach.natomiast inne stały nie naruszone, jakby ich budowniczowie opuścili je zaledwie wczoraj.Za drugą basztą ziała wyrwa, nie dlatego, że zwodzona część mostu była podniesiona, czego się spodziewałem ale że budulec mostu stopił się tutaj na żużel.Wyciągnąłem dłoń, by dotknąć tej powierzchni i poczułem ukłucie bólu.Zapięstek na moim przegubie jaśniał, co uznałem za ostrzeżenie.Wróciłem na dziedziniec.W ogrodzie — o ile był to ogród — znalazłem drwa.Lecz niespieszne mi było zrobić z nich pochodnię.Nic miałem teraz ochoty wejść do komnat na galerii i zwiedzić wyższe piętra baszt.Nazbierałem suchej trawy z lat poprzednich i ona, w połączeniu z moją burką, któtii nsidal cuchnęła dymem, posłużyła mi za posłanie.Znalazłem też wodę bieżącą z rury zakończonej dziwacznym łbem, z którego warg i oczu strumień płynął do koryta i dalej rynienką.Hiku napił się jej bez wahania, ja umyłem swoją zakopconą twarz i ręce i także napiłem się do syta.Zjadłem jeden suchar, pokruszyłem drugi i rozsypałem na szerokich liściach dla Hiku.Zjadł ze smakiem i wrócił do skubania trawy dopiero, gdy wymiótł ozorem ostatni okruszek.Ułożyłem się na mojej burce, rozwiązałem kaptur i było mi tak wygodnie, jak każdemu zwiadowcy w polu.Leżałem patrząc na gwiazdy, gdy zapadała noc.Na zewnątrz plaskała o mury woda, niedaleko huczał owad, a później doleciał mnie szmer skrzydlatego nocnego łowcy.Na wyższych piętrach zapewne gnieździły się sowy i kozodoje.Poza tym ogarniała mnie cisza, która szła w parze z pustką panującą w tym miejscu.Czułem się pokrzepiony na duchu tym, że poprzedniego dnia uśmiechnął się do mnie los, że odczytano moje znaki, że znalazłem talizman [ Pobierz całość w formacie PDF ]