[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A my potrzebujemy gospodarza powiedział z szerokim uśmiechem Po-żeracz Chmur. Gdzie chowasz Płowego, panienko? W magicznym pudełeczku?Wierzba zmierzyła go ostrym spojrzeniem, po czym odparła sucho: %7łarty to niedobre.Nic wam do tego, gdzie pan Płowy przebywa.W tej chwili zobaczyła otwarte drzwi i gniewnie zawinąwszy spódnicą, wpa-dła do środka.145Kamyk miął w ręku fałdę odsuniętej zasłony.Stół Płowego zastawiony byłrównymi rządkami szklanych naczyń laboratoryjnych, pudełkami z kory zawiera-jącymi narzędzia i przyrządy.Najbardziej okazała skrzyneczka kryła największyskarb maga mikroskop.Na półkach powyżej stały słoje z preparatami zakon-serwowanymi alkoholem i dziesiątki garnuszków oraz buteleczek z lekami Nibywyglądało to jak zwykle, lecz wszystkie probówki były próżne.Przedmioty leżałyzbyt równo, w sztywnym porządku rzeczy nieużywanych od dawna, a wszystkopokrywała cieniutka warstewka siwego kurzu.Na samym środku blatu dojrzałkronikę Płowego.Kamyk powoli, jakby ten ruch wymagał dużego wysiłku, prze-ciągnął palcami po jej okładce.Zostawiły na skórze wyrazne ścieżki dowód, żeksięga życia Płowego od dawna leżała tu samotnie i nikt jej nie otwierał.Chłopiecnie zdawał sobie sprawy, że coraz mocniej ciągnie ściskaną w ręku kotarę.Prętwyginał się, nici nie wytrzymały i kolejno trzy kółka z cichym trzaskiem puści-ły tkaninę.Okropne przeczucie chwyciło Kamyka za gardło i wtłoczyło ohydny,mdlący lęk w trzewia.Płowy nie mógł nie używać swej pracowni, jeżeli tylkoprzebywał w domu.Jeśliby natomiast wyjechał wtedy na pewno nie zostawił-by tu swojej kroniki.Wytłumaczenie nasuwało się samo, ale Kamyk nie chciał.nawet nie mógł sformułować go choćby w myślach.Odwrócił się powoli, jakczłowiek, który otrzymał właśnie ogłuszający cios w głowę i okręca się tylko poto, by upaść.W izbie stała już Wierzba, przyglądając mu się badawczo.Za niąw wąskich drzwiach stłoczyli się Wężownik i Pożeracz Chmur.Wędrowiec miałzafrasowaną minę, a młody smok był zaszokowany i przygnębiony.Kamyk pu-ścił w końcu zmaltretowaną zasłonkę, bezradnym gestem wskazał na opuszczonelaboratorium.Co się stało? Co tu się stało? Gdzie on jest?Widział jak Pożeracz Chmur porusza ustami, widocznie pytając o to samo go-spodynię.Podeszła do okna i zdjęła z podokiennika spore naczynie z polewanejgliny.Z powagą postawiła je na brzegu stołu tuż przed Kamykiem, po czym zdjęłapokrywkę.Wnętrze wypełniał prawie po sam wierzch biały popiół.Chłopiec pa-trzył, nie mogąc oderwać oczu od urny i znaków pisma biegnących po jej obłymboku: Płowy, syn Trawy i Stanowczego, mag Obserwator.Czytał to wciąż odnowa, a z chwili na chwilę czuł, jak ogarnia go coraz większa rozpacz i poczuciewiny.Wreszcie zamknął oczy i ruszył do wyjścia, obijając się o sprzęty, przewra-cając stołek w ślepej ucieczce.Pożeracz Chmur próbował chwycić go za ramięi uchronić od rozbicia głowy, lecz Kamyk wyrwał mu się i wytoczył za próg.Z oczami już otwartymi, lecz wciąż chwiejnym krokiem ciężko ranionego szedłprzed siebie.Nogi same zaniosły go między drzewa wiśniowe, w pstrokaty festi-wal schnącej odzieży.Tam dogonił go Pożeracz Chmur, zatrzymał i przewróciłw trawę. Przestań! To nie twoja wina! Rozumiesz mnie? Nie twoja wina!Umarł! Umarł, a mnie przy nim nie było!146 A czy to nie wszystko jedno? Teraz też możesz go zjeść!Kamyk z wściekłością uderzył go pięścią w nos, aż biedny smok skulił się odnagłego bólu.Przycisnął młodego maga całym swym ciężarem do ziemi, a tenwalczył z nienaturalną siłą zrodzoną z rozpaczy.Pożeraczowi Chmur udało sięzłapać Kamyka za jedną rękę, ale chłopak drugą tłukł go tam, gdzie tylko mógłdosięgnąć w lewą stronę twarzy, szyję i ucho.Siła skumulowana w smoczychmięśniach pozwoliłaby z łatwością skręcić kark człowiekowi, ale tym razem mło-dy smok ograniczał się do obrony (niezgrabnej, gdyż wciąż jeszcze nie przyzwy-czaił się do nowego ciała).Z początku urażony, już w chwilę potem zdał sobiesprawę, że przyjaciel tak naprawdę wyładowuje na nim złość, której nie możeskierować na siebie.Czytał w Kamykowych myślach i widział, jak w wyobraz-ni maltretuje on samego siebie, jakby karząc się za wyimaginowaną zbrodnię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. A my potrzebujemy gospodarza powiedział z szerokim uśmiechem Po-żeracz Chmur. Gdzie chowasz Płowego, panienko? W magicznym pudełeczku?Wierzba zmierzyła go ostrym spojrzeniem, po czym odparła sucho: %7łarty to niedobre.Nic wam do tego, gdzie pan Płowy przebywa.W tej chwili zobaczyła otwarte drzwi i gniewnie zawinąwszy spódnicą, wpa-dła do środka.145Kamyk miął w ręku fałdę odsuniętej zasłony.Stół Płowego zastawiony byłrównymi rządkami szklanych naczyń laboratoryjnych, pudełkami z kory zawiera-jącymi narzędzia i przyrządy.Najbardziej okazała skrzyneczka kryła największyskarb maga mikroskop.Na półkach powyżej stały słoje z preparatami zakon-serwowanymi alkoholem i dziesiątki garnuszków oraz buteleczek z lekami Nibywyglądało to jak zwykle, lecz wszystkie probówki były próżne.Przedmioty leżałyzbyt równo, w sztywnym porządku rzeczy nieużywanych od dawna, a wszystkopokrywała cieniutka warstewka siwego kurzu.Na samym środku blatu dojrzałkronikę Płowego.Kamyk powoli, jakby ten ruch wymagał dużego wysiłku, prze-ciągnął palcami po jej okładce.Zostawiły na skórze wyrazne ścieżki dowód, żeksięga życia Płowego od dawna leżała tu samotnie i nikt jej nie otwierał.Chłopiecnie zdawał sobie sprawy, że coraz mocniej ciągnie ściskaną w ręku kotarę.Prętwyginał się, nici nie wytrzymały i kolejno trzy kółka z cichym trzaskiem puści-ły tkaninę.Okropne przeczucie chwyciło Kamyka za gardło i wtłoczyło ohydny,mdlący lęk w trzewia.Płowy nie mógł nie używać swej pracowni, jeżeli tylkoprzebywał w domu.Jeśliby natomiast wyjechał wtedy na pewno nie zostawił-by tu swojej kroniki.Wytłumaczenie nasuwało się samo, ale Kamyk nie chciał.nawet nie mógł sformułować go choćby w myślach.Odwrócił się powoli, jakczłowiek, który otrzymał właśnie ogłuszający cios w głowę i okręca się tylko poto, by upaść.W izbie stała już Wierzba, przyglądając mu się badawczo.Za niąw wąskich drzwiach stłoczyli się Wężownik i Pożeracz Chmur.Wędrowiec miałzafrasowaną minę, a młody smok był zaszokowany i przygnębiony.Kamyk pu-ścił w końcu zmaltretowaną zasłonkę, bezradnym gestem wskazał na opuszczonelaboratorium.Co się stało? Co tu się stało? Gdzie on jest?Widział jak Pożeracz Chmur porusza ustami, widocznie pytając o to samo go-spodynię.Podeszła do okna i zdjęła z podokiennika spore naczynie z polewanejgliny.Z powagą postawiła je na brzegu stołu tuż przed Kamykiem, po czym zdjęłapokrywkę.Wnętrze wypełniał prawie po sam wierzch biały popiół.Chłopiec pa-trzył, nie mogąc oderwać oczu od urny i znaków pisma biegnących po jej obłymboku: Płowy, syn Trawy i Stanowczego, mag Obserwator.Czytał to wciąż odnowa, a z chwili na chwilę czuł, jak ogarnia go coraz większa rozpacz i poczuciewiny.Wreszcie zamknął oczy i ruszył do wyjścia, obijając się o sprzęty, przewra-cając stołek w ślepej ucieczce.Pożeracz Chmur próbował chwycić go za ramięi uchronić od rozbicia głowy, lecz Kamyk wyrwał mu się i wytoczył za próg.Z oczami już otwartymi, lecz wciąż chwiejnym krokiem ciężko ranionego szedłprzed siebie.Nogi same zaniosły go między drzewa wiśniowe, w pstrokaty festi-wal schnącej odzieży.Tam dogonił go Pożeracz Chmur, zatrzymał i przewróciłw trawę. Przestań! To nie twoja wina! Rozumiesz mnie? Nie twoja wina!Umarł! Umarł, a mnie przy nim nie było!146 A czy to nie wszystko jedno? Teraz też możesz go zjeść!Kamyk z wściekłością uderzył go pięścią w nos, aż biedny smok skulił się odnagłego bólu.Przycisnął młodego maga całym swym ciężarem do ziemi, a tenwalczył z nienaturalną siłą zrodzoną z rozpaczy.Pożeraczowi Chmur udało sięzłapać Kamyka za jedną rękę, ale chłopak drugą tłukł go tam, gdzie tylko mógłdosięgnąć w lewą stronę twarzy, szyję i ucho.Siła skumulowana w smoczychmięśniach pozwoliłaby z łatwością skręcić kark człowiekowi, ale tym razem mło-dy smok ograniczał się do obrony (niezgrabnej, gdyż wciąż jeszcze nie przyzwy-czaił się do nowego ciała).Z początku urażony, już w chwilę potem zdał sobiesprawę, że przyjaciel tak naprawdę wyładowuje na nim złość, której nie możeskierować na siebie.Czytał w Kamykowych myślach i widział, jak w wyobraz-ni maltretuje on samego siebie, jakby karząc się za wyimaginowaną zbrodnię [ Pobierz całość w formacie PDF ]