[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wallie zastanawiał się przez chwilę, gdzie jest Nnanji i jego świta.Już powinni wrócić.Stłumił niepokój i zaczął wyjaśniać sytuację, popijając piwo.- Kandydatem na przywódcę i zarazem faworytem jest żyrafa w ludzkiej postaci.Boariyi Siódmy.Podobno jest lepszy ode mnie.- Brednie! - mruknęła Brota.-Wcale nie! Ten człowiek ma ramię jak wasz bukszpryt.Muszę trochę poćwiczyć.I to od zaraz! Drugi kłopot polega na tym, że szermierze mi nie ufają.Prawdziwy Shonsu stracił armię.Boją się, że ja stracę drugą.Wiedzą o moim upokorzeniu w Aus.Nie mogę więc wywalczyć sobie przywództwa w zwykłym pojedynku, jak Boariyi albo kasztelan.Ale tylko ja jestem w stanie zapobiec klęsce.Czarnoksiężnicy są podstępni, a szermierze głupi! Jeśli mi pomożecie, nie dopuścimy do masakry.Tomiyano popatrzył na niego sceptycznie.- W jaki sposób?- Dobre pytanie.Musimy zrobić coś dramatycznego.Kto ma pomysł?- Ty - stwierdził kapitan.- Przedstaw go nam.Wallie uśmiechnął się, podbudowany ich wiarą.A może ci sprytni handlarze potrafili czytać z jego twarzy?- Żadnych więcej podróży na lewy brzeg.Ale i tak będzie niebezpiecznie.To wojna.Nadal jesteście ze mną?Tak.Wszyscy stali przy nim murem.Od starej Liny, chyba równie wiekowej jak Honakura, po dzieci.Wallie podziękował im szczerze, ukrywając wzruszenie.Przeniósł wzrok na Siódmego.- Jakiej pomocy możemy oczekiwać od kapłanów, świątobliwy?- Dowolnej - zapewnił starzec.Poparcie świątyni było bezcenne.Wyglądało na to, że Boariyi trafił na górę lodową i powoli tonął.Wallie dumał przez chwilę, ale w końcu doszedł do wniosku, że jego szalony plan jest na razie jedyny.Wziął głęboki oddech.- Chyba mam zajęcie dla wszystkich.Kapitanie, ty kupisz statek.Tomiyano zrobił zaskoczoną minę.- Duży czy mały? Jakie ożaglowanie?Wallie wzruszył ramionami.- Ośmiu albo dziesięciu ludzi załogi.Bardzo szybki.Dostatecznie duży, żeby można stać wyprostowanym pod pokładem.Tomiyano wstał i spojrzał na statki cumujące do nabrzeża, a potem ku zakotwiczonym na Rzece.- Ten? A może tamten?- Wszystko jedno.Ile zapłacę?- Dwa albo trzy tysiące.Wallie skierował wzrok na Brotę i omal nie zamienił się w bryłę lodu pod jej spojrzeniem.Kobieta obawiała się, że szermierz poprosi ją o datek na szlachetny cel.Na pewno miała schowane gdzieś na Szafirze zyski z trzydziestu lat handlowania.Uśmiechnął się niewinnie.- W porządku.Kobieta nachmurzyła się jeszcze bardziej i zerknęła na syna.Tomiyano chrząknął.- Więc masz ich więcej!Wallie sięgnął do sakiewki i wyjął garść niebieskich, iskrzących się kamieni.- Tak.Coś by się zmieniło, gdybyś wiedział?Kapitan obnażył zęby w drapieżnym uśmiechu.- Możliwe! Byłem gotowy zrobić to dla samej twojej zapinki.Z mieczem mielibyśmy kłopot.Matka mi nie pozwoliła, ale gdyby wiedziała o klejnotach.Żartował, ale może nie do końca.Piąta spiorunowała go wzrokiem.Wallie roześmiał się i schował kamienie.- W takim razie jestem ci wdzięczny, pani! Może ty i Katanji sprzedacie parę, kiedy się dowiemy, ile potrzeba pieniędzy?- Chwileczkę, panie - odezwał się Honakura.- Przypuszczam, że te szafiry dał ci bóg?Wallie pokiwał głową.- Są zatem wyjątkowe.Świątynia mogłaby być zainteresowana ich kupnem- Dziękuję, świątobliwy.- Wallie mówił poważnym tonem, ale w głębi duszy się uśmiechał.Stary drań zamierzał napaść na świątynny skarbiec.- Broto, będziemy potrzebowali jedwabiu.Dostanie się go w Casr? Dobrej jakości jedwab?- Bardzo dobrej - powiedziała kobieta ostrożnie.- Pomarańczowy byłby najlepszy.Jak można by uczynić go wodoszczelnym? Wosk pszczeli? Klej szewski?- Można użyć szewskiego wosku - odparła Brota.- Lino? Czy w kuchni nadal jest ten miedziany gar, którego używałem, pokazując wam, jak czarnoksiężnicy wzmacniają wino? - pytał dalej Wallie.Słońce stojące nisko nad horyzontem raziło w oczy.Kobieta zasłoniła je niemal przezroczystą dłonią i spojrzała na Siódmego.- Wrzuciłam go do zęzy.Przeszkadzał mi.Tomiyano poczerwieniał.Z trudem nad sobą panował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Wallie zastanawiał się przez chwilę, gdzie jest Nnanji i jego świta.Już powinni wrócić.Stłumił niepokój i zaczął wyjaśniać sytuację, popijając piwo.- Kandydatem na przywódcę i zarazem faworytem jest żyrafa w ludzkiej postaci.Boariyi Siódmy.Podobno jest lepszy ode mnie.- Brednie! - mruknęła Brota.-Wcale nie! Ten człowiek ma ramię jak wasz bukszpryt.Muszę trochę poćwiczyć.I to od zaraz! Drugi kłopot polega na tym, że szermierze mi nie ufają.Prawdziwy Shonsu stracił armię.Boją się, że ja stracę drugą.Wiedzą o moim upokorzeniu w Aus.Nie mogę więc wywalczyć sobie przywództwa w zwykłym pojedynku, jak Boariyi albo kasztelan.Ale tylko ja jestem w stanie zapobiec klęsce.Czarnoksiężnicy są podstępni, a szermierze głupi! Jeśli mi pomożecie, nie dopuścimy do masakry.Tomiyano popatrzył na niego sceptycznie.- W jaki sposób?- Dobre pytanie.Musimy zrobić coś dramatycznego.Kto ma pomysł?- Ty - stwierdził kapitan.- Przedstaw go nam.Wallie uśmiechnął się, podbudowany ich wiarą.A może ci sprytni handlarze potrafili czytać z jego twarzy?- Żadnych więcej podróży na lewy brzeg.Ale i tak będzie niebezpiecznie.To wojna.Nadal jesteście ze mną?Tak.Wszyscy stali przy nim murem.Od starej Liny, chyba równie wiekowej jak Honakura, po dzieci.Wallie podziękował im szczerze, ukrywając wzruszenie.Przeniósł wzrok na Siódmego.- Jakiej pomocy możemy oczekiwać od kapłanów, świątobliwy?- Dowolnej - zapewnił starzec.Poparcie świątyni było bezcenne.Wyglądało na to, że Boariyi trafił na górę lodową i powoli tonął.Wallie dumał przez chwilę, ale w końcu doszedł do wniosku, że jego szalony plan jest na razie jedyny.Wziął głęboki oddech.- Chyba mam zajęcie dla wszystkich.Kapitanie, ty kupisz statek.Tomiyano zrobił zaskoczoną minę.- Duży czy mały? Jakie ożaglowanie?Wallie wzruszył ramionami.- Ośmiu albo dziesięciu ludzi załogi.Bardzo szybki.Dostatecznie duży, żeby można stać wyprostowanym pod pokładem.Tomiyano wstał i spojrzał na statki cumujące do nabrzeża, a potem ku zakotwiczonym na Rzece.- Ten? A może tamten?- Wszystko jedno.Ile zapłacę?- Dwa albo trzy tysiące.Wallie skierował wzrok na Brotę i omal nie zamienił się w bryłę lodu pod jej spojrzeniem.Kobieta obawiała się, że szermierz poprosi ją o datek na szlachetny cel.Na pewno miała schowane gdzieś na Szafirze zyski z trzydziestu lat handlowania.Uśmiechnął się niewinnie.- W porządku.Kobieta nachmurzyła się jeszcze bardziej i zerknęła na syna.Tomiyano chrząknął.- Więc masz ich więcej!Wallie sięgnął do sakiewki i wyjął garść niebieskich, iskrzących się kamieni.- Tak.Coś by się zmieniło, gdybyś wiedział?Kapitan obnażył zęby w drapieżnym uśmiechu.- Możliwe! Byłem gotowy zrobić to dla samej twojej zapinki.Z mieczem mielibyśmy kłopot.Matka mi nie pozwoliła, ale gdyby wiedziała o klejnotach.Żartował, ale może nie do końca.Piąta spiorunowała go wzrokiem.Wallie roześmiał się i schował kamienie.- W takim razie jestem ci wdzięczny, pani! Może ty i Katanji sprzedacie parę, kiedy się dowiemy, ile potrzeba pieniędzy?- Chwileczkę, panie - odezwał się Honakura.- Przypuszczam, że te szafiry dał ci bóg?Wallie pokiwał głową.- Są zatem wyjątkowe.Świątynia mogłaby być zainteresowana ich kupnem- Dziękuję, świątobliwy.- Wallie mówił poważnym tonem, ale w głębi duszy się uśmiechał.Stary drań zamierzał napaść na świątynny skarbiec.- Broto, będziemy potrzebowali jedwabiu.Dostanie się go w Casr? Dobrej jakości jedwab?- Bardzo dobrej - powiedziała kobieta ostrożnie.- Pomarańczowy byłby najlepszy.Jak można by uczynić go wodoszczelnym? Wosk pszczeli? Klej szewski?- Można użyć szewskiego wosku - odparła Brota.- Lino? Czy w kuchni nadal jest ten miedziany gar, którego używałem, pokazując wam, jak czarnoksiężnicy wzmacniają wino? - pytał dalej Wallie.Słońce stojące nisko nad horyzontem raziło w oczy.Kobieta zasłoniła je niemal przezroczystą dłonią i spojrzała na Siódmego.- Wrzuciłam go do zęzy.Przeszkadzał mi.Tomiyano poczerwieniał.Z trudem nad sobą panował [ Pobierz całość w formacie PDF ]