[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale spójrzmy prawdzie w oczy; nie wszystko, co głosił Mosley, to głupoty.Bałagan to w tym kraju jest - wyciągnął szyję - przydałoby się trochę dyscypliny.Duma narodowa.- No tak, ale Mosley?- Stary, niech mnie pan dobrze zrozumie.Przecież, u diabła, brałem udział w tej wojnie.Tylko.no, weźmy na przykład Hiszpanię.Niech pan zobaczy, ile Franco zrobił dla Hiszpanii.- O ile wiem, to głównie budował kazamaty.- Był pan w Hiszpanii?- Nie.- Na pana miejscu nie zabierałbym na ten temat głosu.Policzyłem w myśli do pięciu.- Przepraszam.Nie chciałem panu przerwać.- Tak się zdarzyło, że wpadły mi kiedyś do ręki książki Mosleya i wiele rzeczy brzmi całkiem sensownie.- Rozumiem.Zrobił taką minę, jakby czyścił swoje nastroszone piórka dziobem.- Moja bliźniaczka wróciła, stary zostawił nas samych i była słodka.Ja odgrywałem skrzywdzoną ofiarę, dałem do zrozumienia, że dobrze by mi zrobił na morale maleńki spacerek przy księżycu.A wtedy ona: spacerek? A może byśmy popływali? I słowo daję, stary, gdyby ją pan słyszał, też byłby pan pewny, że się na pływaniu nie skończy.Umówiliśmy się o północy, przy bramie.W porządku, o jedenastej powiedzieliśmy sobie dobranoc i siedziałem czekając na godzinę zero.Bez kłopotów wymknąłem się z domu.Podszedłem pod bramę.Zjawiła się po pięciu minutach.I, stary, niejedno przeżyłem, ale ta dziewczyna to była bomba.Już myślałem, że z pływania nici.A ona mówi, że chciałaby się odświeżyć.- Chwała Bogu, że mi pan tego nie opowiedział przed moim wyjazdem.Nie przeżyłbym rozczarowania.Uśmiechnął się protekcjonalnie.- Zeszliśmy na brzeg.I ona mówi: nie mam kostiumu, idź pierwszy.Pomyślałem sobie: cóż, wstydliwa, a może chce się przygotować.Dobra.Ona schowała się między drzewa, a Charley zrobił to, co mu kazano, rozebrał się, wypłynął w morze, czeka dwie minuty, trzy, cztery, mija dziesięć minut, zaczyna mu być zimno.A dziewczyny nie ma.- I nie ma ubrania.- Trafił pan w dziesiątkę.Stoję golusieńki jak mnie Pan Bóg stworzył i wołam tę June.- Roześmiałem się, ale on się tylko skrzywił.- No tak.Pyszny dowcip.Wreszcie to do mnie dotarło.Może pan sobie wyobrazić, jaki byłem wściekły.Czekałem pół godziny.Wszędzie jej szukałem.Nic z tego.Wróciłem do domu.Poraniłem sobie nogi.Zerwałem gałąź pinii, żeby w razie czego przysłonić goliznę.- Co za nieprawdopodobna historia!Wiedziałem, że oczekuje, bym podzielił jego oburzenie, ale z trudem powstrzymywałem śmiech.- Podchodzę do domu i jak pan myśli, co tam widzę? Przed drzwiami wisi człowiek.- Pan żartuje.- O nie.To oni sobie zażartowali.Okazało się, że to manekin.Taki jak manekin do ćwiczeń z bagnetami.Wypchany słomą.Pętla na szyi.W moim ubraniu.I z twarzą Hitlera.- Wielki Boże, co pan zrobił?- Co mogłem zrobić? Ściągnąłem to paskudztwo i zdjąłem moje ubranie.- I co potem?- Nic.Oni znikli.Dali nogę.- Znikli?- Odjechali motorówką.Słyszałem ją z Moutsy.Myślałem, że to jakiś rybak.Zostawili moją torbę.Nic nie zginęło.Co było robić, podrałowałem z powrotem do szkoły.- Musiał pan być wściekły.- Diabli mnie brali.Fakt.- Ale odwdzięczył się pan za to?Uśmiechnął się do siebie.- Tak.Napisałem raporcik.Po, pierwsze o tej historii w czasie okupacji.I dodałem parę faktów o obecnych sympatiach politycznych naszego przyjaciela Conchisa.I wysłałem do odpowiednich władz.- Napisał pan, że jest komunistą?Od 1950 roku, do chwili zakończenia wojny domowej, komuniści w Grecji byli bezlitośnie ścigani.- Znałem paru komunistów na Krecie.Napisałem, że zobaczyłem ich na Phraxos i poszedłem za nimi do willi Conchisa.To powinno im było wystarczyć.Teraz pan wie, dlaczego nie miał pan przyjemności go poznać.Bawiłem się nóżką mego kieliszka myśląc, że wręcz przeciwnie, dzięki siedzącemu naprzeciw mnie bałwanowi “miałem przyjemność”.W poprzednim roku, jak to przyznała June, przeliczyli się i wycofali: lis był tak pozbawiony sprytu, że przerwali polowanie na samym początku.Jak to powiedział Conchis: mój udział w maskaradzie został wywołany przypadkiem.No, ale ze mnie mieli dosyć uciechy.Uśmiechnąłem się do Mitforda.- No to na koniec był pan górą.- Mam ten zwyczaj, stary.Nie do twarzy mi z przegraną.- Ale po co im to wszystko było? Rozumiem, pan im się nie spodobał.ale przecież mogli pana w ogóle nie zapraszać.- Te wszystkie bzdury, że dziewczyny są chrześniaczkami starego.Głodne kawałki.To były kurwy klasy ekstra.Słownictwo Julie nie zostawiało najmniejszej wątpliwości.A patrzyły na mnie, no, mało powiedzieć, prowokująco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Ale spójrzmy prawdzie w oczy; nie wszystko, co głosił Mosley, to głupoty.Bałagan to w tym kraju jest - wyciągnął szyję - przydałoby się trochę dyscypliny.Duma narodowa.- No tak, ale Mosley?- Stary, niech mnie pan dobrze zrozumie.Przecież, u diabła, brałem udział w tej wojnie.Tylko.no, weźmy na przykład Hiszpanię.Niech pan zobaczy, ile Franco zrobił dla Hiszpanii.- O ile wiem, to głównie budował kazamaty.- Był pan w Hiszpanii?- Nie.- Na pana miejscu nie zabierałbym na ten temat głosu.Policzyłem w myśli do pięciu.- Przepraszam.Nie chciałem panu przerwać.- Tak się zdarzyło, że wpadły mi kiedyś do ręki książki Mosleya i wiele rzeczy brzmi całkiem sensownie.- Rozumiem.Zrobił taką minę, jakby czyścił swoje nastroszone piórka dziobem.- Moja bliźniaczka wróciła, stary zostawił nas samych i była słodka.Ja odgrywałem skrzywdzoną ofiarę, dałem do zrozumienia, że dobrze by mi zrobił na morale maleńki spacerek przy księżycu.A wtedy ona: spacerek? A może byśmy popływali? I słowo daję, stary, gdyby ją pan słyszał, też byłby pan pewny, że się na pływaniu nie skończy.Umówiliśmy się o północy, przy bramie.W porządku, o jedenastej powiedzieliśmy sobie dobranoc i siedziałem czekając na godzinę zero.Bez kłopotów wymknąłem się z domu.Podszedłem pod bramę.Zjawiła się po pięciu minutach.I, stary, niejedno przeżyłem, ale ta dziewczyna to była bomba.Już myślałem, że z pływania nici.A ona mówi, że chciałaby się odświeżyć.- Chwała Bogu, że mi pan tego nie opowiedział przed moim wyjazdem.Nie przeżyłbym rozczarowania.Uśmiechnął się protekcjonalnie.- Zeszliśmy na brzeg.I ona mówi: nie mam kostiumu, idź pierwszy.Pomyślałem sobie: cóż, wstydliwa, a może chce się przygotować.Dobra.Ona schowała się między drzewa, a Charley zrobił to, co mu kazano, rozebrał się, wypłynął w morze, czeka dwie minuty, trzy, cztery, mija dziesięć minut, zaczyna mu być zimno.A dziewczyny nie ma.- I nie ma ubrania.- Trafił pan w dziesiątkę.Stoję golusieńki jak mnie Pan Bóg stworzył i wołam tę June.- Roześmiałem się, ale on się tylko skrzywił.- No tak.Pyszny dowcip.Wreszcie to do mnie dotarło.Może pan sobie wyobrazić, jaki byłem wściekły.Czekałem pół godziny.Wszędzie jej szukałem.Nic z tego.Wróciłem do domu.Poraniłem sobie nogi.Zerwałem gałąź pinii, żeby w razie czego przysłonić goliznę.- Co za nieprawdopodobna historia!Wiedziałem, że oczekuje, bym podzielił jego oburzenie, ale z trudem powstrzymywałem śmiech.- Podchodzę do domu i jak pan myśli, co tam widzę? Przed drzwiami wisi człowiek.- Pan żartuje.- O nie.To oni sobie zażartowali.Okazało się, że to manekin.Taki jak manekin do ćwiczeń z bagnetami.Wypchany słomą.Pętla na szyi.W moim ubraniu.I z twarzą Hitlera.- Wielki Boże, co pan zrobił?- Co mogłem zrobić? Ściągnąłem to paskudztwo i zdjąłem moje ubranie.- I co potem?- Nic.Oni znikli.Dali nogę.- Znikli?- Odjechali motorówką.Słyszałem ją z Moutsy.Myślałem, że to jakiś rybak.Zostawili moją torbę.Nic nie zginęło.Co było robić, podrałowałem z powrotem do szkoły.- Musiał pan być wściekły.- Diabli mnie brali.Fakt.- Ale odwdzięczył się pan za to?Uśmiechnął się do siebie.- Tak.Napisałem raporcik.Po, pierwsze o tej historii w czasie okupacji.I dodałem parę faktów o obecnych sympatiach politycznych naszego przyjaciela Conchisa.I wysłałem do odpowiednich władz.- Napisał pan, że jest komunistą?Od 1950 roku, do chwili zakończenia wojny domowej, komuniści w Grecji byli bezlitośnie ścigani.- Znałem paru komunistów na Krecie.Napisałem, że zobaczyłem ich na Phraxos i poszedłem za nimi do willi Conchisa.To powinno im było wystarczyć.Teraz pan wie, dlaczego nie miał pan przyjemności go poznać.Bawiłem się nóżką mego kieliszka myśląc, że wręcz przeciwnie, dzięki siedzącemu naprzeciw mnie bałwanowi “miałem przyjemność”.W poprzednim roku, jak to przyznała June, przeliczyli się i wycofali: lis był tak pozbawiony sprytu, że przerwali polowanie na samym początku.Jak to powiedział Conchis: mój udział w maskaradzie został wywołany przypadkiem.No, ale ze mnie mieli dosyć uciechy.Uśmiechnąłem się do Mitforda.- No to na koniec był pan górą.- Mam ten zwyczaj, stary.Nie do twarzy mi z przegraną.- Ale po co im to wszystko było? Rozumiem, pan im się nie spodobał.ale przecież mogli pana w ogóle nie zapraszać.- Te wszystkie bzdury, że dziewczyny są chrześniaczkami starego.Głodne kawałki.To były kurwy klasy ekstra.Słownictwo Julie nie zostawiało najmniejszej wątpliwości.A patrzyły na mnie, no, mało powiedzieć, prowokująco [ Pobierz całość w formacie PDF ]