[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Haladdin, uzbrojony tylko w ³uk, otrzyma³ stanowczy zakaz wdawania siê w walkê wrêcz, a nawet pojawiania siê w krêgu œwiat³a; nie móg³ on równie¿ strzelaæ w ten kalejdoskop swoich i obcych, gdy¿ by³oby to czystym szaleñstwem.Przemieszcza³ siê wiêc tylko w pewnej odleg³oœci, wypatruj¹c sposobnoœci i celu do oddania strza³u.Po jakimœ czasie okaza³o siê, ¿e Tangorn wygrywa.Mimo, ¿e jego wastacki miecz by³ o dobre piêæ cali krótszy, ju¿ dwukrotnie siêgn¹³ nim przeciwnika - w prawe przedramiê i w nogê, tu¿ nad kolanem.Elfy, jak wiadomo, Ÿle znosz¹ krwawienie, tak wiêc wypady Eloara z ka¿d¹ chwil¹ traci³y na swej szybkoœci i dok³adnoœci.Baron napiera³, spokojnie wyczekuj¹c chwili w³aœciwego ciêcia, gdy sta³o siê coœ niepojêtego: elfickie ostrze nagle drgnê³o i odchyli³o siê, ca³kowicie ods³aniaj¹c korpus Eloara, i miecz Gondorczyka b³yskawicznie uderzy³ go w doln¹ czêœæ piersi.Haladdin odruchowo prze³kn¹³ œlinê, pewien, ¿e z pleców elfa zaraz wysunie siê paruj¹ce od krwi ostrze - takiego ciosu nie wytrzyma³aby ¿adna kolczuga, a co dopiero skórzana zbroja.Ale od tej zbroi klinga Tangorna odbi³a siê jak od zaczarowanego pancerza, elf zaœ, wyraŸnie œwiadomy, ¿e tak siê stanie, chwyci³ miecz obur¹cz i natychmiast zada³ przeciwnikowi straszliwy cios - z góry do do³u.Ani odchyliæ siê, ani sparowaæ tego uderzenia baron ju¿ nie móg³.Zd¹¿y³ tylko przykucn¹æ na jedno kolano i przyj¹æ ostrze Eloara na swoje - „klinga przeciw klindze”.Krucha wastacka stal prysnê³a, i elfickie ostrze niemal na jedn¹ trzeci¹ wbi³o siê w udo barona.Tangorn odturla³ siê jeszcze na bok, unikaj¹c kolejnego, przygwa¿d¿aj¹cego go ju¿ do ziemi ciosu, ale elf dogoni³ go jednym skokiem, i.I wtedy Haladdin, przypomniawszy sobie, ¿e czekaæ nie ma na co, wypuœci³ strza³ê.Potem uœwiadomi³ sobie, ¿e taki strza³ by³ po prostu niemo¿liwy.Konsyliarz w ogóle wybitnym strzelcem nie by³, a ju¿ z podrzutu strzelaæ nie potrafi³ zupe³nie; tym bardziej do ruchomego celu, a na dodatek Eloara niemal ca³kowicie przes³aniali walcz¹cy z Cerlegiem Wastakowie.Jednak¿e fakt pozostaje faktem: wystrzeli³, nie mierz¹c, i wypuszczona przez niego strza³a trafi³a elfa w samo oko, tak ¿e ten, jak siê zwyk³o mówiæ, „umar³ zanim jego cia³o dotknê³o ziemi”.12Do tego czasu ognisko niemal ca³kowicie zgas³o, ale walka trwa³a równie¿ w gêstniej¹cym mroku.Obaj Wastakowie wœciekle atakowali Cerlega; dwukrotnie Haladdin strzela³ do nich, gdy tylko odsuwali siê na chwilê od kaprala, jednak za ka¿dym razem pud³owa³ w haniebny sposób.W koñcu kulej¹cy Wastak nie sparowa³ kolejnego ciêcia i w chwilê porem, opuœciwszy miecz opad³ na ziemiê i zacz¹³ czo³gaæ siê, wlok¹c za sob¹ zranion¹ nogê.Haladdin da³ sobie z nim spokój - niech go licho, s¹ inne sprawy - ale na czas zauwa¿y³, ¿e ten dowlók³ siê do pakunków i, siedz¹c na ziemi, ju¿ wyci¹gn¹³ z jednego ³uk i strza³y.Wsun¹wszy zaœ swoj¹ rêkê do ko³czanu, konsyliarz obla³ siê zimnym potem.Wymaca³ w nim jedn¹ ju¿ tylko strza³ê.£ucznicy jednoczeœnie wziêli siebie na cel, ale nerwy lekarza nie wytrzyma³y: puœci³ ciêciwê - i natychmiast odskoczy³ w prawo, wychwyciwszy w tej samej chwili œmiertelny powiew, mniej wiêcej stopê w lewo od w³asnego brzucha.Wastak mia³ mniej szczêœcia: wystrzeliwszy, nie móg³ siê uchyliæ, i le¿a³ teraz na wznak ze strza³¹ Haladdina pod obojczykiem.Cerleg tymczasem, fint¹ zmusi³ swego przeciwnika do ods³oniêcia siê i zada³ cios w szyjê; ca³a twarz orokuena pokry³a siê od razu lepkimi bryzgami, a ju¿ o rêce nawet wspominaæ nie warto - z palców niemal sp³ywa³ strumieñ krwi.No to jak? Koniec? Wiktoria, ¿eby j¹.Haladdin, nie trac¹c ani chwili, dorzuci³ drew do przygasaj¹cego ogniska i, ustawiwszy siê tak, by nie zas³aniaæ sobie œwiat³a, jednym wypracowanym ruchem rozci¹³ klej¹c¹ siê do palców nogawkê Tangorna.Krew la³a siê obficie, choæ, s¹dz¹c z tak g³êbokiej rany, mo¿na by³o uwa¿aæ, ¿e nie a¿ tak mocno - w ka¿dym razie têtnica udowa nie zosta³a przeciêta.Chwa³a Jedynemu, ¿e elfickie ostrza s¹ niemal trzykrotnie wê¿sze od wastackich.Dobra.Opaska.teraz tampon.Kapral obszed³ obóz, z obojêtnoœci¹ dobi³ dwóch Wastaków zdradzaj¹cych jeszcze oznaki ¿ycia, i przykucn¹³ obok konsyliarza.- Co powiesz, lekarzu?- Có¿, bywa³o i gorzej.Koœæ ca³a, œciêgna, jeœli mogê dobrze oceniæ, praktycznie nie naruszone, najwa¿niejsze arterie - te¿.Podaj mi tê szmatkê.- Trzymaj.Bêdzie móg³ iœæ?- ¯arty siê ciebie trzymaj¹?!- No to, panowie - zwiadowca z wysi³kiem wsta³ i odruchowo oczyœci³ kolana z piasku - gaœmy œwiat³o i spuœæmy wodê.Dwaj z nich uciekli i poœcig za nimi w tych ciemnoœciach nie ma ¿adnego sensu.Jeszcze przed œwitem dotr¹ do tego swojego stanowiska na trakcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl