[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ma rację.nie ma dla pani bez-pieczniejszego miejsca niż Bow Street.Vivien zerknęła na ciemniejące za oknem niebo.- Dobrze - oświadczyła spokojnie.- Jeśli pan pozwoli, panieKeyes, włożę buty i pelerynę z kapturem.- Oczywiście, panno Duvall.Cofnęła się o krok, wpatrując się w niego z napięciem.Wspomnienia kłębiły się w jej głowie, próbując przebić sięprzez mur zapomnienia.- Sir.czy my się znamy?- Nie sądzę, panienko.- W jego wzroku rozbłysła takawrogość, że nagle poczuła gwałtowny ucisk w żołądku.Nielubi mnie, uświadomiła sobie.Musiał usłyszeć te okropneplotki o niej.o prawdziwej Vivien.i we wszystkie uwierzył.Ciszę rozdarł pomruk gromu.Keyes odwrócił głowę, bywyjrzeć przez okno.W jego profilu, w małym garbie nagrzbiecie nosa, w linii włosów, w sposobie, w jaki wypukłośćjego brody spotykała się z miękkością szyi, było coś, cosprawiło, że jej nerwy napięły się jak postronki.Spojrzał na nią, dostrzegł napięcie na jej twarzy.- Nie mamy wiele czasu, panno Duvall.Odwróciła się i wyszła z pokoju, zmuszając się do powolnegokroku, choć panika rozprzestrzeniała się w niej z prędkościąbłyskawicy.Oddychając coraz szybciej, obejrzała się przezramię.Keyes stał u podnóża schodów, przyglądał się jej iwyglądał jak złowrogi demon planujący unieść ją w czeluściepiekieł.Pragnęła ukryć się w zaciszu swej sypialni, zamknąć drzwi odśrodka.Schody wydawały się strome niczym górski stok.Potykała się, dysząc ciężko.Minęła cała wieczność, zanimznalazła się za drzwiami swego pokoju.Oparła się o nieplecami, trzęsąc się ze strachu.Znów ogarnęło jąwrażenie, że się topi, walczyła o oddech, jej członkisztywniały od otaczającego ją, gryzącego zimna.- Grant.- Próbowała wymówić jego imię, rozpaczliwiebłagając o pomoc, lecz nie mogła nawet szeptać.- Grant.Upadła na kolana, gdy wspomnienia napłynęły falą.Noc,kiedy została zaatakowana.srebrnowłosy mężczyzna zbezlitosną twarzą.żylaste dłonie, które zacisnęły się na jejgardle, kciuki wbijające się w tchawicę.Przegrała walkę ooddech, pochłonął ją mrok.a potem zagarnął ją chłód rzeki,czarna woda wciągała ją coraz głębiej pod powierzchnię.Pan Keyes to zrobił.Czuła to w głębi serca.Próbował jązabić, a skoro zawiódł, spróbuje znowu.Przez ogarniające ją przerażenie przedarło się poczuciezdrady.Grant.jak mogłeś go tu przysłać? Jak mogłeś mnie z nimzostawić?To nie jego wina, powtarzało uparcie jej serce.Nigdy by citego umyślnie nie zrobił.Znalazła się w niebezpieczeństwie, w miejscu, które dotądbyło dla niej rajem.Dygocząc ze strachu, z trudem łapiącpowietrze, podczołgała się do nocnika ukrytego w szafce przyłóżku i zwymiotowała.Po chwili mdłości ustały, zdołałazaczerpnąć tchu.Zamknęła oczy i oparła się o gładki bok mahoniowej szafki,rozkoszując się chłodem drewna na gorącej, wilgotnej twarzy.Po raz pierwszy od tygodni wypowiedziała na głos swoje imię.- Victoria Devane.Mam na imię Victoria - powtarzała bezkońca.jej imię, jej prawdziwe imię.Był to klucz, któryotworzył wszystkie zapieczętowane miejsca w jej pamięci.Przez jej głowę przemykały obrazy.wiejska chatka,w której spędzała dni zajęta książkami i odwiedzającymi jąuczniami.Przyjaciele z wioski.wycieczka nad morze, którąodbyła dawno temu.pogrzeb ojca.Zacisnęła powieki i zobaczyła cierpliwą, dobrotliwą twarztaty.Był naukowcem, filozofem, przedkładał książki nadsurową rzeczywistość świata zewnętrznego.Victoria go bardzokochała, spędzali razem całe dnie, racząc się lekturą.Nigdy nie obdarzyła mężczyzny romantycznym uczuciem,nie chciała tego.Odkąd jej matka opuściła Forest Crest,kochała tylko ojca i siostrę, z którą rzadko się widywała.Wjej życiu nie było miejsca dla nikogo więcej.Miłość byłagrozna; lepiej żyć samotnie, lecz bezpiecznie.W swejrodzinnej wiosce nie miała wielu obowiązków, musiała siętylko zajmować sobą.Nie zamierzała uciec jak jej nierozważnasiostra ani napytać sobie żadnych kłopotów.Ulga płynąca z odkrycia na nowo siebie, swoich wspomnień,swojej tożsamości była obezwładniająca.Na dole czekałjednak mężczyzna, którego nie przekona, że nie jest swojąsiostrą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Ma rację.nie ma dla pani bez-pieczniejszego miejsca niż Bow Street.Vivien zerknęła na ciemniejące za oknem niebo.- Dobrze - oświadczyła spokojnie.- Jeśli pan pozwoli, panieKeyes, włożę buty i pelerynę z kapturem.- Oczywiście, panno Duvall.Cofnęła się o krok, wpatrując się w niego z napięciem.Wspomnienia kłębiły się w jej głowie, próbując przebić sięprzez mur zapomnienia.- Sir.czy my się znamy?- Nie sądzę, panienko.- W jego wzroku rozbłysła takawrogość, że nagle poczuła gwałtowny ucisk w żołądku.Nielubi mnie, uświadomiła sobie.Musiał usłyszeć te okropneplotki o niej.o prawdziwej Vivien.i we wszystkie uwierzył.Ciszę rozdarł pomruk gromu.Keyes odwrócił głowę, bywyjrzeć przez okno.W jego profilu, w małym garbie nagrzbiecie nosa, w linii włosów, w sposobie, w jaki wypukłośćjego brody spotykała się z miękkością szyi, było coś, cosprawiło, że jej nerwy napięły się jak postronki.Spojrzał na nią, dostrzegł napięcie na jej twarzy.- Nie mamy wiele czasu, panno Duvall.Odwróciła się i wyszła z pokoju, zmuszając się do powolnegokroku, choć panika rozprzestrzeniała się w niej z prędkościąbłyskawicy.Oddychając coraz szybciej, obejrzała się przezramię.Keyes stał u podnóża schodów, przyglądał się jej iwyglądał jak złowrogi demon planujący unieść ją w czeluściepiekieł.Pragnęła ukryć się w zaciszu swej sypialni, zamknąć drzwi odśrodka.Schody wydawały się strome niczym górski stok.Potykała się, dysząc ciężko.Minęła cała wieczność, zanimznalazła się za drzwiami swego pokoju.Oparła się o nieplecami, trzęsąc się ze strachu.Znów ogarnęło jąwrażenie, że się topi, walczyła o oddech, jej członkisztywniały od otaczającego ją, gryzącego zimna.- Grant.- Próbowała wymówić jego imię, rozpaczliwiebłagając o pomoc, lecz nie mogła nawet szeptać.- Grant.Upadła na kolana, gdy wspomnienia napłynęły falą.Noc,kiedy została zaatakowana.srebrnowłosy mężczyzna zbezlitosną twarzą.żylaste dłonie, które zacisnęły się na jejgardle, kciuki wbijające się w tchawicę.Przegrała walkę ooddech, pochłonął ją mrok.a potem zagarnął ją chłód rzeki,czarna woda wciągała ją coraz głębiej pod powierzchnię.Pan Keyes to zrobił.Czuła to w głębi serca.Próbował jązabić, a skoro zawiódł, spróbuje znowu.Przez ogarniające ją przerażenie przedarło się poczuciezdrady.Grant.jak mogłeś go tu przysłać? Jak mogłeś mnie z nimzostawić?To nie jego wina, powtarzało uparcie jej serce.Nigdy by citego umyślnie nie zrobił.Znalazła się w niebezpieczeństwie, w miejscu, które dotądbyło dla niej rajem.Dygocząc ze strachu, z trudem łapiącpowietrze, podczołgała się do nocnika ukrytego w szafce przyłóżku i zwymiotowała.Po chwili mdłości ustały, zdołałazaczerpnąć tchu.Zamknęła oczy i oparła się o gładki bok mahoniowej szafki,rozkoszując się chłodem drewna na gorącej, wilgotnej twarzy.Po raz pierwszy od tygodni wypowiedziała na głos swoje imię.- Victoria Devane.Mam na imię Victoria - powtarzała bezkońca.jej imię, jej prawdziwe imię.Był to klucz, któryotworzył wszystkie zapieczętowane miejsca w jej pamięci.Przez jej głowę przemykały obrazy.wiejska chatka,w której spędzała dni zajęta książkami i odwiedzającymi jąuczniami.Przyjaciele z wioski.wycieczka nad morze, którąodbyła dawno temu.pogrzeb ojca.Zacisnęła powieki i zobaczyła cierpliwą, dobrotliwą twarztaty.Był naukowcem, filozofem, przedkładał książki nadsurową rzeczywistość świata zewnętrznego.Victoria go bardzokochała, spędzali razem całe dnie, racząc się lekturą.Nigdy nie obdarzyła mężczyzny romantycznym uczuciem,nie chciała tego.Odkąd jej matka opuściła Forest Crest,kochała tylko ojca i siostrę, z którą rzadko się widywała.Wjej życiu nie było miejsca dla nikogo więcej.Miłość byłagrozna; lepiej żyć samotnie, lecz bezpiecznie.W swejrodzinnej wiosce nie miała wielu obowiązków, musiała siętylko zajmować sobą.Nie zamierzała uciec jak jej nierozważnasiostra ani napytać sobie żadnych kłopotów.Ulga płynąca z odkrycia na nowo siebie, swoich wspomnień,swojej tożsamości była obezwładniająca.Na dole czekałjednak mężczyzna, którego nie przekona, że nie jest swojąsiostrą [ Pobierz całość w formacie PDF ]