[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale.Czytałeś o tym, że Mitch sprzedał twoją gitarę?- Gitarę? - zdziwił się, jakby nie rozumiejąc.- Twojego Strata, tę na której grałeś na festiwalu Woodstock.Dostał za nią coś około stu osiemdziesigciu tysięcy.Jimi wciągnął ze świstem powietrze.- Muszę się dostać do tamtego mieszkania, człowieku! Nic więcej.- Dobrze, ale chodźmy wpierw na drinka.- Człowieku, to wykluczone.Nie mogę się z nikim spotykać.Nawet z tobą.- Cóż więc masz zamiar robić? Gdzie się zatrzymałeś?- Na razie nigdzie.- Możesz zamieszkać u mnie.Mam teraz dom przy Clarendon Road.Jimi potrząsnął przecząco głową.Nawet mnie nie słuchał.- Muszę się dostać do tamtego mieszkania i koniec! Nie ma alternatywy.- Charlie - w głosie Dulcie brzmiał protest - co ty, u diabła, robisz?Poczułem podmuch zimnego, pełnego kurzu powietrza i odwróciłem się.Plastikowa, wielobarwna zasłona między kioskiem a mieszkaniem Patelów się kołysała.Jimiego nie było.Odciągnąłem zasłonę i zawołałem: "Jimi!" W przeładowanym fotelami salonie Patelów nie było nikogo, z wyjątkiem brązowego półnagiego dziecka, któremu lało się z nosa, i starej kobiety w jasnozielonym sari, która patrzyła na mnie wrogo oczami jak dwa kamienie.Nad brązowymi kaflami kominka wisiała trupiokolorowa fotografia, przedstawiająca rodzinę Bhutto.Przeprosiłem i wycofałem się.- Co się z tobą dzieje? - zapytała Dulcie.- Czekam na ciebie od wieków.- Spotkałem Jimiego - odparłem.- Jakiego Jimiego? - nalegała.Była młodą blondynką; ładną, opryskliwą i nietolerancyjną.Może dlatego tak bardzo ją lubiłem.- Hendrixa, Jimiego Hendrixa.Był tu przed chwilą.Dulcie przestała żuć gumę i patrzyła na mnie z otwartymi ustami.- Jimiego Hendrixa? Jak to Jimiego Hendrixa?- Widziałem go, był tutaj.- O czym ty mówisz? Popierdoliło ci się w główce.- Dulcie, klnę się na Boga, był tu.Przed chwilą z nim rozmawiałem.Powiedział, że musi się dostać do byłego mieszkania Moniki.Wiesz, do mieszkania, gdzie.- Wiesz dokładnie - przedrzeźniała mnie Dulcie.– Do mieszkania, gdzie umarł!- Był tutaj, uwierz mi! Był tak cholernie blisko, że mogłem go dotknąć.- Zwariowałeś - orzeltła Dulcie.- W każdym razie nie czekam dłużej.Idę na drinka do Bull's Head.- Poczekaj chwilę - poprosiłem.- Chodźmy do mieszkania Moniki i zobaczmy, kto w nim teraz mieszka.Może tam będą wiedzieli, co się dzieje.- Nie chcę - zaprotestowała Dulcie.- Jesteś śmieszny.On nie żyje, Charlie.Jest martwy od dwudziestu lat.W końcu jednak poszliśmy tam i zadzwoniliśmy.Brudne, szare, siatkowe firanki poruszyły się, ale upłynęło sporo czasu, nim usłyszeliśmy, że ktoś podchodzi do drzwi.W zaułku wiał zimny wiatr.Na ogrodzeniach wisiały gazety i puste torebki po frytkach, a drzewa były nagie i skarłowaciałe.- Mam wrażenie, że oni nawet nie wiedzą, iż Jimi Hendrix kiedyś tu mieszkał - prychnęła pogardliwie Dulcie.W końcu drzwi się uchyliły i w szparze pojawiła się blada twarz kobieca.- Słucham?- Przepraszam, że panią niepokoję - tłumaczyłem.- Znam pewnych ludzi, którzy tu kiedyś mieszkali.Chcieliby się dowiedzieć, czy nie miałaby pani nic przeciwko temu, żeby tu przyszli i rozejrzeli się.Ze względu na wspomnienia z dawnych lat.Kobieta nie odpowiedziała.Prawdopodobnie nie rozumiała, o co mi chodzi.- To nie potrwa długo.Tylko parę minut.Ze względu na stare czasy.Zatrzasnęła drzwi, nie odpowiadając.Staliśmy z Dulcie na stopniu wejściowym, pod zimnym niebem północnego Londynu.Niebo miało kolor kleju.Jakaś Murzynka, ubrana w błyszczący płaszcz przeciwdeszczowy od Marksa & Spencera, pchała po ulicy ogromny, mocno zniszczony wózek dziecinny.Wózek był pełen dzieci i zakupów.- Co masz zamiar teraz zrobić? - spytała Dulcie.- Nie wiem - odrzekłem.- Chodźmy na tego drinka.Pojechaliśmy do Bull's Head i usiedliśmy przy oknie wychodzącym na Tamizę.Był czas odpływu, więc z rzeki pozostała tylko wstążka szarej, mętnej wody na tle szerokiego pasa czarnego błota.Był tam Courtney Tulloch i inni - Bill Franklin i Dave Blackman, Margaret i Jane - a ja uświadomiłem sobie nagle, że znałem ich wszystkich w 1970 roku, kiedy Jimi jeszcze żył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ale.Czytałeś o tym, że Mitch sprzedał twoją gitarę?- Gitarę? - zdziwił się, jakby nie rozumiejąc.- Twojego Strata, tę na której grałeś na festiwalu Woodstock.Dostał za nią coś około stu osiemdziesigciu tysięcy.Jimi wciągnął ze świstem powietrze.- Muszę się dostać do tamtego mieszkania, człowieku! Nic więcej.- Dobrze, ale chodźmy wpierw na drinka.- Człowieku, to wykluczone.Nie mogę się z nikim spotykać.Nawet z tobą.- Cóż więc masz zamiar robić? Gdzie się zatrzymałeś?- Na razie nigdzie.- Możesz zamieszkać u mnie.Mam teraz dom przy Clarendon Road.Jimi potrząsnął przecząco głową.Nawet mnie nie słuchał.- Muszę się dostać do tamtego mieszkania i koniec! Nie ma alternatywy.- Charlie - w głosie Dulcie brzmiał protest - co ty, u diabła, robisz?Poczułem podmuch zimnego, pełnego kurzu powietrza i odwróciłem się.Plastikowa, wielobarwna zasłona między kioskiem a mieszkaniem Patelów się kołysała.Jimiego nie było.Odciągnąłem zasłonę i zawołałem: "Jimi!" W przeładowanym fotelami salonie Patelów nie było nikogo, z wyjątkiem brązowego półnagiego dziecka, któremu lało się z nosa, i starej kobiety w jasnozielonym sari, która patrzyła na mnie wrogo oczami jak dwa kamienie.Nad brązowymi kaflami kominka wisiała trupiokolorowa fotografia, przedstawiająca rodzinę Bhutto.Przeprosiłem i wycofałem się.- Co się z tobą dzieje? - zapytała Dulcie.- Czekam na ciebie od wieków.- Spotkałem Jimiego - odparłem.- Jakiego Jimiego? - nalegała.Była młodą blondynką; ładną, opryskliwą i nietolerancyjną.Może dlatego tak bardzo ją lubiłem.- Hendrixa, Jimiego Hendrixa.Był tu przed chwilą.Dulcie przestała żuć gumę i patrzyła na mnie z otwartymi ustami.- Jimiego Hendrixa? Jak to Jimiego Hendrixa?- Widziałem go, był tutaj.- O czym ty mówisz? Popierdoliło ci się w główce.- Dulcie, klnę się na Boga, był tu.Przed chwilą z nim rozmawiałem.Powiedział, że musi się dostać do byłego mieszkania Moniki.Wiesz, do mieszkania, gdzie.- Wiesz dokładnie - przedrzeźniała mnie Dulcie.– Do mieszkania, gdzie umarł!- Był tutaj, uwierz mi! Był tak cholernie blisko, że mogłem go dotknąć.- Zwariowałeś - orzeltła Dulcie.- W każdym razie nie czekam dłużej.Idę na drinka do Bull's Head.- Poczekaj chwilę - poprosiłem.- Chodźmy do mieszkania Moniki i zobaczmy, kto w nim teraz mieszka.Może tam będą wiedzieli, co się dzieje.- Nie chcę - zaprotestowała Dulcie.- Jesteś śmieszny.On nie żyje, Charlie.Jest martwy od dwudziestu lat.W końcu jednak poszliśmy tam i zadzwoniliśmy.Brudne, szare, siatkowe firanki poruszyły się, ale upłynęło sporo czasu, nim usłyszeliśmy, że ktoś podchodzi do drzwi.W zaułku wiał zimny wiatr.Na ogrodzeniach wisiały gazety i puste torebki po frytkach, a drzewa były nagie i skarłowaciałe.- Mam wrażenie, że oni nawet nie wiedzą, iż Jimi Hendrix kiedyś tu mieszkał - prychnęła pogardliwie Dulcie.W końcu drzwi się uchyliły i w szparze pojawiła się blada twarz kobieca.- Słucham?- Przepraszam, że panią niepokoję - tłumaczyłem.- Znam pewnych ludzi, którzy tu kiedyś mieszkali.Chcieliby się dowiedzieć, czy nie miałaby pani nic przeciwko temu, żeby tu przyszli i rozejrzeli się.Ze względu na wspomnienia z dawnych lat.Kobieta nie odpowiedziała.Prawdopodobnie nie rozumiała, o co mi chodzi.- To nie potrwa długo.Tylko parę minut.Ze względu na stare czasy.Zatrzasnęła drzwi, nie odpowiadając.Staliśmy z Dulcie na stopniu wejściowym, pod zimnym niebem północnego Londynu.Niebo miało kolor kleju.Jakaś Murzynka, ubrana w błyszczący płaszcz przeciwdeszczowy od Marksa & Spencera, pchała po ulicy ogromny, mocno zniszczony wózek dziecinny.Wózek był pełen dzieci i zakupów.- Co masz zamiar teraz zrobić? - spytała Dulcie.- Nie wiem - odrzekłem.- Chodźmy na tego drinka.Pojechaliśmy do Bull's Head i usiedliśmy przy oknie wychodzącym na Tamizę.Był czas odpływu, więc z rzeki pozostała tylko wstążka szarej, mętnej wody na tle szerokiego pasa czarnego błota.Był tam Courtney Tulloch i inni - Bill Franklin i Dave Blackman, Margaret i Jane - a ja uświadomiłem sobie nagle, że znałem ich wszystkich w 1970 roku, kiedy Jimi jeszcze żył [ Pobierz całość w formacie PDF ]