[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Przetarło linę i dlatego ją zgubili – ucieszył się Jacek.– Hm! Na Araracie? Gdyby leżała nad Eufratem, skąd prawdopo­dobnie wyruszył Noe, wszystko by się zgadzało.Tu niestety.–wzruszy­łem ramionami.– Dlaczego wykonano ją z granitu, a nie z lżejszego kamienia, skoro była zbyt ciężka? – zapytała Zosia.– Pytanie to jest bardzo istotne – uśmiechnąłem się.– Zacznijmy od drugiej jego części.Jeśli kotwica była zbyt ciężka, to zamiast szukać lżejszego kamienia, wystarczyło nieco zmniejszyć jej średnicę.A dlacze­go z granitu? Po prostu dlatego, że pełno go tu w pobliżu – wskazałem dłonią granie okalające przełęcz.– Falsyfikat? – zdumiał się Jacek.– Myślę, że nie, ale to nie musi być kotwica.No cóż.Pora na nas.– Pora – mruknął Jacek i twardym krokiem ruszył za mną w kie­runku północnych stoków Wielkiego Araratu.Zosia po chwili wahania dołączyła do nas.ROZDZIAŁ CZTERNASTYZ DESZCZU POD RYNNĘ, CZYLI PAN SAMOCHODZIK DOŁĄCZADO NAS · CZY ZOSI UDA SIĘ UCIEC · JOSIF PACZENKO ·WYKŁAD O HISTORII ARMENII · ZNOWU DO IRANUSiadłem na kamieniu i zacząłem się opalać.Zosia i Jacek, którzy postanowili trochę się rozejrzeć, wrócili po piętnastu minutach.– Ktoś ma kłopoty – powiedział Jacek.– Chyba z Kurdami.Poderwałem z ziemi karabin i pobiegłem za nimi.Skradaliśmy się po cichu pomiędzy kamieniami i blokami lodu.Wreszcie wychylili­śmy się zza skały.W niedużym kotle lodowcowym płonęło wesołe ognisko.Przy ogniu grzało się kilku opryszków.Opodal na kamieniu siedział związany jak baleron człowiek ubrany w kurtkę z polaru.Jego sylwetka wydała mi się niepokojąco znajoma.Popatrzyłem przez lor­netkę.Szlachetna twarz, okulary w oprawie imitującej róg.Zakląłem cichutko.– Co się stało? – zapytał Jacek.– Zgadnij, kto to?– Nie mam pojęcia.Jest za daleko, poza tym spuścił głowę.– Wasz wujek, pogromca złoczyńców, Pan Samochodzik – powie­działem.– Ale co on tu robi? – zdziwił się Jacek.– No właśnie.Co on tu robi?Zdjąłem kałasznikowa z pleców.W tym momencie za nami szczęk­nął odbezpieczany karabin.Obejrzałem się.Adman Sahar z zabandażo­wanym ramieniem i pistoletem maszynowym uzi w dłoni.Był zły.– Trzydzieści pięć tysięcy dolarów – powiedział.W tym momencie w dolinie pod nami wybuchła gwałtowna strzelani­na.Siedzący przy ognisku zginęli co do jednego.Ludzie Admana obszukali ciała i zabrali broń.Rozcięli też więzy krępujące pana Tomasza i triumfalnie przyprowadzili go do nas na górę.– Dziękuję za uwolnienie – wysapał po rosyjsku Pan Samochodzik na widok Admana.Widocznie odgadł w nim dowódcę.– Nie dziękuj, nie jesteś wolny – osadził go po polsku Adman, a potem odwrócił się i poszedł w stronę przełęczy.Szef odwrócił się w naszą stronę.Na widok Jacka znieruchomiał z otwartymi ustami.Jacek uśmiechnął się przepraszająco.– Wybacz, wujku, tak jakoś wyszło.Jeden z żołnierzy przyniósł plecak Pana Samochodzika.Zarzuciłemgo na ramię.– Co to ma znaczyć? – zapytał mnie surowo pan Tomasz zezując na siostrzeńca.– Widzi pan, szefie, natknąłem się na tę dwójkę jak za pomocą ogromnego ogniska dawali znać całej okolicy, że tu są.– A Zosia?– Zostawiliśmy ją na przełęczy.Może zdołała się ukryć.Szef westchnął ciężko i zamilkł.Dopiero wieczorem, gdy porywacze ulokowali nas w niewielkiej grocie na stoku Małego Araratu, odezwał się.– Nie złapali jej.Jakie ma szansę przeżycia?– Spore – powiedziałem.– Ma zrolowany gruby pled wypełniony puszkami z jedzeniem.– Jeśli przejdzie przez przełęcz i zejdzie po dru­giej stronie góry, będzie uratowana.– Podobno są tu wilki.– Do tej pory nie zauważyłem ani jednego.Zresztą w lecie są naje­dzone i nie powinny atakować ludzi.To dość tchórzliwe zwierzęta.– I co dalej zrobi?– Nie wiem.Może powiadomi tureckie władze?– Co wam do głów strzeliło? – wsiadł teraz na Jacka.– Co was podkusiło, żeby tu się pchać? Mieliście zwiedzać Francję! Kultura, cywi­lizacja, winnice.Ciepło, spokojnie, bezpiecznie.I wspaniałe zabytki.Ale nie, wy wybieracie dziką górę, pokrytą zwałami kamieni, po której uga­niają się uzbrojeni fanatycy.Chcieliście gór, to trzeba było zostać w Pol­sce i pochodzić po Bieszczadach.Też góry, też dzikie, tylko przeżyć ła­twiej.I z telefonu można skorzystać.– Chcieliśmy przygody – jęknął Jacek.– Przygody.Twoja siostra zamarza na śmierć, a ty o przygodach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl