[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mabra, brahoring Mabra.Nadleciał silny wiatr i dało się słyszeć jakieś zawodzenie.Zawirował wokół nich, ale nie poczuli niczego, prócz lekkiego chłodu.Z każdego budynku wydobywał się ciemny kłąb mgły.Dilvish mówił dalej, a ze wszystkich stron dobiegały trzaski i łomoty, wkrótce potem dał się słyszeć odgłos rozpadających się tynków.Gdzieś w oddali zachwiała się dzwonnica i runęła na ziemię, a gdy roztrzaskiwała się o uciekający sklepik czy dom mieszkalny, jej dzwon wydał ostatnie ochrypłe tchnienie.Ziemia zadrżała, kiedy zawodzenie przeszło w rozdzierające wycie.Budynki zapadały się otoczone płaszczem własnych prochów.Nagle rozległ się łomot, jakby setka drzew padła pod uderzeniem pioruna, a wiatr wygasł równie szybko, jak się pojawił.Dilvish i Black stali na pokrytym słońcem szczycie wzgórza.Wokół nie było ani śladu miasta.- Moje gratulacje - powiedział Black.- To była bardzo dobra robota.- Ja również miałem w tym swój udział - usłyszeli z tyłu znajomy głos.Obracając się, Dilvish dostrzegł małego człowieczka z kokiem na głowie.Jego ryba płynęła w prawą stronę.- Serdecznie przepraszam - ciągnął dalej.- Nie zdawałem sobie sprawy, że uwięziliśmy tu brata-czarodzieja.To była Najstraszliwsza Formuła, prawda? Nigdy wcześniej nie widziałem jej działania.- Tak, to była ta Formuła.- Dobrze, że w pośpiechu dotarłem do strefy chronionej.Oczywiście, mój brat musiał odejść ze swym miastem.Chcę ci bardzo za to podziękować.- Czekam na wyjaśnienie - rzekł Dilvish.- Co tu się właściwie działo? Czy nie mieliście lepszych sposobów, aby się rozerwać?- O, szlachetny panie! - odpowiedział człowieczek załamując ręce.- Czy nie odgadłeś niczego po wyglądzie? Byliśmy bliźniakami - a to najgorsza sytuacja, gdy jest się praktykiem tajemnej sztuki.Moc jest wtedy podzielona.Każdy jest tylko w połowie silny.- Coś zaczyna mi świtać - powiedział Dilvish.- Tak.Próbowaliśmy pojedynków, ale byliśmy zbyt sobie równi.A więc zamiast dzielić się słabością, zawarliśmy układ.Każdy z nas spędzał dziesięć lat na wygnaniu w astralnej otchłani, podczas gdy drugi korzystał tu z pełni swej mocy.Pod koniec tego okresu zwykliśmy grywać w tę grę, by zobaczyć, kto przez następne dziesięć lat cieszyć się będzie życiem na ziemi.Jeden z nas wznosił miasto, drugi stawiał na zawodnika, który miał wyjść z jego labiryntu.Kiedy tym razem wylosowałem zawodnika, byłem raczej załamany, gdyż zazwyczaj wygrywało miasto.Ale ty, sir, przyniosłeś mi szczęście.Powinniśmy byli coś podejrzewać, gdy ujrzeliśmy twego rumaka.Ale kto mógł odgadnąć Najstraszliwszą Formułę? Musiałeś przejść piekło, by się jej nauczyć.- Tak było.- Teraz jestem twoim dłużnikiem, a dysponuję pełną mocą.Czy jest coś, w czym mógłbym ci pomóc?- Tak - odpowiedział Dilvish.- Co to takiego?- Szukam człowieka.Nie, raczej czarnoksiężnika.Jeśli wiesz, gdzie przebywa, powiedz mi.Ryzykowne jest wypowiadanie jego imienia, bo być może skupił już swą uwagę na naszych ostatnich czarach.Dysponuje najpotężniejszą i najciemniejszą mocą.Czy wiesz, o kim mówię?- Ja.Nie jestem pewien.Dilvish westchnął.- Dobrze.Zsiadł z konia i czubkiem miecza wydrapał na błocie imię Jelerak.Mały czarownik zbladł i ponownie załamał ręce.- O, szlachetny panie! Szukasz swej śmierci!- Nie, jego - odparł Dilvish ścierając imię czubkiem buta.- Czy możesz mi pomóc?Człowieczek przełknął ślinę.- Ma siedem zamków, o których wiem, w różnych częściach świata.Każdy strzeżony jest w inny sposób.Zatrudnia sługi, zarówno ludzi jak i nieludzi.Powiadają, że potrafi przemieszczać się szybko między swymi posiadłościami.Jak to możliwe, że o tym nie wiesz?- Nie było mnie przez długi czas.Wytrzymaj jeszcze trochę.Gdzie się one znajdują?- Chyba już wiem, kim jesteś - odparł czarownik klękając i rysując coś na ziemi.Dilvish przykucnął obok i obserwował, jak mapa nabiera kształtów.- Oto jeden z nich na skraju świata, który widział jedynie w snach.To jest Czerwona Warownia.Następny znajduje się daleko na południu.Dilvish notował wszystko w pamięci.- Zatem najbliższy to ten, który nazywasz Lodową Wieżą - odezwał się Dilvish - ponad sto mil stąd na północny-zachód.Słyszałem różne wieści o tym miejscu.Szukałem go.- Skorzystaj z mej rady, Oswobodzicielu - odpowiedział czarownik podnosząc się z ziemi.- Nie.Znów otaczało ich miasto, ale zmienione.Zaczynało się u podnóża i ciągnęło się w dal jak okiem sięgnąć.- Chyba nie wezwałeś go z powrotem dla żartu? - zapytał czarownik.- Nie.- Obawiałem się, że to powiesz.Powstało niezwykle spokojnie, prawda?- Tak.- Znacznie większe niż Stradd i ja mogliśmy kiedykolwiek stworzyć.Ale co teraz? Myślisz, że chce nas przez nie przepędzić?Niebo nad ich głowami pociemniało.- Zgodziłbym się na to z przyjemnością, gdyby oczekiwał mnie w środku.- Nie mów tego, przyjacielu! Spójrz!Niczym wolna błyskawica z nieba spłynęły dywany ognia, w ciszy pokrywając leżące pod nimi miasto.Po chwili miasto zaczęło płonąć.Poczuli zapach dymu.Wokół dryfowały popioły.Wkrótce otoczył ich gigantyczny mur płomieni, poczuli napływające fale gorąca.- Ładna robota - zauważył czarownik, wycierając czoło rękawem.- Mam zamiar zdradzić ci me imię - Strodd - w akcie najwyższej wspaniałomyślności z mojej strony, gdyż być może obaj skazani jesteśmy na śmierć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Mabra, brahoring Mabra.Nadleciał silny wiatr i dało się słyszeć jakieś zawodzenie.Zawirował wokół nich, ale nie poczuli niczego, prócz lekkiego chłodu.Z każdego budynku wydobywał się ciemny kłąb mgły.Dilvish mówił dalej, a ze wszystkich stron dobiegały trzaski i łomoty, wkrótce potem dał się słyszeć odgłos rozpadających się tynków.Gdzieś w oddali zachwiała się dzwonnica i runęła na ziemię, a gdy roztrzaskiwała się o uciekający sklepik czy dom mieszkalny, jej dzwon wydał ostatnie ochrypłe tchnienie.Ziemia zadrżała, kiedy zawodzenie przeszło w rozdzierające wycie.Budynki zapadały się otoczone płaszczem własnych prochów.Nagle rozległ się łomot, jakby setka drzew padła pod uderzeniem pioruna, a wiatr wygasł równie szybko, jak się pojawił.Dilvish i Black stali na pokrytym słońcem szczycie wzgórza.Wokół nie było ani śladu miasta.- Moje gratulacje - powiedział Black.- To była bardzo dobra robota.- Ja również miałem w tym swój udział - usłyszeli z tyłu znajomy głos.Obracając się, Dilvish dostrzegł małego człowieczka z kokiem na głowie.Jego ryba płynęła w prawą stronę.- Serdecznie przepraszam - ciągnął dalej.- Nie zdawałem sobie sprawy, że uwięziliśmy tu brata-czarodzieja.To była Najstraszliwsza Formuła, prawda? Nigdy wcześniej nie widziałem jej działania.- Tak, to była ta Formuła.- Dobrze, że w pośpiechu dotarłem do strefy chronionej.Oczywiście, mój brat musiał odejść ze swym miastem.Chcę ci bardzo za to podziękować.- Czekam na wyjaśnienie - rzekł Dilvish.- Co tu się właściwie działo? Czy nie mieliście lepszych sposobów, aby się rozerwać?- O, szlachetny panie! - odpowiedział człowieczek załamując ręce.- Czy nie odgadłeś niczego po wyglądzie? Byliśmy bliźniakami - a to najgorsza sytuacja, gdy jest się praktykiem tajemnej sztuki.Moc jest wtedy podzielona.Każdy jest tylko w połowie silny.- Coś zaczyna mi świtać - powiedział Dilvish.- Tak.Próbowaliśmy pojedynków, ale byliśmy zbyt sobie równi.A więc zamiast dzielić się słabością, zawarliśmy układ.Każdy z nas spędzał dziesięć lat na wygnaniu w astralnej otchłani, podczas gdy drugi korzystał tu z pełni swej mocy.Pod koniec tego okresu zwykliśmy grywać w tę grę, by zobaczyć, kto przez następne dziesięć lat cieszyć się będzie życiem na ziemi.Jeden z nas wznosił miasto, drugi stawiał na zawodnika, który miał wyjść z jego labiryntu.Kiedy tym razem wylosowałem zawodnika, byłem raczej załamany, gdyż zazwyczaj wygrywało miasto.Ale ty, sir, przyniosłeś mi szczęście.Powinniśmy byli coś podejrzewać, gdy ujrzeliśmy twego rumaka.Ale kto mógł odgadnąć Najstraszliwszą Formułę? Musiałeś przejść piekło, by się jej nauczyć.- Tak było.- Teraz jestem twoim dłużnikiem, a dysponuję pełną mocą.Czy jest coś, w czym mógłbym ci pomóc?- Tak - odpowiedział Dilvish.- Co to takiego?- Szukam człowieka.Nie, raczej czarnoksiężnika.Jeśli wiesz, gdzie przebywa, powiedz mi.Ryzykowne jest wypowiadanie jego imienia, bo być może skupił już swą uwagę na naszych ostatnich czarach.Dysponuje najpotężniejszą i najciemniejszą mocą.Czy wiesz, o kim mówię?- Ja.Nie jestem pewien.Dilvish westchnął.- Dobrze.Zsiadł z konia i czubkiem miecza wydrapał na błocie imię Jelerak.Mały czarownik zbladł i ponownie załamał ręce.- O, szlachetny panie! Szukasz swej śmierci!- Nie, jego - odparł Dilvish ścierając imię czubkiem buta.- Czy możesz mi pomóc?Człowieczek przełknął ślinę.- Ma siedem zamków, o których wiem, w różnych częściach świata.Każdy strzeżony jest w inny sposób.Zatrudnia sługi, zarówno ludzi jak i nieludzi.Powiadają, że potrafi przemieszczać się szybko między swymi posiadłościami.Jak to możliwe, że o tym nie wiesz?- Nie było mnie przez długi czas.Wytrzymaj jeszcze trochę.Gdzie się one znajdują?- Chyba już wiem, kim jesteś - odparł czarownik klękając i rysując coś na ziemi.Dilvish przykucnął obok i obserwował, jak mapa nabiera kształtów.- Oto jeden z nich na skraju świata, który widział jedynie w snach.To jest Czerwona Warownia.Następny znajduje się daleko na południu.Dilvish notował wszystko w pamięci.- Zatem najbliższy to ten, który nazywasz Lodową Wieżą - odezwał się Dilvish - ponad sto mil stąd na północny-zachód.Słyszałem różne wieści o tym miejscu.Szukałem go.- Skorzystaj z mej rady, Oswobodzicielu - odpowiedział czarownik podnosząc się z ziemi.- Nie.Znów otaczało ich miasto, ale zmienione.Zaczynało się u podnóża i ciągnęło się w dal jak okiem sięgnąć.- Chyba nie wezwałeś go z powrotem dla żartu? - zapytał czarownik.- Nie.- Obawiałem się, że to powiesz.Powstało niezwykle spokojnie, prawda?- Tak.- Znacznie większe niż Stradd i ja mogliśmy kiedykolwiek stworzyć.Ale co teraz? Myślisz, że chce nas przez nie przepędzić?Niebo nad ich głowami pociemniało.- Zgodziłbym się na to z przyjemnością, gdyby oczekiwał mnie w środku.- Nie mów tego, przyjacielu! Spójrz!Niczym wolna błyskawica z nieba spłynęły dywany ognia, w ciszy pokrywając leżące pod nimi miasto.Po chwili miasto zaczęło płonąć.Poczuli zapach dymu.Wokół dryfowały popioły.Wkrótce otoczył ich gigantyczny mur płomieni, poczuli napływające fale gorąca.- Ładna robota - zauważył czarownik, wycierając czoło rękawem.- Mam zamiar zdradzić ci me imię - Strodd - w akcie najwyższej wspaniałomyślności z mojej strony, gdyż być może obaj skazani jesteśmy na śmierć [ Pobierz całość w formacie PDF ]