[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedni czynili to, drudzy padali ofiarą pierwszych i już nikt nie był pewien życia, czci i mienia.Nawet po umarłych sięgało karzące ramię Świętych Trybunałów i jeśli na skutek czyjegoś oskarżenia imię zmarłego popadło w niesławę - wygrzebywano ciało z poświęconej ziemi i palono je in effigie na stosie, rodzinę nieboszczyka pozbawiając majątku oraz wszelkich godności i przywilejów.Tak zatem wzrastała wśród ludzi pobożność i szerzył się jej wierny cień - strach.Tymczasem stolica Królestwa przygotowywała się do uroczystego powitania Wielkiego Inkwizytora.Oczekiwano, że zgodnie z utartym zwyczajem umyślny goniec zawczasu uprzedzi władze miejskie oraz duchowne o zbliżaniu się orszaku czcigodnego ojca.Stało się jednak tym razem inaczej, padre Torquemada przybył do Valladolid nie zapowiedziany, co najmniej o dzień wcześniej, niż się go spodziewano.Wjechał do miasta ze swymi domownikami późną nocą, po czym nie dowódcy familiantów, don Carlosowi de Sigura, lecz bratu Diego zleciwszy w cztery oczy szereg zarządzeń, zamknął się w klasztornej celi przy kościele Santa Maria la Antigua, gdzie na czas pobytu w stolicy zwykł się był zatrzymywać.Zaciszny klasztor zmienił się w ciągu paru godzin w wojenny obóz.Na dziedzińcu, pod nocnym niebem, rozbili biwaki familianci Świętego Officium.Zbrojne straże stanęły przy murach.Nikomu nie wolno było klasztoru opuszczać i wstęp na jego teren też został surowo zabroniony, z tej zaś części starożytnego budynku, w której zamieszkał padre Torquemada, pośpiesznie wyprowadzili się braciszkowie i cele ich zajęli wyżsi rangą familianci.Miejskim dostojnikom oraz specjalnym wysłannikom Dworu, którzy jeszcze nocną porą poczęli przybywać do Santa Maria la Antigua, wyjaśniano przy klasztornej bramie, że Wielki Inkwizytor spędza czas na zamkniętych rekolekcjach i zarówno dzisiaj, jak jutro nikogo przyjąć nie może.Istotnie, czcigodny ojciec przez parę dni nie opuszczał celi, a jedynymi osobami, które miały do niego dostęp, byli fray Diego oraz młody don Rodrigo de Castro, w tym właśnie czasie i w okolicznościach szczególnie dramatycznych mianowany kapitanem domowników Wielkiego Inkwizytora.Fray Diego nie kładł się tej pierwszej nocy.Z gorliwością nowicjusza, a także ze sprzecznymi uczuciami człowieka osiągającego wyższy stopień wtajemniczenia przekazywał zlecone sobie zarządzenia, osobiście dopilnowując, czy są dokładnie wykonywane, i jakkolwiek zmęczony był śmiertelnie senność oraz znużenie odeszły go całkowicie, kiedy w trakcie sprawowania tych odpowiedzialnych czynności nagle się zorientował, iż wszyscy dokoła, począwszy od sędziwego przeora klasztoru, odnoszą się do niego z jak największym szacunkiem, a również i z odcieniem lęku.Zrozumiał wówczas, że w tę noc, wolno zdążającą ku świtowi, stawał się wbrew wszelkim o sobie wyobrażeniom żywym uosobieniem woli najpotężniejszego człowieka Królestwa.Było to dla niego przeżycie nowe i oszałamiające.Czuł własne ciało, słyszał swój głos, dostrzegał swoje ruchy, lecz w pewnych chwilach, gdy obchodząc straże przystawał w ciemnościach pod niebem ogromnym i nieruchomym wśród chłodnych gwiazd, zacierała się w nim naraz świadomość samego siebie i wówczas poczynało go wypełniać przejmujące aż do bólu uczucie, iż skupia w swym sercu odblask siły przerastającej go wprawdzie, lecz godnej bezgranicznego umiłowania i poświęceń.Niósł właśnie w sobie ze skupieniem to wzniosłe olśnienie, gdy pośród pustego mroku małego dziedzińca wewnątrz klasztoru natknął się na kapitana domowników Świętego Officium, pana don Carlosa de Sigura.Noc jeszcze była i cisza.Spod niskich krużganków dobiegały kroki wartowników.- Czemu nie śpicie, panie? - spytał z akcentem łagodnego wyrzutu.- Świtać będzie niebawem.Wystarczy, że ja czuwam.Pan de Sigura milczał.Był chudy i kościsty, o ciemnej twarzy pooranej twardymi bruzdami.Sława wojennych czynów oraz chrześcijańskich cnót opromieniała od wielu lat imię tego człowieka.- Powinniście wypocząć, panie - powiedział fray Diego.- O ile się mogłem przekonać, wykonaliście bardzo dokładnie wszystkie polecenia czcigodnego ojca.Możecie spokojnie spać.Każę was budzić, gdyby zaszła potrzeba.Stary rycerz, wciąż milcząc, przyglądał się chwilę bratu Diego, po czym odwrócił się i wolno, cokolwiek pochylony w ramionach, odszedł w głąb dziedzińca.Wczesnym rankiem, prawie o świcie, fray Diego odebrał z rąk klasztornego służki posiłek przeznaczony dla czcigodnego ojca i osobiście zaniósł go do celi.Padre Torquemada leżał na wąskim łożu w głębi celi.Nie spał, oczy miał otwarte.Fray Diego postawił na stole cynowy talerz z chlebem i serem, obok kubek oraz dwa dzbany, jeden z wodą, drugi napełniony winem.- Przyniosłem wam posiłek, czcigodny ojcze - powiedział półgłosem.Po czym, sądząc, że czcigodny ojciec pragnie zostać sam, chciał się wycofać po cichu z celi.Wtedy tamten powiedział:- Zostań!Fray Diego pochylił głowę.- Tak, ojcze.- Przybliż się.Uczynił to.- Co mówią?- Kto, ojcze?- Ludzie.- Przyjeżdżał marszałek dworu Ich Królewskich Mości…Torquemada niecierpliwie poruszył ręką.- Nie o to pytam.Co ludzie mówią? Moi domownicy, bracia.- Wykonują twoje rozkazy, ojcze.Torquemada podniósł się i oparł na łokciu.Twarz miał bardzo zmęczoną, szarą, jak po nie przespanej nocy, lecz w spojrzeniu jego ciemnych, głęboko osadzonych oczu czuwało napięte skupienie.- Tylko tyle?- Ojcze wielebny - powiedział fray Diego odnajdując jasność swego młodzieńczego głosu - osobiście sprawdzałem, aby wszystkie twoje rozkazy zostały wykonane.Starałem się być wszędzie.- Nikt z moich domowników, żaden z tutejszych braci nie wypowiadał niewłaściwych uwag?- Ojcze czcigodny, stale przebywałem nie opodal czuwających, często nawet przez nich nie zauważony, nie słyszałem jednak, aby z czyichkolwiek ust padły słowa niegodne chrześcijanina.- Buntownicze zamysły - powiedział Torquemada w taki sposób, jakby pomyślał na głos - nie zawsze potrzebują słów.Fray Diego zawahał się, po czym śmiało spojrzał Wielkiemu Inkwizytorowi w oczy.- Widzę, że masz mi coś więcej do zakomunikowania - rzekł Torquemada.- Tak, ojcze.- Mów zatem.- Wybacz, ojcze, może się mylę.Istotnie, nie słyszałem słów zasługujących na potępienie, przemilczałbym jednak zbyt wiele, gdybym nie wyznał, iż według mego rozeznania istnieje, niestety, w twoim otoczeniu człowiek, który budzi we mnie niepokój.Torquemada milczał, lecz fray Diego bez zmieszania wytrzymał jego spojrzenie.- Czy wiesz, mój synu - powiedział wreszcie czcigodny ojciec - iż czujność wymaga, aby każde oskarżenie zostało sprawdzone?- Wiem, ojcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl