[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zupełnie, jakbyśmy urządzali bal, na którym podaje się pączki z błota upieczone w piaskownicy, i zaprosili rodziców.Dochodzę do wniosku, że wszystko układa się nieźle i że można na trochę zostawić rodziców samych.Chciałbym pobyć u Marty.Marty mieszka w pobliżu Muzeum Okręgowego w Los Angeles, więc przy okazji zwiedzamy muzeum.Wspaniale jest po dłuższej przerwie oglądać obrazy: człowiek łatwo zapomina, jakie życie jest ciekawe, kiedy przytłoczą go drobne, fasadowe kłopoty.W Sali Impresjonistów czuję, jak wracają mi siły.Po powrocie Gary'ego z pracy idziemy wszyscy do restauracji koreańskiej i przy jedzeniu wymyślamy imiona dla dziecka.Na razie chłopiec ma się nazywać Will, a dziewczynka - Nicole.Składam pobieżne sprawozdanie z sytuacji u rodziców.Marty i Gary pilnie poszukują nowego mieszkania.Warunki wynajmu obecnego wykluczają dzieci i zwierzęta domowe.To bardzo cicha okolica, zamieszkała przez starych ludzi.Wspominam im o Venice; dziecku byłoby bardzo dobrze blisko plaży.Odnoszą się do tego z entuzjazmem.Męczy ich tutejszy smog, którego nad oceanem praktycznie nie ma.Postanawiamy, że nazajutrz po południu Marty pojedzie ze mną rozejrzeć się w Venice.Dzwonię do domu: wszystko gra.Mówię rodzicom, że zanocuję u Marty i Gary'ego.Zasypiam na kanapie w salonie z nadzieją, że nic złego się nie zdarzy.Rankiem wpadam na chwilę do rodziców.Dom jest jak odmieniony.Tato wychodzi mi na spotkanie, obejmuje mnie lekko i pociera brodą o moją brodę.Mama nadstawia buzię w ciup do całusa.W dalszym ciągu widać po niej, że się boi, ale jest zarazem ożywiona: szepcze, że koniecznie musi ze mną pomówić.Tato wychodzi do szklarni popodlewać i popracować przy roślinach, a ja z Mamą wycofujemy się do dużej sypialni na tyłach, która teraz, dopóki Tato cierpi jeszcze na odleżyny, jest sypialnią Mamy.Mama siada na łóżku.- Jacky, z tym koniecznie trzeba coś zrobić.Niech z nim porozmawia ktoś rozsądny, może doktor Ethridge.On zbzikował.Słowo ci daję, że zbzikował.Jest gorszy od ciebie.Wiesz, co on robił dzisiaj rano, kiedy się obudziłam?Odczekuje chwilę, jakby naprawdę chciała, żebym zgadywał.- On teraz dzień w dzień wstaje o siódmej i wyśpiewuje te swoje wariackie piosenki.Dla mnie to zawsze była najlepsza część dnia, ale teraz przestałam wstawać tak wcześnie.Sam sobie wyciąga ubranie z szafy i szuflad, idzie do łazienki, bierze prysznic.Wyobrażasz sobie - siedemdziesięciotrzyletni mężczyzna, który regularnie o siódmej rano bierze prysznic? Jeszcze się kiedyś poślizgnie i zabije.Jaką ona ma wyrazistą twarz: żal, ciekawość, pragnienie, przelotny uśmieszek.Patrzę i czekam.- No, a dzisiaj rano, Jacky, skończył się kąpać i przez dobrą chwilę nic nie słyszę, więc idę sprawdzić, co robi.Wiesz, nigdy nic nie wiadomo.Jeszcze nie widziałam, żeby się ktoś tak zmienił, w takim tempie.Z początku szukam go po całym domu, potem wyglądam oknem, czy nie poszedł do szklarni.I nagle widzę go na patio, jak powłócząc nogami okrąża od zewnątrz ceglany murek, odziany w ten idiotyczny dres i niebieskie tenisówki w paski.Zdaje mi się, że wyłazi z niego indiańska krew: odbywał chyba jakiś taniec wojenny, tylko czekałam, aż przyłoży rękę do ust i wrzaśnie “Juhuuu!"W tym miejscu Mama nie potrafi, mimo wszystko, opanować uśmiechu.Kładzie dłoń na mojej dłoni, spoczywającej na łóżku.- Wiesz, Jack, ja się go boję.Jeszcze mnie kiedyś oskalpuje! Nie wiedziałam, czy dzwonić po ciebie, czy nie.W końcu otworzyłam drzwi i pytam, jak najgrzeczniej: “Co ty tam robisz, Jack?" A ten się uśmiecha, pot spływa mu po twarzy, sapie jak parowóz i mówi: “Jake, zapomniałaś, Bette? Jake".Wyrzuca ramiona nad głowę.“To tylko mała gimnastyka, dochodzę do formy, uznałem, że będę biegał tutaj, żeby nie przeszkadzać sąsiadom.Ale jutro wyjdę tam, na trawę.Ten beton jest nieznośny i nielitościwy dla kolan".Przyznasz, Jacky, że to śmieszne.Mówi tak do mnie nie przerywając swojego dreptania, cały czas szura w kółko.Ledwie podnosi stopy nad ziemię, ale jest święcie przekonany, że uprawia jogging.A tuż przedtem, pamiętaj, brał prysznic.Sam widzisz, Jacky: czy człowiek zdrowy na umyśle uprawiałby biegi po prysznicu?Staram się zachować powagę.Przyrzekam, że pomówię z doktorem Chadem.- Jeszcze coś, Jacky.Mama rozgląda się, jakby sprawdzała, czy przypadkiem nie jest obserwowana przez CIA albo KGB.- On w nocy przychodzi do mnie do łóżka.Nie daje mi chwili spokoju! Męczy mnie całe noce.Zawsze miał spore potrzeby seksualne, ale to już istne wariactwo! Bez przerwy chciałby się pieścić, nawet wczoraj po południu, tu, na patio - a ja po dwóch zawałach!Nie wytrzymuje, parska śmiechem.- Nikt by nie uwierzył, że ten człowiek ma siedemdziesiąt trzy lata i parę tygodni temu stał nad grobem.Może jemu się coś pomieszało w hormonach, Jacky.Musisz z kimś porozmawiać, przecież on mnie zamęczy!Słyszymy Tatę, jak śpiewając nadchodzi przez patio.- Już nam deszczyk nie popadaNie popada, nie!Jak umyję sobie szyję,Gdy nie pada, nie?To jedna z jego ukochanych piosenek.Inna piosenka, od której biedna Mama zaczyna chodzić po ścianie, brzmi tak:- Zamkniesz drzwi- To wlezę ci przez okno.Zamkniesz okno- wlezę ci przez drzwi.Śpiewa się to na okrągło, różnymi głosami, w różnych intonacjach i gwarach, raz głośno, raz cicho, z lekkim poświstywaniem między zwrotkami.Tato wchodzi do sieni bocznymi drzwiami.Idzie do łazienki, znów bierze prysznic.Czekamy na niego z Mamą w salonie, niewiele przy tym rozmawiając [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Zupełnie, jakbyśmy urządzali bal, na którym podaje się pączki z błota upieczone w piaskownicy, i zaprosili rodziców.Dochodzę do wniosku, że wszystko układa się nieźle i że można na trochę zostawić rodziców samych.Chciałbym pobyć u Marty.Marty mieszka w pobliżu Muzeum Okręgowego w Los Angeles, więc przy okazji zwiedzamy muzeum.Wspaniale jest po dłuższej przerwie oglądać obrazy: człowiek łatwo zapomina, jakie życie jest ciekawe, kiedy przytłoczą go drobne, fasadowe kłopoty.W Sali Impresjonistów czuję, jak wracają mi siły.Po powrocie Gary'ego z pracy idziemy wszyscy do restauracji koreańskiej i przy jedzeniu wymyślamy imiona dla dziecka.Na razie chłopiec ma się nazywać Will, a dziewczynka - Nicole.Składam pobieżne sprawozdanie z sytuacji u rodziców.Marty i Gary pilnie poszukują nowego mieszkania.Warunki wynajmu obecnego wykluczają dzieci i zwierzęta domowe.To bardzo cicha okolica, zamieszkała przez starych ludzi.Wspominam im o Venice; dziecku byłoby bardzo dobrze blisko plaży.Odnoszą się do tego z entuzjazmem.Męczy ich tutejszy smog, którego nad oceanem praktycznie nie ma.Postanawiamy, że nazajutrz po południu Marty pojedzie ze mną rozejrzeć się w Venice.Dzwonię do domu: wszystko gra.Mówię rodzicom, że zanocuję u Marty i Gary'ego.Zasypiam na kanapie w salonie z nadzieją, że nic złego się nie zdarzy.Rankiem wpadam na chwilę do rodziców.Dom jest jak odmieniony.Tato wychodzi mi na spotkanie, obejmuje mnie lekko i pociera brodą o moją brodę.Mama nadstawia buzię w ciup do całusa.W dalszym ciągu widać po niej, że się boi, ale jest zarazem ożywiona: szepcze, że koniecznie musi ze mną pomówić.Tato wychodzi do szklarni popodlewać i popracować przy roślinach, a ja z Mamą wycofujemy się do dużej sypialni na tyłach, która teraz, dopóki Tato cierpi jeszcze na odleżyny, jest sypialnią Mamy.Mama siada na łóżku.- Jacky, z tym koniecznie trzeba coś zrobić.Niech z nim porozmawia ktoś rozsądny, może doktor Ethridge.On zbzikował.Słowo ci daję, że zbzikował.Jest gorszy od ciebie.Wiesz, co on robił dzisiaj rano, kiedy się obudziłam?Odczekuje chwilę, jakby naprawdę chciała, żebym zgadywał.- On teraz dzień w dzień wstaje o siódmej i wyśpiewuje te swoje wariackie piosenki.Dla mnie to zawsze była najlepsza część dnia, ale teraz przestałam wstawać tak wcześnie.Sam sobie wyciąga ubranie z szafy i szuflad, idzie do łazienki, bierze prysznic.Wyobrażasz sobie - siedemdziesięciotrzyletni mężczyzna, który regularnie o siódmej rano bierze prysznic? Jeszcze się kiedyś poślizgnie i zabije.Jaką ona ma wyrazistą twarz: żal, ciekawość, pragnienie, przelotny uśmieszek.Patrzę i czekam.- No, a dzisiaj rano, Jacky, skończył się kąpać i przez dobrą chwilę nic nie słyszę, więc idę sprawdzić, co robi.Wiesz, nigdy nic nie wiadomo.Jeszcze nie widziałam, żeby się ktoś tak zmienił, w takim tempie.Z początku szukam go po całym domu, potem wyglądam oknem, czy nie poszedł do szklarni.I nagle widzę go na patio, jak powłócząc nogami okrąża od zewnątrz ceglany murek, odziany w ten idiotyczny dres i niebieskie tenisówki w paski.Zdaje mi się, że wyłazi z niego indiańska krew: odbywał chyba jakiś taniec wojenny, tylko czekałam, aż przyłoży rękę do ust i wrzaśnie “Juhuuu!"W tym miejscu Mama nie potrafi, mimo wszystko, opanować uśmiechu.Kładzie dłoń na mojej dłoni, spoczywającej na łóżku.- Wiesz, Jack, ja się go boję.Jeszcze mnie kiedyś oskalpuje! Nie wiedziałam, czy dzwonić po ciebie, czy nie.W końcu otworzyłam drzwi i pytam, jak najgrzeczniej: “Co ty tam robisz, Jack?" A ten się uśmiecha, pot spływa mu po twarzy, sapie jak parowóz i mówi: “Jake, zapomniałaś, Bette? Jake".Wyrzuca ramiona nad głowę.“To tylko mała gimnastyka, dochodzę do formy, uznałem, że będę biegał tutaj, żeby nie przeszkadzać sąsiadom.Ale jutro wyjdę tam, na trawę.Ten beton jest nieznośny i nielitościwy dla kolan".Przyznasz, Jacky, że to śmieszne.Mówi tak do mnie nie przerywając swojego dreptania, cały czas szura w kółko.Ledwie podnosi stopy nad ziemię, ale jest święcie przekonany, że uprawia jogging.A tuż przedtem, pamiętaj, brał prysznic.Sam widzisz, Jacky: czy człowiek zdrowy na umyśle uprawiałby biegi po prysznicu?Staram się zachować powagę.Przyrzekam, że pomówię z doktorem Chadem.- Jeszcze coś, Jacky.Mama rozgląda się, jakby sprawdzała, czy przypadkiem nie jest obserwowana przez CIA albo KGB.- On w nocy przychodzi do mnie do łóżka.Nie daje mi chwili spokoju! Męczy mnie całe noce.Zawsze miał spore potrzeby seksualne, ale to już istne wariactwo! Bez przerwy chciałby się pieścić, nawet wczoraj po południu, tu, na patio - a ja po dwóch zawałach!Nie wytrzymuje, parska śmiechem.- Nikt by nie uwierzył, że ten człowiek ma siedemdziesiąt trzy lata i parę tygodni temu stał nad grobem.Może jemu się coś pomieszało w hormonach, Jacky.Musisz z kimś porozmawiać, przecież on mnie zamęczy!Słyszymy Tatę, jak śpiewając nadchodzi przez patio.- Już nam deszczyk nie popadaNie popada, nie!Jak umyję sobie szyję,Gdy nie pada, nie?To jedna z jego ukochanych piosenek.Inna piosenka, od której biedna Mama zaczyna chodzić po ścianie, brzmi tak:- Zamkniesz drzwi- To wlezę ci przez okno.Zamkniesz okno- wlezę ci przez drzwi.Śpiewa się to na okrągło, różnymi głosami, w różnych intonacjach i gwarach, raz głośno, raz cicho, z lekkim poświstywaniem między zwrotkami.Tato wchodzi do sieni bocznymi drzwiami.Idzie do łazienki, znów bierze prysznic.Czekamy na niego z Mamą w salonie, niewiele przy tym rozmawiając [ Pobierz całość w formacie PDF ]