[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szok i środek uspokajający wzięły wreszcie górę.- Teraz jesteś bezpieczny - mruknęła Lunzie.- Postawię syntezator w zasięgu twojej ręki, żebyś nie musiał wstawać, gdy zgłodniejesz albo zachce ci się pić.I zamknę pokój, żeby nikt tu nie wszedł.Zapukam, jeśli będę chciała wejść.Orlig pokiwał sennie głową.- Użyj jakiegoś hasła.Powiedz 'ambrozja'.W ten sposób będę wiedział, że to ty albo ktoś od ciebie.- Akurat to słowo pakuje mnie ciągle w kłopoty.Powiem 'whisky'.Zaraz po zapieczętowaniu drzwi od gabinetu Lunzie poszła do swojej kabiny, żeby zmienić poplamione krwią ubranie.Nie wyjęła kostki z buta, ale identyfikator wywiadu Floty postanowiła nosić odtąd przy sobie, na gołej skórze.Tak było bezpieczniej; gdyby zostawiła go w pokoju, ryzykowałaby, że ktoś może go znaleźć.'Wypadek' Orliga wywołał nową falę jej podejrzliwości.Zbyt wiele dziwnych zdarzeń spotykało kurierów Coromella.- Jak tam pacjent? - zawołała do niej Truna, gdy weszła do sali ogólnej.Pani technik i jej pomocnicy rozsiedli się przy stole trzymając w rękach dymiące kubki.- Nieźle, jak na kogoś, komu zawaliła się na głowę ściana.- odparta Lunzie programując sobie kawę.- A jak tam naprawy?- Udało nam się tymczasowo poskładać ścianę, ale potrwa jeszcze parę dni, zanim odtworzymy elementy potrzebne do zastąpienia uszkodzonych systemów.Obwody po prostu się usmażyły.- Co było przyczyną eksplozji? - zapytała Lunzie zajmując miejsce obok innych przy stole.Gdy tylko usiadła, zdała sobie sprawę, jak była obolała od zajmowania się Orligiem.- Właśnie chciałam ciebie zapytać.Czy Orlig zdołał opowiedzieć ci, co się stało?- Nie, właściwie nie - odrzekła Lunzie.- Był w szoku i nie mówił jasno.Chociaż rzeczywiście mamrotał coś o laboratorium chemicznym.Czy to możliwe, żeby coś, co nie powinno, dostało się do wentylacji i spowodowało wybuch w rurach?- No, rzeczywiście rury wyglądają jak czarna dziura - zgodziła się Truna.- Sprawdzę to w sekcji biochemicznej na dziewiątym poziomie.Oni korzystają z tej instalacji.Dzięki za sugestię,- Czy Orlig wyjdzie z tego? - zapytał któryś z pomocników.- O tak.Tak sądzę - odpowiedziała Lunzie bez zastanowienia.- Nawet grawitanci od czasu do czasu czegoś nie wytrzymują.Jeszcze przez jakiś czas będzie obolały.Lunzie siedziała jeszcze parę minut z Truną i jej ludźmi i gawędząc i dzieląc się doświadczeniami.Jednak przez cały czas zastanawiała się, jak dotrzeć do Tora i jak wiele czasu upłynie zanim 'ktoś' zorientuje się, że Orlig nie leży w głównym szpitalu.Potem pomyślała o zadziwiającej wieści, że Seti z Fomalhaut zamieszany jest w międzyplanetarne piractwo.Taka informacja mogła zatrząść niejedną posadą.Tak przynajmniej sugerował Orlig.Cóż, Seti znani byli ze skłonności do podejmowania, ryzykownych gier.Było o co grać, jeśli brać pod uwagę sprawę Phoenix.Jednocześnie cały czas tworzyła scenariusz swego spotkania z Torem.Po pierwsze, musiała dowiedzieć się, gdzie są zakwaterowani Thekowie.Nie mogła przecież zapytać o to przez pocztę elektroniczną na ARCT-10.- Muszę iść do swojego pacjenta - powiedziała siedzącym przy stole.- Spał, jak wychodziłam, ale teraz już pewnie się budzi,- Dobry pomysł - przyznała Truna.- Powtórz mu, że życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia.Lunzie poszła na wszelki wypadek okrężną drogą, ale nie widziała nikogo, kto by ją śledził.- To ja, Lunzie - powiedziała cicho, pukając w drzwia gabinetu.- Whisky,Drzwi rozsunęły się bezgłośnie.Za nimi stał Orlig trzymając się jedną ręką za żebra.- Zastanawiałem się, jak długo potrwa, zanim wrócisz.Nie mogłem się odprężyć, nawet mimo tych chemikaliów, którymi mnie napompowałaś.Ciągle się rzucałem.Lunzie pchnęła go na krzesło, żeby zbadać źrenice.- Przepraszam.To się czasami zdarza przy szoku.Środek uspokajający działa wtedy dokładnie odwrotnie; pobudza.Spróbujemy z wapnem i L-tryptofanem.To aminokwas, którego nie syntetyzuje organizm.Powinien pomóc ci zasnąć.Nie jesteś uczulony na składniki mineralne?- Nie za wiele wiesz o grawitantach, co? Ciągle muszę łykać minerały, żeby mi nie pękały kości w waszej słabiutkiej grawitacji.- Orlig wyciągnął z nadpalonej torby garść tabletek i wysypał Lunzie na rękę.Lunzie zbadała je dokładnie za pomocą analizatora.- Żelazo, miedź, cynk, wapń, magnez, bor.Dobrze.Dopilnuję, żeby przez następne parę dni dodawno ci do jedzenia aminokwas.Powinien pomóc ci odzyskać naturalny sen.- Posłuchaj.Gdy cię nie było, pomyślałem o czymś, co mogłoby nam pomóc dostać tego szpicla, który chciał mnie załatwić.Możesz rozgłosić, że jestem w stanie krytycznym i mogę nie przeżyć - podsunął ponuro Orlig.- Może w ten sposób zmuszę ich, żeby się pokazali.Niech myślą, że mają jeszcze szansę, dopóki jestem słaby.- To nie tylko niebezpieczne, ale i głupie - powiedziała Lunzie, ale Orlig rzucił jej tak groźne spojrzenie, że zamilkła.- Dochodzisz do zdrowia, ale byłeś bardzo ciężko ranny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Szok i środek uspokajający wzięły wreszcie górę.- Teraz jesteś bezpieczny - mruknęła Lunzie.- Postawię syntezator w zasięgu twojej ręki, żebyś nie musiał wstawać, gdy zgłodniejesz albo zachce ci się pić.I zamknę pokój, żeby nikt tu nie wszedł.Zapukam, jeśli będę chciała wejść.Orlig pokiwał sennie głową.- Użyj jakiegoś hasła.Powiedz 'ambrozja'.W ten sposób będę wiedział, że to ty albo ktoś od ciebie.- Akurat to słowo pakuje mnie ciągle w kłopoty.Powiem 'whisky'.Zaraz po zapieczętowaniu drzwi od gabinetu Lunzie poszła do swojej kabiny, żeby zmienić poplamione krwią ubranie.Nie wyjęła kostki z buta, ale identyfikator wywiadu Floty postanowiła nosić odtąd przy sobie, na gołej skórze.Tak było bezpieczniej; gdyby zostawiła go w pokoju, ryzykowałaby, że ktoś może go znaleźć.'Wypadek' Orliga wywołał nową falę jej podejrzliwości.Zbyt wiele dziwnych zdarzeń spotykało kurierów Coromella.- Jak tam pacjent? - zawołała do niej Truna, gdy weszła do sali ogólnej.Pani technik i jej pomocnicy rozsiedli się przy stole trzymając w rękach dymiące kubki.- Nieźle, jak na kogoś, komu zawaliła się na głowę ściana.- odparta Lunzie programując sobie kawę.- A jak tam naprawy?- Udało nam się tymczasowo poskładać ścianę, ale potrwa jeszcze parę dni, zanim odtworzymy elementy potrzebne do zastąpienia uszkodzonych systemów.Obwody po prostu się usmażyły.- Co było przyczyną eksplozji? - zapytała Lunzie zajmując miejsce obok innych przy stole.Gdy tylko usiadła, zdała sobie sprawę, jak była obolała od zajmowania się Orligiem.- Właśnie chciałam ciebie zapytać.Czy Orlig zdołał opowiedzieć ci, co się stało?- Nie, właściwie nie - odrzekła Lunzie.- Był w szoku i nie mówił jasno.Chociaż rzeczywiście mamrotał coś o laboratorium chemicznym.Czy to możliwe, żeby coś, co nie powinno, dostało się do wentylacji i spowodowało wybuch w rurach?- No, rzeczywiście rury wyglądają jak czarna dziura - zgodziła się Truna.- Sprawdzę to w sekcji biochemicznej na dziewiątym poziomie.Oni korzystają z tej instalacji.Dzięki za sugestię,- Czy Orlig wyjdzie z tego? - zapytał któryś z pomocników.- O tak.Tak sądzę - odpowiedziała Lunzie bez zastanowienia.- Nawet grawitanci od czasu do czasu czegoś nie wytrzymują.Jeszcze przez jakiś czas będzie obolały.Lunzie siedziała jeszcze parę minut z Truną i jej ludźmi i gawędząc i dzieląc się doświadczeniami.Jednak przez cały czas zastanawiała się, jak dotrzeć do Tora i jak wiele czasu upłynie zanim 'ktoś' zorientuje się, że Orlig nie leży w głównym szpitalu.Potem pomyślała o zadziwiającej wieści, że Seti z Fomalhaut zamieszany jest w międzyplanetarne piractwo.Taka informacja mogła zatrząść niejedną posadą.Tak przynajmniej sugerował Orlig.Cóż, Seti znani byli ze skłonności do podejmowania, ryzykownych gier.Było o co grać, jeśli brać pod uwagę sprawę Phoenix.Jednocześnie cały czas tworzyła scenariusz swego spotkania z Torem.Po pierwsze, musiała dowiedzieć się, gdzie są zakwaterowani Thekowie.Nie mogła przecież zapytać o to przez pocztę elektroniczną na ARCT-10.- Muszę iść do swojego pacjenta - powiedziała siedzącym przy stole.- Spał, jak wychodziłam, ale teraz już pewnie się budzi,- Dobry pomysł - przyznała Truna.- Powtórz mu, że życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia.Lunzie poszła na wszelki wypadek okrężną drogą, ale nie widziała nikogo, kto by ją śledził.- To ja, Lunzie - powiedziała cicho, pukając w drzwia gabinetu.- Whisky,Drzwi rozsunęły się bezgłośnie.Za nimi stał Orlig trzymając się jedną ręką za żebra.- Zastanawiałem się, jak długo potrwa, zanim wrócisz.Nie mogłem się odprężyć, nawet mimo tych chemikaliów, którymi mnie napompowałaś.Ciągle się rzucałem.Lunzie pchnęła go na krzesło, żeby zbadać źrenice.- Przepraszam.To się czasami zdarza przy szoku.Środek uspokajający działa wtedy dokładnie odwrotnie; pobudza.Spróbujemy z wapnem i L-tryptofanem.To aminokwas, którego nie syntetyzuje organizm.Powinien pomóc ci zasnąć.Nie jesteś uczulony na składniki mineralne?- Nie za wiele wiesz o grawitantach, co? Ciągle muszę łykać minerały, żeby mi nie pękały kości w waszej słabiutkiej grawitacji.- Orlig wyciągnął z nadpalonej torby garść tabletek i wysypał Lunzie na rękę.Lunzie zbadała je dokładnie za pomocą analizatora.- Żelazo, miedź, cynk, wapń, magnez, bor.Dobrze.Dopilnuję, żeby przez następne parę dni dodawno ci do jedzenia aminokwas.Powinien pomóc ci odzyskać naturalny sen.- Posłuchaj.Gdy cię nie było, pomyślałem o czymś, co mogłoby nam pomóc dostać tego szpicla, który chciał mnie załatwić.Możesz rozgłosić, że jestem w stanie krytycznym i mogę nie przeżyć - podsunął ponuro Orlig.- Może w ten sposób zmuszę ich, żeby się pokazali.Niech myślą, że mają jeszcze szansę, dopóki jestem słaby.- To nie tylko niebezpieczne, ale i głupie - powiedziała Lunzie, ale Orlig rzucił jej tak groźne spojrzenie, że zamilkła.- Dochodzisz do zdrowia, ale byłeś bardzo ciężko ranny [ Pobierz całość w formacie PDF ]