[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponadto Janeczce przyszło na myśl, że pogawędka akurat tutaj i teraz będzie dla nich doskonałym kamuflażem.W razie gdyby ich ktoś zobaczył, nie nabierze żadnych podejrzeń.Na nic nie czekają, niczego nie podglądają, rozmawiają sobie z tym panem i tyle.Rozmowę przerwać można w każdej chwili.— Proszę bardzo — zgodziła się ku lekkiemu zgorszeniu Pawełka.— Może pan zadawać pytania.— I mam nadzieję, usłyszę odpowiedź? — ucieszył się pan Lewandowski.— Więc pierwsze pytanie: dlaczego właśnie w tym budynku?Pawełek był absolutnie zdecydowany nie wyjawiać obcemu człowiekowi żadnych tajemnic.Nie miał najmniejszych wątpliwości, że Janeczka żywi podobne poglądy i zamierza ukryć prawdę.Ciekaw, jak jej to wyjdzie, z ogromnym zainteresowaniem słuchał odpowiedzi.— Mieszka tu pewna znajoma osoba — wyjaśniła Janeczka spokojnie i bez żadnych wahań.— To znaczy, jest to dorosła osoba, znajoma naszej rodziny.Byliśmy tam, żeby coś przekazać i właśnie zastanawialiśmy się, czy wracać do domu, czy jeszcze raz iść do tej osoby, bo przekazywanie było chyba trochę niedokładne.I tyle.— Ta osoba mieszka na czwartym piętrze, czy na drugim?— Na trzecim.— To dlaczego pojechaliście najpierw na czwarte, a potem na drugie?— Co do czwartego piętra, to niepotrzebnie — wtrącił się Pawełek, zrozumiawszy już politykę siostry — nie ten guzik przycisnąłem co trzeba.Tak samo jak Janeczka właściwie nie minął się z prawdą.Rzeczywiście to czwarte piętro nie miało żadnego sensu i guzik okazał się nieodpowiedni.Janeczka przyjęła pomoc brata bez mrugnięcia okiem.— A drugie? — spytał pan Lewandowski.— Na drugim mieliśmy zamiar zaczekać — rzekła Janeczka melancholijnie — ale nie wiem, czy zaczekamy.Ta osoba jest zajęta, ma gości i możliwe, że goście zaraz wyjdą i wtedy wrócimy, a możliwe, że nie.Właśnie nad tym się zastanawialiśmy, zaczekać, wrócić i tak dalej.Pan Lewandowski nie był zadowolony.Zaintrygowała go winda, ale od razu wyłoniła się i druga kwestia, odpowiedzialności, obowiązkowości, rzetelności i tym podobnych cech.Zaciekawił się nimi również.Tymczasem wyraźnie czuł, że udzielane mu odpowiedzi ślizgają się po wierzchu, nie sięgając sedna sprawy.Nie o to mu chodziło, spragniony był szczerości, a nie gładkiego muru nie do przebicia.Uprzejme i grzeczne dzieci kryły jakąś troskę, porządnie schowaną za pozornie wyczerpującymi wyjaśnieniami.— A które z was doszło do wniosku, że coś załatwiliście źle i musicie poprawić?— Razem to nam przyszło do głowy — odparła Janeczka.— Czy to była jakaś bardzo ważna sprawa?— Nic specjalnego… To znaczy, ważna, owszem…— Ważna, ale nic pilnego — sprecyzował Pawełek.— Może poczekać, ale chcieliśmy mieć z głowy.Pan Lewandowski ciągle czuł, że to nie to i chodzi o coś innego.Zastanowił się.— Wydaje mi się — powiedział z lekkim wahaniem — że jest to coś, co was osobiście dotyczy.Zrozumiałem, że przychodzicie od dorosłej osoby, tymczasem doznaję wrażenia, że jesteście tym jakoś wewnętrznie przejęci, tak jakby to był wasz własny problem.To mnie właśnie najbardziej interesuje…Pawełek pomyślał z uznaniem, że ten facet jest całkiem niegłupi.Janeczce zrobiło się nagle trochę żal pana Dominika.Wyglądał sympatycznie i widać było jak się męczy, usiłując coś zrozumieć.Doskonale wiedziała, że z udzielanych mu odpowiedzi nic nie wynika.— Gdyby tu był nasz pies, możliwe, że powiedzielibyśmy panu więcej — wyrwało jej się.Pan Lewandowski uchwycił się psa jak tonący brzytwy.— Dlaczego pies? Co ma do rzeczy pies?— Nasz pies rozpoznaje porządnych ludzi…— Rozumiem — powiedział pan Lewandowski z wyraźną ulgą.— Istnieje tu jakaś tajemnica i nie chcecie jej zdradzić, nie wiedząc, czy jestem porządnym człowiekiem.No, wreszcie.! I tak powiem wam, że jesteście bardzo nietypowi…— Bo co? — zainteresował się Pawełek.— Osoby w waszym wieku albo wcale nie chcą rozmawiać, albo wyjawiają za wiele, wbrew własnym chęciom.Jest dla mnie jasne, że macie wyjątkowe talenty dyplomatyczne.Osobiście uważam się za człowieka przyzwoitego i potrafię dochować sekretu, ale nie musicie mi wierzyć na słowo.Każdy może o sobie powiedzieć, że jest aniołem.Chciałbym bardzo spotkać się z wami w towarzystwie waszego psa!Janeczce nagle przyszła do głowy nowa myśl.— Czy pan tu mieszka? — spytała, starannie kryjąc drgnięcie emocji.— Tak.Na czwartym piętrze.— A jakie ma pan hobby?— Wędkarstwo — odparł bez wahania pan Lewandowski, czując z radością, że coś tu się zmienia.— Uwielbiam łowić ryby.— I nic pan nie zbiera?— Co masz na myśli? Grzyby, na przykład…?— Nie, coś niejadalnego.Pudełka od zapałek, albo co… Pan Lewandowski zarumienił się znienacka.Odrobinę, ale jednak widocznie.Zawahał się.— No proszę — wytknął Pawełek z satysfakcją.— Teraz pan widzi, jak to jest.Pan Lewandowski przełamał opory.— W porządku, znam ten ból od dawna.Owszem, zbieram i powiem co.Uczynię pierwszy krok ku wzajemnej szczerości.Książki zbieram.Kryminały.Pawełek gwizdnął lekko z ogromnym uznaniem.Janeczka zainteresowała się tak, że o mało nie zapomniała o ostrożności.— Jak to? Wszystkie? Jak leci?— Wszystkie, jak leci.W polskim języku.Mam nawet bardzo stare, przedwojenne, które nigdy potem nie były wznawiane.Teraz to są białe kruki.Ukrywam to, bo wiecie… Szlachetniej może byłoby zbierać poezje, albo starodruki …— E tam, poezje…! — prychnął wzgardliwie Pawełek.— Wcale nie! — zaprotestowała równocześnie Janeczka z ogniem.— To jest mania po prostu przecudowna! Jestem pewna, że pan tego nigdy nikomu nie pożycza…?— Od czasu do czasu mogłoby się zdarzyć.Osobom zaprzyjaźnionym i wyjątkowo godnym zaufania…Spojrzenie, jakie rodzeństwo wymieniło pomiędzy sobą, napełniło go wielkimi nadziejami.Coraz bardziej chciał poznać te dzieci bliżej i dokładniej, zainteresowały go zgoła niebotycznie.Takich dzieci jeszcze nie spotkał, w żadnym razie nie mógł napisać swojej pracy doktorskiej bez nich, za wszelką cenę chciał z nimi nawiązać trwały kontakt.— No więc…?— popędził niecierpliwie.— Będzie to spotkanie z psem?— Może być — zgodził się Pawełek łaskawie.— Możemy się umówić…W tym momencie piętro wyżej lekko szczęknęły drzwi.W jednym mgnieniu oka Pawełek znalazł się na półpiętrze i ostrożnie wyjrzał zza poręczy schodów.Winda ruszyła ku górze.Pawełek już był z powrotem, kiwnął głową Janeczce i bez słowa popędził na dół.— Teraz możemy panu tylko powiedzieć, że to jest coś nieprzyjemnego — rzekła Janeczka z determinacją.— Nasz dziadek ma zmartwienie z jedną panią, która tu mieszka, bardzo dawno jej nie widział i boi się, że jest chora, albo co.Mieliśmy się dowiedzieć, ale ciągle nic nie wiemy.A ja już muszę iść…— Czekaj, chwileczkę! Mieliśmy się umówić… Winda przejechała obok nich i zniknęła na dole.— Przyjdziemy do pana z wizytą — zaproponowała pośpiesznie Janeczka.— Z psem?— Z psem.Czy pan ma telefon?— Mam, oczywiście.Proszę, tu jest numer…Omal nie urywając sobie kieszeni, pan Dominik wyszarpnął portfel.Wyciągnął z niego wizytówkę.Piętro wyżej znów szczęknęły drzwi.Janeczka wyrwała mu wizytówkę z ręki i skoczyła na półpiętro.Wróciła równie szybko jak Pawełek.Winda jechała ku górze.— Ale bardzo proszę, nie zwlekajcie z tym! — zawołał pan Lewandowski z niepokojem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ponadto Janeczce przyszło na myśl, że pogawędka akurat tutaj i teraz będzie dla nich doskonałym kamuflażem.W razie gdyby ich ktoś zobaczył, nie nabierze żadnych podejrzeń.Na nic nie czekają, niczego nie podglądają, rozmawiają sobie z tym panem i tyle.Rozmowę przerwać można w każdej chwili.— Proszę bardzo — zgodziła się ku lekkiemu zgorszeniu Pawełka.— Może pan zadawać pytania.— I mam nadzieję, usłyszę odpowiedź? — ucieszył się pan Lewandowski.— Więc pierwsze pytanie: dlaczego właśnie w tym budynku?Pawełek był absolutnie zdecydowany nie wyjawiać obcemu człowiekowi żadnych tajemnic.Nie miał najmniejszych wątpliwości, że Janeczka żywi podobne poglądy i zamierza ukryć prawdę.Ciekaw, jak jej to wyjdzie, z ogromnym zainteresowaniem słuchał odpowiedzi.— Mieszka tu pewna znajoma osoba — wyjaśniła Janeczka spokojnie i bez żadnych wahań.— To znaczy, jest to dorosła osoba, znajoma naszej rodziny.Byliśmy tam, żeby coś przekazać i właśnie zastanawialiśmy się, czy wracać do domu, czy jeszcze raz iść do tej osoby, bo przekazywanie było chyba trochę niedokładne.I tyle.— Ta osoba mieszka na czwartym piętrze, czy na drugim?— Na trzecim.— To dlaczego pojechaliście najpierw na czwarte, a potem na drugie?— Co do czwartego piętra, to niepotrzebnie — wtrącił się Pawełek, zrozumiawszy już politykę siostry — nie ten guzik przycisnąłem co trzeba.Tak samo jak Janeczka właściwie nie minął się z prawdą.Rzeczywiście to czwarte piętro nie miało żadnego sensu i guzik okazał się nieodpowiedni.Janeczka przyjęła pomoc brata bez mrugnięcia okiem.— A drugie? — spytał pan Lewandowski.— Na drugim mieliśmy zamiar zaczekać — rzekła Janeczka melancholijnie — ale nie wiem, czy zaczekamy.Ta osoba jest zajęta, ma gości i możliwe, że goście zaraz wyjdą i wtedy wrócimy, a możliwe, że nie.Właśnie nad tym się zastanawialiśmy, zaczekać, wrócić i tak dalej.Pan Lewandowski nie był zadowolony.Zaintrygowała go winda, ale od razu wyłoniła się i druga kwestia, odpowiedzialności, obowiązkowości, rzetelności i tym podobnych cech.Zaciekawił się nimi również.Tymczasem wyraźnie czuł, że udzielane mu odpowiedzi ślizgają się po wierzchu, nie sięgając sedna sprawy.Nie o to mu chodziło, spragniony był szczerości, a nie gładkiego muru nie do przebicia.Uprzejme i grzeczne dzieci kryły jakąś troskę, porządnie schowaną za pozornie wyczerpującymi wyjaśnieniami.— A które z was doszło do wniosku, że coś załatwiliście źle i musicie poprawić?— Razem to nam przyszło do głowy — odparła Janeczka.— Czy to była jakaś bardzo ważna sprawa?— Nic specjalnego… To znaczy, ważna, owszem…— Ważna, ale nic pilnego — sprecyzował Pawełek.— Może poczekać, ale chcieliśmy mieć z głowy.Pan Lewandowski ciągle czuł, że to nie to i chodzi o coś innego.Zastanowił się.— Wydaje mi się — powiedział z lekkim wahaniem — że jest to coś, co was osobiście dotyczy.Zrozumiałem, że przychodzicie od dorosłej osoby, tymczasem doznaję wrażenia, że jesteście tym jakoś wewnętrznie przejęci, tak jakby to był wasz własny problem.To mnie właśnie najbardziej interesuje…Pawełek pomyślał z uznaniem, że ten facet jest całkiem niegłupi.Janeczce zrobiło się nagle trochę żal pana Dominika.Wyglądał sympatycznie i widać było jak się męczy, usiłując coś zrozumieć.Doskonale wiedziała, że z udzielanych mu odpowiedzi nic nie wynika.— Gdyby tu był nasz pies, możliwe, że powiedzielibyśmy panu więcej — wyrwało jej się.Pan Lewandowski uchwycił się psa jak tonący brzytwy.— Dlaczego pies? Co ma do rzeczy pies?— Nasz pies rozpoznaje porządnych ludzi…— Rozumiem — powiedział pan Lewandowski z wyraźną ulgą.— Istnieje tu jakaś tajemnica i nie chcecie jej zdradzić, nie wiedząc, czy jestem porządnym człowiekiem.No, wreszcie.! I tak powiem wam, że jesteście bardzo nietypowi…— Bo co? — zainteresował się Pawełek.— Osoby w waszym wieku albo wcale nie chcą rozmawiać, albo wyjawiają za wiele, wbrew własnym chęciom.Jest dla mnie jasne, że macie wyjątkowe talenty dyplomatyczne.Osobiście uważam się za człowieka przyzwoitego i potrafię dochować sekretu, ale nie musicie mi wierzyć na słowo.Każdy może o sobie powiedzieć, że jest aniołem.Chciałbym bardzo spotkać się z wami w towarzystwie waszego psa!Janeczce nagle przyszła do głowy nowa myśl.— Czy pan tu mieszka? — spytała, starannie kryjąc drgnięcie emocji.— Tak.Na czwartym piętrze.— A jakie ma pan hobby?— Wędkarstwo — odparł bez wahania pan Lewandowski, czując z radością, że coś tu się zmienia.— Uwielbiam łowić ryby.— I nic pan nie zbiera?— Co masz na myśli? Grzyby, na przykład…?— Nie, coś niejadalnego.Pudełka od zapałek, albo co… Pan Lewandowski zarumienił się znienacka.Odrobinę, ale jednak widocznie.Zawahał się.— No proszę — wytknął Pawełek z satysfakcją.— Teraz pan widzi, jak to jest.Pan Lewandowski przełamał opory.— W porządku, znam ten ból od dawna.Owszem, zbieram i powiem co.Uczynię pierwszy krok ku wzajemnej szczerości.Książki zbieram.Kryminały.Pawełek gwizdnął lekko z ogromnym uznaniem.Janeczka zainteresowała się tak, że o mało nie zapomniała o ostrożności.— Jak to? Wszystkie? Jak leci?— Wszystkie, jak leci.W polskim języku.Mam nawet bardzo stare, przedwojenne, które nigdy potem nie były wznawiane.Teraz to są białe kruki.Ukrywam to, bo wiecie… Szlachetniej może byłoby zbierać poezje, albo starodruki …— E tam, poezje…! — prychnął wzgardliwie Pawełek.— Wcale nie! — zaprotestowała równocześnie Janeczka z ogniem.— To jest mania po prostu przecudowna! Jestem pewna, że pan tego nigdy nikomu nie pożycza…?— Od czasu do czasu mogłoby się zdarzyć.Osobom zaprzyjaźnionym i wyjątkowo godnym zaufania…Spojrzenie, jakie rodzeństwo wymieniło pomiędzy sobą, napełniło go wielkimi nadziejami.Coraz bardziej chciał poznać te dzieci bliżej i dokładniej, zainteresowały go zgoła niebotycznie.Takich dzieci jeszcze nie spotkał, w żadnym razie nie mógł napisać swojej pracy doktorskiej bez nich, za wszelką cenę chciał z nimi nawiązać trwały kontakt.— No więc…?— popędził niecierpliwie.— Będzie to spotkanie z psem?— Może być — zgodził się Pawełek łaskawie.— Możemy się umówić…W tym momencie piętro wyżej lekko szczęknęły drzwi.W jednym mgnieniu oka Pawełek znalazł się na półpiętrze i ostrożnie wyjrzał zza poręczy schodów.Winda ruszyła ku górze.Pawełek już był z powrotem, kiwnął głową Janeczce i bez słowa popędził na dół.— Teraz możemy panu tylko powiedzieć, że to jest coś nieprzyjemnego — rzekła Janeczka z determinacją.— Nasz dziadek ma zmartwienie z jedną panią, która tu mieszka, bardzo dawno jej nie widział i boi się, że jest chora, albo co.Mieliśmy się dowiedzieć, ale ciągle nic nie wiemy.A ja już muszę iść…— Czekaj, chwileczkę! Mieliśmy się umówić… Winda przejechała obok nich i zniknęła na dole.— Przyjdziemy do pana z wizytą — zaproponowała pośpiesznie Janeczka.— Z psem?— Z psem.Czy pan ma telefon?— Mam, oczywiście.Proszę, tu jest numer…Omal nie urywając sobie kieszeni, pan Dominik wyszarpnął portfel.Wyciągnął z niego wizytówkę.Piętro wyżej znów szczęknęły drzwi.Janeczka wyrwała mu wizytówkę z ręki i skoczyła na półpiętro.Wróciła równie szybko jak Pawełek.Winda jechała ku górze.— Ale bardzo proszę, nie zwlekajcie z tym! — zawołał pan Lewandowski z niepokojem [ Pobierz całość w formacie PDF ]