[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dobrze w takim razie, że nie wyrzuciłaś ich do wody.Zdaje się, że nie darady tu zostać, las jest, ale poza tym miejsce do kitu.Na razie przytrzymaj mnieza nogi, bo się boję, że ten sznurek pęknie.Zaplątało się w trzcinach.Sznurek pękł w chwili, kiedy Tereska sięgała już ręką do rufy składaka.Ugiętetrzciny wyprostowały się natychmiast odpychając go nieco i pokonanie tych bra-kujących piętnastu centymetrów kosztowało przeszło pół godziny morderczychwysiłków.Zwyczajne wejście do wody i dotarcie do składaka okazało się nie-wykonalne, nogi grzęzły bowiem w bagnie po kolana już za pierwszym krokiem.Drugiego kroku Tereska nie odważyła się uczynić.Wybrała metodę polegającą nawdrapaniu się wyżej na pochyłe drzewo i pchaniu składaka długim drągiem w kie-runku brzegu, gdzie na pniu czatowała Okrętka z zakrzywionym kijem.Metodaw końcu dała pożądany rezultat. Zwięci pańscy! powiedziała Okrętka ze zgrozą, znalazłszy wreszcie poddziobem apteczkę w tekturowym pudełku. Gdyby mi ktoś powiedział, że w ta-kim stanie dobrowolnie będę uprawiać gimnastykę. Oprócz tego, że jestem zaprzała, to jeszcze po tym drzewie zrobiłam sięcała brudna przerwała z irytacją Tereska i odepchnęła składak wiosłem odniegościnnego lądu. Na nogach mam zaskorupiałe błoto.Daj ten bandaż i możechociaż umyjmy sobie zęby? Według mnie, szczotki do zębów są w którymś garnku na samym dnie rufy.Nie dostaniemy się do nich, dopóki nie rozpakujemy wszystkiego.Na litość bo-ską, czy na tych brzegach nigdzie nie ma żadnego przyzwoitego miejsca?! Głodnajestem! Zginiemy, jeśli nie uda nam się chociaż raz gdzieś zatrzymać i rozpako-wać tego majdanu do końca! Co za życie.Wyspa, którą opuściły, gęsto obstawiona była wszelkiego rodzaju zakazami.Daleko na południu rysował się ląd, robiący wrażenie zalesionego.Do lądu na27zachodzie było wprawdzie bliżej, ale widniała na nim wieś, różne budynki, szo-sa i przystanek PKS-u.Rozbicie namiotu na przystanku PKS-u nie wydawało sięszczytem marzeń.Upał rósł, głód również, ów południowy brzeg zbliżał się bez-nadziejnie wolno, obolałe mięśnie odmawiały usług i ogólnie biorąc było corazgorzej.Woda, zachłannie zagarnąwszy swoje ofiary, nie chciała ich wypuścić.Do jedynego miejsca, w którym obrzydłe trzciny rozstąpiły się nagle, pozwa-lając wylądować, dotarły już ostatkiem sił.Za to miejsce wyglądało zachwyca-jąco.Miniaturowa polanka leśna dotykała jeziora, obok polanki drewniany po-mościk wchodził w wodę, na środku zaś, rzecz jasna, wisiała na słupie tablicaz napisem: Kąpiel wzbroniona.Ludzi nie było, tylko na pomościku stał jakiśchłopak, może trzynastoletni, i strugał scyzorykiem patyk.Bez słowa, bez żadnej potrzeby porozumiewania się, Tereska i Okrętka zgod-nie pociągnęły lewym wiosłem i w chwilę potem dziób składaka znieruchomiałw szuwarach na skraju czystej wody.Wciąż bez słowa, w pośpiechu porzucającwszystko: składak, bagaż, wiosła i odzież, obie wbiegły do wody.Po półgodzinie świat uległ całkowitej metamorfozie. Wymarzone miejsce! stwierdziła radośnie Okrętka, rozczesując świeżoumyte włosy. Nie rozumiem, jakim cudem może tu być tak pusto! Zmieściłoby się z pięć namiotów!Chłopak na pomościku przestał strugać patyk, przyglądał im się przez chwilęw zadumie, po czym zszedł na brzeg, zbliżył się wolnym krokiem i przystanął naskraju polanki. Hej! odezwał się z namysłem. Ja bym wam nie radził już więcejwchodzić do wody.Gliny słychać.Warczą.Tereska i Okrętka, zajęte rozpakowywaniem, spojrzały na niego i na momentznieruchomiały.Chłopak oparł się łokciem o drzewo, przy czym omal nie wetknąłsobie w oko trzymanego w ręce patyka. I w ogóle schowałbym ten kajak dodał ostrzegawczo. Nigdy niewiadomo, do czego się przyczepią. Bo co? spytała nieufnie Okrętka, Dlaczego się mają czepiać? zainteresowała się Tereska. O co chodzi?Chłopak miał pełen niesmaku wyraz twarzy. Tu jest kąpiel wzbroniona poinformował. I w ogóle tu jest rezerwat.Wszystko wzbronione. Jak to, nie wolno się tu zatrzymać? A nie wolno. Zaraz powiedziała Tereska i porzuciła rozpakowywanie. A dlaczegokąpiel wzbroniona? Bo nie pilnują.Plaża nie strzeżona.Jakby ogrodzili i pilnowali, toby byłowolno.A tak to nie. No dobrze, ale dlaczego?28 Boją się, żeby się kto nie utopił.Postawią tablicę i mają z głowy.Jakby niepostawili, toby od razu krzyk się zrobił, że niby pozwalają, a tu proszę.Topielec.No więc zrobili zakaz.Wszędzie robią zakazy, żeby nie było na nich.Jak was, niedaj Boże, złapią, od razu dowalą z pięć stów albo i kolegium.Tereska i Okrętka popatrzyły na siebie z wyrazem lekkiej zgrozy. Ale jak nie złapią, to nic się nie stanie? zainteresowała się nagle Tereska. Pewnie, że nic, bo tu nawet jakby kto chciał, to się nie utopi.Chyba żecałkiem pijany, a i to nie od razu. To znaczy, że co? zdenerwowała się Okrętka. Nie można tu postawićnamiotu i zanocować? Niech was ręka boska broni.Za namiot to już kolegium murowane.Pilnująi z lądu, i z wody. Przecież to się można powiesić! Gdzie w takim razie jest miejsce dla lu-dzi?! Dla ludzi to nigdzie.Ale na namioty powyznaczali, tylko że nie tu.NaMamrach cała ta strona to rezerwat, ale na Darginie możecie coś znalezć.A jużna Niegocinie pełno tego, co krok to pole namiotowe.Okrętka zmierzwiła sobie na głowie świeżo uczesane włosy.Tereska zezmarszczonymi brwiami rozejrzała się wokoło i popatrzyła na chłopaka. Słuchaj, mów jak człowiek.Po pierwsze, powiedz uczciwie, nie teoretycz-nie, tylko tak jak jest w praktyce.Nie można tu trochę posiedzieć i na przykładzjeść śniadanie?Chłopak pomyślał chwilę. Zniadanie można zawyrokował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Dobrze w takim razie, że nie wyrzuciłaś ich do wody.Zdaje się, że nie darady tu zostać, las jest, ale poza tym miejsce do kitu.Na razie przytrzymaj mnieza nogi, bo się boję, że ten sznurek pęknie.Zaplątało się w trzcinach.Sznurek pękł w chwili, kiedy Tereska sięgała już ręką do rufy składaka.Ugiętetrzciny wyprostowały się natychmiast odpychając go nieco i pokonanie tych bra-kujących piętnastu centymetrów kosztowało przeszło pół godziny morderczychwysiłków.Zwyczajne wejście do wody i dotarcie do składaka okazało się nie-wykonalne, nogi grzęzły bowiem w bagnie po kolana już za pierwszym krokiem.Drugiego kroku Tereska nie odważyła się uczynić.Wybrała metodę polegającą nawdrapaniu się wyżej na pochyłe drzewo i pchaniu składaka długim drągiem w kie-runku brzegu, gdzie na pniu czatowała Okrętka z zakrzywionym kijem.Metodaw końcu dała pożądany rezultat. Zwięci pańscy! powiedziała Okrętka ze zgrozą, znalazłszy wreszcie poddziobem apteczkę w tekturowym pudełku. Gdyby mi ktoś powiedział, że w ta-kim stanie dobrowolnie będę uprawiać gimnastykę. Oprócz tego, że jestem zaprzała, to jeszcze po tym drzewie zrobiłam sięcała brudna przerwała z irytacją Tereska i odepchnęła składak wiosłem odniegościnnego lądu. Na nogach mam zaskorupiałe błoto.Daj ten bandaż i możechociaż umyjmy sobie zęby? Według mnie, szczotki do zębów są w którymś garnku na samym dnie rufy.Nie dostaniemy się do nich, dopóki nie rozpakujemy wszystkiego.Na litość bo-ską, czy na tych brzegach nigdzie nie ma żadnego przyzwoitego miejsca?! Głodnajestem! Zginiemy, jeśli nie uda nam się chociaż raz gdzieś zatrzymać i rozpako-wać tego majdanu do końca! Co za życie.Wyspa, którą opuściły, gęsto obstawiona była wszelkiego rodzaju zakazami.Daleko na południu rysował się ląd, robiący wrażenie zalesionego.Do lądu na27zachodzie było wprawdzie bliżej, ale widniała na nim wieś, różne budynki, szo-sa i przystanek PKS-u.Rozbicie namiotu na przystanku PKS-u nie wydawało sięszczytem marzeń.Upał rósł, głód również, ów południowy brzeg zbliżał się bez-nadziejnie wolno, obolałe mięśnie odmawiały usług i ogólnie biorąc było corazgorzej.Woda, zachłannie zagarnąwszy swoje ofiary, nie chciała ich wypuścić.Do jedynego miejsca, w którym obrzydłe trzciny rozstąpiły się nagle, pozwa-lając wylądować, dotarły już ostatkiem sił.Za to miejsce wyglądało zachwyca-jąco.Miniaturowa polanka leśna dotykała jeziora, obok polanki drewniany po-mościk wchodził w wodę, na środku zaś, rzecz jasna, wisiała na słupie tablicaz napisem: Kąpiel wzbroniona.Ludzi nie było, tylko na pomościku stał jakiśchłopak, może trzynastoletni, i strugał scyzorykiem patyk.Bez słowa, bez żadnej potrzeby porozumiewania się, Tereska i Okrętka zgod-nie pociągnęły lewym wiosłem i w chwilę potem dziób składaka znieruchomiałw szuwarach na skraju czystej wody.Wciąż bez słowa, w pośpiechu porzucającwszystko: składak, bagaż, wiosła i odzież, obie wbiegły do wody.Po półgodzinie świat uległ całkowitej metamorfozie. Wymarzone miejsce! stwierdziła radośnie Okrętka, rozczesując świeżoumyte włosy. Nie rozumiem, jakim cudem może tu być tak pusto! Zmieściłoby się z pięć namiotów!Chłopak na pomościku przestał strugać patyk, przyglądał im się przez chwilęw zadumie, po czym zszedł na brzeg, zbliżył się wolnym krokiem i przystanął naskraju polanki. Hej! odezwał się z namysłem. Ja bym wam nie radził już więcejwchodzić do wody.Gliny słychać.Warczą.Tereska i Okrętka, zajęte rozpakowywaniem, spojrzały na niego i na momentznieruchomiały.Chłopak oparł się łokciem o drzewo, przy czym omal nie wetknąłsobie w oko trzymanego w ręce patyka. I w ogóle schowałbym ten kajak dodał ostrzegawczo. Nigdy niewiadomo, do czego się przyczepią. Bo co? spytała nieufnie Okrętka, Dlaczego się mają czepiać? zainteresowała się Tereska. O co chodzi?Chłopak miał pełen niesmaku wyraz twarzy. Tu jest kąpiel wzbroniona poinformował. I w ogóle tu jest rezerwat.Wszystko wzbronione. Jak to, nie wolno się tu zatrzymać? A nie wolno. Zaraz powiedziała Tereska i porzuciła rozpakowywanie. A dlaczegokąpiel wzbroniona? Bo nie pilnują.Plaża nie strzeżona.Jakby ogrodzili i pilnowali, toby byłowolno.A tak to nie. No dobrze, ale dlaczego?28 Boją się, żeby się kto nie utopił.Postawią tablicę i mają z głowy.Jakby niepostawili, toby od razu krzyk się zrobił, że niby pozwalają, a tu proszę.Topielec.No więc zrobili zakaz.Wszędzie robią zakazy, żeby nie było na nich.Jak was, niedaj Boże, złapią, od razu dowalą z pięć stów albo i kolegium.Tereska i Okrętka popatrzyły na siebie z wyrazem lekkiej zgrozy. Ale jak nie złapią, to nic się nie stanie? zainteresowała się nagle Tereska. Pewnie, że nic, bo tu nawet jakby kto chciał, to się nie utopi.Chyba żecałkiem pijany, a i to nie od razu. To znaczy, że co? zdenerwowała się Okrętka. Nie można tu postawićnamiotu i zanocować? Niech was ręka boska broni.Za namiot to już kolegium murowane.Pilnująi z lądu, i z wody. Przecież to się można powiesić! Gdzie w takim razie jest miejsce dla lu-dzi?! Dla ludzi to nigdzie.Ale na namioty powyznaczali, tylko że nie tu.NaMamrach cała ta strona to rezerwat, ale na Darginie możecie coś znalezć.A jużna Niegocinie pełno tego, co krok to pole namiotowe.Okrętka zmierzwiła sobie na głowie świeżo uczesane włosy.Tereska zezmarszczonymi brwiami rozejrzała się wokoło i popatrzyła na chłopaka. Słuchaj, mów jak człowiek.Po pierwsze, powiedz uczciwie, nie teoretycz-nie, tylko tak jak jest w praktyce.Nie można tu trochę posiedzieć i na przykładzjeść śniadanie?Chłopak pomyślał chwilę. Zniadanie można zawyrokował [ Pobierz całość w formacie PDF ]