[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A zatem nikt znajomy, bo osoby znajome znały moje zamiary.Spróbowałam przestawić się na stronę tajemniczych sprawców, liczba zresztą obo-jętna, sprawca mógł być jeden.Co ja bym chciała osiągnąć na jego miejscu? Trudnośćsprawiał mi brak danych, nie miałam pojęcia, o co tu chodzi, baba mnie nienawidzi, niejest to przecież rozpłomieniony adorator, który morduje ludzi i robi mi dowcipy wy-łącznie dla ukojenia doznań ukochanej.Nagle poczułam, że zbyt wiele wymagam od mojej nogi, dała mi do zrozumienia,iż obciążenie przestało jej się podobać.Myśleć można także siedząc, albo nawet leżąc,wiem, jak wygląda mój samochód i nie muszę na niego patrzeć.O wczesnym poranku opuściłam hotel i ruszyłam w dalszą drogę.Kiedy w okolicy Zittau zleciało na mnie dachowe okno autobusu, uznałam, że działatu chyba jakieś fatum.Jechałam za tym autobusem, czekając, żeby zszedł mi z pasa, wy-przedzał coś wolniejszego, byłam tuż za nim i wyraznie widziałam, jak okno w dachuunosi się, otwiera szeroko, odrywa i leci prosto na mnie.Nie zdążyłam zrobić nic, pozaprzydeptaniem hamulca.Gdyby trafiło w moją przednią szybę, nie miałabym już twa-rzy, ale nie było mi przeznaczone, przyhamowanie wystarczyło.Okno grzmotnęło w as-falt tuż przede mną i trafiło mnie rykoszetem od dołu.Poczułam głuche, potężne łup-nięcie, zderzak albo opona, zwolniłam, zjechałam na prawy pas, sprawdzając zachowa-nie się samochodu, jechał normalnie, zatem nie koło, tylko zderzak.Cholerny autobus w ogóle wydarzenia nie zauważył.Skręcił na zjazd do Zittau,a okno, zapewne nieco zdefasonowane, pozostało gdzieś między pasami autostrady.Na myśl, że cudem uszłam z życiem, trochę się zdenerwowałam.Co za podróż kosz-marna, jakie jeszcze idiotyzmy mogą mi się przytrafić?! Niemożliwe, żeby to okno ktośna mnie zepchnął specjalnie, samo zleciało, ostrzeżenie z niebios czy co.? Niechżewreszcie dojadę do domu i usiądę spokojnie na tyłku, konstelacje muszą być przeciwkomnie, o co im chodzi, obraziły się za Grzegorza.?Wieloletnie perypetie z nim wyraznie świadczyły, że tajemnicza siła postanowiła nasrozdzielić.Uparłam się walczyć z tajemniczą siłą, no to mam! Ale przecież poddałam sięjuż dawno, gdzie tu upór, niech się ta siła opamięta! Cholery można dostać, na wszelkiwypadek nie jadę dalej jednym ciągiem, znów przenocuję w Bolesławcu.W ten sposób dotarłam do domu o dzień pózniej, niż planowałam.* * * Po drodze do pana nałgałam, ile mogłam, ale teraz powiem prawdę oznaj-miłam, znalazłszy się wreszcie przed obliczem pułkownika Witeckiego w wydziale za-bójstw Komendy Głównej, ponieważ nie satysfakcjonowało mnie nic poniżej. Chcepan od razu clou czy po kolei?62 Wolę po kolei.Wszystkie następne łgarstwa miałam już starannie przemyślane.Czasu mi wystar-czyło, rentgena i ortopedę załatwiłam natychmiast po przyjezdzie, wczorajszego wie-czoru, gips okazał się niepotrzebny, złamanie, spowodowane silnym uderzeniem, byłorówniutkie, proste, bez przemieszczeń, miało obowiązek zrosnąć się samo.Do dzisiej-szego poranka mogłam wymyślić, co chciałam.Zaczęłam od katastrofy, ujawniłam perypetie na granicy, przejechałam przezStuttgart i dotarłam do znaleziska, z tym że przemieściłam je nieco bliżej Paryża. Co?! spytał pułkownik nieufnie. Ludzką głowę.W bardzo dużej reklamówce.Rozpoznałam ją, była to głowa tej fa-cetki, która czołgała się poboczem zaraz po kraksie.Opanował się całkowicie już po trzech sekundach. I kiedy to było? Jedenastego maja.Pod Paryżem. Dlaczego pani od razu nie wróciła? Bo najpierw zgłupiałam.Potem usiłowałam się zastanowić i postanowiłam wra-cać, owszem, ale zaraz po tych deszczach zrobiło się gorąco i sam pan rozumie, pomy-ślałam o lodówce.Kupiłam tę torbę-lodówkę jeszcze tego samego wieczoru, a zaraz na-zajutrz złamałam nogę.Pułkownik odruchowo spojrzał pod stół.Weszłam do niego krokiem dostateczniewdzięcznym, żeby sprawa złamania wyskoczyła na wstępie, wydarzenie zatem było mujuż znane.No, bez szczegółów. Z nogą przeczekałam trochę na okładach z lodu, bo miałam nadzieję, że mi się po-prawi kontynuowałam mijanie się z prawdą. Nie bardzo wiem, jak miałabym wra-cać z tą głową i nogą bez samochodu.Poprawiło się odrobinę, więc wyruszyłam.Resztanależy do pana.Wyraznie było widać, że nie ucieszył go ten stan posiadania. I gdzie ta głowa teraz jest? Nadal w moim bagażniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.A zatem nikt znajomy, bo osoby znajome znały moje zamiary.Spróbowałam przestawić się na stronę tajemniczych sprawców, liczba zresztą obo-jętna, sprawca mógł być jeden.Co ja bym chciała osiągnąć na jego miejscu? Trudnośćsprawiał mi brak danych, nie miałam pojęcia, o co tu chodzi, baba mnie nienawidzi, niejest to przecież rozpłomieniony adorator, który morduje ludzi i robi mi dowcipy wy-łącznie dla ukojenia doznań ukochanej.Nagle poczułam, że zbyt wiele wymagam od mojej nogi, dała mi do zrozumienia,iż obciążenie przestało jej się podobać.Myśleć można także siedząc, albo nawet leżąc,wiem, jak wygląda mój samochód i nie muszę na niego patrzeć.O wczesnym poranku opuściłam hotel i ruszyłam w dalszą drogę.Kiedy w okolicy Zittau zleciało na mnie dachowe okno autobusu, uznałam, że działatu chyba jakieś fatum.Jechałam za tym autobusem, czekając, żeby zszedł mi z pasa, wy-przedzał coś wolniejszego, byłam tuż za nim i wyraznie widziałam, jak okno w dachuunosi się, otwiera szeroko, odrywa i leci prosto na mnie.Nie zdążyłam zrobić nic, pozaprzydeptaniem hamulca.Gdyby trafiło w moją przednią szybę, nie miałabym już twa-rzy, ale nie było mi przeznaczone, przyhamowanie wystarczyło.Okno grzmotnęło w as-falt tuż przede mną i trafiło mnie rykoszetem od dołu.Poczułam głuche, potężne łup-nięcie, zderzak albo opona, zwolniłam, zjechałam na prawy pas, sprawdzając zachowa-nie się samochodu, jechał normalnie, zatem nie koło, tylko zderzak.Cholerny autobus w ogóle wydarzenia nie zauważył.Skręcił na zjazd do Zittau,a okno, zapewne nieco zdefasonowane, pozostało gdzieś między pasami autostrady.Na myśl, że cudem uszłam z życiem, trochę się zdenerwowałam.Co za podróż kosz-marna, jakie jeszcze idiotyzmy mogą mi się przytrafić?! Niemożliwe, żeby to okno ktośna mnie zepchnął specjalnie, samo zleciało, ostrzeżenie z niebios czy co.? Niechżewreszcie dojadę do domu i usiądę spokojnie na tyłku, konstelacje muszą być przeciwkomnie, o co im chodzi, obraziły się za Grzegorza.?Wieloletnie perypetie z nim wyraznie świadczyły, że tajemnicza siła postanowiła nasrozdzielić.Uparłam się walczyć z tajemniczą siłą, no to mam! Ale przecież poddałam sięjuż dawno, gdzie tu upór, niech się ta siła opamięta! Cholery można dostać, na wszelkiwypadek nie jadę dalej jednym ciągiem, znów przenocuję w Bolesławcu.W ten sposób dotarłam do domu o dzień pózniej, niż planowałam.* * * Po drodze do pana nałgałam, ile mogłam, ale teraz powiem prawdę oznaj-miłam, znalazłszy się wreszcie przed obliczem pułkownika Witeckiego w wydziale za-bójstw Komendy Głównej, ponieważ nie satysfakcjonowało mnie nic poniżej. Chcepan od razu clou czy po kolei?62 Wolę po kolei.Wszystkie następne łgarstwa miałam już starannie przemyślane.Czasu mi wystar-czyło, rentgena i ortopedę załatwiłam natychmiast po przyjezdzie, wczorajszego wie-czoru, gips okazał się niepotrzebny, złamanie, spowodowane silnym uderzeniem, byłorówniutkie, proste, bez przemieszczeń, miało obowiązek zrosnąć się samo.Do dzisiej-szego poranka mogłam wymyślić, co chciałam.Zaczęłam od katastrofy, ujawniłam perypetie na granicy, przejechałam przezStuttgart i dotarłam do znaleziska, z tym że przemieściłam je nieco bliżej Paryża. Co?! spytał pułkownik nieufnie. Ludzką głowę.W bardzo dużej reklamówce.Rozpoznałam ją, była to głowa tej fa-cetki, która czołgała się poboczem zaraz po kraksie.Opanował się całkowicie już po trzech sekundach. I kiedy to było? Jedenastego maja.Pod Paryżem. Dlaczego pani od razu nie wróciła? Bo najpierw zgłupiałam.Potem usiłowałam się zastanowić i postanowiłam wra-cać, owszem, ale zaraz po tych deszczach zrobiło się gorąco i sam pan rozumie, pomy-ślałam o lodówce.Kupiłam tę torbę-lodówkę jeszcze tego samego wieczoru, a zaraz na-zajutrz złamałam nogę.Pułkownik odruchowo spojrzał pod stół.Weszłam do niego krokiem dostateczniewdzięcznym, żeby sprawa złamania wyskoczyła na wstępie, wydarzenie zatem było mujuż znane.No, bez szczegółów. Z nogą przeczekałam trochę na okładach z lodu, bo miałam nadzieję, że mi się po-prawi kontynuowałam mijanie się z prawdą. Nie bardzo wiem, jak miałabym wra-cać z tą głową i nogą bez samochodu.Poprawiło się odrobinę, więc wyruszyłam.Resztanależy do pana.Wyraznie było widać, że nie ucieszył go ten stan posiadania. I gdzie ta głowa teraz jest? Nadal w moim bagażniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]