[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wspominał ubiegłą noc.Razem z innymi pobiegli na stację metra i przez trzy godziny czekali na peronie na sygnał odwołania alarmu.Catherine przy­snęła, oparłszy mu głowę na ramieniu.Zastanawiał się, czy dziś po raz pierwszy od sześciu lat poczuła się bezpieczna.Zdumie­wająco piękna kobieta, ale krył się w niej jakiś smutek, może rana z dzieciństwa, zadana przez nieuważnego dorosłego.Drgnęła przez sen, musiało jej się przyśnić coś złego.Musnął gęste loki rozsypane na jego ramieniu.Na dźwięk syreny ocknęła się niczym żołnierz na wrogim terytorium: szybko, szeroko otwierając oczy, ręką szukając jakiejś broni.W tym wypadku okazała się nią torebka, gdzie musiała pewnie trzymać pistolet albo nóż.Rozmawiali do świtu.A właściwie to on mówił, ona słuchała.Odzywała się tylko, by go poprawić, jeśli się pomylił, albo spros­tować jakąś nieścisłość w jego opowiadaniu.Nie ulegało wątp­liwości, że to kobieta obdarzona wybitnym umysłem, zdolnym przechowywać całe pokłady informacji.Nic dziwnego, że Vogel z takim szacunkiem się wyrażał o jej zdolnościach.Nad Londynem wstawał szary świt, kiedy Neumann wyślizgnął się z jej mieszkania.Zachowywał się jak kochanek, opuszczający lubą: oglądał się przez ramię, w twarzach przechodniów szukał śladów podejrzliwości.Przez trzy godziny błąkał się po Londynie w zimnej mżawce, raz za razem nagle skręcając, zmieniając autobusy, obserwując odbicia w szybach.Uznał, że nikt go nie śledzi i ruszył z powrotem na Liverpool Street.W pociągu ułożył głowę na rękach i próbował zasnąć.Nie daj się jej oczarować, żartobliwie ostrzegał Vogel ostatniego dnia na farmie pod Berlinem.Trzymaj się od niej w bezpiecznej odległości.Są w niej mroczne miejsca, w których wolałbyś się nie znaleźć.Neumann przywołał przed oczy jej obraz: jak w słabym świetle słucha relacji o Peterze Jordanie i o tym, czego się od niej oczekuje.Właśnie ten denerwujący bezruch najbardziej go uderzył; jej dłonie spoczywały na kolanach, a głowa i ramiona nawet nie drgnęły.Tylko oczy błądziły po pokoju, zahaczając o jego twarz, prześlizgując się po jego ciele.Niczym szperacze.Przez moment nawet dopuścił do siebie myśl, że Catherine go pragnie.Jednak teraz, kiedy Hampton Sands zniknęła w mroku za samochodem, a przed nimi wyrósł dom Dogherty'ego, Neumann doszedł do bardzo niepokojącego wniosku.Catherine tak bacznie mu się przyglądała nie dlatego, że jej wpadł w oko, ale dlatego, że zastanawiała się, jak najlepiej go zabić, gdyby pojawiła się taka konieczność.Wychodząc rankiem, Neumann wręczył jej list.Odłożyła go na bok, zbyt przerażona, by czytać.Teraz, leżąc w łóżku, otworzyła kopertę drżącymi dłońmi i przeczytała:Moja najdroższa Anno,cieszę się, że jesteś zdrowa i bezpieczna.Od kiedy odeszłaś, wszelkie światło zniknęło z mego życia.Modlę się, żeby ta wojna jak najrychlej się skończyła i żebyśmy znowu mogli być razem.Dobranoc, słodkich snów, maleńka.Twój uwielbiający cię ojciecPrzeczytawszy list, wyszła do kuchni i przyłożyła go do pło­mienia kuchenki gazowej, a potem wrzuciła do zlewu.Zapłonął na chwilę i szybko zgasł.Odkręciła kran i spłukała czarny popiół.Podejrzewała, że list został podrobiony — Vogel sprokurował go, żeby utrzymać ją na smyczy.Obawiała się, że ojciec już nie żyje.Wróciła do łóżka i leżała bezsennie w delikatnym świetle poranka, wsłuchana w bębnienie deszczu o szybę.Myślała o ojcu, myślała o Voglu.Rozdział czwartyHrabstwo Gloucester, Anglia— Gratulacje, Alfredzie.Wejdź do środka.Przykro mi, że to się stało właśnie w ten sposób, ale od tej pory jesteś wcale bogatym człowiekiem.Martin Kenton z impetem wyciągnął rękę, jakby oczekiwał, że Vicary się na nią entuzjastycznie rzuci.Tymczasem profesor tylko lekko ją uścisnął i minął Kentona, kierując się prosto do salonu ciotki.— Co za cholerny mróz — narzekał Kenton, gdy Vicary oglądał pokój.Nie widział go od początku wojny, ale nic się tu nie zmieniło.— Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale pozwoliłem sobie rozpalić ogień.Zimno było jak w psiarni.Przygotowałem też herbatę.Z prawdziwym mlekiem.Wątpię, czy je ostatnio w Londynie często pijacie.Vicary zdjął płaszcz, a prawnik przeszedł do kuchni.Domeczek — bo tak Matylda uparcie go nazywała — tak naprawdę był sporą budowlą z wapienia z Cotswolds, otoczoną cudownym ogrodem i wysokim murem.Tej nocy, kiedy Boothby przekazywał Vicary'emu najnowszą sprawę, ciotka umarła na zawał serca.Vicary wybierał się na pogrzeb, ale właśnie tego ranka wezwał go Churchill, bo ludzie z Bletchley Park rozszyfrowali nadane przez Niemców wiadomości.Matylda właściwie wychowała Vi­cary'ego, zaopiekowała się nim po śmierci matki, gdy miał dwanaś­cie lat.Pozostali najlepszymi przyjaciółmi.Tylko jej się przyznał do pracy w MI— 5.„Co właściwie robisz, Alfredzie? Łapię niemiec­kich szpiegów, ciociu.Och, to wspaniale, Alfredzie!".Z oszklonych drzwi na taras rozciągał się widok na martwy, zimowy ogród.Czasem łapię szpiegów, ciociu — pomyślał Vicary.— Czasem oni mają nade mną przewagę.Tego ranka z Bletchley Park dotarła kolejna rozszyfrowana wiadomość.Szpieg donosił z Wielkiej Brytanii, że doszło do spotkania i agent przyjął zadanie.Vicary z coraz większym scep­tycyzmem myślał o szansach dopadnięcia tych ludzi.Dzisiejszego ranka sytuacja jeszcze się pogorszyła.Zatrzymano i sprowadzono na przesłuchanie dwóch mężczyzn, którzy spotkali się na Leicester Square [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl