[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaczęło się od tego, że ja i Jaskier nie mieliśmy niczego na śniadanie i postanowiliśmynałowić ryb.- Mam rozumieć, że zamiast ryby złowiłeś Yennefer?- Opowiem ci, jak to było.Ale może po wieczerzy, bozgłodniałem nieco.- Chodzmy więc.Mam już wszystko, czego potrzebowałam.Wiedzmin ruszył do wyjścia, powiódł jeszcze raz wzrokiem po jaskiniowej cieplarni.- Nenneke?- Aha?- Połowa z tęgo, co tu masz, to rośliny, które nie rosną już nigdzie na świecie.Nie mylę się,prawda?- Nie mylisz się.Więcej niż połowa.- Czym to wytłumaczyć?- Jeśli powiem, że łaską bogini Melitele, pewnie ci to nie wystarczy?- Pewnie nie.- Tak sądziłem - Nenneke uśmiechnęła się.- Widzisz, Geralt, to nasze jasne słońce ciąglejeszcze świeci.Ale już nie tak, jak dawniej.Chcesz, poczytaj sobie księgi.Jeżeli zaś nie chce ci siętracić na to czasu, to może zadowoli cię wyjaśnienie, że kryształ, z którego zrobiony jest dach,działa jak filtr.Eliminuje zabójcze promienie, których coraz więcej w świetle słonecznym.Dlategorosną tu rośliny, których nigdzie na świecie dziko rosnących nie-zobaczysz.- Zrozumiałem - kiwnął głową wiedzmin.- A my, Nenneke? Co z nami? Na nas też świecisłońce.Czy i my nie powinniśmy schronić się pod taki dach?- W zasadzie powinniśmy - westchnęła kapłanka.-Ale.- Ale co?- Już za pózno.OSTATNIE %7łYCZENIEISum wystawił nad powierzchnię wąsaty łeb, targnął się z mocą, zachlapał, wzburzył wodę,błysnął białym brzuchem.- Uważaj, Jaskier! - krzyknął wiedzmin, zapierając się obcasami w mokry piach.- Trzymaj,do cholery!- Trzymam.- stęknął poeta.- Matko, ależ potwór! Lewiatan, nie ryba! Ale będzie jedzenia,bogowie!- Popuszczaj, popuszczaj, bo linka pęknie! Sum przymurował do dna, nagłym atakiemruszył podprąd, w kierunku zakola rzeki.Linka zasyczała, rękawiceJaskra i Geralta zadymiły.- Ciągnij, Geralt, ciągnij! Nie popuszczaj, bo zapłacze się w korzenie!- Linka pęknie!- Nie pęknie! Ciągnij!Zgarbili się, pociągnęli.Linka z sykiem cięła wodę, wibrowała, siała kropelkamipołyskującymi jak rtęć w blasku wschodzącego słońca.Sum nagle wynurzył się, zakotłował podsamą powierzchnią, napięcie sznura zelżało.Zaczęli szybko wybierać luz.- Uwędzimy go - zasapał Jaskier.- Zawieziemy do wsi i każemy uwędzić.A z łbaugotujemy zupę!- Uważaj!Czując pod brzuchem płyciznę, sum wywalił się z wody do połowy dwusążniowego cielska,targnął łbem, chlasnął płaskim ogonem i ostro runął w głębinę.Z rękawic zadymiło się ponownie.- Ciągnij, ciągnij! Na brzeg go, sukinsyna!- Linka aż trzeszczy! Popuść, Jaskier!- Wytrzyma, nie bój się! Z łba.ugotujemy zupę.Przywleczony znowu w pobliże plaży sum zakotłował się i zatargał wściekle, jakby naznak, ze tak łatwo do garnka wsadzić się nie da.Bryzgi poleciały na sążeń w górę.- Skórę sprzedamy.- Jaskier, zapierając się, ciągnął.linkę oburącz, czerwony z wysiłku.-A wąsy.Z wąsów -zrobimy.Nikt nigdy nie dowiedział się, co tez poeta zamierzał zrobić z sumich wąsów.Linka pękła ztrzaskiem, a obaj rybacy, straciwszy równowagę, zwalili się na mokry piasek.- A niech cię cholera! - wrzasnął Jaskier, aż echo zadudniło po wiklinach.- Tyle żarciaprzepadło! A bodajbyś zdechł, sumi synu!- Mówiłem - Geralt otrzepał spodnie.- Mówiłem, zęby nie ciągnąć na siłę.Spieprzyłeśsprawę, kolego.Rybak z ciebie jak z koziej rzyci trąba.- Nieprawda - oburzył się trubadur.- To, że ten potwór w ogóle wziął, to moja zasługa.- Ciekawe.Palcem nie kiwnąłeś, by pomóc mi zastawić sznur.Grałeś na lutni i darłeś gębęna całą okolicę, więcej nic.- Mylisz się - wyszczerzył zęby Jaskier.- Bo widzisz, gdy zasnąłeś, zdjąłem z haka pędrakii zaczepiłem zdechłą wronę, którą znalazłem w krzakach.Chciałem rano zobaczyć twoją minę, gdytę wronę wyciągniesz.A sum złapał się na wronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Zaczęło się od tego, że ja i Jaskier nie mieliśmy niczego na śniadanie i postanowiliśmynałowić ryb.- Mam rozumieć, że zamiast ryby złowiłeś Yennefer?- Opowiem ci, jak to było.Ale może po wieczerzy, bozgłodniałem nieco.- Chodzmy więc.Mam już wszystko, czego potrzebowałam.Wiedzmin ruszył do wyjścia, powiódł jeszcze raz wzrokiem po jaskiniowej cieplarni.- Nenneke?- Aha?- Połowa z tęgo, co tu masz, to rośliny, które nie rosną już nigdzie na świecie.Nie mylę się,prawda?- Nie mylisz się.Więcej niż połowa.- Czym to wytłumaczyć?- Jeśli powiem, że łaską bogini Melitele, pewnie ci to nie wystarczy?- Pewnie nie.- Tak sądziłem - Nenneke uśmiechnęła się.- Widzisz, Geralt, to nasze jasne słońce ciąglejeszcze świeci.Ale już nie tak, jak dawniej.Chcesz, poczytaj sobie księgi.Jeżeli zaś nie chce ci siętracić na to czasu, to może zadowoli cię wyjaśnienie, że kryształ, z którego zrobiony jest dach,działa jak filtr.Eliminuje zabójcze promienie, których coraz więcej w świetle słonecznym.Dlategorosną tu rośliny, których nigdzie na świecie dziko rosnących nie-zobaczysz.- Zrozumiałem - kiwnął głową wiedzmin.- A my, Nenneke? Co z nami? Na nas też świecisłońce.Czy i my nie powinniśmy schronić się pod taki dach?- W zasadzie powinniśmy - westchnęła kapłanka.-Ale.- Ale co?- Już za pózno.OSTATNIE %7łYCZENIEISum wystawił nad powierzchnię wąsaty łeb, targnął się z mocą, zachlapał, wzburzył wodę,błysnął białym brzuchem.- Uważaj, Jaskier! - krzyknął wiedzmin, zapierając się obcasami w mokry piach.- Trzymaj,do cholery!- Trzymam.- stęknął poeta.- Matko, ależ potwór! Lewiatan, nie ryba! Ale będzie jedzenia,bogowie!- Popuszczaj, popuszczaj, bo linka pęknie! Sum przymurował do dna, nagłym atakiemruszył podprąd, w kierunku zakola rzeki.Linka zasyczała, rękawiceJaskra i Geralta zadymiły.- Ciągnij, Geralt, ciągnij! Nie popuszczaj, bo zapłacze się w korzenie!- Linka pęknie!- Nie pęknie! Ciągnij!Zgarbili się, pociągnęli.Linka z sykiem cięła wodę, wibrowała, siała kropelkamipołyskującymi jak rtęć w blasku wschodzącego słońca.Sum nagle wynurzył się, zakotłował podsamą powierzchnią, napięcie sznura zelżało.Zaczęli szybko wybierać luz.- Uwędzimy go - zasapał Jaskier.- Zawieziemy do wsi i każemy uwędzić.A z łbaugotujemy zupę!- Uważaj!Czując pod brzuchem płyciznę, sum wywalił się z wody do połowy dwusążniowego cielska,targnął łbem, chlasnął płaskim ogonem i ostro runął w głębinę.Z rękawic zadymiło się ponownie.- Ciągnij, ciągnij! Na brzeg go, sukinsyna!- Linka aż trzeszczy! Popuść, Jaskier!- Wytrzyma, nie bój się! Z łba.ugotujemy zupę.Przywleczony znowu w pobliże plaży sum zakotłował się i zatargał wściekle, jakby naznak, ze tak łatwo do garnka wsadzić się nie da.Bryzgi poleciały na sążeń w górę.- Skórę sprzedamy.- Jaskier, zapierając się, ciągnął.linkę oburącz, czerwony z wysiłku.-A wąsy.Z wąsów -zrobimy.Nikt nigdy nie dowiedział się, co tez poeta zamierzał zrobić z sumich wąsów.Linka pękła ztrzaskiem, a obaj rybacy, straciwszy równowagę, zwalili się na mokry piasek.- A niech cię cholera! - wrzasnął Jaskier, aż echo zadudniło po wiklinach.- Tyle żarciaprzepadło! A bodajbyś zdechł, sumi synu!- Mówiłem - Geralt otrzepał spodnie.- Mówiłem, zęby nie ciągnąć na siłę.Spieprzyłeśsprawę, kolego.Rybak z ciebie jak z koziej rzyci trąba.- Nieprawda - oburzył się trubadur.- To, że ten potwór w ogóle wziął, to moja zasługa.- Ciekawe.Palcem nie kiwnąłeś, by pomóc mi zastawić sznur.Grałeś na lutni i darłeś gębęna całą okolicę, więcej nic.- Mylisz się - wyszczerzył zęby Jaskier.- Bo widzisz, gdy zasnąłeś, zdjąłem z haka pędrakii zaczepiłem zdechłą wronę, którą znalazłem w krzakach.Chciałem rano zobaczyć twoją minę, gdytę wronę wyciągniesz.A sum złapał się na wronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]