[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W panice udało jej się wznieść nieco wyżej.Zbyt wyczerpana, by jasno myśleć, pozwoliła przeniknąć wyobrażeniom nie-uchronnego nieszczęścia do swojej świadomości.Uzmysłowiła sobie, że jeśliszybko nie znajdzie miejsca, gdzie mogłaby wylądować, spadnie do raptownieuspokojonego morza.Unieruchomiona z powodu mokrych skrzydeł stanie się ła-twą i kuszącą ofiarą dla tych srebrzystych głodomorów poniżej.Nie miała pojęcia, gdzie jest.Prawdopodobnie był to Hookl, ponieważ byłotak ciepło, na pewno nie Jol, znany z gór lodowych.W tej chwili zgodziłaby się nawet na górę lodową, pomyślała tęsknie.Pozwalała się unosić, pewna, że lada chwila odpadną jej skrzydła od nadmier-nego wysiłku, strofowała samą siebie za to, że była taka głupia.Napotka wyspę,mówiła do siebie, albo jakąś łódz, którą będzie można wykorzystać ale w Jolnie było teraz warunków do żeglugi, podobnie jak w Nocha, gdzie morze byłowzburzone i gdzie panował dokuczliwy ziąb.I wtedy dostrzegła ją.Tak, była tam.Plamka w pobliżu horyzontu.W de-sperackiej nadziei skierowała się w tę stronę wykorzystując resztki energii, którajeszcze w niej się tliła.To była wyspa; niewielka wygięta, skręcona iglica skalna, wystająca z wo-dy, jej szklisty połysk tłumiła niska roślinność.Chwilę czuła niepokój, patrząc na tę roślinność.Nie miała pojęcia, jakiegorodzaju stworzenie może tam zamieszkiwać, ani co jest jego pożywieniem tezgłodniałe ryby nie były na pewno jego ofiarą, lecz coś, co żyło z nimi w sym-biozie, musiało być odrobinę mniej sympatyczne od nich.To jednak nie ma zna-czenia, powiedziała sobie w duchu.Stanęła przed alternatywą: wylądować na tejwyspie albo zostać zakąską tych pływających w wodzie zębatych bestii.Wyspa była nieco większa, niż się wydawało na pierwszy rzut oka.Zobaczyłaptasie gniazda uwite pośród mchów i zdecydowała się zaryzykować.Niewielewiększa od niektórych ptaków morskich wybrała wielkie gniazdo na skalistymzboczu, które wydawało się opuszczone, i z ulgą usadowiła się w nim.Było tam twardo i kamieniście, dookoła wystawało mnóstwo ostrych kantów,lecz ona nie czuła nic.W mgnieniu oka zasnęła.70* * *Nie przyśniło się jej nic, spała twardo i bardzo długo.Budziła się z trudem.Aomotało jej w głowie, wydawało się, że na powiekach wisiały ciężary.Usiadła zjękiem, otworzyła oczy, które piekły jak ogień, i wstrzymała oddech.Nie była sama na wyspie.Wpatrywało się w nią stworzenie trzykrotnie większe od niej.To coś przy-lgnęło z łatwością do gładkiej i śliskiej skały.Krzyknęła przerażona i natychmiast zerwała się na nogi.Nigdy w życiu nie widziała Yaxy z tak bliska.Błyszcząca trupia główka gigantycznego stworzenia zwróciła się w jej kierun-ku. Nie próbuj odlecieć doradziła jej Zatroszczyłam się o twoje skrzydła.Natychmiast spróbowała je rozwinąć i poczuła, jakby były z ołowiu.Spojrzałaprzez ramię i stwierdziła, że spięto je na końcu niewielkimi klipsami.Skrzydłabyły zbyt delikatne, by próbować pozbyć się klipsów, które znajdowały się pozazasięgiem rąk.Yaxa była zadowolona z demonstracji i nie brak było po temu powodów.Lata,te malutkie, delikatnie wyglądające stworzonka, były niezwykle niebezpiecznedla większości ciepłokrwistych form życia.Więzień wyglądał jak mała, dziesięcio- lub jedenastoletnia dziewczynka; wie-ku Lata nie dało się określić, wyglądały niemal tak samo od momentu wykluciaaż do śmierci starzenie się było procesem całkowicie wewnętrznym.Przypominały wyglądem małe dziewczynki, ponieważ miały mniej niż metrwzrostu i były niewiarygodnie szczupłe.Lata, z zewnątrz podobne do ludzi, bu-dową wewnętrzną bardziej zbliżone do owadów, mogły spożywać i trawić każdypokarm pochodzenia organicznego.Nawet ich miękka, kremowa skóra była złu-dą, ponieważ okrywała chitynową skórę wewnętrzną.Lata były niemal nieczułena zmiany temperatury, ich metabolizm był dostatecznie elastyczny, aby czuły siędobrze we wszelkich warunkach, wyjąwszy ekstremalne przypadki chłodu i upał.Miały one małe, ostro zakończone uszy i mocne, czarne włosy, przycięte napazia.Cztery pary przezroczystych skrzydeł utrzymywały ich lekkie ciała w po-wietrzu i nadawały im wyjątkową zwrotność.W tym przypadku Lata była koloru różowego.Jej żądło złowieszcze ostrzew czerwone i czarne pasy, opadające z pleców aż na dno gniazda, osadzone nazawiasowym stawie mogło sztywno się wyprostować albo zgiąć do tyłu umoż-liwiając siadanie.Lata swym jadem mogła sparaliżować i zabić stworzenie wielo-krotnie większe od niej.Yaxa obawiała się tej trucizny i czuła przed nią respekt. Jak cię zwą, Lata? zapytała Yaxa. Jestem Vistaru z Jeleniej Kępy odpowiedziała ukrywając zdenerwowa-nie.Nigdy nie czuła się tak bezbronna w obliczu wroga.71Yaxy nigdy nie manifestowały swoich uczuć, nie mogły, ich głos po przepusz-czeniu przez translator brzmiał twardo i zimno jak lód.A jednak wydawało się,że w głosie tej zabrzmiała nutka zdziwienia, kiedy zapytała: Vistaru? Ta, która w zamierzchłych czasach pomogła Mavrze Chang nawojnie?Lata kiwnęła głową zdumiona, że jej imię jest jeszcze znane po upływie takdługiego czasu.Wydawało się, że Yaxa się waha, tak jakby nie wiedziała, co robić.To nie byłozwyczajne w przypadku wielkich owadów.Jej nieprzeniknione oczy wpatrzyły siębadawczo w Vistaru. Powiedziałabym, że powinnaś być teraz w okresie męskim rzuciła Yaxa. Powinnam wyjaśniła ale odwlekam ten moment.Być mężczyzną toznaczy odpowiadać za wychowanie dzieci, a ja jeszcze nie jestem do tego przy-gotowana.Yaxa nawet nie drgnęła, beznamiętna, wciąż snująca tajemnicze rozmyślania.W końcu powiedziała: Ortega przysłał cię, abyś pomogła odnalezć Mavrę Chang. Nie było topytanie, lecz stwierdzenie faktu.Vistaru przytaknęła kiwnięciem głowy, lecz z własnej woli nie dodała żadnejinformacji: ich rasy od dawna były sobie wrogie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.W panice udało jej się wznieść nieco wyżej.Zbyt wyczerpana, by jasno myśleć, pozwoliła przeniknąć wyobrażeniom nie-uchronnego nieszczęścia do swojej świadomości.Uzmysłowiła sobie, że jeśliszybko nie znajdzie miejsca, gdzie mogłaby wylądować, spadnie do raptownieuspokojonego morza.Unieruchomiona z powodu mokrych skrzydeł stanie się ła-twą i kuszącą ofiarą dla tych srebrzystych głodomorów poniżej.Nie miała pojęcia, gdzie jest.Prawdopodobnie był to Hookl, ponieważ byłotak ciepło, na pewno nie Jol, znany z gór lodowych.W tej chwili zgodziłaby się nawet na górę lodową, pomyślała tęsknie.Pozwalała się unosić, pewna, że lada chwila odpadną jej skrzydła od nadmier-nego wysiłku, strofowała samą siebie za to, że była taka głupia.Napotka wyspę,mówiła do siebie, albo jakąś łódz, którą będzie można wykorzystać ale w Jolnie było teraz warunków do żeglugi, podobnie jak w Nocha, gdzie morze byłowzburzone i gdzie panował dokuczliwy ziąb.I wtedy dostrzegła ją.Tak, była tam.Plamka w pobliżu horyzontu.W de-sperackiej nadziei skierowała się w tę stronę wykorzystując resztki energii, którajeszcze w niej się tliła.To była wyspa; niewielka wygięta, skręcona iglica skalna, wystająca z wo-dy, jej szklisty połysk tłumiła niska roślinność.Chwilę czuła niepokój, patrząc na tę roślinność.Nie miała pojęcia, jakiegorodzaju stworzenie może tam zamieszkiwać, ani co jest jego pożywieniem tezgłodniałe ryby nie były na pewno jego ofiarą, lecz coś, co żyło z nimi w sym-biozie, musiało być odrobinę mniej sympatyczne od nich.To jednak nie ma zna-czenia, powiedziała sobie w duchu.Stanęła przed alternatywą: wylądować na tejwyspie albo zostać zakąską tych pływających w wodzie zębatych bestii.Wyspa była nieco większa, niż się wydawało na pierwszy rzut oka.Zobaczyłaptasie gniazda uwite pośród mchów i zdecydowała się zaryzykować.Niewielewiększa od niektórych ptaków morskich wybrała wielkie gniazdo na skalistymzboczu, które wydawało się opuszczone, i z ulgą usadowiła się w nim.Było tam twardo i kamieniście, dookoła wystawało mnóstwo ostrych kantów,lecz ona nie czuła nic.W mgnieniu oka zasnęła.70* * *Nie przyśniło się jej nic, spała twardo i bardzo długo.Budziła się z trudem.Aomotało jej w głowie, wydawało się, że na powiekach wisiały ciężary.Usiadła zjękiem, otworzyła oczy, które piekły jak ogień, i wstrzymała oddech.Nie była sama na wyspie.Wpatrywało się w nią stworzenie trzykrotnie większe od niej.To coś przy-lgnęło z łatwością do gładkiej i śliskiej skały.Krzyknęła przerażona i natychmiast zerwała się na nogi.Nigdy w życiu nie widziała Yaxy z tak bliska.Błyszcząca trupia główka gigantycznego stworzenia zwróciła się w jej kierun-ku. Nie próbuj odlecieć doradziła jej Zatroszczyłam się o twoje skrzydła.Natychmiast spróbowała je rozwinąć i poczuła, jakby były z ołowiu.Spojrzałaprzez ramię i stwierdziła, że spięto je na końcu niewielkimi klipsami.Skrzydłabyły zbyt delikatne, by próbować pozbyć się klipsów, które znajdowały się pozazasięgiem rąk.Yaxa była zadowolona z demonstracji i nie brak było po temu powodów.Lata,te malutkie, delikatnie wyglądające stworzonka, były niezwykle niebezpiecznedla większości ciepłokrwistych form życia.Więzień wyglądał jak mała, dziesięcio- lub jedenastoletnia dziewczynka; wie-ku Lata nie dało się określić, wyglądały niemal tak samo od momentu wykluciaaż do śmierci starzenie się było procesem całkowicie wewnętrznym.Przypominały wyglądem małe dziewczynki, ponieważ miały mniej niż metrwzrostu i były niewiarygodnie szczupłe.Lata, z zewnątrz podobne do ludzi, bu-dową wewnętrzną bardziej zbliżone do owadów, mogły spożywać i trawić każdypokarm pochodzenia organicznego.Nawet ich miękka, kremowa skóra była złu-dą, ponieważ okrywała chitynową skórę wewnętrzną.Lata były niemal nieczułena zmiany temperatury, ich metabolizm był dostatecznie elastyczny, aby czuły siędobrze we wszelkich warunkach, wyjąwszy ekstremalne przypadki chłodu i upał.Miały one małe, ostro zakończone uszy i mocne, czarne włosy, przycięte napazia.Cztery pary przezroczystych skrzydeł utrzymywały ich lekkie ciała w po-wietrzu i nadawały im wyjątkową zwrotność.W tym przypadku Lata była koloru różowego.Jej żądło złowieszcze ostrzew czerwone i czarne pasy, opadające z pleców aż na dno gniazda, osadzone nazawiasowym stawie mogło sztywno się wyprostować albo zgiąć do tyłu umoż-liwiając siadanie.Lata swym jadem mogła sparaliżować i zabić stworzenie wielo-krotnie większe od niej.Yaxa obawiała się tej trucizny i czuła przed nią respekt. Jak cię zwą, Lata? zapytała Yaxa. Jestem Vistaru z Jeleniej Kępy odpowiedziała ukrywając zdenerwowa-nie.Nigdy nie czuła się tak bezbronna w obliczu wroga.71Yaxy nigdy nie manifestowały swoich uczuć, nie mogły, ich głos po przepusz-czeniu przez translator brzmiał twardo i zimno jak lód.A jednak wydawało się,że w głosie tej zabrzmiała nutka zdziwienia, kiedy zapytała: Vistaru? Ta, która w zamierzchłych czasach pomogła Mavrze Chang nawojnie?Lata kiwnęła głową zdumiona, że jej imię jest jeszcze znane po upływie takdługiego czasu.Wydawało się, że Yaxa się waha, tak jakby nie wiedziała, co robić.To nie byłozwyczajne w przypadku wielkich owadów.Jej nieprzeniknione oczy wpatrzyły siębadawczo w Vistaru. Powiedziałabym, że powinnaś być teraz w okresie męskim rzuciła Yaxa. Powinnam wyjaśniła ale odwlekam ten moment.Być mężczyzną toznaczy odpowiadać za wychowanie dzieci, a ja jeszcze nie jestem do tego przy-gotowana.Yaxa nawet nie drgnęła, beznamiętna, wciąż snująca tajemnicze rozmyślania.W końcu powiedziała: Ortega przysłał cię, abyś pomogła odnalezć Mavrę Chang. Nie było topytanie, lecz stwierdzenie faktu.Vistaru przytaknęła kiwnięciem głowy, lecz z własnej woli nie dodała żadnejinformacji: ich rasy od dawna były sobie wrogie [ Pobierz całość w formacie PDF ]