[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak zamiast Gor-monda de Picquigny ujrzał człowieka znanego mu z poprzedniej wi-zyty, sekretarza patriarchy, biskupa, którego nazwisko umknęło muz pamięci.Saint-Clair tylko skłonił głowę, spodziewając się usłyszeć,że coś zatrzymało patriarchę i uniemożliwiło spotkanie.Był zaskoczo-ny, gdy przybyły przeszył go gniewnym, nieprzyjaznym spojrzeniemi bez powitania czy dobrego słowa machnięciem ręki kazał mu usiąść.Rycerz ponownie usiadł, jedną ręką lekko ściskając poręcz fotela,a drugą poprawiając wiszący u pasa sztylet.Biskup usiadł za stołem przy wygasłym kominku i zagłębił się w ja-kiś dokument, który ze sobą przyniósł, a Saint-Clair wciąż czekałw milczeniu.Biskup przez jakiś czas czytał, marszcząc brwi - zło-wieszczo, pomyślał rycerz - i kiedy młodzieniec szykował się, by wstaći wyjść, protestując w ten sposób przeciwko takiemu nieuprzejmemutraktowaniu, urzędnik głośno westchnął i odłożył pergamin, którynatychmiast zwinął się w rulon.Spojrzał na młodzieńca, ściskając na-sadę nosa kciukiem i palcem wskazującym.- Stefanie Saint-Clair - rzekł.- Czy wiesz, kim jestem?Stefan powstrzymał cisnącą mu się na usta odpowiedz, lecz niezamierzał dać się zastraszyć jakiemuś duchownemu, obojętnie jak wy-sokiemu rangą, więc tylko wzruszył ramionami.- Biskupem?- Jestem Odo de Saint-Florent, biskup Fontainebleau, sekretarzjego ekscelencji Gormonda, patriarchy Jerozolimy.Zamilkł i patrzył, jakie wrażenie zrobią jego słowa, więc Saint--Clair z kamienną twarzą odczekał chwilę i kiwnął głową.- Rozumiem.- Patriarcha upoważnił mnie, abym przesłuchał cię w jego imie-niu, gdyż ważne sprawy nie dają mu czasu ani sposobności zająć się tąsprawą osobiście.- Jaką sprawą?Odo przeszył go gniewnym spojrzeniem.- Masz zwracać się do mnie wasza eminencjo i nie odzywać niezapytany.- Jaką sprawą, biskupie Odonie? Nie wiem, o czym mówisz.-Tą.- Odo wskazał ręką na leżący na stole zwój pergaminu.- Sprawąbędącą przedmiotem dochodzenia.Saint-Clair czuł się nieswojo, lecz nie był tak zaniepokojony, jakoczekiwał Odo.Wiedział, że nie zrobił nic złego - przynajmniej nictakiego, co wymagałoby dochodzenia prowadzonego przez Odonaz Fontainebleau czy innego duchownego, włącznie z samym patriar-chą.Spowiedz i rozgrzeszenie to jedno, między człowiekiem, jego Bo-giem a księdzem czy biskupem służącym za pośrednika, lecz niczymnie zasłużył sobie na takie traktowanie.Jednak.Nie wiedział, co my-śleć.- Co to za dochodzenie? Powiedz mi, co chcesz wiedzieć.- To kwestia dotycząca twego uprowadzenia kilka miesięcy temuoraz ostatniej kilkutygodniowej nieobecności.Patriarcha zwrócił uwa-gę na kilka luk i niezgodności w tym, co powiedziałeś o tym swoimprzełożonym, a tym, czego się dowiedział z innych zródeł.Teraz chcępoznać związane z tym szczegóły, tak abyśmy obaj, jego ekscelencjai ja, mogli ocenić twoją prawdomówność lub jej brak w tej nonsen-sownej sprawie.- Wyjaśnij, dlaczego nonsensownej.W głosie Saint-Claira zabrzmiały gniewne nutki i Odo poderwałgłowę jak spoliczkowany.-Jak śmiesz mnie przesłuchiwać! Jesteś zuchwały! Pamiętaj, kimjestem, i nie zmuszaj mnie, żebym ci o tym przypominał.- Podniósłciężki, wysadzany klejnotami krzyż, oznakę swej rangi.- Oto symboltego, kim jestem i co reprezentuję, i lepiej zrobisz, nie zapominająco tym.Ty jesteś zwykłym mnichem małego i niewiele znaczącego za-konu.Tak więc masz zwracać się do mnie z szacunkiem, na jaki za-sługuję.Saint-Clair lekko przesunął się na fotelu i nachylił, z rozmysłemzaczepiając kciukiem o jelec swojego sztyletu i przesuwając go na pa-sie, tak by był lepiej widoczny.- Tak, drogi panie - rzekł spokojnie - czasem wszyscy potrzebu-jemy symboli, aby przypominały nam samym i innym, kim jesteśmyi co reprezentujemy.- Z satysfakcją zobaczył, że Odo wybałuszył oczyna tę uwagę.- Niemal oskarżyłeś mnie o okłamanie patriarchy i mo-ich braci, biskupie Odonie, zatem jako rycerz i mnich domagam siędwóch rzeczy: chcę omówić tę sprawę z moimi przełożonymi i po-nownie osobiście porozmawiać o niej z patriarchą.Zapadła długa cisza, a potem Odo zdołał wykrztusić:- Ponownie? Chcesz porozmawiać z patriarchą ponownie?- Oczywiście, tak jak sam zrobiłbyś to na moim miejscu.Kiedyostatnio rozmawiałem z patriarchą Gormondem na polecenie mojegozwierzchnika, brata Hugona de Payns, jego ekscelencja łaskawie wy-słuchał moich wyznań dotyczących tych właśnie spraw, które wedługciebie teraz go niepokoją, i uznał mnie za niewinnego.Zatem jeślichce jeszcze raz mnie przesłuchać, to.choć przyznaję, że nieco zdzi-wiony.chętnie odpowiem na wszystkie pytania, jakie zechce mi za-dać.- Saint-Clair odczekał chwilę, po czym spytał: - Nie wiedziałeś?Patriarcha nic ci nie powiedział?Odo jakoś zdołał zachować niewzruszoną minę, lecz w oczach miałstrach i zmieszanie.Nagle Saint-Clair zrozumiał, że biskup kłamie.Jakikolwiek był powód tego przesłuchania, nie miało ono nic wspól-nego z Gormondem de Picquigny.Odo pojął, że popełnił błąd, alewidząc sztylet wiszący u pasa Saint-Claira, bał się zbytnio naciskać.Wiedział, że Alix, która dokładnie poinstruowała go, o co ma pytać,będzie na niego wściekła za to niepowodzenie.Rycerz wybawił go z tej rozterki, mówiąc niezwykle uprzejmie:- Proponuję, biskupie Odonie, żebyśmy zaczęli od nowa.Najwy-razniej sprowadziłeś mnie tu podstępem i usiłowałeś nastraszyć.Niezaprzeczaj, panie.wiem, że mam rację.Nie mam pojęcia, czego sięchciałeś dowiedzieć, ale nie mam nic do ukrycia i wyznam, że je-stem ciekaw, czego szukasz, jeśli zatem chcesz zacząć od nowa, bardzoproszę.Odonowi złość ściskała gardło, ale nie okazywał tego po sobie.Wiedział, że pokazano mu wyjście z sytuacji, lecz dalej nie potrafiłz niego skorzystać ani znalezć właściwej drogi.W końcu zrozumiał, żeAlix najlepiej poradziłaby sobie z tą sytuacją.-Jest pewna.dama - zaczął.- Dama, którą znam.Osoba nie-zwykle bogata i wpływowa, która.pragnie się z tobą spotkać, abyomówić sprawy interesujące was oboje.-To niemożliwe.Jestem mnichem.Nie mogę mieć wspólnychspraw z żadną kobietą.Saint-Clair natychmiast odgadł, o kogo chodzi, ponieważ dosko-nale pamiętał, że gdy po raz pierwszy zobaczył biskupa Odona, dePayns napomknął, że duchowny spędza dużo czasu w towarzystwiedrugiej córki króla.- Wierz mi, bracie Stefanie, nie musisz żywić żadnych obaw co dotego, co przystoi.Damą, o której mówię, jest.- Dobrze wiem, o której damie mówisz, panie, lecz nawet księż-niczka nie może stawać ponad boskie prawa.Dziwi mnie, gdy słyszę,że sugerujesz coś wręcz przeciwnego.Po raz drugi podczas tej krótkiej rozmowy Odo oniemiał z rozdzia-wionymi ustami i Saint-Clair pojął, że może powiedział mu za dużo.Najwyrazniej biskup nic nie wiedział o jego porwaniu przez księż-niczkę, a on przecież, jako zwykły mnich, nie miał żadnych podstaw,by wymieniać jej imię.Pospiesznie zaczął mówić, nie dając biskupo-wi czasu na otrzezwienie.Wspomniał o tym, że kilkakrotnie spotkałksiężniczkę w publicznych miejscach i właśnie dlatego zaraz o niejpomyślał.Ponieważ Odo wspomniał o kobiecie bogatej i wpływo-wej, a księżniczka i jej matka były jedynymi bogatymi i wpływowymikobietami, jakie Saint-Clair spotkał, od kiedy przybył do Jerozolimy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Jednak zamiast Gor-monda de Picquigny ujrzał człowieka znanego mu z poprzedniej wi-zyty, sekretarza patriarchy, biskupa, którego nazwisko umknęło muz pamięci.Saint-Clair tylko skłonił głowę, spodziewając się usłyszeć,że coś zatrzymało patriarchę i uniemożliwiło spotkanie.Był zaskoczo-ny, gdy przybyły przeszył go gniewnym, nieprzyjaznym spojrzeniemi bez powitania czy dobrego słowa machnięciem ręki kazał mu usiąść.Rycerz ponownie usiadł, jedną ręką lekko ściskając poręcz fotela,a drugą poprawiając wiszący u pasa sztylet.Biskup usiadł za stołem przy wygasłym kominku i zagłębił się w ja-kiś dokument, który ze sobą przyniósł, a Saint-Clair wciąż czekałw milczeniu.Biskup przez jakiś czas czytał, marszcząc brwi - zło-wieszczo, pomyślał rycerz - i kiedy młodzieniec szykował się, by wstaći wyjść, protestując w ten sposób przeciwko takiemu nieuprzejmemutraktowaniu, urzędnik głośno westchnął i odłożył pergamin, którynatychmiast zwinął się w rulon.Spojrzał na młodzieńca, ściskając na-sadę nosa kciukiem i palcem wskazującym.- Stefanie Saint-Clair - rzekł.- Czy wiesz, kim jestem?Stefan powstrzymał cisnącą mu się na usta odpowiedz, lecz niezamierzał dać się zastraszyć jakiemuś duchownemu, obojętnie jak wy-sokiemu rangą, więc tylko wzruszył ramionami.- Biskupem?- Jestem Odo de Saint-Florent, biskup Fontainebleau, sekretarzjego ekscelencji Gormonda, patriarchy Jerozolimy.Zamilkł i patrzył, jakie wrażenie zrobią jego słowa, więc Saint--Clair z kamienną twarzą odczekał chwilę i kiwnął głową.- Rozumiem.- Patriarcha upoważnił mnie, abym przesłuchał cię w jego imie-niu, gdyż ważne sprawy nie dają mu czasu ani sposobności zająć się tąsprawą osobiście.- Jaką sprawą?Odo przeszył go gniewnym spojrzeniem.- Masz zwracać się do mnie wasza eminencjo i nie odzywać niezapytany.- Jaką sprawą, biskupie Odonie? Nie wiem, o czym mówisz.-Tą.- Odo wskazał ręką na leżący na stole zwój pergaminu.- Sprawąbędącą przedmiotem dochodzenia.Saint-Clair czuł się nieswojo, lecz nie był tak zaniepokojony, jakoczekiwał Odo.Wiedział, że nie zrobił nic złego - przynajmniej nictakiego, co wymagałoby dochodzenia prowadzonego przez Odonaz Fontainebleau czy innego duchownego, włącznie z samym patriar-chą.Spowiedz i rozgrzeszenie to jedno, między człowiekiem, jego Bo-giem a księdzem czy biskupem służącym za pośrednika, lecz niczymnie zasłużył sobie na takie traktowanie.Jednak.Nie wiedział, co my-śleć.- Co to za dochodzenie? Powiedz mi, co chcesz wiedzieć.- To kwestia dotycząca twego uprowadzenia kilka miesięcy temuoraz ostatniej kilkutygodniowej nieobecności.Patriarcha zwrócił uwa-gę na kilka luk i niezgodności w tym, co powiedziałeś o tym swoimprzełożonym, a tym, czego się dowiedział z innych zródeł.Teraz chcępoznać związane z tym szczegóły, tak abyśmy obaj, jego ekscelencjai ja, mogli ocenić twoją prawdomówność lub jej brak w tej nonsen-sownej sprawie.- Wyjaśnij, dlaczego nonsensownej.W głosie Saint-Claira zabrzmiały gniewne nutki i Odo poderwałgłowę jak spoliczkowany.-Jak śmiesz mnie przesłuchiwać! Jesteś zuchwały! Pamiętaj, kimjestem, i nie zmuszaj mnie, żebym ci o tym przypominał.- Podniósłciężki, wysadzany klejnotami krzyż, oznakę swej rangi.- Oto symboltego, kim jestem i co reprezentuję, i lepiej zrobisz, nie zapominająco tym.Ty jesteś zwykłym mnichem małego i niewiele znaczącego za-konu.Tak więc masz zwracać się do mnie z szacunkiem, na jaki za-sługuję.Saint-Clair lekko przesunął się na fotelu i nachylił, z rozmysłemzaczepiając kciukiem o jelec swojego sztyletu i przesuwając go na pa-sie, tak by był lepiej widoczny.- Tak, drogi panie - rzekł spokojnie - czasem wszyscy potrzebu-jemy symboli, aby przypominały nam samym i innym, kim jesteśmyi co reprezentujemy.- Z satysfakcją zobaczył, że Odo wybałuszył oczyna tę uwagę.- Niemal oskarżyłeś mnie o okłamanie patriarchy i mo-ich braci, biskupie Odonie, zatem jako rycerz i mnich domagam siędwóch rzeczy: chcę omówić tę sprawę z moimi przełożonymi i po-nownie osobiście porozmawiać o niej z patriarchą.Zapadła długa cisza, a potem Odo zdołał wykrztusić:- Ponownie? Chcesz porozmawiać z patriarchą ponownie?- Oczywiście, tak jak sam zrobiłbyś to na moim miejscu.Kiedyostatnio rozmawiałem z patriarchą Gormondem na polecenie mojegozwierzchnika, brata Hugona de Payns, jego ekscelencja łaskawie wy-słuchał moich wyznań dotyczących tych właśnie spraw, które wedługciebie teraz go niepokoją, i uznał mnie za niewinnego.Zatem jeślichce jeszcze raz mnie przesłuchać, to.choć przyznaję, że nieco zdzi-wiony.chętnie odpowiem na wszystkie pytania, jakie zechce mi za-dać.- Saint-Clair odczekał chwilę, po czym spytał: - Nie wiedziałeś?Patriarcha nic ci nie powiedział?Odo jakoś zdołał zachować niewzruszoną minę, lecz w oczach miałstrach i zmieszanie.Nagle Saint-Clair zrozumiał, że biskup kłamie.Jakikolwiek był powód tego przesłuchania, nie miało ono nic wspól-nego z Gormondem de Picquigny.Odo pojął, że popełnił błąd, alewidząc sztylet wiszący u pasa Saint-Claira, bał się zbytnio naciskać.Wiedział, że Alix, która dokładnie poinstruowała go, o co ma pytać,będzie na niego wściekła za to niepowodzenie.Rycerz wybawił go z tej rozterki, mówiąc niezwykle uprzejmie:- Proponuję, biskupie Odonie, żebyśmy zaczęli od nowa.Najwy-razniej sprowadziłeś mnie tu podstępem i usiłowałeś nastraszyć.Niezaprzeczaj, panie.wiem, że mam rację.Nie mam pojęcia, czego sięchciałeś dowiedzieć, ale nie mam nic do ukrycia i wyznam, że je-stem ciekaw, czego szukasz, jeśli zatem chcesz zacząć od nowa, bardzoproszę.Odonowi złość ściskała gardło, ale nie okazywał tego po sobie.Wiedział, że pokazano mu wyjście z sytuacji, lecz dalej nie potrafiłz niego skorzystać ani znalezć właściwej drogi.W końcu zrozumiał, żeAlix najlepiej poradziłaby sobie z tą sytuacją.-Jest pewna.dama - zaczął.- Dama, którą znam.Osoba nie-zwykle bogata i wpływowa, która.pragnie się z tobą spotkać, abyomówić sprawy interesujące was oboje.-To niemożliwe.Jestem mnichem.Nie mogę mieć wspólnychspraw z żadną kobietą.Saint-Clair natychmiast odgadł, o kogo chodzi, ponieważ dosko-nale pamiętał, że gdy po raz pierwszy zobaczył biskupa Odona, dePayns napomknął, że duchowny spędza dużo czasu w towarzystwiedrugiej córki króla.- Wierz mi, bracie Stefanie, nie musisz żywić żadnych obaw co dotego, co przystoi.Damą, o której mówię, jest.- Dobrze wiem, o której damie mówisz, panie, lecz nawet księż-niczka nie może stawać ponad boskie prawa.Dziwi mnie, gdy słyszę,że sugerujesz coś wręcz przeciwnego.Po raz drugi podczas tej krótkiej rozmowy Odo oniemiał z rozdzia-wionymi ustami i Saint-Clair pojął, że może powiedział mu za dużo.Najwyrazniej biskup nic nie wiedział o jego porwaniu przez księż-niczkę, a on przecież, jako zwykły mnich, nie miał żadnych podstaw,by wymieniać jej imię.Pospiesznie zaczął mówić, nie dając biskupo-wi czasu na otrzezwienie.Wspomniał o tym, że kilkakrotnie spotkałksiężniczkę w publicznych miejscach i właśnie dlatego zaraz o niejpomyślał.Ponieważ Odo wspomniał o kobiecie bogatej i wpływo-wej, a księżniczka i jej matka były jedynymi bogatymi i wpływowymikobietami, jakie Saint-Clair spotkał, od kiedy przybył do Jerozolimy [ Pobierz całość w formacie PDF ]