[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obcisłeczarne spodnie, burgundowa tunika z długimi rękawami, skórzanebuty.Splatam włosy w warkocz na plecach.Tego ranka po razpierwszy od dożynek przypominam siebie.Nie mam wymyślnejfryzury ani odzieży, na moich plecach nie płonie peleryna.Otoprawdziwa ja.Tak samo wyglądam przed wyprawą do lasu.To mnieuspokaja.Otwieram drzwi i widzę, że rudowłosa podnosi mój kombinezon ibuty, które przed prysznicem rzuciłam na podłogę.Chcę przeprosić jąza to, że być może miała przeze mnie kłopoty.Pamiętam jednak, że doawoksów wolno mi zwracać się tylko z poleceniami. Och, przepraszam odzywam się. Miałam to zwrócić Cinnie.Bardzo przepraszam.Czy możesz mu zanieść mój kostium?Unika mojego wzroku, lekko kiwa głową i msza do wyjścia.98Udałam, że przepraszam ją za swoje zachowanie podczas kolacji.Moje przeprosiny sięgają jednak znacznie głębiej.Wstyd mi, bo nawetnie próbowałam jej pomóc tamtego dnia w lesie.Nie kiwnęłampalcem, gdy ludzie z Kapitolu zabili chłopaka, a ją okaleczyli.Zachowałam się tak, jakbym oglądała fragment igrzysk.Zciągam butyi w ubraniu wpełzam do łóżka.Przez cały czas drżę.Możedziewczyna mnie nie pamięta? A skąd, wiem, że mnie rozpoznała.Niezapomina się twarzy człowieka, który jest ostatnią nadzieją.Chowamgłowę pod kołdrę, jakbym w ten sposób chciała się schronić przedrudą niemową.Wyczuwam jednak na sobie jej wzrok, przenika przezściany, drzwi i pościel.Ciekawe, czy patrzenie na moją śmierć sprawi jej przyjemość.Haymitch nie wyznaczył dokładnej godziny na nasze śniadanie itego ranka nikt się jeszcze ze mną nie kontaktował, ale jestem głodna,więc idę do jadalni, w nadziei, że znajdę tam coś do jedzenia.Niepomyliłam się.Choć stół jest pusty, na długiej ladzie z boku widzę conajmniej dwadzieścia potraw.Przy nakryciu stoi na baczność młodymężczyzna, awoks.Pytam, czy mogę się sama obsłużyć, a on kiwagłową.Na moim talerzu lądują jajka, kiełbaski, naleśniki z marmoladąpomarańczową, plastry jasnofioletowego melona.Delektuję się,obserwując wschód słońca nad Kapitolem.Na dokładkę biorę gorącąkaszę z wołowiną w potrawce.Na koniec układam na talerzu kilka99bułek, siadam przy stole i odrywam kawałek po kawałku, po czymmaczam je w gorącej czekoladzie, tak jak Peeta w pociągu.Wracam myślami do mamy i Prim.Na pewno już są na nogach.Mama przyrządza papkę na śniadanie.Przed pójściem do szkoły Primdoi kozę.Jeszcze przedwczoraj rano byłam w domu.Czy to możliwe?Tak, minęły tylko dwa dni.Nawet z takiej odległości czuję pustkę wdomu.Ciekawe, co wczoraj powiedziały o moim ognistym debiuciena igrzyskach? Czy odżyła w nich nadzieja? A może jeszcze bardziejsię przeraziły, gdy ujrzały ustawionych w kole dwudziestu czterechtrybutów, z których przeżyje tylko jeden?Zjawiają się Haymitch i Peeta, życzą mi dobrego dnia i na-pełniają talerze.Irytuję się, bo Peeta nosi strój blizniaczo podobny domojego.Muszę porozmawiać z Cinną.Robienie z nas blizniakówwyjdzie nam bokiem po rozpoczęciu igrzysk.Nasi opiekunowie zpewnością o tym wiedzą.Przypominam sobie jednak, że Haymitchzabronił mi sprzeciwiać się stylistom.Gdyby nie chodziło o Cinnę,lecz o kogoś innego, zapewne zrobiłabym po swojemu.Powieczornym triumfie nie mam jednak powodu, by krytykować jegodecyzje.Denerwuję się przed szkoleniem.Trybuci mają trzy dni na wspólnećwiczenia.Ostatniego popołudnia każdy z nas otrzyma możliwośćzaprezentowania się przed organizatorami igrzysk.Niedobrze mi namyśl o spotkaniu z innymi zawodnikami.Obracam w palcach bułkę,którą przed chwilą wyjęłam z koszyka.Straciłam apetyt.100Haymitch pochłonął kilka porcji wołowiny.Wzdycha i w końcuodsuwa talerz.Z kieszeni wyciąga butelkę, przez dłuższą chwilę pije,a na koniec opiera się łokciami o stół. Do rzeczy odzywa się. Szkolenie.Jeśli chcecie, to napoczątek mogę was uczyć osobno.Musicie teraz zadecydować. Dlaczego mielibyśmy się szkolić osobno? pytam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Obcisłeczarne spodnie, burgundowa tunika z długimi rękawami, skórzanebuty.Splatam włosy w warkocz na plecach.Tego ranka po razpierwszy od dożynek przypominam siebie.Nie mam wymyślnejfryzury ani odzieży, na moich plecach nie płonie peleryna.Otoprawdziwa ja.Tak samo wyglądam przed wyprawą do lasu.To mnieuspokaja.Otwieram drzwi i widzę, że rudowłosa podnosi mój kombinezon ibuty, które przed prysznicem rzuciłam na podłogę.Chcę przeprosić jąza to, że być może miała przeze mnie kłopoty.Pamiętam jednak, że doawoksów wolno mi zwracać się tylko z poleceniami. Och, przepraszam odzywam się. Miałam to zwrócić Cinnie.Bardzo przepraszam.Czy możesz mu zanieść mój kostium?Unika mojego wzroku, lekko kiwa głową i msza do wyjścia.98Udałam, że przepraszam ją za swoje zachowanie podczas kolacji.Moje przeprosiny sięgają jednak znacznie głębiej.Wstyd mi, bo nawetnie próbowałam jej pomóc tamtego dnia w lesie.Nie kiwnęłampalcem, gdy ludzie z Kapitolu zabili chłopaka, a ją okaleczyli.Zachowałam się tak, jakbym oglądała fragment igrzysk.Zciągam butyi w ubraniu wpełzam do łóżka.Przez cały czas drżę.Możedziewczyna mnie nie pamięta? A skąd, wiem, że mnie rozpoznała.Niezapomina się twarzy człowieka, który jest ostatnią nadzieją.Chowamgłowę pod kołdrę, jakbym w ten sposób chciała się schronić przedrudą niemową.Wyczuwam jednak na sobie jej wzrok, przenika przezściany, drzwi i pościel.Ciekawe, czy patrzenie na moją śmierć sprawi jej przyjemość.Haymitch nie wyznaczył dokładnej godziny na nasze śniadanie itego ranka nikt się jeszcze ze mną nie kontaktował, ale jestem głodna,więc idę do jadalni, w nadziei, że znajdę tam coś do jedzenia.Niepomyliłam się.Choć stół jest pusty, na długiej ladzie z boku widzę conajmniej dwadzieścia potraw.Przy nakryciu stoi na baczność młodymężczyzna, awoks.Pytam, czy mogę się sama obsłużyć, a on kiwagłową.Na moim talerzu lądują jajka, kiełbaski, naleśniki z marmoladąpomarańczową, plastry jasnofioletowego melona.Delektuję się,obserwując wschód słońca nad Kapitolem.Na dokładkę biorę gorącąkaszę z wołowiną w potrawce.Na koniec układam na talerzu kilka99bułek, siadam przy stole i odrywam kawałek po kawałku, po czymmaczam je w gorącej czekoladzie, tak jak Peeta w pociągu.Wracam myślami do mamy i Prim.Na pewno już są na nogach.Mama przyrządza papkę na śniadanie.Przed pójściem do szkoły Primdoi kozę.Jeszcze przedwczoraj rano byłam w domu.Czy to możliwe?Tak, minęły tylko dwa dni.Nawet z takiej odległości czuję pustkę wdomu.Ciekawe, co wczoraj powiedziały o moim ognistym debiuciena igrzyskach? Czy odżyła w nich nadzieja? A może jeszcze bardziejsię przeraziły, gdy ujrzały ustawionych w kole dwudziestu czterechtrybutów, z których przeżyje tylko jeden?Zjawiają się Haymitch i Peeta, życzą mi dobrego dnia i na-pełniają talerze.Irytuję się, bo Peeta nosi strój blizniaczo podobny domojego.Muszę porozmawiać z Cinną.Robienie z nas blizniakówwyjdzie nam bokiem po rozpoczęciu igrzysk.Nasi opiekunowie zpewnością o tym wiedzą.Przypominam sobie jednak, że Haymitchzabronił mi sprzeciwiać się stylistom.Gdyby nie chodziło o Cinnę,lecz o kogoś innego, zapewne zrobiłabym po swojemu.Powieczornym triumfie nie mam jednak powodu, by krytykować jegodecyzje.Denerwuję się przed szkoleniem.Trybuci mają trzy dni na wspólnećwiczenia.Ostatniego popołudnia każdy z nas otrzyma możliwośćzaprezentowania się przed organizatorami igrzysk.Niedobrze mi namyśl o spotkaniu z innymi zawodnikami.Obracam w palcach bułkę,którą przed chwilą wyjęłam z koszyka.Straciłam apetyt.100Haymitch pochłonął kilka porcji wołowiny.Wzdycha i w końcuodsuwa talerz.Z kieszeni wyciąga butelkę, przez dłuższą chwilę pije,a na koniec opiera się łokciami o stół. Do rzeczy odzywa się. Szkolenie.Jeśli chcecie, to napoczątek mogę was uczyć osobno.Musicie teraz zadecydować. Dlaczego mielibyśmy się szkolić osobno? pytam [ Pobierz całość w formacie PDF ]