[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rokur Gepta leżał na specjalnejantyprzyspieszeniowej kanapie i zapinał pasy, przygotowując się do czekającej gopodróży.Mały statek, stojący na lądowisku dla kapsuł ratunkowych, nie był wcale kapsułąratunkową, ale wysłużonym imperialnym myśliwcem, wyposażonym jak patrolówka.Mógł pokonać odległość, dzielącą go od Rafy Cztery, w ciągu trzykrotnie krótszego czasuniż macierzysty okręt.O ile pasażer zniósłby związane z tym przeciążenia.Gepta uświadamiał sobie, że przedsięwzięte środki ostrożności mają na celu zapewnieniebezpieczeństwa głównie pozostałym członkom załogi.On niczego takiego nie potrzebował,ale nie chciał, żeby inni to wiedzieli.Kiedy opasał ciało taśmami i zapiął sprzączki pasów,odprężył się i zaczekał, aż usłyszy charakterystyczne szczęknięcie.Nawet nie mrugnął,kiedy na jego ciało zaczęła działać potworna siła, która mogłaby wyrządzić poważneszkody w organizmach zwyczajnych ludzi.Wiedział, że w ciągu godziny powinien znalezć się w Teguta Lusac.Duttes Mer popatrzył na Myśloharfę, spoczywającą na blacie kryształowego biurka.Prawdę mówiąc, obawiał się nią posłużyć, ale nade wszystko pragnął opanować tę trudnąsztukę, zanim przyleci Rokur Gepta i odbierze mu instrument.Nie żywił żadnych złudzeń.Jeżeli oprócz milionów innych, nie zdołałby podporządkować swojej woli i tego umysłu,byłby zgubiony.Ponownie dotknął krótkimi, grubymi paluchami środka Myśloharfy, apózniej, stłumiwszy obawy i strach, uczynił wysiłek, by się skupić.- Mistrzu!Vuffi Raa kurczowo trzymał drążek sterowniczy i jechał dalej po wstrząsanej drganiamipowierzchni drogi.Lando pochwycił oba końce pasa bezpieczeństwa i próbował zatrzasnąćklamrę, mimo iż policyjny wehikuł zataczał się jak pijany.- To na nic! - krzyknął w końcu, rezygnując z zapięcia pasa.-Posłuchaj, zostawmy tutajpojazd i przebiegnijmy ostatni kawałek drogi!Brama kosmoportu znajdowała się w odległości zaledwie kilkuset metrów, ale transporternie jechał prosto i musiałby pokonać co najmniej dwukrotnie większy dystans.Landowypchnął drzwiczki i wyskoczył, ale natychmiast upadł.Szybko zerwał się i pobiegł dobramy.Vuffi Raa, który po chwili poszedł w jego ślady, dogonił go bez najmniejszegotrudu.Strażnik, stojący w przyzwoitej odległości od chwiejącej się budki, zauważył ich i podbiegł,by zagrodzić drogę.Wymierzył lufę blastera w pierś Calrissiana.- Stać! - krzyknął.- Mam rozkaz strzelać do rabusiów!- Nie jestem rabusiem - wrzasnął Lando, nie przestając biec do strażnika.- Jestem110 @ Lando Calrissian i Myśloharfa Sharówkapitanem tamtego statku,  Sokoła Milenium.Muszę odlecieć stąd, zanim trzęsienieziemi zniszczy go tak, jak wszystko inne na tej planecie.Wylot lufy blastera znalazł się na wysokości oczu młodego hazardzisty.- Ten statek został opieczętowany i nigdzie nie odleci bez rozkazu gubernatora.Niemożesz.Lando postąpił ostatnie dwa kroki.Strażnik wystrzelił, ale ponieważ właśnie się zachwiał,zdołał jedynie trafić jakieś krzak, rosnący na poboczu drogi.Lando skoczył do mężczyznyi chwycił za lufę broni.Szarpnąwszy, skierował ją ku niebu, po czym zwinął dłoń w pięśći uderzył strażnika w splot słoneczny.Elastyczne pancerze potrafią powstrzymywać kule i wiązki energii; nie chronią jednakprzed ciosami, zadawanymi przez nie uzbrojonych napastników.Strażnik zgiął się wedwoje i upadł.Lando zabrał jego blaster i dołączył do tego, który wziął, kiedy uciekał zwięzienia.- Chodzmy!Pobiegli do  Sokoła.Kiedy mieli pokonać ostatnie kilkanaście metrów, ujrzeli, że rampapowoli się opuszcza, jakby zachęcała ich do wejścia na pokład.Lando i Vuffi Raa zwolnilii ostrożnie weszli po pochylni.U szczytu powitał ich, jak zawsze stary i pomarszczony, ale starannie ostrzyżony i ubranyw kosztowny garnitur - Mohs, Naczelny Zpiewak Toków.Zamiast oczu widniały w jegotwarzy podobne do kosztownych kryształów dwa połyskujące, wielobarwne, fasetkoweczujniki optyczne, przypominające te, w jakie wyposaża się gigantyczne różnokolorowepająki.Oburzony Duttes Mer spoglądał na dziwny instrument, leżący przed nim na blaciebiurka.Dwukrotnie uciekał się do umysłowych procedur, które zdradzili mu pochwycenisocjologowie Gepty, i próbował przejąć kontrolę nad Myśloharfą, aby.Zacisnął dłoń w pięść i huknął w blat biurka, aż instrument podskoczył.Nie miałochoty próbować po raz trzeci.Wyglądało na to, że jedynymi skutkami, jakie udawałomu się wywoływać, były trzęsienia ziemi, które omal nie zrównały z ziemią budynkuadministracyjnego.Nie wiedział, dlaczego Harfa działała w taki sposób, ale był pewienjednego.Niedługo miał przylecieć Rokur Gepta.Potwierdziły to radarowe czujniki kosmoportu, na chwilę przedtem, zanim ustała wszelkąłączność.Mały i bardzo szybki statek powinien wylądować za niespełna dwadzieściaminut.Mer podejrzewał, że czarownik nie zechce posadzić swojej maszyny na którymśz lądowisk kosmoportu.Na dachu budynku administracyjnego znajdowało się przecieżspecjalne miejsce do lądowania dla takich małych statków.Nadawało się do tego celuwręcz.Nie ukrywając wściekłości, gubernator wdusił przycisk interkomu.- Chcę rozmawiać z kapitanem straży!Przez dłuższy czas nie słyszał żadnej odpowiedzi.Pózniej z aparatury rozległ się głosprzerażonego sekretarza.- Wasza ekscelencjo, wszyscy strażnicy opuścili budynek z powodu trzęsienia ziemi.Jatakże, zanim pan zadzwonił, miałem uczynić to samo.Ja.- Jeżeli to zrobisz, zostaniesz zastrzelony - przerwał mu zniecierpliwiony Mer.- Wezwijdo mnie tych czterech funkcjonariuszy, których ściągnęliśmy z okolic Rafy Jedenaście.Przebywają w areszcie domowym w jednym z pomieszczeń tego gmachu.Powiedz im,żeby natychmiast udali się na dach i.nieważne, sam im to powiem!Po raz kolejny spojrzał na Myśloharfę Sharów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl