[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz ja uczynię to samo.Odwrócił się w kierunku Cyganów, którzy czekali po obu stronach krzyża:- Ukrzyżować go! - ryknął.- Wydałem wyrok - powiedział rabin niewzruszonym głosem, - i ty także, centurionie.Ale pozostaje ktoś najważniejszy, kto także musi go wydać.- Cesarz?- Nie.Bóg.Centurion roześmiał się.- Ja jestem ustami cesarza w mieście Nazarecie, a cesarz ustami Boga na tym świecie.Bóg, cesarz i Rufus wydali wyrok.Po tych słowach odwinął z ręki bicz i ruszył na szczyt wzgórza, okładając z zimną furią kamienie.Jakiś starzec wzniósł ręce do nieba:- Niech Bóg ześle grzech na twoją głowę, szatanie, i na głowy twoich dzieci i dzieci twoich dzieci!Zakuci w brąz jeźdźcy otoczyli w tym czasie krzyż.W dole, kipiąc gniewem, ludzie wspięli się na palce, żeby lepiej widzieć.Prawie trzę­śli się z bolesnej niepewności - czy stanie się cud? Kobiety widziały już w powietrzu różnokolorowe skrzydła.Klęczący na szerokich ra­mionach kowala rabin próbował dojrzeć coś pomiędzy kopytami koni i czerwonymi tunikami jeźdźców.Chciał widzieć co dzieje się ponad krzyżem.i wokół niego.Patrzył bez słowa, z duszą przepojoną na­dzieją i rozpaczą.Czekał.Stary rabin znał dobrze Boga Izraela.On był bezlitosny i miał swoje własne prawa, swój dekalog.Owszem, dotrzymywał danego słowa, ale nie spieszył się z tym, mierzył czas swoją własną miarą.Przez całe pokolenia jego Słowo wisiało tylko w powietrzu i nie zstępowało na ziemię.A gdy to wreszcie nastąpiło, biada, po trzykroć biada człowiekowi, który zdecydował się mu za­ufać! Ileż to razy na stronach Pisma Świętego wybrańcy Boga byli mordowani - i czy On ruszył kiedy palcem, żeby ich ocalić? Dlaczego? Dlaczego? Czyż nie wypełniali jego woli? Czy też może taka była jego wola, aby ci wybrani ginęli? Rabin zadawał sobie to pytanie, ale nie śmiał go zgłębiać.“Bóg jest otchłanią - pomyślał - otchłanią.Lepiej nie podchodzić do niej za blisko".Syn Marii siedział ciągle na krawędzi kamienia.Ściskał drżące kolana obiema rękami i patrzył.Razem z rzymskimi strażnikami Cyganie chwycili zelotę i ciągnęli go, szarpali nim wśród przekleństw i śmiechu, starając się podciągnąć go na krzyż.Owczarki, które zro­zumiały, co się święci, zerwały się z legowiska.Wyniosła stara kobieta zbliżyła się do krzyża.- Odwagi, mój synu! - zawołała.- Nie jęcz, nie każ mi się za ciebie wstydzić!- To matka zeloty - szepnął stary rabin - jego szlachetna matka z rodu Machabeuszy.Pod ramionami buntownika przeciągnięto dwa grube sznury.Cyganie zarzucili sznurowe drabinki na ramiona krzyża i powoli zaczęli podnosić skazańca.Jego ciało było masywne i ciężkie; nagle krzyż przechylił się, jakby miał się przewrócić.Centurion kopnął syna Marii, który wstał na chwiejnych nogach, ujął siekierę i poszedł umocnić krzyż u podstawy kamieniami i klinami.Tego było dla Marii za wiele.Przejęta wstydem na widok ukocha­nego syna pomiędzy oprawcami, ruszyła przez tłum, przepychając się łokciami.Rybacy znad jeziora Genezaret odwracali od niej oczy; było im jej żal.Chciała wbiec pomiędzy konie, żeby schwycić syna i go od­ciągnąć, ale jakaś sąsiadka w podeszłym wieku zlitowała się nad nią i złapała ją za rękę.- Mario - powiedziała - nie rób tego.Dokąd idziesz? Zabiją cię!- Chcę zabrać stamtąd mojego syna - odpowiedziała Maria i wybuchnęła płaczem.- Nie płacz, Mario - pocieszała ją stara kobieta.- Spójrz na tamtą kobietę.Stoi bez ruchu i patrzy, jak krzyżują jej syna.Niech jej widok doda ci otuchy.- Nie płaczę tylko przez mojego syna, kumo; płaczę także i przez tę kobietę.Stara kobieta, która bez wątpienia wiele wycierpiała w swoim ży­ciu, pokręciła swoją łysiejącą głową.- Lepiej być matką tego, który krzyżuje, niż ukrzyżowanego.Ale Maria spieszyła się i nie słyszała jej słów.Ruszyła pod górę, prawie nic nie widząc załzawionymi oczami.Cały świat zaczął płakać.Pośród gęstej mgły, która go otuliła, Maria odróżniała tylko konie, zbroje i ogromny, świeżo wyciosany krzyż, który wznosił się pod nie­bem.Jakiś jeździec obrócił się i zobaczył ją.Unosząc kopię nakazał jej ruchem głowy, żeby się cofnęła.Przystanęła.Pochylona spojrzała pod brzuchami koni i ujrzała swego syna.Klęczał ubijając siekierą kamie­nie wokół krzyża.- Moje dziecko! - zawołała.- Jezus!Jej okrzyk był tak rozdzierający, że przebił się przez tumult, parskanie koni i szczekanie zgłodniałych psów.Cieśla odwrócił się i ujrzał ją.Spochmurniał i powrócił do swojej pracy z jeszcze większą zaciętością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl