[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.15Samena posłała Kasyxowi ulotny pocałunek, żegnając się z kompanią nad dachami Del Mar.Miała wrócić wreszcie do swego ciała, po całym dniu niewoli u diabła.Henry natomiast spieszył do swej ziemskiej po­włoki, chcąc jak najszybciej spotkać się z Andreą i spraw­dzić, czy nie dostała się we władzę szatana.Samena zawróciła w kierunku La Jolla i jak falujące widmo pognała ku uniwersytetowi.Szpital Sióstr Miłosier­dzia, biały gmach otoczony cedrami libańskimi, górował nad autostradą, a w jego oknach odbijały się pobliskie wzgórza, niebo i przejeżdżające samochody.Samena czuła, jak przyzywa ją jej ciało, skryte gdzieś w szpitalu.Pozwoliła, by ten zew wskazał jej drogę przez dach, betonowe podłogi kolejnych kondygnacji, przewody elektryczne i wentylacyj­ne.W końcu znalazła się w izolatce na czwartym piętrze, gdzie spoczywała, pogrążona w śpiączce, podłączona do kroplówki z roztworem soli i elektronicznych czujników mierzących nieprzerwanie rytm jej serca, oddechu, ciśnienie krwi i impulsy krążące w mózgu.Była dopiero szósta trzydzieści rano, lecz jej babka czuwała przy łóżku.Na stoliku obok stała do połowy opróżniona filiżanka z kawą - babka musiała spędzić w ten sposób całą noc.Ta zrzędliwa, irytująca kobieta, która całe swe życie zbudowała wokół telewizyjnych seriali, czuwała przy niej, modliła się za nią, od kiedy nie odzyskała przytomności.Samena zawahała się przez chwilę.Scena była tak wzrusza­jąca.Babka nie odzywała się wcale, siedziała tylko ze złączony­mi dłońmi i oczami zaczerwienionymi od łez i zmęczenia.Powoli, cicho i niezauważalnie, Samena wśliznęła się do ciała Susan.Czaszka zamknęła w sobie jej lotny umysł, znowu była sobą.Odczekała z zamkniętymi oczami, wczu-wając się w mięśnie, nerwy, w krew krążącą w żyłach i tętnicach, w przytłumione bicie serca.Wrażenie powrotu do fizycznego ciała, po tak długim bytowaniu jedynie w sennej postaci, było naprawdę niezwykłe.Zupełnie jak ubranie się w pięć płaszczy, sześć rękawiczek, podszyte futrem buty i grubą wełnianą maskę.Cała właściwa Same-nie zwinność i wrażliwość zniknęła.Wszystkie jej duchowe zdolności pogrzebane zostały pod ciśnieniem właściwej atmosfery i stłamszone ciążeniem.Otworzyła oczy.Babka miała opuszczoną głowę i szep­tała coś, co brzmiało jak „Ojcze nasz”.Susan spoglądała na nią przez chwilę, po czym wyciągnęła rękę.- Babciu?Ta uniosła z wolna głowę.W pierwszej chwili nie uwierzy­ła, że Susan przemówiła.Potem złapała mocno jej rękę.- Susan - powiedziała z płaczem.- Bogu dzięki, Susan, że się obudziłaś! Siostro, obudziła się! Och, Susan, Bogu dzięki, Bogu dzięki!Objęły się mocno, najmocniej jak tylko mogły i Susan również zapłakała, odreagowując strach, który wisiał nad nią przez cały dzień spędzony w rękach pomiotu Yaomauitla.Łkała tak, nie panując nad sobą.Trwało to aż do przyjścia lekarza, który zaordynował jej środki uspokajają­ce.Podziałały dość szybko.Doktor stanął przy jej łóżku i przyglądał się, jak ustaje jej płacz.- Przestraszyłaś nas trochę, młoda damo - zauważył.- Myśleliśmy już, że stracimy cię na dobre.- Byłam równie przestraszona jak wy - odrzekła Susan.Doktor uśmiechnął się niepewnie.- Niezbyt rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć.- Tyle tylko, że też się bałam.- Byłaś nieprzytomna, moja droga.Nie mogłaś się bać.Susan zorientowała się, że sama niebezpiecznie skompliko­wała sprawę.- Po prostu śniłam - powiedziała doktorowi.- Śniłam i bałam się we śnie.- Rozumiem.Jak Dorota w Krainie Oz.- Tak - powiedziała Susan, zauważając w myślach: Gdyby tylko wiedział pan, doktorze, jak blisko jest pan prawdy.- Dokładnie jak Dorota w Oz.Kasyx wrócił do swego uśpionego ciała akurat na czas, by wyłączyć budzik.W powietrzu rozchodził się zapach świeżo parzonej kawy, co przypomniało mu, że Gil spędził noc w jego domku.Przeciągnął się, odrzucił nakrycie i wstał.Gila znalazł w salonie - wyjadał coś ze sporej miseczki i czytał gazetę.- A, wróciłeś - zauważył Gil.- W kuchni jest kawa.Właśnie ją zaparzyłem.Henry nalał sobie gorącego, aromatycznego naparu i wrócił, usiadł po drugiej stronie stołu.Przez pewien czas nic nie mówił, patrzył tylko na czytającego Gila.- Co nowego w gazetach? - spytał w końcu.- Braves zrównali Padres z murawą.- To miłe.Gil złożył gazetę i odrzucił ją na bok.- W Baja były dalsze trzęsienia ziemi.W Balboa Park znaleziono trupy dwóch pijaków.Wieloryb-zabójca Shamu dostał wzdęcia i zszedł.- Dzięki za szczegóły.- Cieszę się, że Samena wróciła - powiedział Gil.- I przykro mi z powodu twojej byłej żony.- Że też spośród wszystkich ludzi musiało wypaść akurat na nią.- Henry wzruszył ramionami.- Mam jednak zamiar iść do laboratorium, gdy tylko się ubiorę.Może nie została porwana przez diabła.To działo się w ostatnich sekundach snu.- To pytanie, które masz jej zadać.Sądzisz, że to zadziała?- Nie mam pojęcia.Ale co innego mogę zrobić? Gil milczał przez dłuższą chwilę.- Wiesz co, Henry - odezwał się w końcu.- To czyste wariactwo.Cała ta sprawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl