[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Severin wpatrywał się w rozłożoną na środku stołu mapę i stukał miarowo knykciami w blat.Margot przyjrzała się jego zmęczonej twarzy, w której lśniły bystre, szarozielone oczy.Severin był wyrzutkiem.Szlachcicem dobrego rodu, który został wydziedziczony przez rodzinę i związał się ze złodziejami oraz mordercami, takimi jak Margot i jej przyjaciele.Ale na ulicach Alehandrii ciężko było znaleźć kogoś, kto dorównałby mu w odcyfrowywaniu starych map oraz w znajomości antycznych alfabetów.A i jedna, i druga umiejętność były wręcz nieodzowne, jeśli chciało się korzystać z dobrodziejstw rabowania największej nekropolii znanego świata – dzielnicy cmentarnej w Alehandrii.Margot wiedziała, a może raczej tylko przeczuwała, że Severin skrywa coś przed nimi, że jego życie jest naznaczone piętnem tajemnicy.Być może strasznej, a być może odrażającej.Nigdy się nie uśmiechał.Nigdy się nie upijał, choć pił więcej niż inni, nigdy się nikogo nie bał i nigdy nie zabijał.„Ty jesteś od brudnej roboty” – powiedział kiedyś z tym swoim przeciągłym, arystokratycznym akcentem, zostawiając na ziemi ciało ogłuszonego wroga.A Margot posłusznie poderżnęła gardło człowiekowi, który miał nieszczęście zobaczyć ich twarze w chwili, w której powinien raczej odwrócić wzrok w drugą stronę.– Ja też nie wierzę – odpowiedział Severin, jak zwykle ozięble uprzejmy.– Ale sądzę, że warto sprawdzić te jakże ciekawe informacje.Trzecim z mężczyzn, wyznaczonych przez Margot, był Josip Nochal, starzec o pogiętych artretyzmem palcach.Przezwisko zawdzięczał bynajmniej nie ogromnemu nosowi, lecz jego brakowi.Kiedy był jeszcze młody, skazano go na obcięcie nosa za cudzołożenie z mniszką, i teraz jego twarz sprawiała zdumiewające wrażenie.Płaska niczym deska, okolona strąkami brudnosiwych włosów.Wystawały z niej tylko postrzępione brwi oraz pogrubiała blizna – ślad po dawnej katuszy.Josip, mimo pokrzywionych palców, był człowiekiem zdolnym nie tylko włamać się do każdego zamka, ale też posiadającym zestaw unikalnych złodziejskich narzędzi, które sam niegdyś opracował i przygotował.– Idę w to – zachrypiał.Margot wiedziała, że Josip ma na utrzymaniu dwie wnuczki, które chce dobrze wydać za mąż.W związku z tym nie mógł pogardzić tak hojną zapłatą, jaką oferował człowiek, pragnący wynająć Margot i jej towarzyszy.– Nikt nigdy nie znalazł wejścia do tej części antycznych grobowców – rzekł Otton, stawiając nacisk na słowach „nikt” oraz „nigdy”.– Chociaż wielu szukało.Mówią, że tam.– urwał na chwilę i sięgnął po dzbanek dla zyskania czasu – nie jest bezpiecznie.– Życie w ogóle nie jest bezpieczne – powiedział Severin.– Ale lepiej zginąć jak jastrząb niż żyć jak kurczak.Otton odwrócił się w jego stronę z oczami pociemniałymi z gniewu.– Nazywasz mnie kurczakiem? – warknął.– Nazwij się jak chcesz, a ja przyznam ci rację – odparł zimno Severin.– Gdyż jestem człowiekiem zgodliwym i łagodnym.Zmierzyli się wzrokiem.Czarne oczy Ottona pałały wściekłością, szarozielone Severina zdawały się przyglądać rywalowi z obojętnym rozbawieniem.Margot nie wiedziała, w jaki sposób rozbawienie mogło być obojętne, i nie sądziła, by wiedział to ktokolwiek, kto nie spojrzał w źrenice Severina.Niemniej czuła, że za chwilę może dojść do czegoś, co uniemożliwi im wykonanie zadania.Otton był potężnie zbudowanym mężczyzną o byczym, owłosionym karku i pięściach jak młoty.Ale Margot zdawała sobie sprawę, że nie postawiłaby na niego nawet miedziaka, gdyby miał walczyć z Severinem.W szlachcicu poznawała nie tylko siłę i sprawność ręki.Wydawało się, że był to człowiek, który, napotkawszy śmierć, wziąłby ją pod ramię i zapytał chłodno oraz uprzejmie: „dokąd teraz idziemy, moja pani?”.Zaczęła się zastanawiać, czy słusznie zrobiła, angażując Severina.– Chłopcy, chłopcy.– Podniosła się z krzesła i przerwała im ciepłym tonem.– Po co te kłótnie? Jesteśmy drużyną, prawda, Severinie? Prawda, Ottonie? Jest was tu pięciu i każdy jest mi potrzebny.Czy mało krwi leje się na świecie, abyście wy musieli przelewać swoją?Milczeli przez chwilę, po czym Otton parsknął urywanym, basowym śmiechem i sięgnął po dzbanek.Wzrok Severina złagodniał, a Korzum wyciągnął dłoń spod stołu.Margot wiedziała, że musiał przed chwilą ściskać w niej rękojeść sztyletu.Była pewna też, iż stanąłby bez wahania po stronie Ottona.Zastanawiała się tylko, co sama uczyniłaby w razie zwady.Spojrzała na Severina i zobaczyła, że ten patrzy na nią.Domyślała się, iż szlachcic w myślach zadaje sobie podobne pytanie.„Co zrobiłabyś, piękna Margot, wiedząc, że sztylet Korzuma zmierza w stronę mego serca?” – zdawały się pytać jego oczy.Uśmiechnęła się, a on ledwo dostrzegalnym gestem wyciągnął kubek w jej stronę, jakby przepijał do niej lub wypełniał toast za zdrowie pięknej towarzyszki.– Wicie, co z nami zrobiom, jak nas złapiom? – zapytał Korzum bełkotliwym głosem.– Przeca żeśmy nigda nie kradli tamój.Abo to nam źle, jak jest?Miał rację.Mapy wyraźnie wskazywały, iż wejście do starożytnych podziemi kryje się w najświętszej części alehandryjskiej nekropolii.I najlepiej strzeżonej.Nieliczne hieny cmentarne, które miały odwagę zapuścić się w tamte okolice, nie kończyły na szubienicy.Kapłani znajdowali stosowniejsze sposoby, by wybić z głowy podobne eskapady innym poszukiwaczom przygód oraz bogactw.Ostatniego z rabusiów dręczono na miejskim placu blisko tydzień, zanim pozwolono mu umrzeć, a okrucieństwo kaźni poruszyło nawet serca obserwującej torturę gawiedzi.Zwykle tłum przeklinał skazanego, wyśmiewał go lub domagał się sroższych mąk.W tym wypadku, już drugiego dnia, większość ludzi stała w milczeniu, a trzeciego coraz mocniej odzywały się głosy: „Łaski! Dajcie mu umrzeć! Łaski!”.Od tej pory, a minęły prawie dwa lata, nie znalazł się nikt, kto zechciałby rabować w świątynnej części nekropolii, gdyż złodzieje woleli szukać bezpieczniejszego zajęcia.– Jeśli nam się uda, nie będziemy musieli kraść do końca życia – stwierdziła Margot.I kiedy wypowiadała te słowa, zastanowiła się nad własną przyszłością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Severin wpatrywał się w rozłożoną na środku stołu mapę i stukał miarowo knykciami w blat.Margot przyjrzała się jego zmęczonej twarzy, w której lśniły bystre, szarozielone oczy.Severin był wyrzutkiem.Szlachcicem dobrego rodu, który został wydziedziczony przez rodzinę i związał się ze złodziejami oraz mordercami, takimi jak Margot i jej przyjaciele.Ale na ulicach Alehandrii ciężko było znaleźć kogoś, kto dorównałby mu w odcyfrowywaniu starych map oraz w znajomości antycznych alfabetów.A i jedna, i druga umiejętność były wręcz nieodzowne, jeśli chciało się korzystać z dobrodziejstw rabowania największej nekropolii znanego świata – dzielnicy cmentarnej w Alehandrii.Margot wiedziała, a może raczej tylko przeczuwała, że Severin skrywa coś przed nimi, że jego życie jest naznaczone piętnem tajemnicy.Być może strasznej, a być może odrażającej.Nigdy się nie uśmiechał.Nigdy się nie upijał, choć pił więcej niż inni, nigdy się nikogo nie bał i nigdy nie zabijał.„Ty jesteś od brudnej roboty” – powiedział kiedyś z tym swoim przeciągłym, arystokratycznym akcentem, zostawiając na ziemi ciało ogłuszonego wroga.A Margot posłusznie poderżnęła gardło człowiekowi, który miał nieszczęście zobaczyć ich twarze w chwili, w której powinien raczej odwrócić wzrok w drugą stronę.– Ja też nie wierzę – odpowiedział Severin, jak zwykle ozięble uprzejmy.– Ale sądzę, że warto sprawdzić te jakże ciekawe informacje.Trzecim z mężczyzn, wyznaczonych przez Margot, był Josip Nochal, starzec o pogiętych artretyzmem palcach.Przezwisko zawdzięczał bynajmniej nie ogromnemu nosowi, lecz jego brakowi.Kiedy był jeszcze młody, skazano go na obcięcie nosa za cudzołożenie z mniszką, i teraz jego twarz sprawiała zdumiewające wrażenie.Płaska niczym deska, okolona strąkami brudnosiwych włosów.Wystawały z niej tylko postrzępione brwi oraz pogrubiała blizna – ślad po dawnej katuszy.Josip, mimo pokrzywionych palców, był człowiekiem zdolnym nie tylko włamać się do każdego zamka, ale też posiadającym zestaw unikalnych złodziejskich narzędzi, które sam niegdyś opracował i przygotował.– Idę w to – zachrypiał.Margot wiedziała, że Josip ma na utrzymaniu dwie wnuczki, które chce dobrze wydać za mąż.W związku z tym nie mógł pogardzić tak hojną zapłatą, jaką oferował człowiek, pragnący wynająć Margot i jej towarzyszy.– Nikt nigdy nie znalazł wejścia do tej części antycznych grobowców – rzekł Otton, stawiając nacisk na słowach „nikt” oraz „nigdy”.– Chociaż wielu szukało.Mówią, że tam.– urwał na chwilę i sięgnął po dzbanek dla zyskania czasu – nie jest bezpiecznie.– Życie w ogóle nie jest bezpieczne – powiedział Severin.– Ale lepiej zginąć jak jastrząb niż żyć jak kurczak.Otton odwrócił się w jego stronę z oczami pociemniałymi z gniewu.– Nazywasz mnie kurczakiem? – warknął.– Nazwij się jak chcesz, a ja przyznam ci rację – odparł zimno Severin.– Gdyż jestem człowiekiem zgodliwym i łagodnym.Zmierzyli się wzrokiem.Czarne oczy Ottona pałały wściekłością, szarozielone Severina zdawały się przyglądać rywalowi z obojętnym rozbawieniem.Margot nie wiedziała, w jaki sposób rozbawienie mogło być obojętne, i nie sądziła, by wiedział to ktokolwiek, kto nie spojrzał w źrenice Severina.Niemniej czuła, że za chwilę może dojść do czegoś, co uniemożliwi im wykonanie zadania.Otton był potężnie zbudowanym mężczyzną o byczym, owłosionym karku i pięściach jak młoty.Ale Margot zdawała sobie sprawę, że nie postawiłaby na niego nawet miedziaka, gdyby miał walczyć z Severinem.W szlachcicu poznawała nie tylko siłę i sprawność ręki.Wydawało się, że był to człowiek, który, napotkawszy śmierć, wziąłby ją pod ramię i zapytał chłodno oraz uprzejmie: „dokąd teraz idziemy, moja pani?”.Zaczęła się zastanawiać, czy słusznie zrobiła, angażując Severina.– Chłopcy, chłopcy.– Podniosła się z krzesła i przerwała im ciepłym tonem.– Po co te kłótnie? Jesteśmy drużyną, prawda, Severinie? Prawda, Ottonie? Jest was tu pięciu i każdy jest mi potrzebny.Czy mało krwi leje się na świecie, abyście wy musieli przelewać swoją?Milczeli przez chwilę, po czym Otton parsknął urywanym, basowym śmiechem i sięgnął po dzbanek.Wzrok Severina złagodniał, a Korzum wyciągnął dłoń spod stołu.Margot wiedziała, że musiał przed chwilą ściskać w niej rękojeść sztyletu.Była pewna też, iż stanąłby bez wahania po stronie Ottona.Zastanawiała się tylko, co sama uczyniłaby w razie zwady.Spojrzała na Severina i zobaczyła, że ten patrzy na nią.Domyślała się, iż szlachcic w myślach zadaje sobie podobne pytanie.„Co zrobiłabyś, piękna Margot, wiedząc, że sztylet Korzuma zmierza w stronę mego serca?” – zdawały się pytać jego oczy.Uśmiechnęła się, a on ledwo dostrzegalnym gestem wyciągnął kubek w jej stronę, jakby przepijał do niej lub wypełniał toast za zdrowie pięknej towarzyszki.– Wicie, co z nami zrobiom, jak nas złapiom? – zapytał Korzum bełkotliwym głosem.– Przeca żeśmy nigda nie kradli tamój.Abo to nam źle, jak jest?Miał rację.Mapy wyraźnie wskazywały, iż wejście do starożytnych podziemi kryje się w najświętszej części alehandryjskiej nekropolii.I najlepiej strzeżonej.Nieliczne hieny cmentarne, które miały odwagę zapuścić się w tamte okolice, nie kończyły na szubienicy.Kapłani znajdowali stosowniejsze sposoby, by wybić z głowy podobne eskapady innym poszukiwaczom przygód oraz bogactw.Ostatniego z rabusiów dręczono na miejskim placu blisko tydzień, zanim pozwolono mu umrzeć, a okrucieństwo kaźni poruszyło nawet serca obserwującej torturę gawiedzi.Zwykle tłum przeklinał skazanego, wyśmiewał go lub domagał się sroższych mąk.W tym wypadku, już drugiego dnia, większość ludzi stała w milczeniu, a trzeciego coraz mocniej odzywały się głosy: „Łaski! Dajcie mu umrzeć! Łaski!”.Od tej pory, a minęły prawie dwa lata, nie znalazł się nikt, kto zechciałby rabować w świątynnej części nekropolii, gdyż złodzieje woleli szukać bezpieczniejszego zajęcia.– Jeśli nam się uda, nie będziemy musieli kraść do końca życia – stwierdziła Margot.I kiedy wypowiadała te słowa, zastanowiła się nad własną przyszłością [ Pobierz całość w formacie PDF ]