[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komen­dant dostał zapalenia płuc, a kochanka lekkiego rozstroju nerwowego.Była również sprawa czteroosobowego patrolu Wehrmachtu, który zaginął około południa.Odnaleziono go na­zajutrz, na zapleczu piekarni, już pod śniegiem.Żołnierze byli martwi, jednakowoż przyczyna ich śmierci pozosta­wała niejasna do czasu odkrycia w pobliskiej zaspie sy­metrycznej piramidy wzniesionej z ludzkich kości.Niem­ców, bez naruszana przy tym ich skóry, pozbawiono szkie­letów: byli teraz jak szmaciane lalki.Jako klasyczną dywersję zaklasyfikowano zniszczenie składu towarowego, stojącego na jednej z dworcowych bo­cznic; zniszczono go wraz z kilkudziesięciometrowym od­cinkiem torów owej bocznicy.Aż do czasu przeprowadze­nia szczegółowej ekspertyzy wszyscy zakładali, iż użyto tu wielkiej ilości materiałów wybuchowych; lecz eksperty­za stwierdzała, że wagony zostały podniesione, a potem zrzucone na szyny z wysokości około dwustu metrów.Po czymś takim ekspertów, rzecz jasna, zmieniono.Nie było natomiast żadnych ekspertów w sprawie zna­nego kieszonkowca, Franka „Rączki" Ugryzło.Franek Ugry­zło wyszedł tego dnia, jak zwykle, do pracy, ledwo jednak zdołał przeprowadzić samowładny proces przewłaszczeniowy jednego chudego portfela, gdy stara skórzana czap­ka kryjąca jego nieco podłysiały czerep buchnęła wielkim płomieniem.Rączka złapał za nią, szarpnął i wrzasnął, bo czapka trzymała jak przyszyta do skóry czaszki i ogień poparzył Frankowi wierzch dłoni.Tu trzeba zaznaczyć, iż wszystko to działo się na środku ulicy w centrum miasta: ludzie gapili się na malownicze dziwowisko, jakie robił z siebie na ich oczach przerażony Franek.Bo nie był w sta­nie ani zgasić ognia, ani ściągnąć sobie z głowy czapki.Palić zaczęły mu się włosy i skóra.Wrzeszczał i ganiał jak szalony, zbierając śnieg całymi garściami, a potem ry­jąc przyuliczne zaspy metodą na dzika.Nic z tego, kopci­ło dalej.W końcu z bólu stracił przytomność.Czapka spaliła się doszczętnie, przeżegając się przy tym do samej ko­ści czaszki pana Ugryzło.Poważnych urazów fizycznych i psychicznych doznał również niejaki Hans Feerie, oficer Abwehry przebywają­cy w mieście przejazdem.Odwiedzał znajomego, który pracował w miejscowej agenturze wywiadu.Schodził wła­śnie ciemną klatką schodową z piętra na parter rządowe­go budynku, gdy zabolały go oczy.Zamrugał.Ciemno.Ostry ból strzelił mu w głąb mózgu, od oczodołów.Peerle zachwiał się i oparł o ścianę.Nic nie widział, był ślepy.I ten ból.Uniósł trzęsącą się dłoń do twarzy, dotknął: ja­kaś ciecz.Krew, ale on tego nie widział.Zaczął wrzesz­czeć.Odwieziono go do szpitala.Tam wojskowy lekarz stwierdził, co następuje: gałki oczne Hansa Peerlego zo­stały bardzo brutalnie przekręcone o sto osiemdziesiąt stopni w osi poziomej, Peerle nic i nigdy już nie zobaczy.Ledwo nieszczęsny oficer się ocknął, zaraz głośno zaprze­czył owej diagnozie.Jego krzyki słychać było w całym bu­dynku.Widział we wnętrzu swej głowy jakieś przerażają­ce rzeczy, musieli mu podać środek uspokajający, potrójną dawkę.Najmniej mówiono i najwięcej rozmyślano o tragedii pasażerów miejskiego tramwaju linii numer 12.Liczba ofiar sięgnęła trzydziestu-trzydziestu pięciu; dokładniej­sze jej ustalenie okazało się niemożliwe.Liczono głowy, lecz z kolei rąk i nóg było stanowczo zbyt wiele - przyj­mowano średnią.Wnętrze tramwaju wypełniało bowiem jedno wielkie, nagie cielsko, bezkrwawo pozlepiane z ciał pasażerów.I świadkowie zeznawali, iż na początku zda­wało się, że ten potworny wszechorgaznim jeszcze żyje, bo się poruszał - oddychał - mrugały oczy w głowach chaotycznie rozmieszczonych na jego grzbiecie.Nikt nie był w stanie wyjaśnić owego horroru.A to tylko dzieci, to tylko dzieci się bawiły.Wieczorem, kiedy Trudny wyszedł z potraumatycznego letargu, opuściły już miasto, zapewne znudzone; i Trudny nie miał zamiaru ich szukać.Po prawdzie, co się tyczy je­go zamiarów, to nie miał on wówczas żadnych.Był pusty, jałowy, suchy, zimny.Był martwy.Nic nie robił, nic nie myślał.Wisiał nad/pod swym domem i przez soczewki skupianego siłą swych niewidocznych organów powietrza, niczym ommatidia owadzich oczu, obserwował go ze wszy­stkich stron jego wnętrza i zewnętrza; patrzył na budy­nek i jego mieszkańców z podgóry, oddalony od nich na wyciągnięcie ręki, na wieczny lot z prędkością światła.Był samotny, obcy, ohydny.Był bogiem.Violetta zapłakała dopiero w nocy, układając w szafie znalezione w gabinecie ubranie Jana Hermana.Teraz już wiedziała.Sprzeciwiła się teściom i zabroniła Lei i Kry­stianowi nawet zbliżać się do drzwi wyjściowych.Teraz już wiedziała - bo Trudny zamknął się był w bibliotece od wewnątrz i zostawił w zamku klucz, zaś w oknach biblio­teki były przecież kraty - a kiedy Konrad ze swoim szem­ranym kumplem od wytrychów otworzyli drzwi, zastali w środku tylko to ubranie.Więc była pewna.Oglądała się na najmniejszy szelest, martwiała na drobny ruch cieni po ścianach i klęła tym ścianom wściekłym szeptem, klę­ła domowi.Trudny patrzył.Trudny słuchał.Patrzył i słuchał, a pod/nad nim mijały ciemne dni i ja­sne noce.Gdy zrobił się głodny, wyciągnął w naddół krót­ką mackę i zagarnął kilka płatków padającego śniegu; po­chłonął je w całości, co dało mu energię do przenoszenia gór, osuszania mórz i obracania w perzynę miast.Był jak niemowlę, uczył się na swych odruchach.I był jak ten Żyd z piwnicy na Urszulańskiej: ni jedne­go zbędnego ruchu; zawsze w położeniu o najniższym po­tencjale.Może coś tam myślał, może coś mu bestia podpo­wiadała - na powierzchnię nie przebijało żadne pragnie­nie.Trwał.Obserwował.Nowotwór jego myśli sprowadził nań ciszę i spokój.Przychodzili ludzie pytać, co z Trudnym.Violetta mó­wiła, że nie wie.Mówiła, że zniknął.Oni pamiętali, że owego dnia nie jemu jednemu w mieście się to przydarzy­ło.Ludzie dzwonili i pytali, co robić.Co robić w firmie, co robić w interesach, tych i tamtych.Mówiła, że nie wie.Mówiła, że zniknął.Przyjechał Janos.Posiedział w salo­nie pół godziny, przy kawie i ciasteczkach.Nie władała niemieckim tak dobrze, jak Jan Herman, lecz Janos nic po sobie nie pokazał; stroskany, wypytywał, czy może w czymś pomóc.Modliła się, by teściowie nie zeszli na dół i nie zobaczyli jego munduru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl