[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hanna czekała na finalny cios.W oddali uderzył piorun.Słyszała, jak pada deszcz, najpierw głośno iwyraznie, a potem znacznie ciszej, jakby ktoś otworzył, następnie zamknął za sobą drzwi.Pomocprzyszła z niespodziewanego zródła.- Wysłać Orła w taką podróż, kiedy Qumanowie stoją niemal u naszych bram? - Alberada obserwowałaswych heretyków z niesmakiem.- To równa się karze śmierci, Sapientio.- Zróbcie przejście! - Do sali wpadł ociekający wodą posłaniec.Woda z opończy pozostawiała napodłodze mokre ślady, zaś nogi obute w zawiązywane skórzane buty znaczyły dywany błotem.Służbapospieszyła ze ścierkami, lecz na posadzce i na dywanach nadal pozostały ślady wilgoci.- Wasza Wysokość! - Posłaniec upadł na kolana.Wyglądało to tak, jakby po długotrwałym marszu ijezdzie konnej wreszcie z ulgą dotarł do bezpiecznego portu.- Czy są tu księżniczka Sapientia i książęBayan? Dzięki Bogu.Przynoszę straszne wieści.Machteburg jest oblężony przez Qumanów.Spalonomiasto Dirden, a tych, których nie zabito, wzięto do niewoli.Bayan wstał z ponurym wyrazem twarzy.- Oto mamy odpowiedz.- Niczym maczugę podniósł pięść.- Bulkezu mnie drażni.Pogodna natura Bayana gdzieś zniknęła, a Hanna pomyślała, że nad tym wszystkim zawisł duchzmarłego syna księcia.Wstrząsnął nią dreszcz, gdy przypomniała sobie, jak książę odcinał palcequmańskiego więznia.Trudno było pogodzić dwa obrazy: człowieka pragmatycznego i pogodnego zzajmującym jego miejsce twardym, bezlitosnym żołnierzem.- Wasza Zwiątobliwość, to nie jest czas, by więzić dobrych żołnierzy.Każdy, kto może stanąć do walki,musi to uczynić.- Qumanowie nie są naszymi jedynymi wrogami, książę Bayanie.Jeśli raz wpuścimy sługi Wrogiego donaszych serc, zniszczą nas.A to jest gorsze niż śmierć.Alberada była nieprzejednana.Przywołała swoich służących i rzekła coś do nich przyciszonym głosem.Kiedy pospieszyli, by wykonać jej rozkazy, pałacowe straże poprowadziły Ekkeharda, Dietricha, ichświty i tuzin innych heretyków do kościoła.Z rozkazu Alberady reszta zgromadzonych podążyła za nimi.Podobnie jak pałac, katedra biskupiny - o ile tak można było nazwać ten budynek - nie miała jeszcze nasobie patyny czasu.Ornamenty na zewnątrz i wewnątrz budowli wykonali rzemieślnicy.Na wschodnichrubieżach łatwiej było o drewno niż o kamień i nawet katedra biskupiny mogła wydać się skromniejsza wporównaniu ze starymi cesarskimi budowlami zachodu.Tutaj także surowi święci obserwowali zgromadzonych - kilka setek dusz - tłoczących się w nawach.Wyrzezbione w drewnie dębowym i orzechowym figury świętych wyglądały na tak strasznie niezadowolone, że Hanna miała wrażenie, iż zaraz zaczną łajać zgromadzonych przed nimi grzeszników.Cztery z figur były wciąż nieskończone.Z ciemności wyłaniała się nie do końca ociosana ręka, zarysczoła oraz skrzywione usta w pozbawionej oczu twarzy.Gobeliny urozmaicały monotonię dębowych ścian, lecz zostały utkane tak ciemnymi kolorami, że wpanujących w katedrze ciemnościach nie można było rozróżnić przedstawionych na nich postaci.Wkościele było niewiele okien.Największe z nich, znajdujące się za ołtarzem, wychodziło na wschód.Fragmenty starego szkła z czasów Dariyan połączono razem, tak że tworzyły witraż, wyobrażający KrągJedności, ponieważ jednak było popołudnie, większość światła wpadała do kościoła poprzez drzwi.Zzewnątrz przedostawało się także zimne powietrze, tak intensywne, że aż poruszało opończamizgromadzonych.Ze swego miejsca na przedzie Hanna czuła na wargach chłodny i kojący zarazempowiew.Nad zatłoczonym miejscem unosiła się duszna, dręcząca atmosfera strachu, przewidywania igniewu, tak gęsta, że można ją było kroić niczym ser.Przybyli wszyscy szlachetnie urodzeni członkowie armii Bayana.Niepojawienie się mogłoby rzucić nanich podejrzenia.Ze swego miejsca Hanna obserwowała tłum, jednakże nie była dostatecznie wysoka, byzobaczyć cokolwiek poza czubkiem głowy kapitana Thiadbolda, którego łatwo było rozpoznać zewzględu na jego rude, długie do pleców włosy.Biskupina rozkazała, by stawiły się także najwyższe rangąLwy, aby potem mogły opowiedzieć o wszystkim swoim podwładnym.Herezja była najcięższymduchowym przestępstwem.Można ją było porównać do zdrady wobec władcy.Hanna myślała głównie o utracie głowy w przypadku napotkania qumańskiego patrolu.Może powinnabyła pozwolić, by magiczna siła zabrała ją na wschód.Może powinna była wybrać Sorgatani zamiastLiath.Czy to był tylko sen? Czy byłaby ekskomunikowana, gdyby biskupina Alberada wiedziała, iż dopewnego stopnia miała kontakt z magią? Czasami lepiej milczeć.Zastanawiali ją też Ekkehard, Dietrich izaginiony Ivar.Dlaczego tak uporczywie trzymali się tego, w co wierzyli? Dlaczego postanowili być imwierni mimo łańcuchów niewoli?Coś takiego mówiła jej matka, pani Berta.- Po co samemu narażać się na kłopoty? - zwykła mawiać.- Jeśli problemy nie chcą zniknąć z twegożycia, po cóż jeszcze samemu ich szukać? - Podobnie jak książę Bayan, widziała świat w kategoriachpraktycznych.Prawdopodobnie dlatego właśnie Hanna tak szanowała Bayana - pomijając jegodenerwujący zwyczaj adorowania jej, który ledwie można byłoby nazwać flirtowaniem, wziąwszy poduwagę przepaść, jaka ich dzieliła i który mógł doprowadzić do śmierci Hanny.Oczywiście, Berta nigdynie obcinała niczyich palców, ale bez wątpienia byłaby do tego zdolna, gdyby zaszła taka konieczność.Smutna pieśń dobiegła końca.Hanna użyła łokcia, by się przepchnąć.Szturchnęła jednego ze służącychSapientii, chcąc więcej widzieć.Nadeszli mnisi w kolejności zgodnej ze sprawowanymi godnościami.Każdy z nich niósł zapaloną świecę na znak Kręgu Jedności, Zwiatła Prawdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl