[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktokolwiek przysyłał sygnały za pośrednictwem Jowisza, wydawał się zadowolony z przygotowań i oświadczył, że zajmie się resztą.Ostatni wysłany z Jowisza przekaz zawierał nazwiska osób, które miały wejść w skład komitetu powitalnego, ich stanowiska, krótkie podsumowanie dotychczasowych dokonań i uzasadnienie wyboru.Obcy odwzajemnili się nazwiskami trzech swoich przedstawicieli, wytypowanych do rozmów z Ziemianami.Pierwszy z nich, Calazar, miał reprezentować rząd Thurien oraz zaprzyjaźnionych światów i pełnił funkcję zbliżoną do urzędu „prezydenta”.Towarzyszyć mu miała Frenua Showm, pani „ambasador”, której obowiązki polegały na kontaktach z różnymi grupami thurieńskiego społeczeństwa, oraz Porthik Eesyan, zajmujący się polityką ekonomiczną, przemysłową i naukową.Obcy nie poinformowali, czy rozmowy będzie prowadziła tylko ta trójka czy ktoś jeszcze.– Uderzająco się to różni od przylotu Shapierona na tę planetę – mruknął Danchekker, rozglądając się wokół.Tamto wydarzenie nad Jeziorem Genewskim obserwowały dziesiątki tysięcy ludzi i transmitowano je na żywo.– Przypomina mi to Main na Ganimedesie – odparł Hunt.– Potrzebne nam tylko hełmy i parę Weg w pobliżu.Co za sposób rozpoczęcia nowej ery!Lyn, której twarz ginęła w zbyt dużym obszytym futrem kapturze wepchnęła głębiej ręce w kieszenie kurtki i zaczęła udeptywać topniejący śnieg.– Już pora – odezwała się.– Mam nadzieję, że mają dobre hamulce.Zakładając, że wszystko poszło zgodnie z planem, statek opuścił odległą o dwadzieścia lat świetlnych Thurien zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu.– Nie sądzę, żebyśmy musieli mieć jakieś zastrzeżenia co do kompetencji Ganimedejczyków – stwierdził Danchekker z pewnością siebie.– Jeżeli okażą się Ganimedejczykami – zauważył Hunt, chociaż do tej pory zdążył już pozbyć się wątpliwości w tej kwestii.– Oczywiście, że są Ganimedejczykami – prychnął Danchekker niecierpliwie.Za nimi, nieruchomo i w milczeniu, stali Karen Heller i Jerol Packard, sekretarz stanu.Do przeprowadzenia tej operacji skłonili prezydenta argumentem, że obcy – Ganimedejczycy czy też nie – są nastawieni przyjaźnie, ale jeśli się mylili, mogli narazić kraj na największe nieszczęście w historii.Prezydent miał nadzieję uczestniczyć w powitaniu obcych, ale w końcu niechętnie przyznał rację swoim doradcom, że jednoczesna nieobecność zbyt wielu ważnych osobistości wzbudziłaby niepotrzebne podejrzenia.Nagle z głośnika umieszczonego na maszcie z tyłu kantyny rozległ się głos kierującego operacją.– Kontakt radarowy!Postacie wokół Hunta wyraźnie zesztywniały.Za nimi zespół techników UNSA maskował zdenerwowanie dzikim wybuchem ostatnich gorączkowych przygotowań i poprawek.Znowu odezwał się głos:– Zbliża się od zachodu, odległość trzydzieści pięć kilometrów, wysokość trzy i pół tysiąca metrów, szybkość dziewięćset kilometrów na godzinę, hamuje.Hunt odruchowo podniósł głowę i jak inni spojrzał w niebo, ale nie dało się niczego dostrzec przez warstwę chmur.Powoli minęła jedna minuta.– Osiem kilometrów – ogłosił kontroler.– Schodzi na wysokość półtora tysiąca metrów.Kontakt wizualny w każdej chwili.Hunt czuł pulsowanie krwi w skroniach.Pomimo zimna zaczął się nagle pocić pod ciężkim strojem.Lyn przysunęła się bliżej i wsunęła mu rękę pod ramię.I wtedy wiatr wiejący od gór na zachód przyniósł niski, zawodzący dźwięk.Trwał przez sekundę lub dwie, umilkł i wrócił znowu, tym razem dłuższy.Powoli przeszedł w jednostajne buczenie.Hunt zmarszczył brwi, nasłuchując.Obejrzał się za siebie i zobaczył, że kilku pracowników UNSA wymienia zdziwione spojrzenia.Coś było nie tak.Dźwięk wydawał się zbyt znajomy, żeby mógł pochodzić od jakiegokolwiek statku kosmicznego.Wokół rozległy się szepty i ucichły nagle, gdyż u podstawy chmur wyłonił się czarny kształt i zaczął podchodzić do lądowania.Był to boeing 1227, półtransportowy, przydźwiękowy VTOL – powszechnie używany przez krajowych przewoźników i preferowany przez UNSA typ samolotu ogólnego zastosowania.Wyczuwalne wcześniej wokół całego lądowiska napięcie opadło, rozległ się natomiast chór pomruków niezadowolenia i przekleństw.Stojący za Heller i Packardem Caldwell obrócił się z pociemniałą z wściekłości twarzą do zdezorientowanego oficera UNSA.– Sądziłem, że oczyszczono teren – warknął.Oficer bezradnie potrząsnął głową.– Oczyszczono.Nie rozumiem.Ktoś.– Zabierzcie stąd tego idiotę!Wzburzony oficer pobiegł w stronę kasyna i zniknął za drzwiami.W tym samym czasie z głośnika, którego najwyraźniej nie wyłączono w całym zamieszaniu, zaczęły dobiegać głosy z pokoju kontrolnego.– Nie mogę się z nim połączyć.Nie odpowiada.– Użyj częstotliwości awaryjnej.– Już próbowaliśmy.I nic.– Na litość boską, co się tu dzieje? Caldwell właśnie dobrał mi się do skóry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl