[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krzyczeli biegnący, krzyczały samochody, krzyczały automaty porządkowe, i nawet wyglądający z okien swych mieszkań nowojorczycy Do tego dochodził warkot UCAV-ów, śmigłowców sieci informacyjnych i załogowych helikopterów wojska, policji oraz FBI.Kręciło się tu także parę maszyn jurydykatorów, zapewne niektórzy pochłonięci przez potop mimo wszystko zdążyli wcześniej wysłać sygnał alarmowy.Ktoś próbował z tych helikopterów przemówić do biegnących, lecz słowa wystrzeliwane przez głośniki ginęły w hałasie niemal całkowicie.Hunt na te wysiłki mówcy uśmiechnął się szyderczo pod nosem.Wot, psychologia tłumu.! Ćwiczenia połów z Le Bona.Niemniej widok mroził krew z żyłach.- Matko Boska.Drgnęła.- Co?- Co: co?- Po jakiemu to było?- Co? Nie wiem.To, co powiedziałeś.- Co ja powiedziałem?- No właśnie się pytam.- O czym ty mówisz?Patrzyli z góry na tę inwazję mrówek.Co jakiś czas przebijały się ostre krzyki konających, tych zadeptywanych.Istny maraton, Hunt obliczał liczbę porwanych przez Tłum na kilkanaście tysięcy.Przewalało się to ulicznym kanionem jak rozgotowane błoto, w lekkim przy­mrużeniu oczu łatwo było uwierzyć, iż w istocie to dziki żywioł tam pędzi - albo jeszcze lepiej: kożuch jakiś organiczny faluje nad jezdnią i chodnikami.Noc, ale z oświetleniem ulicznym, wszystkimi reklamami, ze sterowcami, z porażającymi reflektorami maszyn sił porządkowych.jaśniej tam było niż w południe na Liano Estacado.Hunt otrząsnął się i przyjrzał się sobie.Na płaszczu znalazł liczne ślady butów, jednak samo ciało najwyraźniej nie zostało uszkodzone.Odbierał wszelako liczne sygnały cielesnego cierpienia, lecz nie miał pojęcia, które po­chodzą od jego własnego organizmu.Spojrzał na Colleen.Nie wyglądała na poturbowaną.W ogóle jak ona z tego wyszła? Co się z nią działo podczas ataku Tłumu? Przecież nie ma Grzyba.Czy również ją uratował Vittorio? Na pewno w pierwszej kolejności zajął się Mariną.Gdzie Marina i Qurant? - Nie wiesz, gdzie jest twój mąż? - Zdążyli uciec.Widziałam.- Dokąd? - Chyba wbiegli tam na nadwieszkę.- Uniosła dłoń do warg, coś powiedziała, odruchowo przechyliła głowę.-Tak, wciąż tam są.Ma telefon.No tak, dlaczego miałaby nie mieć?W każdym razie - warte zapamiętania.Przyjrzał się teraz enklawistce dokładniej.Siedzieli na kadłubach krańcowych w szeregu rzutników, dzieliło ich ponad trzy metry, co stanowiło odległość w miarę bezpieczną, a zarazem pozwalającą na porozumiewanie się bez zbytniego podnoszenia głosu.Qurantowie oboje byli rzeźbieni, ale Colleen subtelniej, jej designer musiał bvć miłośnikiem Modiglianiego, było coś takiego w jej cerze i linii podbródka, w wykroju szyi.Wiek? Nie starzała się jeszcze, tyle można było powiedzieć z samego wyglądu.Kontemplował jej twarz jak dzieło sztuki - którym przecież była - podczas gdy ona sama wyglądała na zewnątrz tarasu.Ogień gigantycznego hologramu i tak wypaliłby z ewentualnych zmarszczek enklawistki ostatnie nitki cienia.Twarz Colleen Qurant była gładka, spokojna, może tylko w złamaniu linii brwi objawiała się pewna irytacja.- Dobrze się trzymasz.- Modliłam się.To pomaga.- Jej skojarzenia nie były kompatybilne z jego skojarzeniami.Ale popłynął z prądem.- Tak, wiem, mantry i procedury kołowe, na pewno radzili w telewizji.Nie? Było też w tym obwieszczeniu CDC.- O co ci chodzi? Powiedziałam: to nie jest żadna sekta.- Hę? Czyja mówiłem, że.- Nie musisz mówić - przerwała mu.- Ona mi wytłumaczyła, na czym to polega.Ja nie mam w głowie tego nano.Więc zawsze będziesz bardziej odkryty, przyzwyczajaj się.Nie musisz mówić, i tak słyszę.Zmilczał.Obejrzał się na diabła.- A ty gdzie byłeś, draniu? - warknął w OVR.- Czego? - zirytował się menadżer.- Sam żeś mnie odciął od edytorów ruchu.Zabraniasz pomóc, to nie miej potem pretensji.Robiłem, co mogłem, Grzyb grzał na maksa.- Ejże, trochę grzeczniej!- Jak pan woli, sir.- Apage - zazgrzytał Nicholas.Aplikacja się zwinęła.Tłum powoli zaczynał się przerzedzać.UCAV-y strzelały pojemnikami z jakimś gazem.Z bocznej ulicy ktoś wjechał w ciżbę półciężarówką, trysnęła krew spod metalu, Colleen złapała się z sykiem za kolano.- Jak tam jest? - zapytał.- Mhm?U was, w tej enklawie.Wzruszyła ramionami, nie przerywając masażu nogi.- Normalnie.Jak ma być?No nie jest to przecież normalna enklawa.A przyjdzie mi jakiś czas tam pomieszkać.Mam nadzieję.Bo najpewniej w ogóle tam nie dotrzemy.- Co ty myślisz, że gdzie ja się urodziłam i wychowałam? U Amiszów? Ja przecież też tak żyłam.-Jak?- Jak wy.- My? - zaśmiał się Nicholas.Niezmiernie go rozbawił ten zaimek w ustach enklawistki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl