[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Białego.Jako namiastka tapety.- Rozumiem.Papieru, w który się zawija żywność.No dobrze, załatwię trzy rolki.Na razie to wystarczy.- A potem coś do klejenia.Najlepiej klej do tapet.- Nonsens, Krause - powiedział Soeft tonem rzeczoznawcy.- Dostarczę kilka pudełek pluskiewek.To o wiele praktyczniejsze.Poprzypinasz nimi papier - po co lepić? Przecież nie zostaniemy tu na wieki.- Ale z klejem jakoś czyściej.- Będzie czysto i z pluskiewkami.A w razie zmiany naszych pozycji zwiniesz tapety i umieścisz je w nowym salonie dowódcy.- Zgoda - powiedział kapitan Witterer.- Proszę tak zrobić, Krause.Cóż możecie mi zaproponować jeszcze, Soeft?- A co pan kapitan sobie wyobrażał? - zapytał z zaciekawieniem król zaopatrzenia.- No cóż - odpowiedział Witterer niepewnie - może jakiś samowar, parę koców, dwa krzesła.- Zaczerpnął powietrza, dając Soeftowi okazję do przerwania mu, z czego ten jednak zrezygnował.Witterer wytłumaczył to sobie na swoją korzyść i zaczął wymieniać dalsze życzenia w dziedzinie inwentarza.- Więc może jeszcze coś w rodzaju składanego łóżka i zamiast przegniłej słomy jakiś materac.Potrzebuję również filiżanek, szklanek, talerzy - po dwie sztuki.A jak byłoby z poduszką?- Załatwione - odparł Soeft wspaniałomyślnie.Witterer odetchnął z ulgą.Ten Soeft jest po prostu nieoceniony! Jakie niewyczerpane źródło! To nie żaden dowódca kolumny, to dyrektor domu towarowego! Wykorzystując pomyślną chwilę posunął się jeszcze dalej.- Macie może również jakiś dywan? Nieduży?- Dam panu kapitanowi jeden z moich.Krause rzucił Wittererowi triumfujące spojrzenie; kapitan skinął z zadowoleniem głową.- Jeszcze jedno, mój drogi Soeft.Wiecie przecież, że robię przygotowania do gościnnego występu zespołu rozrywkowego, który przybył na front?- Słyszałem już o tym - odrzekł Soeft z wyraźnym zainteresowaniem.- O ile jestem poinformowany, mianował pan kapitan Ascha ogrodnikiem w tym ogródku.Witterera zatkało na chwilę.Ale nie dał się odciągnąć od swojej sprawy.- W każdym razie - powiedział - chciałbym po przedstawieniu wydać małe prywatne przyjęcie dla artystów, Cóż wy na to?- To się da zrobić - powiedział Soeft rozmarzony i wyciągnął nogi przed siebie.- Miałem zawsze słabość do artystów, którzy przyjeżdżają na front.Soeft myślał o szczęśliwych dniach we Francji, jak zawsze, nie bez wzruszenia.Mój Boże.cóż to były za czasy! To była artystyczna obsługa frontu! Na przykład ta dziewczyna - czy nie było jej na imię Iwona - z długimi nogami i z jędrnym tyłkiem.- Myślałem o małej przekąsce - powiedział Witterer i o czymś dobrym do wypicia.Soeft oderwał się od swoich francuskich wspomnień, co mu nigdy łatwo nie przychodziło, i kiwnął głową.- Kawior i krymski szampan - oświadczył.Witterer nastawił uszu.Na jego gładkiej twarzy pojawiły się oznaki entuzjazmu.- To nie byłoby wcale źle.To by było nawet doskonale.I moglibyście to postawić do dyspozycji, Soeft?- W każdej ilości - powiedział tamten ze spokojem.Temu, kto nie zna kawioru i krymskiego szampana, z pewnością będzie to smakowało.Dla mnie nie przedstawia to żadnej wartości.Ja wolę gotowaną szynkę i francuskiego szampana.Ale wytrawnego.Żadnego słodkiego czy kolorowego świństwa.Temperatura musi być również odpowiednia.Wśród mego prywatnego bagażu mam specjalny termometr do mierzenia temperatury szampana.Witterer, pełen respektu, milczał.Krause kiwnął triumfującogłową w stronę swego kapitana.Czy obiecał zbyt wiele? Zbyt mało! Czy ten człowiek nie był geniuszem zaopatrzenia? Był nim! Krause miał wrażenie, jak gdyby sam napełniał puszki kawiorem, a butelki krymskim szampanem.- Tak, ta Francja! - westchnął głęboko Soeft i na próżno usiłował jeszcze bardziej wyciągnąć swe nogi.- Rozporządzałem tam trzema piwnicznymi składami, poza tym miałem centralę wymiany delikatesów - mój własny wynalazek! O moim lokalu trudno mi nawet mówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Białego.Jako namiastka tapety.- Rozumiem.Papieru, w który się zawija żywność.No dobrze, załatwię trzy rolki.Na razie to wystarczy.- A potem coś do klejenia.Najlepiej klej do tapet.- Nonsens, Krause - powiedział Soeft tonem rzeczoznawcy.- Dostarczę kilka pudełek pluskiewek.To o wiele praktyczniejsze.Poprzypinasz nimi papier - po co lepić? Przecież nie zostaniemy tu na wieki.- Ale z klejem jakoś czyściej.- Będzie czysto i z pluskiewkami.A w razie zmiany naszych pozycji zwiniesz tapety i umieścisz je w nowym salonie dowódcy.- Zgoda - powiedział kapitan Witterer.- Proszę tak zrobić, Krause.Cóż możecie mi zaproponować jeszcze, Soeft?- A co pan kapitan sobie wyobrażał? - zapytał z zaciekawieniem król zaopatrzenia.- No cóż - odpowiedział Witterer niepewnie - może jakiś samowar, parę koców, dwa krzesła.- Zaczerpnął powietrza, dając Soeftowi okazję do przerwania mu, z czego ten jednak zrezygnował.Witterer wytłumaczył to sobie na swoją korzyść i zaczął wymieniać dalsze życzenia w dziedzinie inwentarza.- Więc może jeszcze coś w rodzaju składanego łóżka i zamiast przegniłej słomy jakiś materac.Potrzebuję również filiżanek, szklanek, talerzy - po dwie sztuki.A jak byłoby z poduszką?- Załatwione - odparł Soeft wspaniałomyślnie.Witterer odetchnął z ulgą.Ten Soeft jest po prostu nieoceniony! Jakie niewyczerpane źródło! To nie żaden dowódca kolumny, to dyrektor domu towarowego! Wykorzystując pomyślną chwilę posunął się jeszcze dalej.- Macie może również jakiś dywan? Nieduży?- Dam panu kapitanowi jeden z moich.Krause rzucił Wittererowi triumfujące spojrzenie; kapitan skinął z zadowoleniem głową.- Jeszcze jedno, mój drogi Soeft.Wiecie przecież, że robię przygotowania do gościnnego występu zespołu rozrywkowego, który przybył na front?- Słyszałem już o tym - odrzekł Soeft z wyraźnym zainteresowaniem.- O ile jestem poinformowany, mianował pan kapitan Ascha ogrodnikiem w tym ogródku.Witterera zatkało na chwilę.Ale nie dał się odciągnąć od swojej sprawy.- W każdym razie - powiedział - chciałbym po przedstawieniu wydać małe prywatne przyjęcie dla artystów, Cóż wy na to?- To się da zrobić - powiedział Soeft rozmarzony i wyciągnął nogi przed siebie.- Miałem zawsze słabość do artystów, którzy przyjeżdżają na front.Soeft myślał o szczęśliwych dniach we Francji, jak zawsze, nie bez wzruszenia.Mój Boże.cóż to były za czasy! To była artystyczna obsługa frontu! Na przykład ta dziewczyna - czy nie było jej na imię Iwona - z długimi nogami i z jędrnym tyłkiem.- Myślałem o małej przekąsce - powiedział Witterer i o czymś dobrym do wypicia.Soeft oderwał się od swoich francuskich wspomnień, co mu nigdy łatwo nie przychodziło, i kiwnął głową.- Kawior i krymski szampan - oświadczył.Witterer nastawił uszu.Na jego gładkiej twarzy pojawiły się oznaki entuzjazmu.- To nie byłoby wcale źle.To by było nawet doskonale.I moglibyście to postawić do dyspozycji, Soeft?- W każdej ilości - powiedział tamten ze spokojem.Temu, kto nie zna kawioru i krymskiego szampana, z pewnością będzie to smakowało.Dla mnie nie przedstawia to żadnej wartości.Ja wolę gotowaną szynkę i francuskiego szampana.Ale wytrawnego.Żadnego słodkiego czy kolorowego świństwa.Temperatura musi być również odpowiednia.Wśród mego prywatnego bagażu mam specjalny termometr do mierzenia temperatury szampana.Witterer, pełen respektu, milczał.Krause kiwnął triumfującogłową w stronę swego kapitana.Czy obiecał zbyt wiele? Zbyt mało! Czy ten człowiek nie był geniuszem zaopatrzenia? Był nim! Krause miał wrażenie, jak gdyby sam napełniał puszki kawiorem, a butelki krymskim szampanem.- Tak, ta Francja! - westchnął głęboko Soeft i na próżno usiłował jeszcze bardziej wyciągnąć swe nogi.- Rozporządzałem tam trzema piwnicznymi składami, poza tym miałem centralę wymiany delikatesów - mój własny wynalazek! O moim lokalu trudno mi nawet mówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]