[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nawet gdybyś wyjrzał przypadkiem przez okno i zobaczył ją na podjeździe, nie zbliżaj się do niej.Rozumiesz?- Tak, ale.- Najpierw zadzwoń do mojego ojca.Obiecaj, że to zrobisz.- Dobrze, obiecuję, ale.- Dziękuję, Michael.Odwiesiłem słuchawkę.Ręce i stopy miałem zupełnie sztywne z zimna, ale moje czoło pokryło się kropelkami potu.Pchnąłem kulą drzwi budki i ostrożnie wróciłem do Petunii.- Co powiedział? - zapytała Leigh.- Obiecał?- Tak - odparłem.- Obiecał, a mój ojciec zatroszczy się o to, żeby wszyscy zrobili to, co im kazałem.Jestem tego pewien.Jeśli Christine wyruszy dziś na polowanie, będzie musiała zdecydować się na nas.- To dobrze.Wrzuciłem bieg, nacisnąłem na gaz i puściłem sprzęgło.Scena była przygotowana do przedstawienia, teraz więc pozostało tylko czekać na rozwój wypadków.O pierwszej po południu, przejechawszy przez niemal całe miasto, dotarliśmy do Garażu Darnella.Długi budynek z mocno rdzewiejącej blachy falistej był zupełnie pusty; wielkie opony Petunii wyżłobiły w głębokim, nie naruszonym śniegu głębokie koleiny.Na głównych drzwiach wisiały te same tabliczki co w ów dawno miniony sierpniowy wieczór, kiedy Arnie po raz pierwszy przyprowadził tu Christine: ZAOSZCZĘDŹ TROCHĘ PIENIĘDZY.TWOJE UMIE­JĘTNOŚCI, NASZE NARZĘDZIA.„Wynajem miejsc parkingowych na tydzień, miesiąc lub rok”, „Proszę zatrąbić”.W ciemnym oknie biura pojawił się nowy napis, jedyny, jaki miał w tej chwili autentyczne znaczenie: „Nieczynne do odwołania”.W kącie opustoszałego parkingu drzemał pod śnieżną czapą samotny mustang z końca lat sześć­dziesiątych.- Okropnie tutaj - powiedziała cicho Leigh.- Aha - mruknąłem i dałem jej dorobione przed południem klucze.- Jeden z nich powinien pasować.Wzięła je ode mnie, wysiadła z kabiny i podeszła do głównych drzwi.Kiedy zajmowała się zamkiem, spoglądałem bez przerwy to w jedno, to drugie wsteczne lusterko, ale nie zobaczyłem nic, co świadczyłoby o tym, że zwróciliśmy na siebie czyjąś uwagę.Przypusz­czam, że kiedy ludzie widzą taki wielki, rzucający się w oczy pojazd, łatwo dochodzą do wniosku, że na pewno nie bierze on udziału w żadnym nielegalnym przedsięwzięciu.Leigh szarpnęła mocno za uchwyt zainstalowany przy drzwiach, ponowiła próbę, a następnie odwróciła się twarzą do mnie.- Przekręciłam klucz, ale drzwi nie chcą się podnieść - powie­działa.- Myślę, że mogły przymarznąć do ziemi.Świetnie, pomyślałem.Cudownie.Trudności piętrzyły się jedna za drugą.- Przykro mi, Dennis - dodała, widząc wyraz mojej twarzy.- W porządku.Otworzyłem drzwi i po raz kolejny zademonstrowałem swój komiczny sposób wychodzenia z szoferki.- Uważaj - powiedziała troskliwie, obejmując mnie ramieniem i pomagając brnąć przez głęboki śnieg.- Pamiętaj o nodze.- Dobrze, mamusiu - odparłem z uśmiechem.Zatrzymałem się przy drzwiach w taki sposób, żeby stanąć mocniej na prawej nodze, odciążając lewą.Sięgnąłem prawą ręką do uchwytu, trzymając w lewej obie kule, tak że musiałem wyglądać jak cyrkowy człowiek-guma.Szarpnąłem.Drzwi poruszyły się odrobinę, ale to było stanowczo za mało.Leigh miała rację: cała dolna krawędź przymarzła do podłoża.Wyraźnie słyszałem charakterystyczny chrzęst.- Pomóż mi - poprosiłem.Leigh położyła obie dłonie na mojej i pociągnęliśmy razem.Chrzęst przybrał nieco na sile, ale lód nie chciał ustąpić.- Już prawie nam się udało - powiedziałem.W prawej nodze czułem nieprzyjemne mrowienie, po policzkach ściekały mi strumyczki potu.- Będę liczył.Jak powiem „trzy”, ciągniemy z całej siły, dobrze?- W porządku.- Uwaga: raz.dwa.trzy!Drzwi otworzyły się tak łatwo, jakby wcale nie były przymarznięte.Tak gwałtownie powędrowały w górę na prowadnicach, że aż zatoczy­łem się do tyłu, wypuszczając kule z ręki.Pośliznąłem się i wylądowa­łem na podwiniętej lewej nodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl