[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Małżeństwom przydzielano po osiemdziesiąt metrów kwadratowych, a jeślimiały już dzieci, to po sto dwadzieścia.Domy, zwrócone frontem w stronęgłównej ulicy, miały wysokość od trzech do siedmiu metrów, a wejście do nichwiodło po kilku schodkach, a potem przez wąskie drzwi.Zwykły dom stał na metrowej podmurówce kamiennej, wyżej wznosiły sięściany z niewypalanych cegieł, pociągnięte kilkoma warstwami mlekawapiennego.Tego wykończenia brakowało domkowi Paneba, nie był onrównież tak mocny jak stare budynki miasteczka, zbudowane bezpośrednio naskale.Nefer nie pomagał wprawdzie przyjacielowi, ten bowiem wszystko chciałzrobić sam, udzielił mu jednak wielu rad, jak ustrzec się poważnych błędów.Paneb, ciężko pracując, znacznie pogrubił zatem ściany zewnętrzne, a wśrodku postawił cieńsze ścianki działowe z cegieł powiązanych zwykłązaprawą ziemną.Zcianki te utrzymywały sufit i taras.Szkielet domu zostałzbudowany z pni palmowych, z grubsza ociosanych i ciasno przylegających dosiebie.Prawidłowe ich ustawienie nie było sprawą prostą, ale dziękidokładnym wskazówkom Nefera silny Paneb i z tym jakoś sobie poradził.Najtrudniej poszło z oknami, musiały one bowiem zapewniać swobodnyprzepływ powietrza, ale zarazem trzymać ciepło zimą, a chłód latem.Początkowo Panebowi nic nie wychodziło, musiał miejscami przebudować ijeszcze bardziej pogrubić ściany zewnętrzne, w końcu jednak zrobił wszystkocałkiem niezle.Miał więc, tak jak większość mieszkańców miasteczka, trzykondygnacyjnydomek z trzema izbami mieszkalnymi, kuchnią, dwiema piwnicami,wygódkami i tarasem.Wszystko to jednak było puste i gołe, pozbawionewszelkich ozdób.Mienie ruchome ograniczało się do zwykłej maty, brakowałomalowideł i innych ornamentów, które temu mieszkaniu nadawałyby duszę.Paneb miał tysiące pomysłów, żadnemu jednak nie potrafił nadaćkonkretnego kształtu, zwłaszcza że wszystko chciał robić tylko najlepiej.Narazie musiały mu więc wystarczyć kwiaty, dostarczane codziennie kapłankombogini Hathor.Roznoszenie ich należało do obowiązków Jasnotki, tak abymieszkańcy miasteczka mogli składać je w hołdzie bogini na domowychołtarzykach.Wypadało zdobyć nowe umiejętności i przystroić dom tak, by w całymMieście Prawdy on właśnie wyglądał najwspanialej.Zbliżał się jakiś mężczyzna.Był nieco niższy od Paneba, ale posturę miał prawie taką samą.Idąc, ciężkostąpał, jak gdyby przemieszczanie potężnie umięśnionego ciała sprawiało mutrudności.- Do mnie przychodzisz?- To ty jesteś Paneb Ognik?- A ty jak się nazywasz?- Nacht Siłacz, kamieniarz.- Piękny przydomek.Jakimże to sukcesom go zawdzięczasz?- Choćbyś od dziś zaczął podnosić kamienne bloki i nie ustawał w pracy ażdo setnego roku życia, to i tak nie przerzuciłbyś ich tyle co ja.- Nie interesuje mnie zawód kamieniarza, chcę być rysownikiem i malarzem.- Bractwo ma już jednego doskonałego malarza i trzech doświadczonychrysowników.To oni zdobią miejsce wiecznego spoczynku Ramzesa Wielkiego,członków rodziny królewskiej i wielmożów.W czym taki nicpoń jak ty mógłbyim pomóc?- Ja też przeszedłem wtajemniczenie i też należę do tego Bractwa.- Mieszasz teorię z praktyką, mój chłopcze.Miałeś oczywiście szczęście, żecię do nas przyjęto, ale jak długo tu zostaniesz?- Tyle, ile mi się spodoba.- Myślisz, że jesteś panem swego losu?- Na drodze każdego z nas stoją bramy.Jedni tylko na nie spoglądają, innikołaczą, licząc, że ktoś im otworzy.A ja je wyważam.- A tymczasem masz mnie słuchać.- Co mi rozkażesz, Nachcie?- Trzeba naprawić ścianę u mnie w domu, a ja nie mam zamiaru się męczyć.Ty nabrałeś już doświadczenia, więc się tym zajmiesz.- To twój dom, a nie mój.Sam sobie radz.- Przyjęto cię tu na służbę, chłopcze.- Mam służyć dziełu, a nie takim wyzyskiwaczom jak ty.- Coś mi się wydajesz nadto bezczelny.Mała nauczka sprowadzi cię nawłaściwą drogę.Przeciwnik był nie byle jaki, ale Paneb bynajmniej się go nie uląkł.Byłpewien, że jest szybszy, i w unikach, i w ataku.- Strzeż się, Nachcie, bo możesz mocno oberwać.- Podejdz no, chwalipięto, podejdz.- Dobrze się namyśliłeś? Ja na twoim miejscu wróciłbym do domu napieszczoty z żoną.Jeśli pokażesz się jej cały poharatany, rzuci cię,Wyprowadzony z równowagi Nacht Siłacz zamachnął się pięścią prosto wbrzuch Paneba.Ten jednak odskoczył i potężnym ciosem w lewy bok złamałprzeciwnikowi żebro, tak że Nacht aż zawył z bólu.- Stójcie! - krzyczał nadbiegający na miejsce bójki Nefer.Przybywał tu po to, żeby przynieść przyjacielowi kawałek figowego placka,upieczonego przez Jasnotkę, a trafiał na tak burzliwą scenę.Paneb usłuchał przyjaciela i opuścił ręce.Nie posłuchał jednak Nefera Nacht Siłacz i bykiem rzucił się na przeciwnika.50Prawy zespół, prowadzony przez Kara Mrukliwego, który idąc wystukiwałrytm długim, sękatym kijem, podążał na skraj nekropolii, gdzie u stópPółnocnego Wzgórza miał swoją salę zebrań.Nefer Milczek ujrzał coś, co wyglądało na niewielką świątynkę zprzedsionkiem.Wchodząc, każdy z rzemieślników musiał wymienić swe imiękierownikowi zespołu, Nebowi Doskonałemu, który pełnił tu obowiązkiStrażnika Progu.Po dokonaniu tej formalności każdy wchodził na niewielki odkrytypodwórzec i klękał przed prostokątną sadzawką oczyszczenia.Malarz, SzedZbawca, nabierał z niej wodę kubkiem i wylewał ją na wyciągnięte inastawione dłońmi do góry ręce kolegów.Na koniec sam się oczyścił, po czym rzemieślnicy przeszli do sali zebrań,której sufit, pomalowany żółtą ochrą, wspierał się na dwóch kolumnach.Wzdłuż ścian - kamienne ławy, a w nich stalle.W ciągu dnia trzy wysokoumieszczone okna przepuszczały łagodne światło, teraz jednak robiło się jużciemno, zapalono więc pochodnie.Sanktuarium, do którego wstęp miał tylko kierownik zespołu, stało napodwyższeniu i od sali zebrań oddzielały je cienkie ścianki.Składało się znaosu7, gdzie mieścił się posążek bogini Maat, i z dwóch niewielkich bocznychpomieszczeń, gdzie przechowywano naczynia z wonnymi olejkami, przenośneołtarze oraz inne przedmioty należące do świątyni.Neb Doskonały zasiadł w drewnianym fotelu przy wschodniej ścianie.Kiedyś zajmowali to miejsce jego poprzednicy, mistrzowie kierujący pracamiprawego zespołu.- Pokłońmy się przodkom - rzekł - i prośmy ich, by nas oświecili.Niechajnajbliższa mi kamienna stalla na zawsze pozostanie pusta, niech nigdy niezajmie jej nikt z żyjących i niech istnieje tylko dla ka mojego poprzednika,który żyje teraz pośród gwiazd, ale wciąż jest z nami.Niech pamięć o nimumocni naszą jedność.Rzemieślnicy zamilkli.Wszyscy czuli, że nie są to puste słowa i że łączące ichwięzy są silniejsze od śmierci.- Pokłóciło się dwóch naszych kolegów - oznajmił Neb.- Zwracam się do wasz pytaniem, czy potrafimy załatwić tę sprawę tu na miejscu, czy musimyprzedłożyć ją sądowi Miasta Prawdy.O głos poprosił Nacht Siłacz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Małżeństwom przydzielano po osiemdziesiąt metrów kwadratowych, a jeślimiały już dzieci, to po sto dwadzieścia.Domy, zwrócone frontem w stronęgłównej ulicy, miały wysokość od trzech do siedmiu metrów, a wejście do nichwiodło po kilku schodkach, a potem przez wąskie drzwi.Zwykły dom stał na metrowej podmurówce kamiennej, wyżej wznosiły sięściany z niewypalanych cegieł, pociągnięte kilkoma warstwami mlekawapiennego.Tego wykończenia brakowało domkowi Paneba, nie był onrównież tak mocny jak stare budynki miasteczka, zbudowane bezpośrednio naskale.Nefer nie pomagał wprawdzie przyjacielowi, ten bowiem wszystko chciałzrobić sam, udzielił mu jednak wielu rad, jak ustrzec się poważnych błędów.Paneb, ciężko pracując, znacznie pogrubił zatem ściany zewnętrzne, a wśrodku postawił cieńsze ścianki działowe z cegieł powiązanych zwykłązaprawą ziemną.Zcianki te utrzymywały sufit i taras.Szkielet domu zostałzbudowany z pni palmowych, z grubsza ociosanych i ciasno przylegających dosiebie.Prawidłowe ich ustawienie nie było sprawą prostą, ale dziękidokładnym wskazówkom Nefera silny Paneb i z tym jakoś sobie poradził.Najtrudniej poszło z oknami, musiały one bowiem zapewniać swobodnyprzepływ powietrza, ale zarazem trzymać ciepło zimą, a chłód latem.Początkowo Panebowi nic nie wychodziło, musiał miejscami przebudować ijeszcze bardziej pogrubić ściany zewnętrzne, w końcu jednak zrobił wszystkocałkiem niezle.Miał więc, tak jak większość mieszkańców miasteczka, trzykondygnacyjnydomek z trzema izbami mieszkalnymi, kuchnią, dwiema piwnicami,wygódkami i tarasem.Wszystko to jednak było puste i gołe, pozbawionewszelkich ozdób.Mienie ruchome ograniczało się do zwykłej maty, brakowałomalowideł i innych ornamentów, które temu mieszkaniu nadawałyby duszę.Paneb miał tysiące pomysłów, żadnemu jednak nie potrafił nadaćkonkretnego kształtu, zwłaszcza że wszystko chciał robić tylko najlepiej.Narazie musiały mu więc wystarczyć kwiaty, dostarczane codziennie kapłankombogini Hathor.Roznoszenie ich należało do obowiązków Jasnotki, tak abymieszkańcy miasteczka mogli składać je w hołdzie bogini na domowychołtarzykach.Wypadało zdobyć nowe umiejętności i przystroić dom tak, by w całymMieście Prawdy on właśnie wyglądał najwspanialej.Zbliżał się jakiś mężczyzna.Był nieco niższy od Paneba, ale posturę miał prawie taką samą.Idąc, ciężkostąpał, jak gdyby przemieszczanie potężnie umięśnionego ciała sprawiało mutrudności.- Do mnie przychodzisz?- To ty jesteś Paneb Ognik?- A ty jak się nazywasz?- Nacht Siłacz, kamieniarz.- Piękny przydomek.Jakimże to sukcesom go zawdzięczasz?- Choćbyś od dziś zaczął podnosić kamienne bloki i nie ustawał w pracy ażdo setnego roku życia, to i tak nie przerzuciłbyś ich tyle co ja.- Nie interesuje mnie zawód kamieniarza, chcę być rysownikiem i malarzem.- Bractwo ma już jednego doskonałego malarza i trzech doświadczonychrysowników.To oni zdobią miejsce wiecznego spoczynku Ramzesa Wielkiego,członków rodziny królewskiej i wielmożów.W czym taki nicpoń jak ty mógłbyim pomóc?- Ja też przeszedłem wtajemniczenie i też należę do tego Bractwa.- Mieszasz teorię z praktyką, mój chłopcze.Miałeś oczywiście szczęście, żecię do nas przyjęto, ale jak długo tu zostaniesz?- Tyle, ile mi się spodoba.- Myślisz, że jesteś panem swego losu?- Na drodze każdego z nas stoją bramy.Jedni tylko na nie spoglądają, innikołaczą, licząc, że ktoś im otworzy.A ja je wyważam.- A tymczasem masz mnie słuchać.- Co mi rozkażesz, Nachcie?- Trzeba naprawić ścianę u mnie w domu, a ja nie mam zamiaru się męczyć.Ty nabrałeś już doświadczenia, więc się tym zajmiesz.- To twój dom, a nie mój.Sam sobie radz.- Przyjęto cię tu na służbę, chłopcze.- Mam służyć dziełu, a nie takim wyzyskiwaczom jak ty.- Coś mi się wydajesz nadto bezczelny.Mała nauczka sprowadzi cię nawłaściwą drogę.Przeciwnik był nie byle jaki, ale Paneb bynajmniej się go nie uląkł.Byłpewien, że jest szybszy, i w unikach, i w ataku.- Strzeż się, Nachcie, bo możesz mocno oberwać.- Podejdz no, chwalipięto, podejdz.- Dobrze się namyśliłeś? Ja na twoim miejscu wróciłbym do domu napieszczoty z żoną.Jeśli pokażesz się jej cały poharatany, rzuci cię,Wyprowadzony z równowagi Nacht Siłacz zamachnął się pięścią prosto wbrzuch Paneba.Ten jednak odskoczył i potężnym ciosem w lewy bok złamałprzeciwnikowi żebro, tak że Nacht aż zawył z bólu.- Stójcie! - krzyczał nadbiegający na miejsce bójki Nefer.Przybywał tu po to, żeby przynieść przyjacielowi kawałek figowego placka,upieczonego przez Jasnotkę, a trafiał na tak burzliwą scenę.Paneb usłuchał przyjaciela i opuścił ręce.Nie posłuchał jednak Nefera Nacht Siłacz i bykiem rzucił się na przeciwnika.50Prawy zespół, prowadzony przez Kara Mrukliwego, który idąc wystukiwałrytm długim, sękatym kijem, podążał na skraj nekropolii, gdzie u stópPółnocnego Wzgórza miał swoją salę zebrań.Nefer Milczek ujrzał coś, co wyglądało na niewielką świątynkę zprzedsionkiem.Wchodząc, każdy z rzemieślników musiał wymienić swe imiękierownikowi zespołu, Nebowi Doskonałemu, który pełnił tu obowiązkiStrażnika Progu.Po dokonaniu tej formalności każdy wchodził na niewielki odkrytypodwórzec i klękał przed prostokątną sadzawką oczyszczenia.Malarz, SzedZbawca, nabierał z niej wodę kubkiem i wylewał ją na wyciągnięte inastawione dłońmi do góry ręce kolegów.Na koniec sam się oczyścił, po czym rzemieślnicy przeszli do sali zebrań,której sufit, pomalowany żółtą ochrą, wspierał się na dwóch kolumnach.Wzdłuż ścian - kamienne ławy, a w nich stalle.W ciągu dnia trzy wysokoumieszczone okna przepuszczały łagodne światło, teraz jednak robiło się jużciemno, zapalono więc pochodnie.Sanktuarium, do którego wstęp miał tylko kierownik zespołu, stało napodwyższeniu i od sali zebrań oddzielały je cienkie ścianki.Składało się znaosu7, gdzie mieścił się posążek bogini Maat, i z dwóch niewielkich bocznychpomieszczeń, gdzie przechowywano naczynia z wonnymi olejkami, przenośneołtarze oraz inne przedmioty należące do świątyni.Neb Doskonały zasiadł w drewnianym fotelu przy wschodniej ścianie.Kiedyś zajmowali to miejsce jego poprzednicy, mistrzowie kierujący pracamiprawego zespołu.- Pokłońmy się przodkom - rzekł - i prośmy ich, by nas oświecili.Niechajnajbliższa mi kamienna stalla na zawsze pozostanie pusta, niech nigdy niezajmie jej nikt z żyjących i niech istnieje tylko dla ka mojego poprzednika,który żyje teraz pośród gwiazd, ale wciąż jest z nami.Niech pamięć o nimumocni naszą jedność.Rzemieślnicy zamilkli.Wszyscy czuli, że nie są to puste słowa i że łączące ichwięzy są silniejsze od śmierci.- Pokłóciło się dwóch naszych kolegów - oznajmił Neb.- Zwracam się do wasz pytaniem, czy potrafimy załatwić tę sprawę tu na miejscu, czy musimyprzedłożyć ją sądowi Miasta Prawdy.O głos poprosił Nacht Siłacz [ Pobierz całość w formacie PDF ]