[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez pewien krótki czas byłem bardzo dumny, że wymusiłem na milionerze to, czego chciałem.Ale stało się tak jedynie dlatego, że dysponowałem lustrem de Vivera, atutem handlowym, który dawał mi przewagę.Teraz Fallon miał lustro i jego tajemnicę, a ja znów byłem zdany na własną pomysłowość.Nie podejrzewałem, by nie chciał dotrzymać obietnic, ale nic nie mógłbym zrobić, gdyby się z nich wycofał.Mały szary człowieczek był wciąż blisko.Buńczucznie obnosił teraz krzykliwe, kiepsko dopasowane stroje, ale w duchu prosił Boga, by mieć na sobie znów swój niezniszczalny garnitur, melonik i zwinięty parasol pod pachą zamiast tej idiotycznej lancy.Z kwaśną miną popatrzyłem na faceta w lustrze — Jemmy Wheale, jagnię w wilczej skórze.Gdy opuszczałem pokój, miotały mną sprzeczne uczucia.Pata Harrisa znalazłem na dole.Na szyi miał zawieszony stetoskop, a w rękach trzymał małą czarną skrzyneczkę, z której wystawała połyskująca, składana antena.Energicznie pomachał w moją stronę i przyłożył palec do ust, dając mi na migi do zrozumienia, że powinienem milczeć.Kręcił się po pokoju niczym pies, gdy obwąchuje nie znany sobie teren.Poruszał się na krzyż, do tyłu i do przodu.Stopniowo jego uwaga skoncentrowała się na dużym stole z masywnego hiszpańskiego dębu, przy którym jadaliśmy.W pewnym momencie na czworakach wsunął się pod stół, stając się jeszcze bardziej podobny do psa.Widziałem tylko tył jego spodni i podeszwy butów.Spodnie miał w porządku, ale buty wymagały reperacji.Po chwili wylazł, uśmiechnął się do mnie i ponownie nakazał milczenie.Przykucnąłem więc.Czułem się trochę głupio.Harris pstryknął przełącznikiem i wąski promień światła wystrzelił z małej latarki, którą trzymał w ręce.Przez moment błądził po spodzie stołu, wreszcie znieruchomiał.Wskazał mi coś palcem i zobaczyłem małe, szare metalowe pudełeczko, na wpół ukryte za poprzeczną belką.Wykonał kciukiem ruch do tyłu i wypełzliśmy w końcu spod stołu.Szybko opuściliśmy pokój i przeszliśmy korytarzem w dół, do pustego gabinetu Fallona.— Byliśmy podsłuchiwani — oznajmił.Zatkało mnie.— Chcesz powiedzieć, że ta rzecz to.—.nadajnik radiowy.— Zdjął stetoskop i westchnął jak lekarz, który musi oznajmić złą nowinę.— Ta zabawka to wykrywacz podsłuchu.Przeszukuję częstotliwości i jeśli w pobliżu znajduje się nadajnik, w słuchawkach słychać wycie.Wtedy, żeby go zlokalizować, wystarczy tylko śledzić wskazania licznika.— Może lepiej, żebyś przestał o tym gadać — zaproponowałem, rozglądając się nerwowo po gabinecie.— To miejsce.— Jest czyste — powiedział szorstko.— Sprawdziłem już.— Dobry Boże! Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że tu może być coś takiego?— Mam już taki wstrętny, podejrzliwy charakter i trochę wiedzy o ludzkiej naturze.Po prostu zastanawiałem się, co sam bym zrobił na miejscu Jacka Gatta, gdybym chciał wiedzieć, co się dzieje w tym domu.Zresztą to standardowa procedura w moim zawodzie.— Potarł brodę.— Czy mówiono w tamtym pokoju o czymś istotnym?— Czy orientujesz się, co mamy zamiar zrobić? — zapytałem ostrożnie.— Wszystko w porządku.Fallon wprowadził mnie w szczegóły.Siedzieliśmy wczoraj do późnej nocy.— Oczy mu rozbłysły.— Co za cholerna historia, o ile jest prawdziwa!Cofnąłem się myślą wstecz.— Staliśmy wszyscy wokół stołu i rozmawialiśmy o tacach.Właśnie wtedy uświadomiłem ich, że to lustra.— No, to niedobrze — powiedział Harris.— Ale później poszliśmy do sali projekcyjnej, gdzie demonstrowałem, co się stanie, gdy światło odbije się od powierzchni lustra.Tam też powiedziałem resztę.— Pokaż mi tę salę — zażądał Harris.Zaprowadziłem go.Ponownie założył stetoskop i spędził kilka minut na manipulowaniu pokrętłami instrumentu.W końcu zdjął słuchawki.— Nic tu nie ma — powiedział.— Istnieje więc szansa, że Gatt wie tylko, iż są to lustra, ale nie ma pojęcia o ich szczególnych właściwościach.Wróciliśmy do gabinetu, gdzie Fallon i Halstead już na nas czekali.Fallon otwierał właśnie dużą kopertę, ale zamarł w bezruchu, gdy usłyszał nowiny Harrisa.— A to podstępny drań — rzekł zdumiony.— Zerwij natychmiast to świństwo.— Do diabła, nie! — zaprotestował Harris.— Chcę, żeby ten nadajnik został na swoim miejscu, jeszcze się przyda.— Spojrzał na nas i uśmiechnął się lekko.— Dżentelmeni, czy któryś z was miałby ochotę zabawić się w aktora radiowego? Myślę, że możemy dostarczyć Gattowi niemało wzruszeń.Musicie tylko pamiętać, żeby nie mówić w tamtym pokoju o niczym ważnym.— Ty też jesteś niezłym spryciarzem, Harris — roześmiał się Fallon.— To mój zawód — odparował Harris.— Sądzę, że nie ma co ryzykować przedstawienia na żywo, zbyt duża byłaby szansa na jakąś wpadkę.Bezpieczniej będzie spreparować odpowiednią taśmę, którą puścimy do tego mikrofonu.— Zamilkł na chwilę.— Będę miał na oku tamten pokój, ktoś musi przecież zmieniać baterie, nie będą działały wiecznie.— Ciekaw jestem, gdzie jest odbiornik? — zastanawiał się głośno Halstead.— Zapewne w samochodzie zaparkowanym nie opodal.Ci dwaj faceci sterczą tam już od kilku dni.Mają zapewne odbiornik podłączony do magnetofonu.Nie ma co ich niepokoić, dopóki nie kupią spreparowanej przez nas historyjki, a może i później damy im spokój.W takiej grze dobrze jest znać karty przeciwnika, a jeszcze lepiej, gdy on sobie z tego nie zdaje sprawy.Radzę udawać niewiniątka.W zasadzie nie powinniśmy nawet wiedzieć o tym, że Jack Gatt w ogóle istnieje.Fallon dobrze określił Harrisa.Był to najpodstępniejszy facet, jakiego spotkałem, a przecież mydlenie oczu nie jest obce księgowym.Kiedy już poznałem go lepiej, obdarzyłem go takim zaufaniem, że mógłbym powierzyć mu swoje życie, ale nigdy nie miałem pewności, czy nie wie przypadkiem o mnie więcej niż ja sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl