[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z mieszkaniem, jak się spodziewałem, nie było wielkich trudności.Zostawiliśmy zamknięty na klucz samochód pośrodku jezdni przed eleganckim blokiem mieszkalnym i wdrapaliśmy się na trzecie piętro.Dlaczego wybraliśmy akurat trzecie, nie potrafię powiedzieć, poza tym, że wydało się nam bardziej oddalone od ludzi.Z wyborem mieszkania poszło gładko.Pukaliśmy albo dzwoniliśmy i jeżeli ktoś się odezwał, szliśmy dalej.Za czwartym razem trafiliśmy na drzwi, zza których nie padła odpowiedź.Jedno mocne pchnięcie ramieniem, a zamek ustąpił i znaleźliśmy się wewnątrz.Nie należałem do ludzi przyzwyczajonych do mieszkania w lokalu, którego komorne wynosiło około dwóch tysięcy funtów szterlingów, stwierdziłem jednak, że lokal taki stanowczo ma swoje zalety.Wnętrze urządzali, jak się domyślam, wykwintni młodzi ludzie, mający ów rzadki, a tak wysoko opłacany dar kojarzenia dobrego smaku z ultra - nowoczesnością.Motorem ich działania była z pewnością gruntowna znajomość fluktuacji mody.Tu i ówdzie dostrzegało srę niechybne derniers cris, część ich - gdyby świat potoczył się dalej spodziewanym torem - bez wątpienia zrobiłaby wkrótce furorę, inne, powiedziałbym, należały do pomysłów zupełnie poronionych.Całość w swym lekceważeniu słabostek ludzkich sprawiała wrażenie nieskazitelnej wystawy: jakaś książka przesunięta o kilka centymetrów w bok albo z niewłaściwym kolorem obwoluty zniweczyłaby starannie obmyśloną harmonię zarysów i barw, podobnie jak zniweczyłby ją ktoś lekkomyślny, siadając na zbytkownym fotelu czy kanapie w stroju nie pasującym do obicia.Zwróciłem się do Joselli, która patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi oczami.- No co, nada się to skromne lokum czy idziemy dalej? - spytałem.- Cóż, nie należy za dużo wymagać - odparła równie żartobliwie, po czym tonąc stopami w jasnokremowym dywanie ruszyliśmy na inspekcję dalszych pokoi.Gdybym nawet łamał sobie nad tym głowę, nie wpadłbym chyba na lepszy sposób oderwania jej myśli od wydarzeń dnia.Obchód nasz odbywał się wśród ustawicznych okrzyków podziwu, zazdrości, pogardy, zachwytu, a nawet, wyznać muszę, złośliwości.Josella zatrzymała się na progu pokoju wypełnionego najbardziej agresywnymi przejawami bezgranicznej próżności kobiecej.- Tu będę spała - rzekła.- Wielki Boże! - jęknąłem.- No, każdy ma swój gust.- Nie bądź wstrętny.Pewno nigdy już nie będę miała innej okazji do nurzania się w dekadencji.A poza tym nie wiesz, że każda dziewczyna ma w sobie coś z najgłupszej gwiazdy filmowej? Więc niech ta cząstka mojego ja użyje sobie po raz ostatni.- Bardzo proszę - powiedziałem.- Ale mam nadzieję, że znajdzie się tu jakiś spokojniejszy kącik.Niech Bóg broni, żebym miał spać w łóżku, nad którym w suficie jest lustro.- Nad wanną też jest lustro - oświadczyła Josella zaglądając do przyległych drzwi.- Nie wiem, czy byłby to zenit czy nadir dekadencji - zauważyłem.- Ale i tak z niego nie skorzystam.Nie ma gorącej wody.- Ojej, zupełnie zapomniałam.Jaka szkoda! - zawołała tonem zawodu.Dokończyliśmy inspekcji stwierdzając, że reszta mieszkania nie jest już tak ekstrawagancka.Następnie Josella udała się na poszukiwanie odpowiedniego ubrania.Ja natomiast zbadałem zasoby i możliwości lokalu, po czym wyruszyłem na uplanowaną przez się wyprawę.Wychodząc z mieszkania usłyszałem, że nieco dalej otworzyły się inne drzwi.Zatrzymałem się i stanąłem bez ruchu.Na korytarz wyszedł młody człowiek prowadząc za rękę młodziutką jasnowłosą kobietę.Przekroczywszy próg, młody mężczyzna puścił jej dłoń.- Zaczekaj chwilę, kochanie - powiedział.Zrobił kilka kroków po tłumiącym dźwięki dywanie.Jego wyciągnięte ręce znalazły okno na końcu korytarza.Palce namacały klamkę, przekręciły ją i otworzyły cicho okno.Dostrzegłem poręcz drabiny przeciwpożarowej.- Co robisz, Jimmy? - spytała ona.- Upewniam się tylko - odpowiedział wracając do niej szybko i znów szukając jej ręki.- Chodźmy, kochanie.Cofnęła się.- Jimmy.ja nie chcę stąd wychodzić.We własnym domu przynajmniej wiemy, gdzie jesteśmy.Co będziemy jedli? Jak będziemy żyli?- W domu, kochanie, nie będziemy w ogóle nic jedli, a tym samym nie będziemy długo żyli.Chodź ze mną, najdroższa moja.Nie bój się.- Ale ja się boję, Jimmy.boję się.Przywarła do niego, a on otoczył ją ramieniem.- Wszystko będzie dobrze, kochanie.Chodźmy.- Ależ, Jimmy, to nie w tę stronę.- Pomyliło ci się, moje złotko.Idziemy jak trzeba.- Jimmy.ja się tak boję.Wróćmy.- Za późno, kochanie.Przy oknie zatrzymał się.Jedną ręką bardzo dokładnie zbadał, gdzie jest.Potem objął ją ramionami i przycisnął do siebie.- Zbyt cudowne, żeby miało trwać - powiedział cicho.- Kocham cię, moja jedyna.Tak bardzo, bardzo cię kocham.Podniosła usta do pocałunku.Uniósł ją w górę, odwrócił się i wraz z nią wyskoczył przez okno.- Musisz się opancerzyć - mówiłem sobie.- Musisz.Albo pancerz, albo stan wiecznego opilstwa, innego wyboru nie ma [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl