[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to by Ÿle brzmia³o.Co mia³a jeszcze powiedzieæ? ¯e przecie¿ siê nie lubi¹, nigdy siê nie lubili, a od trzech miesiêcy prawie z sob¹ nie rozmawiaj¹, i.Przygryz³a wargi i jednak zapyta³a:- Dlaczego ja? W czym chcesz, ¿ebym ci pomog³a? Mam tylko pos³uchaæ? - Rzeczywiœcie zabrzmia³o to sucho, jakoœ nieprzyjaŸnie, prawie wrogo.- Œpiê coraz d³u¿ej i czêœciej - nieoczekiwanie rzeczowo powiadomi³ j¹ Rawat.- Astat i Agatra tak¿e.Tylko ¿e ja jestem dowódc¹ tej stanicy, ty zaœ moim jedynym oficerem, a wiêc i zastêpc¹, si³¹ rzeczy.Astat i Agatra nie nadaj¹ siê ju¿ nawet na zwyk³ych ¿o³nierzy.A ja mam siê nadawaæ na dowódcê?Popatrzy³ na ni¹ uwa¿nie.- I jak? - zapyta³ z dziwnym, ponurym szyderstwem.Nie odpowiedzia³a, bo co w³aœciwie mia³a odpowiedzieæ?- Chcia³em czekaæ, a¿ wróci Ambegen - rzek³ Rawat.- Ale od trzech dni, czekam ju¿ tylko na ciebie.Jadê tam.- Gdzie jedziesz?- Do Alerów - odpar³ spokojnie.- Tereza, z nimi mo¿na siê porozu­mieæ! Obejmiesz komendê w stanicy.Astat i Agatra pojad¹ chyba ze mn¹.Mog¹ siê przydaæ.-Ty majaczysz? - zapyta³a prawie ostro.- Czy w³aœnie znowu zasn¹³eœ? Mówisz, ¿e czêsto ci siê to zdarza? No faktycznie!- Pos³uchaj, Tereza.- Pos³ucham, ale nie takich g³upot.Opowiadaj mi o snach, proszê bardzo.Jeœli ta wiedza, której ci dostarczy³y, jest prawdziwa, to mo¿emy pomyœleæ jak j¹ wykorzystaæ.Ale.- W³aœnie mówiê, jak wykorzystaæ! Mogê.- Wiesz, co mo¿esz? Mo¿esz.! - powiedzia³a, co; jêzyk mia³a naprawdê niechlujny.- Wiesz ju¿ teraz? Jakie uk³ady? Z kim?! I czego w³aœciwie maj¹ dotyczyæ? No czego niby?- Przymierza przeciw z³otym.- Czego? Przymierza?! Z³oci to furda! - wrzasnê³a na ca³y g³os.- Nie, na Szerñ, jakim cudem nasrano ci do g³owy?!- Licz siê ze s³owami! - nie wytrzyma³.- Z³oci w takiej liczbie przyleŸli tu za srebrnymi! Z³oci?! Z³otych bra³am pod kopyta jak chcia³am, wiesz co mi mogli? Mogli.! - wywrzeszcza³a na ca³¹ stanicê.- Gdybym tylko da³a, to by tyle mogli! Dosta³eœ nominacjê na sta³e, s³ysza³am?! No to masz siedzieæ w stanicy na dupie! Na dupie!! Albo na g³owie, bo ju¿ dzisiaj nie wiem, co jest co!Ju¿, ju¿ mia³ wybuchn¹æ.Opanowa³ siê.Stali naprzeciw siebie, nawet nie wiedz¹c, kiedy zerwali siê z miejsc.Setnik cofn¹³ siê o pó³ kroku, uniós³ rêce w bezradnym geœcie i opuœci³ je zaraz.- Pos³uchaj mnie - spróbowa³ raz jeszcze.- Oni przyszli tutaj odnaleŸæ boga.Tego, który nada³ im rozum.Zosta³ przepêdzony, wygnany.zaklêty w postaæ kamiennego smoka.Zreszt¹ nie wiem, to jest coœ.bardzo dziwnego.Oni chyba mog¹ sprawiæ, ¿e ten bóg siê obudzi.Nie do koñca rozumiem, o co tutaj chodzi, ale oni sami chyba nie wszystko rozumiej¹.No, ale czy to dziwne? Czyja rozumiem Szerñ?- Rawat, co z tob¹? - zapyta³a.Zamilk³.Zacz¹³ siê obawiaæ, ¿e nie przebije tego muru.- No, co z tob¹? - powtórzy³a, te¿ próbuj¹c narzuciæ sobie spokój.- Usi¹dŸ, wypij tê wódkê.Pos³uchaj, tak to brzmi: setnik og³odzonej stanicy wyrusza, by zawrzeæ przymierze miêdzy Wiecznym Cesarstwem a Srebrnymi Plemionami Aleru.S³yszysz to? Setnikowi wyœni³o siê takie przymierze.No to poszed³ je zawrzeæ, i ju¿.Rawat przymkn¹³ oczy.- Nie widzê w tym nic œmiesznego.- Naprawdê nie?- Nie, nie widzê.Pokiwa³a g³ow¹.- Chcesz zakoñczyæ swoj¹ karierê? W ten sposób? Wiesz co, komendan­cie, a mo¿e po prostu siê powieœ? Co? Jak jeŸdziec, z siod³a.Wypêdzê spod ciebie konia, chcesz?Czasem nie sposób by³o z ni¹ rozmawiaæ.Wszystko obraca³a w szyderstwo i drwinê, negowa³a ka¿de s³owo.Na dodatek mocna, ¿o³nierska gorza³ka roz­puszcza³a taflê nabytej wœród oficerów og³ady.Przepada³o gdzieœ tych siedem czy osiem lat, które spêdzi³a w legii, i zdawa³o siê, ¿e ta m³oda kobieta robi wszystko, byle tylko pokazaæ, kim by³a wczeœniej, zanim wojskowa tunika odmieni³a jej ¿ycie.Na wierzch wy³azi³a natura prostej wieœniaczki, która powinna ci¹gaæ krowy na postronkach, zamiast dowodziæ jazd¹.Ogromna wiêkszoœæ ¿o³nierzy i czwarta czêœæ oficerów wywodzi³a siê z ch³opstwa, jak ona, nikt nawet o tym nie myœla³, bo ¿o³nierz to ¿o³nierz, i tyle.Ale w jej przypadku czasem odnosi³o siê wra¿enie, ¿e ukrad³a oficersk¹ tunikê, a teraz, gdy zosta³a przy³apana na oszustwie, bêdzie musia³a j¹ oddaæ.Prawie mia³ ochotê powiedzieæ jej o tym.Poczu³ g³êboki wstyd; coœ takiego nie powinno siê pojawiæ nawet w myœlach ¿o³nierza.Wobec wojny wszyscy byli równi.Legioni­œci, dobrowolnie jej s³u¿¹cy.- No to koniec rozmowy - rzek³, starannie skrywaj¹c rozdra¿nienie.- Decyzjê podj¹³em i w³aœciwie, podsetniczko, nie jesteœ mi do niczego potrzeb­na.Wydam ci rozkaz pozostania w stanicy, to wszystko.Myœla³em, ¿e spróbu­jesz zrozumieæ, mo¿e bêdziesz umia³a coœ doradziæ.Nie, to nie.Nie mog³em wyruszyæ wczeœniej, ale teraz przekazujê ci komendê - i ju¿ mogê.Ruszam jutro rano.Wszystko.- Czekaj - powiedzia³a.- Nie mo¿esz tak.- Mogê.Wiesz, co lubiê w wojsku? No przecie¿ to, co ty.O ile wiem, zmierzamy do celu ró¿nymi drogami, ale skutek jest taki sam.Lubiê porozma­wiaæ z podkomendnym, bo chcê ¿eby wiedzia³, co mn¹ powoduje.Ale koniec koñców, Tereza, w tej stanicy jestem królem dla ka¿dego.Mogê tu zarz¹dziæ cokolwiek, i rozlicz¹ mnie z tego dopiero prze³o¿eni.Gdybym jeszcze wydawa³ jakieœ niepojête rozkazy! Ale przekazanie komendy? Do tego zawsze mam prawo.Wypi³a dosyæ, by gubiæ w¹tek rozmowy.Zda³ sobie sprawê, ¿e równie dobrze mo¿e k³óciæ siê dalej ze œcian¹.Wsta³ i ruszy³ do drzwi.Nieoczekiwanie przytomne s³owa zatrzyma³y go niemal w pó³ kroku:- A poza tym? Poza tymi snami? Sta³o siê coœ z³ego, coœ bardzo niedo­brego.Czy tak?Odwróci³ siê powoli.Oczy b³yszcza³y jej mocno, ale by³o widaæ, ¿e jest œwiadoma tego, co mówi.Naraz zaskoczy³a go ponownie, przejawiaj¹c nies³y­chan¹ intuicjê [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl