[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moja żona i ja wyjdziemy dziś wieczorem na miasto, moja panno, ibędziemy tańczyć walca!- Zdawało mi się, że prowadzi to do deprawacji i zajść.- przypomniałaTiffany.Woznica mrugnął porozumiewawczo.- No cóż, możemy tylko mieć nadzieję.- Lepiej niech pan nie przesadza, panie Carpetlayer - ostrzegła.- Prawdę mówiąc, panienko, chyba jednak spróbuję, jeśli nie masz nicprzeciw temu.Po tych mękach, po bezsennych nocach chyba mam ochotę, żebytrochę przesadzić, a nawet bardzo, jeśli tylko się uda! O, porządna z ciebiedziewczyna, pomyślałaś o koniach - dodał.- To pokazuje dobry charakter.- Cieszę się, że nastrój się panu poprawił, panie Carpetlayer.Woznica wykonał szybki obrót na środku drogi.- Czuję się dwadzieścia lat młodszy - zapewnił.Uśmiechnął się promiennie, apotem odrobinę spoważniał.- Ehm.Ile ci jestem winien?- A ile będzie mnie kosztowało zarysowanie lakieru?Spojrzeli po sobie.Pan Carpetlayer westchnął.- Wiesz, nie mogę żądać od ciebie pieniędzy, bo przecież to ja rozbiłemlustrzaną kulę.Cichy brzęk kazał Tiffany się obejrzeć.Lustrzana kula, najwyrazniej cała inieuszkodzona, wirowała powoli i - jeśli człowiek dobrze się przyjrzał - tużnad ziemią.Dziewczyna przyklęknęła na drodze, na której w ogóle nie było rozbitegoszkła, i powiedziała, zwracając się pozornie do całkiem niczego.- Poskładaliście ją z powrotem?- Ano - odparł z zadowoleniem schowany za kulą Rob Rozbój.- Przecież rozbiła się na drobniutkie kawałeczki!- Ano, ino ze wis, te naprawdę drobniuśkie kawałecki są najłatwiejse.Bo imsą mniejse, tym bardziej można je dopasować.Tsa je ino pchnąć leciuśko i teciut mołe kule se psypominają, gdzie mają trafić, a potem scepiają się razem,no problemo.I nie musis tak sie dziwić, psecie my nie tylko rozbijamy różnezecy.Pan Carpetlayer przyglądał się zdumiony.- Ty to zrobiłaś, panienko?- No, tak jakby.- A niech mnie! - Pan Carpetlayer uśmiechnął się szeroko.- Powiem tyle, żequid pro quo, kto daje, to bierze, cios za cios, to za owo, oko za oko, jedno zadrugie i ja za ciebie.- Mrugnął porozumiewawczo.- Powiem, że jesteśmy naczysto, a firma może sobie wsadzić swoje papiery tam, gdzie małpa wsadziłamajzel.Co na to powiesz?Splunął na dłoń i wyciągnął rękę.Ojoj, pomyślała Tiffany, uścisk dłoni ze śliną pieczętuje umowę nie dozłamania.Dzięki niebiosom, że mam w miarę czystą chusteczkę.Bez słowa kiwnęła głową.Rozbita kula na pozór sama się naprawiła.Dzieńbył gorący, a człowiek z otworami zamiast oczu rozwiał się w nicość.Od czegomożna zacząć? Są takie dni, kiedy tylko obcina się paznokcie, wyciąga drzazgi izszywa nogi, ale inne są właśnie takie jak ten.Podali sobie ręce, dość wilgotne, po czym miotła trafiła między pakunki zawoznicą, Tiffany wspięła się na kozioł obok niego i wyruszyli w dalszą drogę.Pył unosił się za nimi i tworzył w powietrzu dziwnie nieprzyjemne kształty,nim znowu opadł.Po chwili pan Carpetlayer odezwał się niepewnie:- Ehm.Ten czarny kapelusz, co go masz na głowie.Chcesz go dalej nosić?- Zgadza się.- Tylko wiesz, masz taką ładną zieloną sukienkę, i jeśli wolno mi zauważyć,śliczne białe zęby.Zdawało się, że zmaga się z jakimś problemem.- Codziennie czyszczę je sadzą i solą - wyjaśniła Tiffany.- Polecam.Rozmowa stawała się trudna.W końcu pan Carpetlayer wyraznie podjąłdecyzję.- Czyli tak naprawdę nie jesteś czarownicą, prawda? - spytał z nadzieją.- Czy pan się mnie boi?- Raczej takiego pytania bym się bał, panienko.Właściwie słusznie, uznała Tiffany.- Niech pan powie, o co właściwie chodzi, panie Carpetlayer.- No więc, panienko, skoro pytasz, to ostatnio zaczęli opowiadać różnehistorie.O porwanych niemowlakach i takie tam.Dzieciaki uciekające z domu iw ogóle.- Poweselał trochę.- No ale sobie myślę, że to były stare i złe.nowiesz, z takimi jakby haczykowatymi nosami, kurzajkami i groznymi czarnymisukienkami, a nie takie ładne dziewczyny jak ty.Rozwiązawszy ku swemu zadowoleniu tę trudną łamigłówkę, przez resztętrasy prawie się nie odzywał, chociaż sporo pogwizdywał.Tiffany jechała w milczeniu.Po pierwsze, była teraz bardzo niespokojna, apo drugie, słyszała Feeglów ukrytych między workami z pocztą.Czytali sobiecudze listy17.Mogła tylko mieć nadzieję, że pochowają je do właściwychkopert.17Jeannie, jako kelda nowoczesna, zachęcała swoich synów i braci do nauki czytania i pisania.Idąc zaprzykładem Roba Rozbója, odkryli, że warto poświecić na to trochę czasu, ponieważ teraz mogliprzeczytać etykiety na butelkach, zanim wypili zawartość.Nie robiło im to specjalnej różnicy, ponieważFeeglowie prawdopodobnie i tak wypiliby wszystko, co nie miało na etykiecie czaszki i skrzyżowanychpiszczeli - a nawet wtedy musiałaby to być bardzo przerażająca czaszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Moja żona i ja wyjdziemy dziś wieczorem na miasto, moja panno, ibędziemy tańczyć walca!- Zdawało mi się, że prowadzi to do deprawacji i zajść.- przypomniałaTiffany.Woznica mrugnął porozumiewawczo.- No cóż, możemy tylko mieć nadzieję.- Lepiej niech pan nie przesadza, panie Carpetlayer - ostrzegła.- Prawdę mówiąc, panienko, chyba jednak spróbuję, jeśli nie masz nicprzeciw temu.Po tych mękach, po bezsennych nocach chyba mam ochotę, żebytrochę przesadzić, a nawet bardzo, jeśli tylko się uda! O, porządna z ciebiedziewczyna, pomyślałaś o koniach - dodał.- To pokazuje dobry charakter.- Cieszę się, że nastrój się panu poprawił, panie Carpetlayer.Woznica wykonał szybki obrót na środku drogi.- Czuję się dwadzieścia lat młodszy - zapewnił.Uśmiechnął się promiennie, apotem odrobinę spoważniał.- Ehm.Ile ci jestem winien?- A ile będzie mnie kosztowało zarysowanie lakieru?Spojrzeli po sobie.Pan Carpetlayer westchnął.- Wiesz, nie mogę żądać od ciebie pieniędzy, bo przecież to ja rozbiłemlustrzaną kulę.Cichy brzęk kazał Tiffany się obejrzeć.Lustrzana kula, najwyrazniej cała inieuszkodzona, wirowała powoli i - jeśli człowiek dobrze się przyjrzał - tużnad ziemią.Dziewczyna przyklęknęła na drodze, na której w ogóle nie było rozbitegoszkła, i powiedziała, zwracając się pozornie do całkiem niczego.- Poskładaliście ją z powrotem?- Ano - odparł z zadowoleniem schowany za kulą Rob Rozbój.- Przecież rozbiła się na drobniutkie kawałeczki!- Ano, ino ze wis, te naprawdę drobniuśkie kawałecki są najłatwiejse.Bo imsą mniejse, tym bardziej można je dopasować.Tsa je ino pchnąć leciuśko i teciut mołe kule se psypominają, gdzie mają trafić, a potem scepiają się razem,no problemo.I nie musis tak sie dziwić, psecie my nie tylko rozbijamy różnezecy.Pan Carpetlayer przyglądał się zdumiony.- Ty to zrobiłaś, panienko?- No, tak jakby.- A niech mnie! - Pan Carpetlayer uśmiechnął się szeroko.- Powiem tyle, żequid pro quo, kto daje, to bierze, cios za cios, to za owo, oko za oko, jedno zadrugie i ja za ciebie.- Mrugnął porozumiewawczo.- Powiem, że jesteśmy naczysto, a firma może sobie wsadzić swoje papiery tam, gdzie małpa wsadziłamajzel.Co na to powiesz?Splunął na dłoń i wyciągnął rękę.Ojoj, pomyślała Tiffany, uścisk dłoni ze śliną pieczętuje umowę nie dozłamania.Dzięki niebiosom, że mam w miarę czystą chusteczkę.Bez słowa kiwnęła głową.Rozbita kula na pozór sama się naprawiła.Dzieńbył gorący, a człowiek z otworami zamiast oczu rozwiał się w nicość.Od czegomożna zacząć? Są takie dni, kiedy tylko obcina się paznokcie, wyciąga drzazgi izszywa nogi, ale inne są właśnie takie jak ten.Podali sobie ręce, dość wilgotne, po czym miotła trafiła między pakunki zawoznicą, Tiffany wspięła się na kozioł obok niego i wyruszyli w dalszą drogę.Pył unosił się za nimi i tworzył w powietrzu dziwnie nieprzyjemne kształty,nim znowu opadł.Po chwili pan Carpetlayer odezwał się niepewnie:- Ehm.Ten czarny kapelusz, co go masz na głowie.Chcesz go dalej nosić?- Zgadza się.- Tylko wiesz, masz taką ładną zieloną sukienkę, i jeśli wolno mi zauważyć,śliczne białe zęby.Zdawało się, że zmaga się z jakimś problemem.- Codziennie czyszczę je sadzą i solą - wyjaśniła Tiffany.- Polecam.Rozmowa stawała się trudna.W końcu pan Carpetlayer wyraznie podjąłdecyzję.- Czyli tak naprawdę nie jesteś czarownicą, prawda? - spytał z nadzieją.- Czy pan się mnie boi?- Raczej takiego pytania bym się bał, panienko.Właściwie słusznie, uznała Tiffany.- Niech pan powie, o co właściwie chodzi, panie Carpetlayer.- No więc, panienko, skoro pytasz, to ostatnio zaczęli opowiadać różnehistorie.O porwanych niemowlakach i takie tam.Dzieciaki uciekające z domu iw ogóle.- Poweselał trochę.- No ale sobie myślę, że to były stare i złe.nowiesz, z takimi jakby haczykowatymi nosami, kurzajkami i groznymi czarnymisukienkami, a nie takie ładne dziewczyny jak ty.Rozwiązawszy ku swemu zadowoleniu tę trudną łamigłówkę, przez resztętrasy prawie się nie odzywał, chociaż sporo pogwizdywał.Tiffany jechała w milczeniu.Po pierwsze, była teraz bardzo niespokojna, apo drugie, słyszała Feeglów ukrytych między workami z pocztą.Czytali sobiecudze listy17.Mogła tylko mieć nadzieję, że pochowają je do właściwychkopert.17Jeannie, jako kelda nowoczesna, zachęcała swoich synów i braci do nauki czytania i pisania.Idąc zaprzykładem Roba Rozbója, odkryli, że warto poświecić na to trochę czasu, ponieważ teraz mogliprzeczytać etykiety na butelkach, zanim wypili zawartość.Nie robiło im to specjalnej różnicy, ponieważFeeglowie prawdopodobnie i tak wypiliby wszystko, co nie miało na etykiecie czaszki i skrzyżowanychpiszczeli - a nawet wtedy musiałaby to być bardzo przerażająca czaszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]