[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem Benedykt z Polski przedstawił się blady mężczyzna we franciszkańskimhabicie. Ty byłeś przecież z Pianem!& wykrzyknąłem zdziwiony. Nie, Williamie, to ty byłeś! poprawił mnie zdecydowanie.Znał mnie, próbowałem zatem sprostować: Ja miałem być, ale& %7ładne ale.Byłeś z nim u Mongołów, a ponieważ podczas całej długiej podróżydyktował ci swoje wrażenia, musisz je teraz przepisać na czysto! Co? spytałem osłupiały. Historia Mongolorum sławnego brata Jana z Pian del Carpine! Ale ja& usiłowałem się bronić nie mam o niczym pojęcia!Benedykt jednak pospieszył mi z pomocą, okazując podejrzaną życzliwość: Ja ci wszystko podyktuję! Zanurz tylko pióro w kałamarzu, Williamie z Roebruku,bo pergamin na pulpicie już wygładziłem, i zacznij w końcu spisywać relację z tej prze-sławnej misji. A jeśli odmówię? Zaledwie mi ta myśl przyszła do głowy, już ją głośno wypo-wiedziałem. Wtedy, jak przypuszczam odparł Benedykt nie dostaniemy nic do jedzenia.To wyjaśniło sprawę.Podszedłem do pulpitu i zaostrzyłem pióro. Wszystkim dobrym chrześcijanom zaczął dyktować Benedykt do którychdotrze to pismo, brat Jan z Pian del Carpine z zakonu minorytów, legat Stolicy Apostol-skiej wysłany z poselstwem do Tatarów i innych ludów Wschodu, przesyła życzenia ła-406ski Bożej w życiu doczesnym, szczęśliwości w życiu przyszłym i świetnego zwycięstwanad wrogami Boga i Pana Naszego Jezusa Chrystusa.Gdy nam obwieszczono wolę papieża oraz dostojnych kardynałów, by udać się doTatarów i innych ludów Wschodu, postanowiliśmy, mając prawo wyboru, wyruszyć naj-pierw do Tatarów.Obawialiśmy się bowiem, że w najbliższej przyszłości Kościołowirzymskiemu może właśnie z tej strony zagrozić niebezpieczeństwo.I chociaż baliśmysię śmierci z ręki Tatarów bądz niewoli, a także głodu, pragnienia, zimna, upału, hanieb-nego traktowania i wszelkich innych trudów, czegośmy z wyjątkiem śmierci i niewolirzeczywiście zaznali, i to dotkliwiej, niżeśmy sądzili wcześniej, nie szczędziliśmy sił, byzgodnie z wolą Bożą wypełnić polecenie papieża i zasłużyć się chrześcijaństwu.Chcie-liśmy przynajmniej wniknąć w rzeczywiste plany i zamiary Tatarów, ażeby w razie po-nownego najazdu poganie nie zastali nas nie przygotowanych, co już raz się zdarzyłojako kara za ludzkie grzechy.Tatarzy zgotowali nam wówczas wiele cierpień i wycinalichrześcijan w pień.Stąd też we wszystko, co dla waszego dobra piszemy, aby was przedTatarami ostrzec, musicie tym mocniej uwierzyć, żeśmy to, podróżując ponad roki cztery miesiące przez ich kraj i zarazem w ich towarzystwie, i między nimi żyjąc, nawłasne oczy widzieli albo przynajmniej słyszeli od przebywających w niewoli chrześci-jan, którzy wedle naszego mniemania są wiarygodni.Otrzymaliśmy także od Najwyż-szego Kapłana zadanie, aby wszystko dokładnie zbadać i na wszystko mieć oczy otwar-te.Czyniliśmy to też z gorliwością, tak samo jak nasz brat zakonny William z Roebruku,który był towarzyszem naszej udręki i naszym tłumaczem& Chwileczkę przerwałem mu tego nie mogę napisać! Musisz, Williamie, oni tak chcą! Dlaczego więc nie wymienić nas obu? Ty przecież nie zniknąłeś! oburzyłem sięna taki brak logiki. Ale zniknę powiedział Benedykt. Najpierw ja, a potem ty.Jeśli wpiszesz tammoje imię, każą je wymazać.Pozostanie tylko twoje i dzieci, którym towarzyszyłeś dowielkiego chana.Taka jest Historia !Jego cicha rezygnacja wywołała we mnie wściekłość. No dobrze oznajmiłem wystarczająco głośno dla każdego, kto podsłuchiwał. Napiszę, jak każesz. I wykaligrafowałem: Benedykt z Polski , a on dyktował da-lej: Jeśli zaś z myślą o żądnych wiedzy naszych czytelnikach napisaliśmy coś, cow waszych okolicach jest nieznane, to nie wolno wam zwać nas z tego powodu kłamca-mi, ponieważ opowiadamy tylko o takich rzeczach, któreśmy sami widzieli albo usły-szeli o nich jako o niezbitych faktach od ludzi godnych, wedle naszego przekonania,wiary.Byłoby z pewnością okrutne, gdyby ktoś z powodu dobra, które czyni, zostałprzez innych zelżony& 407Naszą pracę przerwało wejście Jarcynta z kolacją dla Benedykta. Chcesz mnie znowu otruć? Mój polski konfrater spoglądał gniewnie na paru-jącą wazę z zupą oraz na miskę z sałatą i zimnym mięsem.Nie brakowało również serai owoców.Zlinka mi napłynęła do ust; musiałem patrzyć na jedzenie bardzo łapczywie. Dziś jeszcze zjesz z dziećmi, Williamie, bo bez ciebie szaleją powiedział Jar-cynt z wyrzutem. Masz je przekonać, że w najbliższym czasie będziesz zbyt zajęty wskazał brodą na drugą pryczę, którą już dla mnie ustawiono żebyś mógł bawićsię w ich piastunkę. Ktoś musi się nimi opiekować! rzuciłem. I tak się dziwię, że jeszcze się tu-taj nie zjawiły. Nikt nie opuści pawilonu, jeśli z zawiązanymi oczyma nie umie znalezć drogiprzez labirynt. Nie znasz tych dzieci sprzeciwiłem się.Jarcynt uśmiechnął się z przymusem. Jeśli chodzi o więzienie, to rzecz nie w tym, żeby do niego wejść, ale żeby nieumieć wyjść. Wskazał na otwór w ścianie piwnicy, który lejkowato zwężał się, prze-chodząc w ciemny korytarz. To droga ucieczki, ma jednak wymiary obliczone raczejna wycieńczonych więzniów. Zlustrował mnie i Benedykta takim spojrzeniem, jakbychciał oszacować naszą wagę.Nie ufałem mu.Nagle zobaczyłem się w jego kuchni, wszystkie palce miałem jużucięte, teraz czekała na mnie wielka kadz.Stałem nad nią w jakimś otworze i właśniemiałem skoczyć& Zanim cię zaprowadzę do pawilonu kucharz wyrwał mnie z rozmyślań chciałbym, żeby Benedykt zaspokoił jeszcze moją ciekawość. Wyjął spod fartucha zakorkowaną flaszkę i postawił przed Polakiem. Jak to się stało, że Pian podczas całej podróży nie zorientował się, że nie umieszpisać?Benedykt miał oba policzki wypchane sałatą i chrupiące kurze udko w zębach, tak żejego przerywana mlaskaniem opowieść tylko fragmentami była zrozumiała..zawsze notatki& Pian myślał, że to tajne pismo& malowałem ludzi, obwarzan-ki, krzyże& Pytał: Zapisałeś wszystko? & Ja powiadałem: Nie mogę się skupić, jak mizaglądasz przez ramię, potrzebuję spokoju, odosobnienia& Nalegał czasem, żeby prze-czytać, co już napisałem.No to czytałem , a Pian nie posiadał się ze szczęścia, że ta-kie miał wyszukane wyrażenia, ostre obserwacje i celne wnioski ze zdarzeń.Szlochał zewzruszenia przy moim in promptu* składanym tekście, zawierającym jego głębokie my-śli i przebłyski geniuszu.Uzupełniamy się doskonale: on nie potrafi nic zapamiętać, a ja* In promptu (łac.) na poczekaniu.408mam pamięć jak sam Bóg Ojciec! Będzie ci ona teraz bardzo potrzebna wycedził słodkim głosem Jarcynt ponieważ tym razem Pian chce sam przeczytać swą opowieść o dzikich Tatarach.Benedykt przełknął ostatni kęs pieczonej kury i spłukał gardło winem. Jakże się cieszę, Williamie czknął zadowolony że wszystko tak pięknie prze-piszesz!Nie podzielałem jego szczęścia.Bolały mnie palce, toteż radowałem się, że wracamdo pawilonu.Teraz także nie udało mi się choćby w części zapamiętać drogi, którą po-prowadził mnie Jarcynt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Jestem Benedykt z Polski przedstawił się blady mężczyzna we franciszkańskimhabicie. Ty byłeś przecież z Pianem!& wykrzyknąłem zdziwiony. Nie, Williamie, to ty byłeś! poprawił mnie zdecydowanie.Znał mnie, próbowałem zatem sprostować: Ja miałem być, ale& %7ładne ale.Byłeś z nim u Mongołów, a ponieważ podczas całej długiej podróżydyktował ci swoje wrażenia, musisz je teraz przepisać na czysto! Co? spytałem osłupiały. Historia Mongolorum sławnego brata Jana z Pian del Carpine! Ale ja& usiłowałem się bronić nie mam o niczym pojęcia!Benedykt jednak pospieszył mi z pomocą, okazując podejrzaną życzliwość: Ja ci wszystko podyktuję! Zanurz tylko pióro w kałamarzu, Williamie z Roebruku,bo pergamin na pulpicie już wygładziłem, i zacznij w końcu spisywać relację z tej prze-sławnej misji. A jeśli odmówię? Zaledwie mi ta myśl przyszła do głowy, już ją głośno wypo-wiedziałem. Wtedy, jak przypuszczam odparł Benedykt nie dostaniemy nic do jedzenia.To wyjaśniło sprawę.Podszedłem do pulpitu i zaostrzyłem pióro. Wszystkim dobrym chrześcijanom zaczął dyktować Benedykt do którychdotrze to pismo, brat Jan z Pian del Carpine z zakonu minorytów, legat Stolicy Apostol-skiej wysłany z poselstwem do Tatarów i innych ludów Wschodu, przesyła życzenia ła-406ski Bożej w życiu doczesnym, szczęśliwości w życiu przyszłym i świetnego zwycięstwanad wrogami Boga i Pana Naszego Jezusa Chrystusa.Gdy nam obwieszczono wolę papieża oraz dostojnych kardynałów, by udać się doTatarów i innych ludów Wschodu, postanowiliśmy, mając prawo wyboru, wyruszyć naj-pierw do Tatarów.Obawialiśmy się bowiem, że w najbliższej przyszłości Kościołowirzymskiemu może właśnie z tej strony zagrozić niebezpieczeństwo.I chociaż baliśmysię śmierci z ręki Tatarów bądz niewoli, a także głodu, pragnienia, zimna, upału, hanieb-nego traktowania i wszelkich innych trudów, czegośmy z wyjątkiem śmierci i niewolirzeczywiście zaznali, i to dotkliwiej, niżeśmy sądzili wcześniej, nie szczędziliśmy sił, byzgodnie z wolą Bożą wypełnić polecenie papieża i zasłużyć się chrześcijaństwu.Chcie-liśmy przynajmniej wniknąć w rzeczywiste plany i zamiary Tatarów, ażeby w razie po-nownego najazdu poganie nie zastali nas nie przygotowanych, co już raz się zdarzyłojako kara za ludzkie grzechy.Tatarzy zgotowali nam wówczas wiele cierpień i wycinalichrześcijan w pień.Stąd też we wszystko, co dla waszego dobra piszemy, aby was przedTatarami ostrzec, musicie tym mocniej uwierzyć, żeśmy to, podróżując ponad roki cztery miesiące przez ich kraj i zarazem w ich towarzystwie, i między nimi żyjąc, nawłasne oczy widzieli albo przynajmniej słyszeli od przebywających w niewoli chrześci-jan, którzy wedle naszego mniemania są wiarygodni.Otrzymaliśmy także od Najwyż-szego Kapłana zadanie, aby wszystko dokładnie zbadać i na wszystko mieć oczy otwar-te.Czyniliśmy to też z gorliwością, tak samo jak nasz brat zakonny William z Roebruku,który był towarzyszem naszej udręki i naszym tłumaczem& Chwileczkę przerwałem mu tego nie mogę napisać! Musisz, Williamie, oni tak chcą! Dlaczego więc nie wymienić nas obu? Ty przecież nie zniknąłeś! oburzyłem sięna taki brak logiki. Ale zniknę powiedział Benedykt. Najpierw ja, a potem ty.Jeśli wpiszesz tammoje imię, każą je wymazać.Pozostanie tylko twoje i dzieci, którym towarzyszyłeś dowielkiego chana.Taka jest Historia !Jego cicha rezygnacja wywołała we mnie wściekłość. No dobrze oznajmiłem wystarczająco głośno dla każdego, kto podsłuchiwał. Napiszę, jak każesz. I wykaligrafowałem: Benedykt z Polski , a on dyktował da-lej: Jeśli zaś z myślą o żądnych wiedzy naszych czytelnikach napisaliśmy coś, cow waszych okolicach jest nieznane, to nie wolno wam zwać nas z tego powodu kłamca-mi, ponieważ opowiadamy tylko o takich rzeczach, któreśmy sami widzieli albo usły-szeli o nich jako o niezbitych faktach od ludzi godnych, wedle naszego przekonania,wiary.Byłoby z pewnością okrutne, gdyby ktoś z powodu dobra, które czyni, zostałprzez innych zelżony& 407Naszą pracę przerwało wejście Jarcynta z kolacją dla Benedykta. Chcesz mnie znowu otruć? Mój polski konfrater spoglądał gniewnie na paru-jącą wazę z zupą oraz na miskę z sałatą i zimnym mięsem.Nie brakowało również serai owoców.Zlinka mi napłynęła do ust; musiałem patrzyć na jedzenie bardzo łapczywie. Dziś jeszcze zjesz z dziećmi, Williamie, bo bez ciebie szaleją powiedział Jar-cynt z wyrzutem. Masz je przekonać, że w najbliższym czasie będziesz zbyt zajęty wskazał brodą na drugą pryczę, którą już dla mnie ustawiono żebyś mógł bawićsię w ich piastunkę. Ktoś musi się nimi opiekować! rzuciłem. I tak się dziwię, że jeszcze się tu-taj nie zjawiły. Nikt nie opuści pawilonu, jeśli z zawiązanymi oczyma nie umie znalezć drogiprzez labirynt. Nie znasz tych dzieci sprzeciwiłem się.Jarcynt uśmiechnął się z przymusem. Jeśli chodzi o więzienie, to rzecz nie w tym, żeby do niego wejść, ale żeby nieumieć wyjść. Wskazał na otwór w ścianie piwnicy, który lejkowato zwężał się, prze-chodząc w ciemny korytarz. To droga ucieczki, ma jednak wymiary obliczone raczejna wycieńczonych więzniów. Zlustrował mnie i Benedykta takim spojrzeniem, jakbychciał oszacować naszą wagę.Nie ufałem mu.Nagle zobaczyłem się w jego kuchni, wszystkie palce miałem jużucięte, teraz czekała na mnie wielka kadz.Stałem nad nią w jakimś otworze i właśniemiałem skoczyć& Zanim cię zaprowadzę do pawilonu kucharz wyrwał mnie z rozmyślań chciałbym, żeby Benedykt zaspokoił jeszcze moją ciekawość. Wyjął spod fartucha zakorkowaną flaszkę i postawił przed Polakiem. Jak to się stało, że Pian podczas całej podróży nie zorientował się, że nie umieszpisać?Benedykt miał oba policzki wypchane sałatą i chrupiące kurze udko w zębach, tak żejego przerywana mlaskaniem opowieść tylko fragmentami była zrozumiała..zawsze notatki& Pian myślał, że to tajne pismo& malowałem ludzi, obwarzan-ki, krzyże& Pytał: Zapisałeś wszystko? & Ja powiadałem: Nie mogę się skupić, jak mizaglądasz przez ramię, potrzebuję spokoju, odosobnienia& Nalegał czasem, żeby prze-czytać, co już napisałem.No to czytałem , a Pian nie posiadał się ze szczęścia, że ta-kie miał wyszukane wyrażenia, ostre obserwacje i celne wnioski ze zdarzeń.Szlochał zewzruszenia przy moim in promptu* składanym tekście, zawierającym jego głębokie my-śli i przebłyski geniuszu.Uzupełniamy się doskonale: on nie potrafi nic zapamiętać, a ja* In promptu (łac.) na poczekaniu.408mam pamięć jak sam Bóg Ojciec! Będzie ci ona teraz bardzo potrzebna wycedził słodkim głosem Jarcynt ponieważ tym razem Pian chce sam przeczytać swą opowieść o dzikich Tatarach.Benedykt przełknął ostatni kęs pieczonej kury i spłukał gardło winem. Jakże się cieszę, Williamie czknął zadowolony że wszystko tak pięknie prze-piszesz!Nie podzielałem jego szczęścia.Bolały mnie palce, toteż radowałem się, że wracamdo pawilonu.Teraz także nie udało mi się choćby w części zapamiętać drogi, którą po-prowadził mnie Jarcynt [ Pobierz całość w formacie PDF ]