[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z głębi dobiegały odgłosy rozmowy.Zamarł w bezruchu i usłyszał cichydzwięk wydany przez zamykające się za nim drzwi.Jeden z rozmówców przema-wiał zjadliwym tenorem, drżącym ze zdenerwowania.Głos drugiego był głębszy,ponury i mniej wyrazny..się w garść! to tenor.Ponury mruknął coś niezrozumiale. Wiesz o tym doskonale! nacierał tenor. Nie chcesz, żeby cię wyle-czyli, oto w czym rzecz.Namiastki były wystarczająco kłopotliwe.Jednak twojekombinacje z prawdziwymi narkotykami narażają na niebezpieczeństwo cały Wy-dział, o ile nie całą Grupę.Dlaczego nie skorzystałeś z urlopu i nie odwiedziłeśpsychiatry, kiedy w marcu dałem ci taką możliwość?Niższy głos mruknął coś o zupie lub czymś o podobnym brzmieniu. Nie zawracaj sobie tym głowy! zdenerwował się tenor. Ze zmęczeniawidzisz już duchy za każdymi drzwiami.Elektronika to elektronika, nie mniej,nie więcej.Czy nie sądzisz, że gdyby było tam coś więcej, ja wiedziałbym o tymwcześniej? Chyba że. bąknął niższy głos już wpadłeś. Dla twego własnego dobra tenor ociekał teraz niesmakiem zobacz sięz lekarzem.Załatw sobie zwolnienie.Przez kilka najbliższych dni zostawię waszWydział w spokoju.Da ci to czas potrzebny na załatwienie miejsca w szpitalu,gdzie masz prawo odmawiać odpowiedzi na pytania.Tak sprawy stoją w chwiliobecnej.Wybór należy do ciebie rozległ się dzwięk kroków zmierzającychku drzwiom, potem Paul usłyszał trzask mechanizmu zamka. Cztery dni.Anigodziny dłużej!Paul poczuł nagle przeszywający go chłodny dreszcz podejrzenia.Odwróciłsię szybko i wyszedł na korytarz przez te same drzwi, którymi wszedł.Dwa metrydalej, w ścianie znajdowała się płytka nisza.Paul ukrył się w niej, cofnął w cieńi spojrzał w stronę głównych drzwi wejściowych do apartamentu 2309.Wyszedł z nich niewysoki, trzymający się prosto mężczyzna o rzadkich, si-wych włosach, który ruszył ku windom znajdującym się w drugim końcu kory-tarza.Kiedy odwracał się, jego jastrzębi profil mignął na tle błękitnej poświatypadającej przez okno i Paul poznał go.Gdy słuchał rozmowy, jeden z głosów,tenor, brzmiał znajomo i Paul pomyślał, że może to być głos tego detektywa, Bu-tlera.Teraz jednak zrozumiał, dlaczego wydawało mu się, iż poznaje ten głos.Człowiekiem stojącym przy windzie był Kirk Tyne, Inżynier Naczelny Kom-pleksu Zwiatowego.Pełnił funkcję szefa zespołu obliczeniowego, który koordy-nował działania sprzężonych Kompleksów składających się z urządzeń technicz-nych, umożliwiających życie na planecie.On i jego Grupa Inżynierów posiadali41największą władzę na świecie, ponieważ decyzje podejmowane przez komputerymusiały być ostatecznie sprawdzane i zatwierdzane przez ludzi.Tyne wyciągałrękę, by otworzyć drzwi windy.Zaledwie zdążył ich dotknąć, większą część padającego z okna blasku przy-słoniły szerokie bary wysokiego mężczyzny, który wyszedł z sąsiedniej kabiny. Proszę, proszę.Kirk rzekł wysoki. Nie spodziewałem się, że cię tuzastanę.W uszach podsłuchującego Paula, głos ten zabrzmiał jak echo, pod sklepie-niem rozległej, głębokiej pieczary, w której ktoś uderzył w gong.Był to głos Wal-tera Blunta.Paul ryzykując odkrycie wysunął całą głowę ze swej kryjówki, abylepiej przyjrzeć się przywódcy Gildii Orędowników.Blunt stał jednak zwróconytak, że jego twarz była skryta w cieniu. Och, to pomyłka odparł Tyne, szybko i bez zająknienia. Jadę na górę,na ten turniej szachowy.A ty co tu robisz, Walt? Jakże to? Blunt wsparł się na swej grubej lasce, a w jego głosie pojawiłysię nutki rozbawienia. Zobaczyłem ciebie i wysiadłem, żeby się z tobą przywi-tać.Zjeżdżałem do hallu, by kogoś spotkać.Niezle wyglądasz, Kirk odstawiłlaskę, opierając ją o ścianę i podał Tyne owi dłoń.Tyne uścisnął rękę Blunta. Dziękuję, Walterze odparł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Z głębi dobiegały odgłosy rozmowy.Zamarł w bezruchu i usłyszał cichydzwięk wydany przez zamykające się za nim drzwi.Jeden z rozmówców przema-wiał zjadliwym tenorem, drżącym ze zdenerwowania.Głos drugiego był głębszy,ponury i mniej wyrazny..się w garść! to tenor.Ponury mruknął coś niezrozumiale. Wiesz o tym doskonale! nacierał tenor. Nie chcesz, żeby cię wyle-czyli, oto w czym rzecz.Namiastki były wystarczająco kłopotliwe.Jednak twojekombinacje z prawdziwymi narkotykami narażają na niebezpieczeństwo cały Wy-dział, o ile nie całą Grupę.Dlaczego nie skorzystałeś z urlopu i nie odwiedziłeśpsychiatry, kiedy w marcu dałem ci taką możliwość?Niższy głos mruknął coś o zupie lub czymś o podobnym brzmieniu. Nie zawracaj sobie tym głowy! zdenerwował się tenor. Ze zmęczeniawidzisz już duchy za każdymi drzwiami.Elektronika to elektronika, nie mniej,nie więcej.Czy nie sądzisz, że gdyby było tam coś więcej, ja wiedziałbym o tymwcześniej? Chyba że. bąknął niższy głos już wpadłeś. Dla twego własnego dobra tenor ociekał teraz niesmakiem zobacz sięz lekarzem.Załatw sobie zwolnienie.Przez kilka najbliższych dni zostawię waszWydział w spokoju.Da ci to czas potrzebny na załatwienie miejsca w szpitalu,gdzie masz prawo odmawiać odpowiedzi na pytania.Tak sprawy stoją w chwiliobecnej.Wybór należy do ciebie rozległ się dzwięk kroków zmierzającychku drzwiom, potem Paul usłyszał trzask mechanizmu zamka. Cztery dni.Anigodziny dłużej!Paul poczuł nagle przeszywający go chłodny dreszcz podejrzenia.Odwróciłsię szybko i wyszedł na korytarz przez te same drzwi, którymi wszedł.Dwa metrydalej, w ścianie znajdowała się płytka nisza.Paul ukrył się w niej, cofnął w cieńi spojrzał w stronę głównych drzwi wejściowych do apartamentu 2309.Wyszedł z nich niewysoki, trzymający się prosto mężczyzna o rzadkich, si-wych włosach, który ruszył ku windom znajdującym się w drugim końcu kory-tarza.Kiedy odwracał się, jego jastrzębi profil mignął na tle błękitnej poświatypadającej przez okno i Paul poznał go.Gdy słuchał rozmowy, jeden z głosów,tenor, brzmiał znajomo i Paul pomyślał, że może to być głos tego detektywa, Bu-tlera.Teraz jednak zrozumiał, dlaczego wydawało mu się, iż poznaje ten głos.Człowiekiem stojącym przy windzie był Kirk Tyne, Inżynier Naczelny Kom-pleksu Zwiatowego.Pełnił funkcję szefa zespołu obliczeniowego, który koordy-nował działania sprzężonych Kompleksów składających się z urządzeń technicz-nych, umożliwiających życie na planecie.On i jego Grupa Inżynierów posiadali41największą władzę na świecie, ponieważ decyzje podejmowane przez komputerymusiały być ostatecznie sprawdzane i zatwierdzane przez ludzi.Tyne wyciągałrękę, by otworzyć drzwi windy.Zaledwie zdążył ich dotknąć, większą część padającego z okna blasku przy-słoniły szerokie bary wysokiego mężczyzny, który wyszedł z sąsiedniej kabiny. Proszę, proszę.Kirk rzekł wysoki. Nie spodziewałem się, że cię tuzastanę.W uszach podsłuchującego Paula, głos ten zabrzmiał jak echo, pod sklepie-niem rozległej, głębokiej pieczary, w której ktoś uderzył w gong.Był to głos Wal-tera Blunta.Paul ryzykując odkrycie wysunął całą głowę ze swej kryjówki, abylepiej przyjrzeć się przywódcy Gildii Orędowników.Blunt stał jednak zwróconytak, że jego twarz była skryta w cieniu. Och, to pomyłka odparł Tyne, szybko i bez zająknienia. Jadę na górę,na ten turniej szachowy.A ty co tu robisz, Walt? Jakże to? Blunt wsparł się na swej grubej lasce, a w jego głosie pojawiłysię nutki rozbawienia. Zobaczyłem ciebie i wysiadłem, żeby się z tobą przywi-tać.Zjeżdżałem do hallu, by kogoś spotkać.Niezle wyglądasz, Kirk odstawiłlaskę, opierając ją o ścianę i podał Tyne owi dłoń.Tyne uścisnął rękę Blunta. Dziękuję, Walterze odparł [ Pobierz całość w formacie PDF ]