[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdjęła jedno i drugie, po czym podeszła do strumyka, naga od pasa w dół, trzymając walkmana w dłoni.Kiedy straciła równowagę, siadając we własnej kupie, Troy O'Leary zdołał przesunąć bazowego o bazę, gdy zaś wchodziła na bosaka do lodowatej wody, Jim Leyritz wykluczył dwóch.Kompletne wariactwo.Pochyliła się, umyła pupę, plecy i uda.- To przez tę wodę, Tom - powiedziała.- To przez tę cholerną wodę, ale co właściwie powinnam zrobić? Tylko popatrz, co się stało!Gdy wreszcie wyszła ze strumienia, stopy miała zdrętwiałe, pupę także, przynajmniej jednak była czysta.Ubrała się i właśnie zapinała dżinsy, kiedy znowu poczuła skurcz żołądka, w dwóch długich susach znalazła się pomiędzy drzewami, złapała się szybko tego samego, co przedtem i - oczywiście - zwymiotowała.Tym razem nie miała już w żołądku niczego choćby odrobinę stałego, czuła się zupełnie tak, jakby wyrzuciła z siebie dwa kubki gorącej wody.Pochyliła się i oparła czoło na chropawej, lepkiej sosnowej korze.Przez chwilę wyobrażała sobie, że na drzewie wisi znak, taki, jaki ludzie wieszają czasami na domkach letniskowych: “Rzygawka Trishy”.Roześmiała się, ale to nie był dobry śmiech.Tymczasem poprzez powietrze, wprost ze świata, który tak lekkomyślnie uznawała za swój, dobiegł do niej dobrze znany śpiewny sygnał reklamowy: “Zadzwoń 1-800-54-GIANT”.I znów żołądek wydawał się na zmianę to kurczyć, to rozkurczać.- Nie - powiedziała, nie odrywając czoła od drzewa.Oczy miała zamknięte.- Nie, proszę, tylko nie to.Pomóż mi, Boże, niech to się więcej nie zdarzy.“Oszczędzaj tchu - powiedział chłodny głos.- Nie ma sensu modlić się do Niesłyszalnego”.Ten skurcz zelżał jednak bez nieprzyjemnych konsekwencji.Trisha wróciła do swego szałasu; szła powoli na osłabłych, uginających się nogach.Krzyż bolał ją od pochylania się, mięśnie brzucha miała przedziwnie napięte i bardzo gorącą skórę.Pomyślała, że pewnie ma gorączkę.W Czerwonych Skarpetach do narzucania wyszedł Derek Lowe.Jorge Posada trzykrotnie wybił na prawe zapole.Trisha wpełzła do szałasu, bardzo uważając, by nie otrzeć się o którąś z gałęzi ramieniem lub biodrem, bo gdyby się otarła, cała konstrukcja zapewne natychmiast by się zawaliła.Kiedy znowu będzie “musiała się pośpieszyć” (w każdym razie tak mówiła mama, Pepsi nazywała to raczej “wyciskaniem soczku Hersheya” albo “kibelkową polką”), prawdopodobnie i tak ją za wali, na razie jednak miała coś w rodzaju dachu nad głową.Chuck Knoblach wybił coś, co Troop nazwał “baaardzo wysoką i baaardzo szybką piłką”.Darren Bragg złapał ją, ale Posada zdobył punkt.Osiem do jednego dla Jankesów.Można powiedzieć, że ma dzisiaj dobrą passę, ma dzisiaj bardzo dobrą passę.- “Co robisz, gdy w samochodzie pęknie ci szyba? - zanuciła pod nosem, leżąc na warstwie sosnowych igieł.-Dzwonisz 1-800-54-GI.”Nagle dostała dreszczy.Nie czuła już gorączki, lecz przejmujący chłód.Złapała się pokrytymi błotem palcami za pokryte błotem ramiona i skuliła z nadzieją, że nie zwali sobie na głowę tak troskliwie poukładanych gałęzi.- Woda - jęknęła.- Ta cholerna obrzydliwa woda, nie tknę więcej tej cholernej obrzydliwej wody.Czerwone Skarpety, które przegrywały w tej chwili osiem do pięciu, wypełniły bazy i w końcu dziewiątej miały tylko jednego wykluczonego.Nomar Garciaparra wybił daleko na środek pola.Gdyby wyautował, Skarpety wygrałyby dziewięć do ośmiu, ale Bernie Williams wyskoczył tuż przed ławkami zawodników i zdołał złapać piłkę.Skarpetom udało się jeszcze wybić na jedną bazę, ale tylko na to było ich stać.Na boisko wyszedł O'Leary, wybijając przeciw Mariano Riverze, i tak skończyło się to nieszczególne spotkanie.Trisha natychmiast wyłączyła walkmana, oszczędzając w ten sposób baterie.Potem, leżąc z głową na złożonych ramionach, rozpłakała się cicho, rozpaczliwie i bezsilnie.Bolał ją brzuch, miała rozwolnienie, Skarpety przegrały, a Tom Gordon nie wyszedł nawet na to głupie boisko! Co za gówniane życie.W momencie kiedy Trisha poddała się i po raz drugi piła ze strumienia, w koszarach policji stanowej stanu Maine w Castle Rock zadzwonił telefon.Na magnetofon, który rejestrował wszystkie przyjmowane połączenia, nagrana została następująca rozmowa:Początek rozmowy: godzina 21.46.Dzwoniący: Dziewczynka której szukacie, została porwana ze szlaku przez Francisa Raytnonda Mazzerole'a, na początku “M” jak mikroskop.Ma trzydzieści sześć lat, krótkie wlosy ufarbowane na blond, nosi okulary.Zapisaliście?Telefonista: Proszę pana, czy mogę prosić.Dzwoniący: Niech pan się zamknie i słucha.Mazzerole prowadzi niebieską półciężarówkę Forda, ten model nazywa się chyba Econohne.Zdążył już dojechać co najmniej do Connecticut.To kawał chorego sukinsyna.Sprawdźcie w swoich aktach, to sami się przekonacie.Jeśli dziewczynka nie będzie mu sprawiać kłopotów, popieprzy ją parę dni, więc być może macie trochę czasu, ale potem ją zabije.Robił to przedtem.Telefonista: Proszę pana, czy ma pan może numer rejestracyjny.Dzwoniący: Dostaliście nazwisko i opis samochodu.Macie wszystko, czego potrzebujecie.Robił to przedtem.Telefonista: Proszę pana.Dzwoniący: Mam nadzieję, że go zabijecie.Koniec rozmowy: 21.48.Udało się ustalić, że rozmowę prowadzono z budki telefonicznej w Old Orchard Beach.Nic to nie dało.Około drugiej nad ranem, w trzy godziny po tym, jak policja stanów Massachusetts, Connecticut, Nowy Jork i New Jersey rozpoczęła poszukiwanie niebieskiej półciężarówki marki Ford, prowadzonej przez mężczyznę o krótkich jasnych włosach, w okularach, Trisha obudziła się, czując mdłości i skurcze żołądka.Zawaliła szałas, wypełzając z niego, ściągnęła dżinsy i majteczki i wydaliła coś, co wydawało się jej jakąś niesamowitą ilością słabego kwasu.Pupa bolała ją, paliła i swędziała, zupełnie jakby usiadła nią w pokrzywach.Kiedy skończyła, podpełzła do “Rzygawki Trishy” i po raz kolejny objęła to samo drzewo.Skórę miała gorącą, włosy zlepione potem, ale zarazem drżała na całym ciele i szczękała zębami.“Boże, proszę, me mogę już wymiotować.Boże, proszę.Jeśli zacznę znów wymiotować, umrę”.Wówczas właśnie po raz pierwszy rzeczywiście zobaczyła Toma Gordona.Stał najwyżej dwadzieścia metrów od niej, a jego biały strój wydawał się płonąć w świetle świecącego poprzez drzewa księżyca.Na dłoni miał rękawicę.Prawą rękę schował za plecy; wiedziała, że trzyma w niej piłkę, że obraca ją długimi palcami, wyczuwając szwy, i że przestanie to robić dopiero wówczas, gdy palce znajdą się dokładnie tam, gdzie powinny się znaleźć, a chwyt będzie doskonały.- Tom - szepnęła - nie dali ci dziś szansy, prawda?Tom w ogóle jej nie zauważył.Czekał na znak.Czekał w bezruchu, bezruch spływał mu z ramion i okrywał go jak płaszcz.Stal w świetle księżyca tak rzeczywisty, jak skaleczenia na jej ramionach, tak prawdziwy, jak szarpiące żołądkiem i przełykiem mdłości, całe to okropieństwo.Był nieruchomy i czekał na znak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl