[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałem, dlaczego studenci obchodzili nasszerokim łukiem, żebyśmy mogli załatwić sprawy w cztery oczy.Wiedzia-łem, co dziekan Lynda uznała za przemilczaną przyczynę mojego irracjo-nalnego zachowania i dlaczego postanowiła nieco je przykrócić.Uświadomi-łem sobie, że nawet Droga Dana Worth, przed którą nie ukryje się żadnaplotka, musiała znać prawdę i dlatego tak ją zaskoczyło moje pytanie o Lio-nela i Heather.To był również powód jej szalonego śmiechu, kiedy zobaczy-liśmy porsche na ulicy przed Postem.Chciała śmiechem zamaskowaćprzykrość, jaką jej sprawiło odkrycie, że nie wiem o tym, iż to nie GeraldNathanson, tylko światowej sławy Lionel Eldridge ma romans z moją żoną.ROZDZIAA 50Ponownie Cmentarz Staromiejski(I)Moja zagadka ma się zakończyć tam, gdzie się zaczęła - na cmentarzu.Czy naprawdę minęły cztery miesiące od czasu, gdy Jack Ziegler wyłonił sięz cienia w dzień pogrzebu Sędziego i wpędził mnie w ten koszmar? A możeto było zaledwie tydzień temu? Przy zamęcie, jaki mam ostatnio w głowie,nie tylko prawda i sprawiedliwość, lecz również czas jakby zamknęły się wsobie i posłusznie zmierzają w kierunku, gdzie ciągnie je siła grawitacji -tym razem tą siłą jest rozpaczliwa potrzeba poznania prawdy.Znowu jestem na terenie Cmentarza Staromiejskiego, lecz tym razem niespotykam się z Samuelem, gdyż jest po ósmej, zapadła już ciemność i Sa-muel dawno poszedł do domu.Nie przekradałem się tu przez mur czy tunelmelioracyjny, tylko około godziny piątej wszedłem normalnie przez bramę iskierowałem się ku marmurowym ławkom znajdującym się na przeciwle-głym krańcu cmentarza.Tam usiadłem, niewidoczny od strony wejścia iczekałem.Przyniosłem ze sobą plecak, z którego wyjąłem książkę Keeganana temat historii wojen i czytałem o organizacji dawnych armii, kiedy żoł-nierze z pierwszych linii wiedzieli, że zginą, ale i tak ruszali do bitwy.Pion-ki.skazane na poświęcenie pionki.Czytałem, rozmyślałem i czekałem.Samuel zamknął bramę i odszedł, a ja nadal czekałem.Z mojego stanowiskaprzy mauzoleum nie było widać bramy, natomiast dobrze widziałem jedynąścieżkę prowadzącą do tego zakątka.Jeśli ktoś wszedł na cmentarz po mnie,to z pewnością nie skierował się w tę stronę.Mimo wszystko mam pewność,że nie jestem tu sam.Zapada zmrok, a ja nadal rozmyślam.Cmentarz to obraza dla racjonalnego umysłu.Choćby to dziwne marno-trawienie przestrzeni w hołdzie zmarłym, który to hołd szybko jest sprowa-dzany do wielbienia przodków.W urodziny i rocznice ludzie wyznający róż-ne wiary oraz ci niewierzący spieszą na cmentarz, nie zważając na najgorsząnawet pogodę, by stanąć przed milczącymi nagrobkami i modlić się - tak;wspominać - owszem, ale bardzo często po prostu po to, żeby porozmawiaćz tymi, którzy odeszli.Niemal wszyscy odprawiamy ten dziwnie pogańskirytuał, udając, że rozkładające się ciała w wypaczonych drewnianych skrzy-niach mogą nas usłyszeć i zrozumieć, jeśli staniemy przy grobie - podczasgdy to samo przesłanie ( Już niedługo będziemy razem, kochanie lub Ro-bię wszystko tak, jak mi kazałaś, mamusiu ) nie dotrze do nich, gdy - naprzykład jadąc samochodem - poświęcimy chwilę czasu, żeby wysłać swojemyśli do sąsiedniego świata.Całym swoim zachowaniem mówimy, że jedy-nie fizyczna obecność na cmentarzu, przed właściwym nagrobkiem, umoż-liwia nam porozmawianie ze zmarłymi.Innym powodem, dla którego cmentarze przemawiają do irracjonalnejstrony naszej osobowości, jest to, że ich atmosfera w natrętny sposób prze-dziera się przez warstewkę cywilizacji, którą pokryliśmy prymitywne dzie-cięce strachy.Kiedy jesteśmy dziećmi, doskonale wiemy, że to, co wedługrodziców jest zwykłą gałęzią poruszaną przez wiatr, w rzeczywistości jestwykrzywionym palcem straszliwego nocnego potwora, który czeka zaoknem, co chwilę postukując w szybę, abyśmy wiedzieli, że jak tylko rodzicezamkną drzwi i skażą nas na ciemność, która ich zdaniem hartuje charakter,on otworzy okno i wsunie się do środka, i.W tym miejscu dziecięca wyobraznia zazwyczaj się kończy i nie umienadać konkretnego kształtu lękowi, który nie pozwalał nam zasnąć, a któryw ciągu kilku miesięcy całkowicie odejdzie w niepamięć.Nie pomyślimy onim dopóty, dopóki nie znajdziemy się na cmentarzu, gdzie nagle możli-wość, że jakaś przerażająca istota wyłoni się z mroku, stanie się znowu nie-zwykle realna.Na przykład dziś wieczorem.Dziś wieczorem wiem, że towarzyszy mi tuprzerażająca istota.Zatrzymuję się, kierując światło latarki na ziemię, ipodnoszę głowę.Przez chwilę nasłuchuję i wciągam w nozdrza powietrze.Stwór znajduje się w pobliżu, wyraznie to czuję.Prawdopodobnie jest czło-wiekiem i całkiem możliwe, że ma już na swym koncie akty przemocy.Na-tomiast pewne jest, że mnie zdradził.Podobnie jak moja żona.Nawet nie wiem, czy jeszcze jestem żonaty.Poniedzielnej mszy, na dzień przedtem, nim zacząłem rozpowszechniać wieść,że jestem już bliski odkrycia prawdy, porozmawiałem w końcu szczerze zKimmer na temat Lionela.Siedzieliśmy przy kuchennym stole, podczas gdyBentley grał na komputerze w sąsiednim pokoju.Kiedy Kimmer usłyszała,co mam do powiedzenia, siedziała przez chwilę w milczeniu, pięknie wyglą-dając w jasnoniebieskiej sukience na tle złocistej skóry, po czym powiedzia-ła to, co zazwyczaj mówią niewierni małżonkowie: Nie chciałam cię zranić.Zachowywaliśmy się w bardzo cywilizowany sposób.Opowiedziała mi conieco: Tak, to się zaczęło zeszłego lata; tak, starałam się z tym skończyć,ale on nie chciał zrezygnować; tego dnia, gdy widziałeś go pod domem,mieliśmy tylko porozmawiać.Jednak, kiedy mówiła to wszystko, szybkouświadomiłem sobie, że tylko krąży wokół najważniejszego zagadnienia.Toteż przerwałem jej, zmusiłem ją, by na mnie popatrzyła i zapytałem odwie sprawy, które naprawdę mają znaczenie.Czy między nami koniec?Odparła, że nie wie.Zatem zadałem drugie pytanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Wiedziałem, dlaczego studenci obchodzili nasszerokim łukiem, żebyśmy mogli załatwić sprawy w cztery oczy.Wiedzia-łem, co dziekan Lynda uznała za przemilczaną przyczynę mojego irracjo-nalnego zachowania i dlaczego postanowiła nieco je przykrócić.Uświadomi-łem sobie, że nawet Droga Dana Worth, przed którą nie ukryje się żadnaplotka, musiała znać prawdę i dlatego tak ją zaskoczyło moje pytanie o Lio-nela i Heather.To był również powód jej szalonego śmiechu, kiedy zobaczy-liśmy porsche na ulicy przed Postem.Chciała śmiechem zamaskowaćprzykrość, jaką jej sprawiło odkrycie, że nie wiem o tym, iż to nie GeraldNathanson, tylko światowej sławy Lionel Eldridge ma romans z moją żoną.ROZDZIAA 50Ponownie Cmentarz Staromiejski(I)Moja zagadka ma się zakończyć tam, gdzie się zaczęła - na cmentarzu.Czy naprawdę minęły cztery miesiące od czasu, gdy Jack Ziegler wyłonił sięz cienia w dzień pogrzebu Sędziego i wpędził mnie w ten koszmar? A możeto było zaledwie tydzień temu? Przy zamęcie, jaki mam ostatnio w głowie,nie tylko prawda i sprawiedliwość, lecz również czas jakby zamknęły się wsobie i posłusznie zmierzają w kierunku, gdzie ciągnie je siła grawitacji -tym razem tą siłą jest rozpaczliwa potrzeba poznania prawdy.Znowu jestem na terenie Cmentarza Staromiejskiego, lecz tym razem niespotykam się z Samuelem, gdyż jest po ósmej, zapadła już ciemność i Sa-muel dawno poszedł do domu.Nie przekradałem się tu przez mur czy tunelmelioracyjny, tylko około godziny piątej wszedłem normalnie przez bramę iskierowałem się ku marmurowym ławkom znajdującym się na przeciwle-głym krańcu cmentarza.Tam usiadłem, niewidoczny od strony wejścia iczekałem.Przyniosłem ze sobą plecak, z którego wyjąłem książkę Keeganana temat historii wojen i czytałem o organizacji dawnych armii, kiedy żoł-nierze z pierwszych linii wiedzieli, że zginą, ale i tak ruszali do bitwy.Pion-ki.skazane na poświęcenie pionki.Czytałem, rozmyślałem i czekałem.Samuel zamknął bramę i odszedł, a ja nadal czekałem.Z mojego stanowiskaprzy mauzoleum nie było widać bramy, natomiast dobrze widziałem jedynąścieżkę prowadzącą do tego zakątka.Jeśli ktoś wszedł na cmentarz po mnie,to z pewnością nie skierował się w tę stronę.Mimo wszystko mam pewność,że nie jestem tu sam.Zapada zmrok, a ja nadal rozmyślam.Cmentarz to obraza dla racjonalnego umysłu.Choćby to dziwne marno-trawienie przestrzeni w hołdzie zmarłym, który to hołd szybko jest sprowa-dzany do wielbienia przodków.W urodziny i rocznice ludzie wyznający róż-ne wiary oraz ci niewierzący spieszą na cmentarz, nie zważając na najgorsząnawet pogodę, by stanąć przed milczącymi nagrobkami i modlić się - tak;wspominać - owszem, ale bardzo często po prostu po to, żeby porozmawiaćz tymi, którzy odeszli.Niemal wszyscy odprawiamy ten dziwnie pogańskirytuał, udając, że rozkładające się ciała w wypaczonych drewnianych skrzy-niach mogą nas usłyszeć i zrozumieć, jeśli staniemy przy grobie - podczasgdy to samo przesłanie ( Już niedługo będziemy razem, kochanie lub Ro-bię wszystko tak, jak mi kazałaś, mamusiu ) nie dotrze do nich, gdy - naprzykład jadąc samochodem - poświęcimy chwilę czasu, żeby wysłać swojemyśli do sąsiedniego świata.Całym swoim zachowaniem mówimy, że jedy-nie fizyczna obecność na cmentarzu, przed właściwym nagrobkiem, umoż-liwia nam porozmawianie ze zmarłymi.Innym powodem, dla którego cmentarze przemawiają do irracjonalnejstrony naszej osobowości, jest to, że ich atmosfera w natrętny sposób prze-dziera się przez warstewkę cywilizacji, którą pokryliśmy prymitywne dzie-cięce strachy.Kiedy jesteśmy dziećmi, doskonale wiemy, że to, co wedługrodziców jest zwykłą gałęzią poruszaną przez wiatr, w rzeczywistości jestwykrzywionym palcem straszliwego nocnego potwora, który czeka zaoknem, co chwilę postukując w szybę, abyśmy wiedzieli, że jak tylko rodzicezamkną drzwi i skażą nas na ciemność, która ich zdaniem hartuje charakter,on otworzy okno i wsunie się do środka, i.W tym miejscu dziecięca wyobraznia zazwyczaj się kończy i nie umienadać konkretnego kształtu lękowi, który nie pozwalał nam zasnąć, a któryw ciągu kilku miesięcy całkowicie odejdzie w niepamięć.Nie pomyślimy onim dopóty, dopóki nie znajdziemy się na cmentarzu, gdzie nagle możli-wość, że jakaś przerażająca istota wyłoni się z mroku, stanie się znowu nie-zwykle realna.Na przykład dziś wieczorem.Dziś wieczorem wiem, że towarzyszy mi tuprzerażająca istota.Zatrzymuję się, kierując światło latarki na ziemię, ipodnoszę głowę.Przez chwilę nasłuchuję i wciągam w nozdrza powietrze.Stwór znajduje się w pobliżu, wyraznie to czuję.Prawdopodobnie jest czło-wiekiem i całkiem możliwe, że ma już na swym koncie akty przemocy.Na-tomiast pewne jest, że mnie zdradził.Podobnie jak moja żona.Nawet nie wiem, czy jeszcze jestem żonaty.Poniedzielnej mszy, na dzień przedtem, nim zacząłem rozpowszechniać wieść,że jestem już bliski odkrycia prawdy, porozmawiałem w końcu szczerze zKimmer na temat Lionela.Siedzieliśmy przy kuchennym stole, podczas gdyBentley grał na komputerze w sąsiednim pokoju.Kiedy Kimmer usłyszała,co mam do powiedzenia, siedziała przez chwilę w milczeniu, pięknie wyglą-dając w jasnoniebieskiej sukience na tle złocistej skóry, po czym powiedzia-ła to, co zazwyczaj mówią niewierni małżonkowie: Nie chciałam cię zranić.Zachowywaliśmy się w bardzo cywilizowany sposób.Opowiedziała mi conieco: Tak, to się zaczęło zeszłego lata; tak, starałam się z tym skończyć,ale on nie chciał zrezygnować; tego dnia, gdy widziałeś go pod domem,mieliśmy tylko porozmawiać.Jednak, kiedy mówiła to wszystko, szybkouświadomiłem sobie, że tylko krąży wokół najważniejszego zagadnienia.Toteż przerwałem jej, zmusiłem ją, by na mnie popatrzyła i zapytałem odwie sprawy, które naprawdę mają znaczenie.Czy między nami koniec?Odparła, że nie wie.Zatem zadałem drugie pytanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]