[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rozumiem. Zawsze się bał, lecz zawsze wracał.Roland pomyślał, że byłoby lepiej dla Eddiego, a może dla nich obu, gdyby131Henry po prostu wziął nogi za pas tamtego dnia.albo któregoś innego.Cóż, tacyludzie jak Henry nigdy tego nie robili.Tacy jak Henry zawsze wracali, ponieważwiedzieli, jak wykorzystać zaufanie.To była jedyna rzecz, jaką tacy jak Henryumieli wykorzystać.Najpierw zmieniali zaufanie w przyzwyczajenie, a potemprzyzwyczajenie w narkotyk, a kiedy już im się to udało, wtedy.Jak nazywałto Eddie? Szli na całego.Tak.Na całego. Chyba zaraz zasnę powiedział rewolwerowiec.* * *Nazajutrz Eddie podjął przerwaną opowieść, ale Roland już ją znał.Henry niemógł grać w piłkę w szkole średniej, bo nie mógł zostawać na treningach po lek-cjach.Musiał opiekować się Eddiem.Oczywiście fakt, że Henry był chudy, miałnieskoordynowane ruchy i wcale nie interesował się sportem, nie miał nic do rze-czy.Matka raz po raz zapewniała ich, że Henry byłby wspaniałym miotaczem lubrozgrywającym.Henry otrzymywał kiepskie stopnie i zdawał poprawki z wieluprzedmiotów, ale nie dlatego, że był głupi.Eddie i pani Dean wiedzieli, że Henryjest sprytny jak lis.Tylko że wiele czasu, jaki powinien spędzać na nauce lub odra-bianiu lekcji, Henry musiał poświęcać opiece nad Eddiem (to, że zazwyczaj robiłto w saloniku, gdzie obaj wylegiwali się na kanapie, oglądając telewizję lub tarza-jąc się po podłodze, zdawało się bez znaczenia).Kiepskie stopnie oznaczały, żeHenry nie dostanie się na żadną inną uczelnię poza nowojorskim uniwersytetem,a na ten nie było ich stać, gdyż słabe oceny wykluczały uzyskanie stypendium.Potem Henry ego powołano do wojska i wysłano do Wietnamu, gdzie odstrze-lono mu większą część kolana, i ból był okropny, a lekarstwo, które mu podali,zawierało głównie morfinę.Kiedy poczuł się lepiej, odstawili lek, lecz niezbytdobrze się spisali, bo po powrocie do Nowego Jorku Henry wciąż miał małpę nakarku, głodną małpę, domagającą się pożywienia, więc po miesiącu lub dwóchposzedł na spotkanie z pewnym facetem, a cztery miesiące pózniej i miesiąc pośmierci ich matki Eddie po raz pierwszy zobaczył, jak brat wciąga nosem białyproszek.Eddie zakładał, że to koka.Okazało się, że to heroina.A jeśli wszystkodobrze rozważyć, czyja to wina?Roland nic nie powiedział, ale w myślach usłyszał głos Corta: Wina zawszespoczywa w tym samym miejscu, moje dzieci; w tym, kto jest dostatecznie słaby,żeby można ją na niego zrzucić.Kiedy odkrył prawdę, Eddie był najpierw zszokowany, potem zły.Henry wca-le nie obiecał mu zerwać z nałogiem, ale powiedział Eddiemu, że nie wini go o to,że się złości.On wie, że Wietnam zmienił go w bezwartościowy worek gówna,132jest słaby, pójdzie sobie, tak będzie najlepiej, Eddie ma rację, nie potrzeba mu tućpuna, który tylko by przeszkadzał.Miał jedynie nadzieję, że Eddie za bardzo gonie wini.Przyznał, że jest słaby, że coś w Wietnamie osłabiło go tak, jak wilgoćprzeżera sznurowadła butów i gumkę majtek.Najwidoczniej w Wietnamie byłocoś, co wyżerało serce, powiedział ze łzami w oczach.Miał tylko nadzieję, żeEddie będzie pamiętał te wszystkie lata, przez które Henry musiał być silny.Ze względu na Eddiego.Ze względu na mamę.I Henry próbował odejść.A Eddie oczywiście nie pozwolił mu.Eddiego drę-czyło poczucie winy.Eddie widział poznaczoną bliznami okropność, która kiedyśbyła gładkim kolanem, teraz zawierającym więcej teflonu niż kości.Wrzeszczelina siebie na korytarzu, Henry stojący tam w starym mundurze, mający w rękuspakowany worek i czerwone kręgi pod oczami, Eddie w pożółkłych bokserkach.Henry mówił: nie potrzebujesz mnie, Eddie, jestem dla ciebie jak trucizna i dobrzeo tym wiesz, a Eddie wrzeszczał: nigdzie nie pójdziesz, rusz dupę i wejdz do środ-ka, i tak to się toczyło, dopóki pani McGursky nie wyszła ze swojego mieszkaniai nie wrzasnęła: Idz albo zostań, mnie nic do tego, ale lepiej zdecyduj się szyb-ko, bo wezwę policję! Pani McGursky chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, alew tym momencie zauważyła, że Eddie stoi tam w samych majtkach.Dorzuciła: A ty, Eddie, jesteś nieprzyzwoity! po czym znikła za drzwiami.Jak kukuł-ka zegara.Eddie spojrzał na Henry ego.Ten na niego. Wygląda jak cherubinekz nadwagą powiedział ściszonym głosem Henry i obaj ryknęli śmiechem, ści-skali się i klepali po plecach, a potem Henry wrócił do mieszkania i jakieś dwatygodnie pózniej Eddie też wąchał proszek.Nie mógł zrozumieć, o co robił ty-le hałasu, do diabła, przecież to tylko wąchanie, cholera.Byłeś po tym na luzie,a jak mówił Henry (którego Eddie w końcu uznał za wielkiego mędrca i wybit-nego ćpuna), skoro ten świat najwidoczniej zmierza prosto do piekła, czy jest cośzłego w tym, że człowiek chce się oderwać od wszystkiego?Minęło trochę czasu.Eddie nie powiedział ile.Rewolwerowiec nie pytał.Po-dejrzewał, że Eddie wiedział, iż można znalezć tysiące pretekstów, żeby się ode-rwać od wszystkiego, i panował nad nałogiem.Henry też jakoś kontrolował swój.Nie tak dobrze jak Eddie, ale wystarczająco, by zupełnie się nie stoczyć.Dlategoże czy Eddie zdawał sobie z tego sprawę, czy nie (w głębi serca Roland sądził,że raczej tak) to Henry musiał znać prawdę: bracia zamienili się rolami.TerazEddie trzymał Henry ego za rękę.Przyszedł taki dzień, w którym Eddie przyłapał Henry ego nie na wąchaniu,lecz wstrzykiwaniu.Doszło do następnej histerycznej awantury, będącej niemaldokładną kopią pierwszej, tylko tym razem nie na korytarzu, ale w sypialni Hen-ry ego.Zakończyła się prawie dokładnie tak samo: Henry płakał i bronił się w tennieznośny, wypróbowany sposób: Eddie ma rację, Henry nie nadaje się do życia,nie nadaje się nawet do wyjadania resztek z rynsztoka.Pójdzie sobie.Eddie już133nigdy go nie zobaczy.Ma tylko nadzieję, że będzie pamiętał o.Opowieść przeszła w monotonny pomruk, niewiele różniący się od odgłosunadciągających i załamujących się na plaży fal.Roland znał tę historię i nie odzy-wał się.To Eddie jej nie znał i to Eddiemu rozjaśniło się w głowie po raz pierwszyod dziesięciu czy iluś tam lat.Nie opowiadał tej historii Rolandowi.Opowiadał jąsobie.W porządku.Rewolwerowiec uznał, że czasu mają dość.Można go wypełnićrozmową.Eddie powiedział, że w koszmarnych snach widywał kolano Henry ego, tęposzarpaną bliznę biegnącą przez pół nogi.Oczywiście teraz, kiedy rana już sięwygoiła, Henry prawie nie utykał.chyba że się kłócili wtedy od razu mu siępogarszało.Eddiego dręczyły wszystkie te rzeczy, z których Henry zrezygnowałdla niego, a także bardziej praktyczny aspekt problemu Henry nie przetrwał-by w mieście.Byłby jak królik wypuszczony w dżungli pełnej tygrysów.Zdanytylko na siebie, Henry przed upływem tygodnia wylądowałby w więzieniu lub naprzymusowym odwyku.Dlatego błagał, i Henry w końcu łaskawie zgodził się pozostać i sześć miesię-cy pózniej Eddie też zaczął sobie dawać w żyłę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Rozumiem. Zawsze się bał, lecz zawsze wracał.Roland pomyślał, że byłoby lepiej dla Eddiego, a może dla nich obu, gdyby131Henry po prostu wziął nogi za pas tamtego dnia.albo któregoś innego.Cóż, tacyludzie jak Henry nigdy tego nie robili.Tacy jak Henry zawsze wracali, ponieważwiedzieli, jak wykorzystać zaufanie.To była jedyna rzecz, jaką tacy jak Henryumieli wykorzystać.Najpierw zmieniali zaufanie w przyzwyczajenie, a potemprzyzwyczajenie w narkotyk, a kiedy już im się to udało, wtedy.Jak nazywałto Eddie? Szli na całego.Tak.Na całego. Chyba zaraz zasnę powiedział rewolwerowiec.* * *Nazajutrz Eddie podjął przerwaną opowieść, ale Roland już ją znał.Henry niemógł grać w piłkę w szkole średniej, bo nie mógł zostawać na treningach po lek-cjach.Musiał opiekować się Eddiem.Oczywiście fakt, że Henry był chudy, miałnieskoordynowane ruchy i wcale nie interesował się sportem, nie miał nic do rze-czy.Matka raz po raz zapewniała ich, że Henry byłby wspaniałym miotaczem lubrozgrywającym.Henry otrzymywał kiepskie stopnie i zdawał poprawki z wieluprzedmiotów, ale nie dlatego, że był głupi.Eddie i pani Dean wiedzieli, że Henryjest sprytny jak lis.Tylko że wiele czasu, jaki powinien spędzać na nauce lub odra-bianiu lekcji, Henry musiał poświęcać opiece nad Eddiem (to, że zazwyczaj robiłto w saloniku, gdzie obaj wylegiwali się na kanapie, oglądając telewizję lub tarza-jąc się po podłodze, zdawało się bez znaczenia).Kiepskie stopnie oznaczały, żeHenry nie dostanie się na żadną inną uczelnię poza nowojorskim uniwersytetem,a na ten nie było ich stać, gdyż słabe oceny wykluczały uzyskanie stypendium.Potem Henry ego powołano do wojska i wysłano do Wietnamu, gdzie odstrze-lono mu większą część kolana, i ból był okropny, a lekarstwo, które mu podali,zawierało głównie morfinę.Kiedy poczuł się lepiej, odstawili lek, lecz niezbytdobrze się spisali, bo po powrocie do Nowego Jorku Henry wciąż miał małpę nakarku, głodną małpę, domagającą się pożywienia, więc po miesiącu lub dwóchposzedł na spotkanie z pewnym facetem, a cztery miesiące pózniej i miesiąc pośmierci ich matki Eddie po raz pierwszy zobaczył, jak brat wciąga nosem białyproszek.Eddie zakładał, że to koka.Okazało się, że to heroina.A jeśli wszystkodobrze rozważyć, czyja to wina?Roland nic nie powiedział, ale w myślach usłyszał głos Corta: Wina zawszespoczywa w tym samym miejscu, moje dzieci; w tym, kto jest dostatecznie słaby,żeby można ją na niego zrzucić.Kiedy odkrył prawdę, Eddie był najpierw zszokowany, potem zły.Henry wca-le nie obiecał mu zerwać z nałogiem, ale powiedział Eddiemu, że nie wini go o to,że się złości.On wie, że Wietnam zmienił go w bezwartościowy worek gówna,132jest słaby, pójdzie sobie, tak będzie najlepiej, Eddie ma rację, nie potrzeba mu tućpuna, który tylko by przeszkadzał.Miał jedynie nadzieję, że Eddie za bardzo gonie wini.Przyznał, że jest słaby, że coś w Wietnamie osłabiło go tak, jak wilgoćprzeżera sznurowadła butów i gumkę majtek.Najwidoczniej w Wietnamie byłocoś, co wyżerało serce, powiedział ze łzami w oczach.Miał tylko nadzieję, żeEddie będzie pamiętał te wszystkie lata, przez które Henry musiał być silny.Ze względu na Eddiego.Ze względu na mamę.I Henry próbował odejść.A Eddie oczywiście nie pozwolił mu.Eddiego drę-czyło poczucie winy.Eddie widział poznaczoną bliznami okropność, która kiedyśbyła gładkim kolanem, teraz zawierającym więcej teflonu niż kości.Wrzeszczelina siebie na korytarzu, Henry stojący tam w starym mundurze, mający w rękuspakowany worek i czerwone kręgi pod oczami, Eddie w pożółkłych bokserkach.Henry mówił: nie potrzebujesz mnie, Eddie, jestem dla ciebie jak trucizna i dobrzeo tym wiesz, a Eddie wrzeszczał: nigdzie nie pójdziesz, rusz dupę i wejdz do środ-ka, i tak to się toczyło, dopóki pani McGursky nie wyszła ze swojego mieszkaniai nie wrzasnęła: Idz albo zostań, mnie nic do tego, ale lepiej zdecyduj się szyb-ko, bo wezwę policję! Pani McGursky chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, alew tym momencie zauważyła, że Eddie stoi tam w samych majtkach.Dorzuciła: A ty, Eddie, jesteś nieprzyzwoity! po czym znikła za drzwiami.Jak kukuł-ka zegara.Eddie spojrzał na Henry ego.Ten na niego. Wygląda jak cherubinekz nadwagą powiedział ściszonym głosem Henry i obaj ryknęli śmiechem, ści-skali się i klepali po plecach, a potem Henry wrócił do mieszkania i jakieś dwatygodnie pózniej Eddie też wąchał proszek.Nie mógł zrozumieć, o co robił ty-le hałasu, do diabła, przecież to tylko wąchanie, cholera.Byłeś po tym na luzie,a jak mówił Henry (którego Eddie w końcu uznał za wielkiego mędrca i wybit-nego ćpuna), skoro ten świat najwidoczniej zmierza prosto do piekła, czy jest cośzłego w tym, że człowiek chce się oderwać od wszystkiego?Minęło trochę czasu.Eddie nie powiedział ile.Rewolwerowiec nie pytał.Po-dejrzewał, że Eddie wiedział, iż można znalezć tysiące pretekstów, żeby się ode-rwać od wszystkiego, i panował nad nałogiem.Henry też jakoś kontrolował swój.Nie tak dobrze jak Eddie, ale wystarczająco, by zupełnie się nie stoczyć.Dlategoże czy Eddie zdawał sobie z tego sprawę, czy nie (w głębi serca Roland sądził,że raczej tak) to Henry musiał znać prawdę: bracia zamienili się rolami.TerazEddie trzymał Henry ego za rękę.Przyszedł taki dzień, w którym Eddie przyłapał Henry ego nie na wąchaniu,lecz wstrzykiwaniu.Doszło do następnej histerycznej awantury, będącej niemaldokładną kopią pierwszej, tylko tym razem nie na korytarzu, ale w sypialni Hen-ry ego.Zakończyła się prawie dokładnie tak samo: Henry płakał i bronił się w tennieznośny, wypróbowany sposób: Eddie ma rację, Henry nie nadaje się do życia,nie nadaje się nawet do wyjadania resztek z rynsztoka.Pójdzie sobie.Eddie już133nigdy go nie zobaczy.Ma tylko nadzieję, że będzie pamiętał o.Opowieść przeszła w monotonny pomruk, niewiele różniący się od odgłosunadciągających i załamujących się na plaży fal.Roland znał tę historię i nie odzy-wał się.To Eddie jej nie znał i to Eddiemu rozjaśniło się w głowie po raz pierwszyod dziesięciu czy iluś tam lat.Nie opowiadał tej historii Rolandowi.Opowiadał jąsobie.W porządku.Rewolwerowiec uznał, że czasu mają dość.Można go wypełnićrozmową.Eddie powiedział, że w koszmarnych snach widywał kolano Henry ego, tęposzarpaną bliznę biegnącą przez pół nogi.Oczywiście teraz, kiedy rana już sięwygoiła, Henry prawie nie utykał.chyba że się kłócili wtedy od razu mu siępogarszało.Eddiego dręczyły wszystkie te rzeczy, z których Henry zrezygnowałdla niego, a także bardziej praktyczny aspekt problemu Henry nie przetrwał-by w mieście.Byłby jak królik wypuszczony w dżungli pełnej tygrysów.Zdanytylko na siebie, Henry przed upływem tygodnia wylądowałby w więzieniu lub naprzymusowym odwyku.Dlatego błagał, i Henry w końcu łaskawie zgodził się pozostać i sześć miesię-cy pózniej Eddie też zaczął sobie dawać w żyłę [ Pobierz całość w formacie PDF ]