[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sądzę, że jeśli zdołam dowieśćim, że obie istnieją w jednym ciele, dojdzie do konfrontacji.Tylko jak to zrobić?Nie spał przez całą długą noc i chociaż czuł, że coraz bardziej gorączkuje, nieznalazł odpowiedzi na to pytanie.* * *Eddie zbudził się tuż przed świtem i zobaczył rewolwerowca, który siedział,owinięty w koce niczym Indianin, w pobliżu popiołów wieczornego ogniska.Do-łączył do niego. Jak się czujesz? zapytał ściszonym głosem.Władczyni jeszcze spała w pętach, chociaż czasem poruszała się, mamrotałacoś i jęczała przez sen. Dobrze.Eddie obrzucił go badawczym spojrzeniem. Wcale nie wyglądasz dobrze. Dzięki, Eddie odparł sucho rewolwerowiec. Trzęsiesz się. To minie.Władczyni poruszyła się i jęknęła tym razem wymamrotała coś, co prawieudało się zrozumieć.Brzmiało to jak Oxford. Boże, niedobrze mi się robi, jak widzę ją taką związaną mruknął Eddie. Jak cielę w oborze. Wkrótce się ocknie.Może rozwiążemy ją, gdy to nastąpi.Słowa te były wyrazem nadziei na to, że gdy Władczyni otworzy oczy, powitaich spokojne, choć lekko zdumione spojrzenie Odetty Holmes.Piętnaście minut pózniej, kiedy pierwsze promienie słońca oświetliły wzgó-198rza, oczy kobiety rzeczywiście się otworzyły, nie było w nich jednak spokojuOdetty Holmes.Wyrażały szaleństwo Detty Walker. Ile razy mnie zgwałciliście, kiedy byłam nieprzytomna? zapytała.Cipę mam śliską i nabrzmiałą, jakby ktoś wetknął w nią kilka tych białych sznur-ków, które wy, zasrane matkojeby, nazywacie fiutami.Roland westchnął. Chodzmy rzekł i skrzywił się, wstając. Nigdzie nie idę z białasami, matkojebie prychnęła Detta. Ależ pójdziesz mruknął Eddie. Strasznie mi przykro, moja droga. Niby dokąd? Cóż odparł Eddie za drzwiami numer jeden nie było zbyt miło, a zadrzwiami numer dwa okazało się jeszcze gorzej, tak więc teraz, zamiast dać sobiespokój, jak normalni ludzie, zamierzamy wypróbować drzwi numer trzy.z do-tychczasowych doświadczeń wynika, że pewnie spotkamy za nimi coś w rodzajuGodzilli lub Trzygłowego Potwora, ale jestem optymistą.Wciąż mam nadzieję,że natrafię na komplet naczyń z nierdzewnej stali. Ja nie idę. Idziesz i już oświadczył Eddie i zajął miejsce za jej wózkiem.Znówzaczęła się szamotać, lecz węzły zawiązał rewolwerowiec i szarpiąc się, tylkozacisnęła je silniej.Wkrótce zdała sobie z tego sprawę i przerwała szamotaninę.Miała w sobie dużo jadu, ale na pewno nie była głupia.Spojrzała przez ramię naEddiego i uśmiechnęła się tak, że cofnął się o krok.Ujrzał chyba najpaskudniejszygrymas, jaki kiedykolwiek widział na ludzkiej twarzy. Cóż, może pójdę z wami kawałek stwierdziła ale nie tak daleko, jakmyślisz, białasie.I na pewno nie tak szybko, jak sądzisz. Co chciałaś przez to powiedzieć?Znów ten szyderczy uśmiech. Przekonasz się, białasie. Obrzuciła rewolwerowca pałającym, lecz trzez-wym spojrzeniem. Obaj się przekonacie.Eddie zacisnął dłonie na podobnych do kierownicy roweru uchwytach z tyłufotela i znów ruszyli na północ, teraz pozostawiając za sobą na tej pozornie bez-kresnej plaży nie tylko odciski stóp, ale i dwa blizniacze ślady kół wózka Wład-czyni.* * *To był koszmarny dzień.199Poruszając się po tak mało urozmaiconym terenie, trudno obliczyć przebytąodległość, lecz Eddie wiedział, że szli w żółwim tempie.I wiedział, kto jest za to odpowiedzialny.O tak. Obaj się przekonacie powiedziała Detta i zanim upłynęło pół godziny,zaczęli się przekonywać.Pchanie.To przede wszystkim.Pchanie wózka po sypkim piasku byłoby równie nie-możliwe jak jazda samochodem po głębokim, nieodgarniętym śniegu.Na tej pla-ży, z jej żwirowatą i twardą powierzchnią, pchanie wózka było możliwe, choćniełatwe.Chwilami toczył się dość gładko, chrzęszcząc na muszelkach i kamy-kach, które odskakiwały spod twardych gumowych koła potem trafiał na łachędrobniejszego piasku i Eddie musiał, stękając, pchać ze wszystkich sił, żeby po-konać ten odcinek wraz z ciężką pasażerką.Piach chciwie wsysał koła.Trzebabyło jednocześnie pchać i całym ciężarem ciała naciskać rączki fotela w dół, ina-czej przewróciłby się, rzucając przywiązaną do niego kobietę twarzą w piach.Detta chichotała, gdy starał się o to, by nie przewrócić jej. Dobrze się bawisz, słodziutki? pytała za każdym razem, gdy koła trafiałyna jedno z takich suchych miejsc.Kiedy rewolwerowiec usiłował przyjść mu z pomocą, Eddie odprawił gomachnięciem ręki. Jeszcze będziesz miał okazję powiedział. Zamienimy się. Myślę, że twoje kolejki będą znacznie dłuższe niż jego rozległ się głosw jego głowie. Wygląda na to, że wkrótce będzie miał pełne ręce roboty, żebysamemu utrzymać się na nogach, nie mówiąc o pchaniu fotela z tą kobietą.Nie,Eddie, obawiam się, że to twoja robota.To zemsta Pana Boga, wiesz? Tyle latbyłeś ćpunem i na co ci przyszło? Teraz popychasz towar.Parsknął śmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Sądzę, że jeśli zdołam dowieśćim, że obie istnieją w jednym ciele, dojdzie do konfrontacji.Tylko jak to zrobić?Nie spał przez całą długą noc i chociaż czuł, że coraz bardziej gorączkuje, nieznalazł odpowiedzi na to pytanie.* * *Eddie zbudził się tuż przed świtem i zobaczył rewolwerowca, który siedział,owinięty w koce niczym Indianin, w pobliżu popiołów wieczornego ogniska.Do-łączył do niego. Jak się czujesz? zapytał ściszonym głosem.Władczyni jeszcze spała w pętach, chociaż czasem poruszała się, mamrotałacoś i jęczała przez sen. Dobrze.Eddie obrzucił go badawczym spojrzeniem. Wcale nie wyglądasz dobrze. Dzięki, Eddie odparł sucho rewolwerowiec. Trzęsiesz się. To minie.Władczyni poruszyła się i jęknęła tym razem wymamrotała coś, co prawieudało się zrozumieć.Brzmiało to jak Oxford. Boże, niedobrze mi się robi, jak widzę ją taką związaną mruknął Eddie. Jak cielę w oborze. Wkrótce się ocknie.Może rozwiążemy ją, gdy to nastąpi.Słowa te były wyrazem nadziei na to, że gdy Władczyni otworzy oczy, powitaich spokojne, choć lekko zdumione spojrzenie Odetty Holmes.Piętnaście minut pózniej, kiedy pierwsze promienie słońca oświetliły wzgó-198rza, oczy kobiety rzeczywiście się otworzyły, nie było w nich jednak spokojuOdetty Holmes.Wyrażały szaleństwo Detty Walker. Ile razy mnie zgwałciliście, kiedy byłam nieprzytomna? zapytała.Cipę mam śliską i nabrzmiałą, jakby ktoś wetknął w nią kilka tych białych sznur-ków, które wy, zasrane matkojeby, nazywacie fiutami.Roland westchnął. Chodzmy rzekł i skrzywił się, wstając. Nigdzie nie idę z białasami, matkojebie prychnęła Detta. Ależ pójdziesz mruknął Eddie. Strasznie mi przykro, moja droga. Niby dokąd? Cóż odparł Eddie za drzwiami numer jeden nie było zbyt miło, a zadrzwiami numer dwa okazało się jeszcze gorzej, tak więc teraz, zamiast dać sobiespokój, jak normalni ludzie, zamierzamy wypróbować drzwi numer trzy.z do-tychczasowych doświadczeń wynika, że pewnie spotkamy za nimi coś w rodzajuGodzilli lub Trzygłowego Potwora, ale jestem optymistą.Wciąż mam nadzieję,że natrafię na komplet naczyń z nierdzewnej stali. Ja nie idę. Idziesz i już oświadczył Eddie i zajął miejsce za jej wózkiem.Znówzaczęła się szamotać, lecz węzły zawiązał rewolwerowiec i szarpiąc się, tylkozacisnęła je silniej.Wkrótce zdała sobie z tego sprawę i przerwała szamotaninę.Miała w sobie dużo jadu, ale na pewno nie była głupia.Spojrzała przez ramię naEddiego i uśmiechnęła się tak, że cofnął się o krok.Ujrzał chyba najpaskudniejszygrymas, jaki kiedykolwiek widział na ludzkiej twarzy. Cóż, może pójdę z wami kawałek stwierdziła ale nie tak daleko, jakmyślisz, białasie.I na pewno nie tak szybko, jak sądzisz. Co chciałaś przez to powiedzieć?Znów ten szyderczy uśmiech. Przekonasz się, białasie. Obrzuciła rewolwerowca pałającym, lecz trzez-wym spojrzeniem. Obaj się przekonacie.Eddie zacisnął dłonie na podobnych do kierownicy roweru uchwytach z tyłufotela i znów ruszyli na północ, teraz pozostawiając za sobą na tej pozornie bez-kresnej plaży nie tylko odciski stóp, ale i dwa blizniacze ślady kół wózka Wład-czyni.* * *To był koszmarny dzień.199Poruszając się po tak mało urozmaiconym terenie, trudno obliczyć przebytąodległość, lecz Eddie wiedział, że szli w żółwim tempie.I wiedział, kto jest za to odpowiedzialny.O tak. Obaj się przekonacie powiedziała Detta i zanim upłynęło pół godziny,zaczęli się przekonywać.Pchanie.To przede wszystkim.Pchanie wózka po sypkim piasku byłoby równie nie-możliwe jak jazda samochodem po głębokim, nieodgarniętym śniegu.Na tej pla-ży, z jej żwirowatą i twardą powierzchnią, pchanie wózka było możliwe, choćniełatwe.Chwilami toczył się dość gładko, chrzęszcząc na muszelkach i kamy-kach, które odskakiwały spod twardych gumowych koła potem trafiał na łachędrobniejszego piasku i Eddie musiał, stękając, pchać ze wszystkich sił, żeby po-konać ten odcinek wraz z ciężką pasażerką.Piach chciwie wsysał koła.Trzebabyło jednocześnie pchać i całym ciężarem ciała naciskać rączki fotela w dół, ina-czej przewróciłby się, rzucając przywiązaną do niego kobietę twarzą w piach.Detta chichotała, gdy starał się o to, by nie przewrócić jej. Dobrze się bawisz, słodziutki? pytała za każdym razem, gdy koła trafiałyna jedno z takich suchych miejsc.Kiedy rewolwerowiec usiłował przyjść mu z pomocą, Eddie odprawił gomachnięciem ręki. Jeszcze będziesz miał okazję powiedział. Zamienimy się. Myślę, że twoje kolejki będą znacznie dłuższe niż jego rozległ się głosw jego głowie. Wygląda na to, że wkrótce będzie miał pełne ręce roboty, żebysamemu utrzymać się na nogach, nie mówiąc o pchaniu fotela z tą kobietą.Nie,Eddie, obawiam się, że to twoja robota.To zemsta Pana Boga, wiesz? Tyle latbyłeś ćpunem i na co ci przyszło? Teraz popychasz towar.Parsknął śmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]