[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Szykujcie się, chłopaki!” - syknął Sonny.LeBay wsiadł do wozu i cofnął go, tak jak zwykle.Dopisywało nam szczęście, bo przystanął na chwilę, żeby zapalić papierosa.Doskoczyliśmy wtedy szybko, złapaliśmy za tylny zderzak i podnieśliśmy kufer tak, że tylne koła zawisły w powietrzu.Gdyby teraz chciał ruszyć jak zawsze, pryskając żwirem i w ogóle, nie ruszyłby nawet o centymetr, a koła kręciłyby się w miejscu jak szalone, rozumiesz?- Tak - odparłem.To naprawdę był dziecinny dowcip.Podobne robiliśmy od czasu do czasu po szkolnej dyskotece, a kiedyś postawiliśmy na cegłach samochód trenera Puffera, tak że koła napędzanej osi w ogóle nie dotykały ziemi.- Spotkała nas jednak niespodzianka.Na razie w porządku: LeBay zapalił papierosa, a potem włączył radio.To też wszystkich nas strasznie wkurwiało: ciągle słuchał rock and rolla, jakby był jakimś cholernym gówniarzem, a nie stetryczałym staruchem na zasiłku dla niedołężnych.Wreszcie wrzucił bieg.Nie widzieliśmy tego, bo wszyscy byliśmy schyleni, żeby nas nie zauważył, ale pamiętam, że Sonny Bellerman zachichotał i zapytał: „W górze, chłopcy?”, a ja mu na to: „Tak samo jak i twój kutas, Bellerman”.On jeden naprawdę zdrowo ucierpiał.Wszystko przez obrączkę.Ale przysięgam na Boga, koła były w górze! Podnieśliśmy kufer plymoutha co najmniej na dziesięć centymetrów nad ziemię.- I co się stało? - zapytałem, choć mogłem się już mniej więcej domyślić.- Co się stało? Ruszył jak zwykle, oto, co się stało! Zupełnie jakby stał czterema kołami na ziemi.Strzelił nam w gęby szprycą żwiru i wyrwał zderzak z rąk, a razem z nim po pół metra skóry.Bellermanowi urwało prawie cały środkowy palec, bo zahaczył o coś obrączką.A zaraz potem usłyszeliśmy śmiech LeBaya, jakby doskonale wiedział, co się stało.Mógł nas zobaczyć z okna klozetu po tym, jak przestał drzeć mordę na Poochiego.Na tym skończyła się jego kariera w Legionie.Wysłaliśmy mu list z informacją, że nie chcemy, by do nas należał, i zaraz potem wypisał się.A żeby było zabawniej, to zaraz po tym, jak kojfnął, Sonny Bellerman zaproponował na zebraniu, żeby urządzić mu przyzwoity pogrzeb.„Jasne” - powiedział – „był z niego cholerny sukinsyn, ale walczył na wojnie tak jak my, więc chyba należy mu się ostatnia posługa, prawda?” Urządziliśmy mu więc ten pochówek, choć ja osobiście wcale nie jestem przekonany, że mu się należał.Chyba nigdy nie będę takim dobrym chrześcijaninem, jak Sonny.- Widocznie nie podnieśliście kół wystarczająco wysoko - zauważyłem, myśląc jednocześnie o tym, co się stało z chłopcami, którzy w listopadzie zdemolowali Christine.Stracili znacznie więcej niż trochę skóry z palców.- Jasne, że podnieśliśmy - odparł McCandless.- Ta szpryca wystrzeliła spod przednich kół.Do dzisiaj nie mam pojęcia, jak on to zrobił.Właśnie dlatego mówię, że to zupełnie niesamowita historia.Gerry Barlow - też był wtedy z nami - twierdzi, że LeBay wsadził w nią napęd na dwie osie, ale mnie się wydaje, że to się nie da zrobić.- Chyba nie - potwierdziłem.- No właśnie.O, cholera! Przegadałem prawie całą przerwę, chłopcze.Muszę jeszcze wlać w siebie trochę kawy, zanim znowu zacznie się kołowrót.Prześlę ci ten adres, jeśli go mamy.Jestem prawie pewien, że tak.- Dziękuję panu.- Nie ma sprawy, Dennis.Uważaj na siebie.- Jasne.Naprzód, ale na czworakach, zgadza się?Parsknął śmiechem.- Tak właśnie mawialiśmy w Piątym Batalionie.Odłożyłem powoli słuchawkę myśląc o samochodach, które ruszały z miejsca, mimo że ich napędzane koła nie stykały się z gruntem.Trochę niesamowite.Jak cholera, nie trochę, a McCandless wciąż miał blizny na rękach na potwierdzenie swojej historii.Przypomniało mi to coś, co powiedział George LeBay: jemu również brat zostawił na pamiątkę bliznę.Jego blizna z upływem lat stawała się coraz większa.45.SYLWESTERTen wspaniały młody człowiek spotkał śmierć w swym samochodzie -Nikt nie wie, jak to się stało.Wrzaski opon, piski ognia, śmierć znów była niezawodna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.„Szykujcie się, chłopaki!” - syknął Sonny.LeBay wsiadł do wozu i cofnął go, tak jak zwykle.Dopisywało nam szczęście, bo przystanął na chwilę, żeby zapalić papierosa.Doskoczyliśmy wtedy szybko, złapaliśmy za tylny zderzak i podnieśliśmy kufer tak, że tylne koła zawisły w powietrzu.Gdyby teraz chciał ruszyć jak zawsze, pryskając żwirem i w ogóle, nie ruszyłby nawet o centymetr, a koła kręciłyby się w miejscu jak szalone, rozumiesz?- Tak - odparłem.To naprawdę był dziecinny dowcip.Podobne robiliśmy od czasu do czasu po szkolnej dyskotece, a kiedyś postawiliśmy na cegłach samochód trenera Puffera, tak że koła napędzanej osi w ogóle nie dotykały ziemi.- Spotkała nas jednak niespodzianka.Na razie w porządku: LeBay zapalił papierosa, a potem włączył radio.To też wszystkich nas strasznie wkurwiało: ciągle słuchał rock and rolla, jakby był jakimś cholernym gówniarzem, a nie stetryczałym staruchem na zasiłku dla niedołężnych.Wreszcie wrzucił bieg.Nie widzieliśmy tego, bo wszyscy byliśmy schyleni, żeby nas nie zauważył, ale pamiętam, że Sonny Bellerman zachichotał i zapytał: „W górze, chłopcy?”, a ja mu na to: „Tak samo jak i twój kutas, Bellerman”.On jeden naprawdę zdrowo ucierpiał.Wszystko przez obrączkę.Ale przysięgam na Boga, koła były w górze! Podnieśliśmy kufer plymoutha co najmniej na dziesięć centymetrów nad ziemię.- I co się stało? - zapytałem, choć mogłem się już mniej więcej domyślić.- Co się stało? Ruszył jak zwykle, oto, co się stało! Zupełnie jakby stał czterema kołami na ziemi.Strzelił nam w gęby szprycą żwiru i wyrwał zderzak z rąk, a razem z nim po pół metra skóry.Bellermanowi urwało prawie cały środkowy palec, bo zahaczył o coś obrączką.A zaraz potem usłyszeliśmy śmiech LeBaya, jakby doskonale wiedział, co się stało.Mógł nas zobaczyć z okna klozetu po tym, jak przestał drzeć mordę na Poochiego.Na tym skończyła się jego kariera w Legionie.Wysłaliśmy mu list z informacją, że nie chcemy, by do nas należał, i zaraz potem wypisał się.A żeby było zabawniej, to zaraz po tym, jak kojfnął, Sonny Bellerman zaproponował na zebraniu, żeby urządzić mu przyzwoity pogrzeb.„Jasne” - powiedział – „był z niego cholerny sukinsyn, ale walczył na wojnie tak jak my, więc chyba należy mu się ostatnia posługa, prawda?” Urządziliśmy mu więc ten pochówek, choć ja osobiście wcale nie jestem przekonany, że mu się należał.Chyba nigdy nie będę takim dobrym chrześcijaninem, jak Sonny.- Widocznie nie podnieśliście kół wystarczająco wysoko - zauważyłem, myśląc jednocześnie o tym, co się stało z chłopcami, którzy w listopadzie zdemolowali Christine.Stracili znacznie więcej niż trochę skóry z palców.- Jasne, że podnieśliśmy - odparł McCandless.- Ta szpryca wystrzeliła spod przednich kół.Do dzisiaj nie mam pojęcia, jak on to zrobił.Właśnie dlatego mówię, że to zupełnie niesamowita historia.Gerry Barlow - też był wtedy z nami - twierdzi, że LeBay wsadził w nią napęd na dwie osie, ale mnie się wydaje, że to się nie da zrobić.- Chyba nie - potwierdziłem.- No właśnie.O, cholera! Przegadałem prawie całą przerwę, chłopcze.Muszę jeszcze wlać w siebie trochę kawy, zanim znowu zacznie się kołowrót.Prześlę ci ten adres, jeśli go mamy.Jestem prawie pewien, że tak.- Dziękuję panu.- Nie ma sprawy, Dennis.Uważaj na siebie.- Jasne.Naprzód, ale na czworakach, zgadza się?Parsknął śmiechem.- Tak właśnie mawialiśmy w Piątym Batalionie.Odłożyłem powoli słuchawkę myśląc o samochodach, które ruszały z miejsca, mimo że ich napędzane koła nie stykały się z gruntem.Trochę niesamowite.Jak cholera, nie trochę, a McCandless wciąż miał blizny na rękach na potwierdzenie swojej historii.Przypomniało mi to coś, co powiedział George LeBay: jemu również brat zostawił na pamiątkę bliznę.Jego blizna z upływem lat stawała się coraz większa.45.SYLWESTERTen wspaniały młody człowiek spotkał śmierć w swym samochodzie -Nikt nie wie, jak to się stało.Wrzaski opon, piski ognia, śmierć znów była niezawodna [ Pobierz całość w formacie PDF ]