[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kapralu Nobbs — wysapał.— Dlaczego kopiecie leżących?- Tak jest bezpieczniej - wyjaśnił Nobby.Nobby'emu już dawno wytłumaczono, na czym polega uczciwa walka i że nie należy bić pokonanego przeciwnika.Twórczo przemyślał te reguły w odniesieniu do kogoś mającego cztery stopy wzrostu i mięśnie napięte jak cienka gumka.- Przestańcie.Udzielicie tym opryszkom napomnienia.- Ale jak, sir?- No więc.- Kapitan zastanowił się.Nie miał pomysłu.Nigdy jeszcze tego nie robił.- Wykonajcie polecenie — warknął.- Czy stale muszę wam wszystko tłumaczyć?Nobby został sam na schodach.Pomrukiwanie i jęki w sali wskazywały, że ludzie zaczynają się budzić.Nobby myślał szybko.Pogroził cienkim jak słomka palcem.- Niech to będzie dla was nauczką - powiedział.- Nie róbcie tego więcej.I rzucił się do ucieczki.W mroku pośród krokwi bibliotekarz w zadumie poskrobał się po głowie.Życie okazało się pełne niespodzianek.Miał zamiar z zainteresowaniem śledzić rozwój wypadków.Zamyślony, obrał stopami orzeszka, zakołysał się i zniknął w ciemności.***Najwyższy Wielki Mistrz wzniósł ręce.- Czy Kadzielnice Przeznaczenia zostały rytualnie oczyszczone, aby wszelkie Złe i Nie Skupione Myśli mogły być wygnane z tego Uświęconego Kręgu?- Jasne.Najwyższy Wielki Mistrz opuścił ręce.- Jasne? - powtórzył.- Jasne - potwierdził z satysfakcją brat Szambownik.- Sam to załatwiłem.- Powinieneś powiedzieć: Tak, o Najwyższy - upomniał go Najwyższy Wielki Mistrz.- Ile razy mam ci powtarzać, że jeśli nie okażesz odrobiny entuzjazmu.- Tak jest, masz słuchać, co ci mówi Najwyższy Wielki Mistrz - wtrącił brat Strażnica, spoglądając gniewnie na nieposłusznego brata.- Przez parę godzin czyściłem te kadzielnice - mruczał brat Szambownik.- Mówcie dalej, proszę, o Najwyższy Wielki Mistrzu - przerwał mu brat Strażnica.- Doskonale — zgodził się Najwyższy Wielki Mistrz.- Dzisiaj spróbujemy dokonać kolejnego próbnego przywołania.Ufam, że przynieśliście odpowiednie surowce, bracia?-.szorowałem i szorowałem, a teraz nawet mi nie podziękują…- Wszystko poukładane, Najwyższy Wielki Mistrzu - zapewniłbrat Strażnica.Istotnie; Wielki Mistrz musiał przyznać, że tym razem bracia wyraźnie przyłożyli się do pracy.Najlepsze miejsce przypadło świetlnemu szyldowi tawerny, którego usunięcie, pomyślał Wielki Mistrz, powinno wzbudzić jakąś reakcję okolicznych mieszkańców.W tej chwili E miało kolor upiornie różowy i na przemian zapalało się i gasło.- Ja to zdobyłem - oświadczył z dumą brat Strażnica.- Myśleli, że naprawiam albo co, aleja wyciągnąłem śrubokręt i.- Dobra robota - pochwalił go Najwyższy Wielki Mistrz.- Dowodzi inicjatywy.- Dziękuję, Najwyższy Wielki Mistrzu - rozpromienił się brat Strażnica.-.palce sobie pozdzierałem do krwi, całe są czerwone i popękane.A jeszcze nie oddali mi tych trzech dolarów, nikt nawet nie powiedział.- Teraz - rzekł Najwyższy Wielki Mistrz, zerkając do księgi -zapoczątkujemy rozpoczęcie.Zamknij się, bracie Szambowniku.***Każde miasto w multiversum ma dzielnicę podobną do Mroków w Ankh-Morpork.Zwykle jest to najstarsza cześć, gdzie ulice wiernie podążają wzdłuż oryginalnych szlaków średniowiecznych krów idących do wodopoju, a nazywają się Rzeźnicza, Gawronią czy Zaułek Sniggsa.Tak właśnie wygląda większa część Ankh-Morpork.Ale Mroki są takie jeszcze bardziej -jak rodzaj czarnej dziury w przesiąkającym mury bezprawiu.Ujmijmy to tak: nawet przestępcy bali się tam chodzić ulicami.Straż nie stawiała tam nawet stopy.Całkiem przypadkiem stawiała tam stopy właśnie teraz.Niezbyt pewne stopy.Mieli za sobą ciężką noc i okres uspokajania nerwów.W tej chwili zyskali pewną stabilność - każdy z czwórki polegał na trzech kolegach, że utrzymają go w pionie i na właściwym kursie.Kapitan Vimes oddał butelkę sierżantowi.- Wstyd mi, mi, mi.- Zastanowił się chwilę.- Za was - dokończył.- Pijany prze- prze- prze- przed przełożonym.Sierżant spróbował odpowiedzieć, ale wydobył z siebie tylko ciąg esów.- Odprowadzicie się do aresztu.- Kapitan Vimes odbił się od ściany i surowym wzrokiem zmierzył cegły.- Ten mur mnie zaatakował - oznajmił.- Ha! Myślisz, że taki z ciebie twardziel? Jestem przedstawicielem prawa, wyobraź sobie, a my nie- nie.Mrugnął powoli raz czy dwa.- Co takiego my nie, sierżancie? - zapytał.- Nie narażamy się? - podpowiedział Colon.- Nie, to drugie.Mniejsza z tym.W każdym razie nikomu.-Niewyraźne obrazy przesuwały się w myślach: pokój pełen kryminalistów, ludzi, którzy z niego drwili, których samo istnienie go obrażało i złościło od lat, a teraz leżeli na podłodze i jęczeli.Nie był pewien, jak do tego doszło, ale jakaś niemal zapomniana część osobowości, jakiś o wiele młodszy Vimes w jasnym, lśniącym półpancerzu i z wielkimi ambicjami, Vimes, którego uważał za dawno utopionego w alkoholu, nagle się ocknął.- Coś, coś, coś, coś wam powiem, sierżancie, co? - zaproponował.- Sir.Wszyscy czterej odbili się łagodnie od kolejnego muru i podjęli wolny marsz.Przypominali kraba.- To miasto.To miasto.To miasto, sierżancie.To miasto jest, jest, no, jest Kobietą, sierżancie.Właśnie.Kobietą, sierżancie.Starą, zaniedbaną ślicznotą.Ale kiedy się w niej zakochacie, wtedy, wtedy, wtedy da wam kopa w zęby.- Niby kobietą? - powtórzył Colon.Myślowy wysiłek wykrzywił mu spoconą twarz.- Ale jest na osiem mil szerokie, sir.I ma w środku rzekę.I jeszcze dużo domów i takich różnych, sir - tłumaczył rozsądnie.- Zaraz, zaraz, zaraz.- Vimes niepewnie pogroził sierżantowi palcem.— Nigdy nie nie nie mówiłem, że to mała kobieta, prawda? Bądźcie uczciwy.Machnął butelką.Kolejna przypadkowa myśl eksplodowała w pianie jego umysłu.- W każdym razie pokazaliśmy im - stwierdził z dumą, kiedy we czterech zaczęli na ukos wędrować w stronę przeciwnego muru.— Daliśmy im szkołę.Długo zapamiętają tę lekcję, co?- Pewno - zgodził się sierżant, choć bez entuzjazmu.Wciąż się zastanawiał nad życiem seksualnym zwierzchnika.Ale Vimesa ogarnął nastrój, w którym nie potrzebował zachęty.- Ha! - wrzasnął w stronę ciemnych zaułków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Kapralu Nobbs — wysapał.— Dlaczego kopiecie leżących?- Tak jest bezpieczniej - wyjaśnił Nobby.Nobby'emu już dawno wytłumaczono, na czym polega uczciwa walka i że nie należy bić pokonanego przeciwnika.Twórczo przemyślał te reguły w odniesieniu do kogoś mającego cztery stopy wzrostu i mięśnie napięte jak cienka gumka.- Przestańcie.Udzielicie tym opryszkom napomnienia.- Ale jak, sir?- No więc.- Kapitan zastanowił się.Nie miał pomysłu.Nigdy jeszcze tego nie robił.- Wykonajcie polecenie — warknął.- Czy stale muszę wam wszystko tłumaczyć?Nobby został sam na schodach.Pomrukiwanie i jęki w sali wskazywały, że ludzie zaczynają się budzić.Nobby myślał szybko.Pogroził cienkim jak słomka palcem.- Niech to będzie dla was nauczką - powiedział.- Nie róbcie tego więcej.I rzucił się do ucieczki.W mroku pośród krokwi bibliotekarz w zadumie poskrobał się po głowie.Życie okazało się pełne niespodzianek.Miał zamiar z zainteresowaniem śledzić rozwój wypadków.Zamyślony, obrał stopami orzeszka, zakołysał się i zniknął w ciemności.***Najwyższy Wielki Mistrz wzniósł ręce.- Czy Kadzielnice Przeznaczenia zostały rytualnie oczyszczone, aby wszelkie Złe i Nie Skupione Myśli mogły być wygnane z tego Uświęconego Kręgu?- Jasne.Najwyższy Wielki Mistrz opuścił ręce.- Jasne? - powtórzył.- Jasne - potwierdził z satysfakcją brat Szambownik.- Sam to załatwiłem.- Powinieneś powiedzieć: Tak, o Najwyższy - upomniał go Najwyższy Wielki Mistrz.- Ile razy mam ci powtarzać, że jeśli nie okażesz odrobiny entuzjazmu.- Tak jest, masz słuchać, co ci mówi Najwyższy Wielki Mistrz - wtrącił brat Strażnica, spoglądając gniewnie na nieposłusznego brata.- Przez parę godzin czyściłem te kadzielnice - mruczał brat Szambownik.- Mówcie dalej, proszę, o Najwyższy Wielki Mistrzu - przerwał mu brat Strażnica.- Doskonale — zgodził się Najwyższy Wielki Mistrz.- Dzisiaj spróbujemy dokonać kolejnego próbnego przywołania.Ufam, że przynieśliście odpowiednie surowce, bracia?-.szorowałem i szorowałem, a teraz nawet mi nie podziękują…- Wszystko poukładane, Najwyższy Wielki Mistrzu - zapewniłbrat Strażnica.Istotnie; Wielki Mistrz musiał przyznać, że tym razem bracia wyraźnie przyłożyli się do pracy.Najlepsze miejsce przypadło świetlnemu szyldowi tawerny, którego usunięcie, pomyślał Wielki Mistrz, powinno wzbudzić jakąś reakcję okolicznych mieszkańców.W tej chwili E miało kolor upiornie różowy i na przemian zapalało się i gasło.- Ja to zdobyłem - oświadczył z dumą brat Strażnica.- Myśleli, że naprawiam albo co, aleja wyciągnąłem śrubokręt i.- Dobra robota - pochwalił go Najwyższy Wielki Mistrz.- Dowodzi inicjatywy.- Dziękuję, Najwyższy Wielki Mistrzu - rozpromienił się brat Strażnica.-.palce sobie pozdzierałem do krwi, całe są czerwone i popękane.A jeszcze nie oddali mi tych trzech dolarów, nikt nawet nie powiedział.- Teraz - rzekł Najwyższy Wielki Mistrz, zerkając do księgi -zapoczątkujemy rozpoczęcie.Zamknij się, bracie Szambowniku.***Każde miasto w multiversum ma dzielnicę podobną do Mroków w Ankh-Morpork.Zwykle jest to najstarsza cześć, gdzie ulice wiernie podążają wzdłuż oryginalnych szlaków średniowiecznych krów idących do wodopoju, a nazywają się Rzeźnicza, Gawronią czy Zaułek Sniggsa.Tak właśnie wygląda większa część Ankh-Morpork.Ale Mroki są takie jeszcze bardziej -jak rodzaj czarnej dziury w przesiąkającym mury bezprawiu.Ujmijmy to tak: nawet przestępcy bali się tam chodzić ulicami.Straż nie stawiała tam nawet stopy.Całkiem przypadkiem stawiała tam stopy właśnie teraz.Niezbyt pewne stopy.Mieli za sobą ciężką noc i okres uspokajania nerwów.W tej chwili zyskali pewną stabilność - każdy z czwórki polegał na trzech kolegach, że utrzymają go w pionie i na właściwym kursie.Kapitan Vimes oddał butelkę sierżantowi.- Wstyd mi, mi, mi.- Zastanowił się chwilę.- Za was - dokończył.- Pijany prze- prze- prze- przed przełożonym.Sierżant spróbował odpowiedzieć, ale wydobył z siebie tylko ciąg esów.- Odprowadzicie się do aresztu.- Kapitan Vimes odbił się od ściany i surowym wzrokiem zmierzył cegły.- Ten mur mnie zaatakował - oznajmił.- Ha! Myślisz, że taki z ciebie twardziel? Jestem przedstawicielem prawa, wyobraź sobie, a my nie- nie.Mrugnął powoli raz czy dwa.- Co takiego my nie, sierżancie? - zapytał.- Nie narażamy się? - podpowiedział Colon.- Nie, to drugie.Mniejsza z tym.W każdym razie nikomu.-Niewyraźne obrazy przesuwały się w myślach: pokój pełen kryminalistów, ludzi, którzy z niego drwili, których samo istnienie go obrażało i złościło od lat, a teraz leżeli na podłodze i jęczeli.Nie był pewien, jak do tego doszło, ale jakaś niemal zapomniana część osobowości, jakiś o wiele młodszy Vimes w jasnym, lśniącym półpancerzu i z wielkimi ambicjami, Vimes, którego uważał za dawno utopionego w alkoholu, nagle się ocknął.- Coś, coś, coś, coś wam powiem, sierżancie, co? - zaproponował.- Sir.Wszyscy czterej odbili się łagodnie od kolejnego muru i podjęli wolny marsz.Przypominali kraba.- To miasto.To miasto.To miasto, sierżancie.To miasto jest, jest, no, jest Kobietą, sierżancie.Właśnie.Kobietą, sierżancie.Starą, zaniedbaną ślicznotą.Ale kiedy się w niej zakochacie, wtedy, wtedy, wtedy da wam kopa w zęby.- Niby kobietą? - powtórzył Colon.Myślowy wysiłek wykrzywił mu spoconą twarz.- Ale jest na osiem mil szerokie, sir.I ma w środku rzekę.I jeszcze dużo domów i takich różnych, sir - tłumaczył rozsądnie.- Zaraz, zaraz, zaraz.- Vimes niepewnie pogroził sierżantowi palcem.— Nigdy nie nie nie mówiłem, że to mała kobieta, prawda? Bądźcie uczciwy.Machnął butelką.Kolejna przypadkowa myśl eksplodowała w pianie jego umysłu.- W każdym razie pokazaliśmy im - stwierdził z dumą, kiedy we czterech zaczęli na ukos wędrować w stronę przeciwnego muru.— Daliśmy im szkołę.Długo zapamiętają tę lekcję, co?- Pewno - zgodził się sierżant, choć bez entuzjazmu.Wciąż się zastanawiał nad życiem seksualnym zwierzchnika.Ale Vimesa ogarnął nastrój, w którym nie potrzebował zachęty.- Ha! - wrzasnął w stronę ciemnych zaułków [ Pobierz całość w formacie PDF ]