[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyprostowali mu język, aby nie zamykał już krtani, otworzyli mu oczy, nacierając lekko powieki, po czym obmyli go letnią wodą.Nie upłynęło pięć minut, gdy Sitama odetchnął głęboko.Dłuższą chwilę pozostał jeszcze nieruchomy, potem wstał nagle, tocząc dokoła siebie błędnym spojrzeniem.Spostrzegł radżputów, Indriego, Toby'ego i wreszcie Dhundię.- Gdzie jestem? - zapytał zdławionym głosem.- W naszych rękach - odparł Toby szyderczo.- To brzydka niespodzianka, nieprawda, Sitamo?- Koh-i-Nur! - ryknął fakir, szukając wstęgi, której już nie miał na sobie.- Nie obawiaj się, jest bezpieczny.Sitama przeszył Dhundię jadowitym spojrzeniem.- Nędzniku! - krzyknął.- Zdradziłeś mnie!.- Albo raczej wszyscy zostaliśmy zdradzeni - odparł Dhundia - bo ja także jestem więźniem i nie wiem, czy ujdę z życiem.- A Barwani?- Zginął - odpowiedział Toby.- Bądźcie przeklęci przez Śiwę!- Dziękuję, ale Śiwa jest tak daleko i tak zajęty, że nie myśli w tej chwili o nas - odrzekł myśliwy, nie przestając szydzić.- Zwiążcie tych dwóch zbójów i wracajmy do Pannahu.Zadanie nasze jest skończone.Rozdział XXXI - Ucieczka fakiraPoleciwszy żołnierzom granicznym, aby pochowali trupy, które zaczynały się już rozkładać, Toby, Indri i towarzysze, eskortowani przez radżputów, opuścili wkrótce potem grobowiec rani, aby powrócić do Pannahu, gdzie ich oczekiwał radża.Dhundię i Sitamę, przygnębionych i ponurych, umieszczono pomiędzy żołnierzami eskorty, ażeby uniemożliwić im ucieczkę.Dla większej ostrożności przywiązano ich mocno do siodeł koni.W cztery godziny później, to jest na krótko przed zachodem słońca, oddział wkroczył do Pannahu i udał się natychmiast do pałacu książęcego.Radża, uprzedzony o ich powrocie, oczekiwał przybyszy w sali tronowej, otoczony ministrami i faworytami.- Jestem zadowolony, że widzę was powracających jako zwycięzców - rzekł, ściskając rękę Toby'ego i Indriego.- Byłoby mi niewymownie żal, gdyby Koh-i-Nur pozostał w ręku tych łotrów.- Nikt nam go już nie odbierze, Wasza Wysokość - odparł Toby.- Dakoci zostali wszyscy zabici, z wyjątkiem dwóch.- Których mi wydacie, abym ich ukarał, jak zasługują - rzekł radża.Wyświadczyliście mi ogromną przysługę, uwalniając moje państwo od tych niebezpiecznych zbójów, którzy od pewnego czasu dopuszczali się licznych zbrodni.- Zostawimy Waszej Wysokości tylko jednego, gdyż obiecaliśmy naszemu byłemu towarzyszowi, że zostanie osądzony przez gaikwara Barody.- Kiedy wyjeżdżacie?- Jutro rano - rzekł Indri.- Spieszno nam wrócić do Barody.- Rozumiem waszą niecierpliwość.Moi radżpuci odstawią was do granicy.Przywoławszy pierwszego ministra, radża wydał mu stosowne rozkazy, po czym zwrócił się znowu do Indriego i Toby'ego, mówiąc:- Dom, który wam przeznaczyłem, jest do waszej dyspozycji.Odpocznijcie sobie i wracajcie szczęśliwie do domu.Powstał i wziął w rękę złotą szkatułkę, którą mu przyniósł minister; otworzywszy ją, wyjął z niej dwa pierścienie, ozdobione dwoma diamentami wielkości małego orzecha, rozsiewającymi cudowne blaski.- Zachowajcie je na pamiątkę - rzekł.- Jutro otrzymacie sto tysięcy rupji przeznaczone dla was jako nagroda za zabicie dwóch tygrysów.Uścisnął im dłonie i rzekł, wstając:- Nie zapomnijcie o mnie; uważam was za przyjaciół.Po spokojnie spędzonej nocy zbudził ich nad ranem potężny ryk, rozlegający się tuż pod oknami domu.Wspaniały słoń, tak wysoki jak ów biedny Bangavadi, stał przed stopniami domu, okryty czerwonym, haftowanym złotem czaprakiem; na grzbiecie miał bogatą haudę.Dokoła niego stała eskorta radżputów.- Czyj to słoń? - zapytał zdumiony Toby rządcy, który wnosił śniadanie.- Jest wasz, sahibie - odparł Indus.- To podarunek radży.- Książę zasypuje nas dowodami wspaniałomyślności - mruknął dzielny myśliwy.- Naprzód Koh-i-Nur, potem sto tysięcy rupji i pierścienie, mające wartość ładnej sumki, a teraz słoń!.Oto państwo, w którym szybko doszłoby się do majątku!Gdy wyszli, znaleźli Dhundię w haudzie pod strażą małego Sadrasa i Bnandhary.Był tak mocno skrępowany, że nie mógł się ruszyć.- Jedźmy, sahibie - rzekł dowódca eskorty do Toby'ego.- Odprowadzimy was aż do granicy.Weszli do haudy i usiedli na aksamitnych poduszkach, Bandhara zaś objął znowu funkcje kornaka razem ze służącym radży, który już znał dobrze słonia.Książę dotrzymał obietnicy.Oprócz zapasów kazał umieścić w haudzie stalową szkatułę zawierającą sto tysięcy rupji.- Jedźmy - odezwał się Toby wesoło.- Mam nadzieję, że powrót nasz do Barody odbędzie się szczęśliwie.Słoń ruszył natychmiast naprzód, mając po bokach żołnierzy eskorty.Szybkim krokiem przebiegł główne ulice Pannahu, o tej godzinie prawie puste, gdyż słońce dopiero co wstało, i zwrócił się do bramy południowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Wyprostowali mu język, aby nie zamykał już krtani, otworzyli mu oczy, nacierając lekko powieki, po czym obmyli go letnią wodą.Nie upłynęło pięć minut, gdy Sitama odetchnął głęboko.Dłuższą chwilę pozostał jeszcze nieruchomy, potem wstał nagle, tocząc dokoła siebie błędnym spojrzeniem.Spostrzegł radżputów, Indriego, Toby'ego i wreszcie Dhundię.- Gdzie jestem? - zapytał zdławionym głosem.- W naszych rękach - odparł Toby szyderczo.- To brzydka niespodzianka, nieprawda, Sitamo?- Koh-i-Nur! - ryknął fakir, szukając wstęgi, której już nie miał na sobie.- Nie obawiaj się, jest bezpieczny.Sitama przeszył Dhundię jadowitym spojrzeniem.- Nędzniku! - krzyknął.- Zdradziłeś mnie!.- Albo raczej wszyscy zostaliśmy zdradzeni - odparł Dhundia - bo ja także jestem więźniem i nie wiem, czy ujdę z życiem.- A Barwani?- Zginął - odpowiedział Toby.- Bądźcie przeklęci przez Śiwę!- Dziękuję, ale Śiwa jest tak daleko i tak zajęty, że nie myśli w tej chwili o nas - odrzekł myśliwy, nie przestając szydzić.- Zwiążcie tych dwóch zbójów i wracajmy do Pannahu.Zadanie nasze jest skończone.Rozdział XXXI - Ucieczka fakiraPoleciwszy żołnierzom granicznym, aby pochowali trupy, które zaczynały się już rozkładać, Toby, Indri i towarzysze, eskortowani przez radżputów, opuścili wkrótce potem grobowiec rani, aby powrócić do Pannahu, gdzie ich oczekiwał radża.Dhundię i Sitamę, przygnębionych i ponurych, umieszczono pomiędzy żołnierzami eskorty, ażeby uniemożliwić im ucieczkę.Dla większej ostrożności przywiązano ich mocno do siodeł koni.W cztery godziny później, to jest na krótko przed zachodem słońca, oddział wkroczył do Pannahu i udał się natychmiast do pałacu książęcego.Radża, uprzedzony o ich powrocie, oczekiwał przybyszy w sali tronowej, otoczony ministrami i faworytami.- Jestem zadowolony, że widzę was powracających jako zwycięzców - rzekł, ściskając rękę Toby'ego i Indriego.- Byłoby mi niewymownie żal, gdyby Koh-i-Nur pozostał w ręku tych łotrów.- Nikt nam go już nie odbierze, Wasza Wysokość - odparł Toby.- Dakoci zostali wszyscy zabici, z wyjątkiem dwóch.- Których mi wydacie, abym ich ukarał, jak zasługują - rzekł radża.Wyświadczyliście mi ogromną przysługę, uwalniając moje państwo od tych niebezpiecznych zbójów, którzy od pewnego czasu dopuszczali się licznych zbrodni.- Zostawimy Waszej Wysokości tylko jednego, gdyż obiecaliśmy naszemu byłemu towarzyszowi, że zostanie osądzony przez gaikwara Barody.- Kiedy wyjeżdżacie?- Jutro rano - rzekł Indri.- Spieszno nam wrócić do Barody.- Rozumiem waszą niecierpliwość.Moi radżpuci odstawią was do granicy.Przywoławszy pierwszego ministra, radża wydał mu stosowne rozkazy, po czym zwrócił się znowu do Indriego i Toby'ego, mówiąc:- Dom, który wam przeznaczyłem, jest do waszej dyspozycji.Odpocznijcie sobie i wracajcie szczęśliwie do domu.Powstał i wziął w rękę złotą szkatułkę, którą mu przyniósł minister; otworzywszy ją, wyjął z niej dwa pierścienie, ozdobione dwoma diamentami wielkości małego orzecha, rozsiewającymi cudowne blaski.- Zachowajcie je na pamiątkę - rzekł.- Jutro otrzymacie sto tysięcy rupji przeznaczone dla was jako nagroda za zabicie dwóch tygrysów.Uścisnął im dłonie i rzekł, wstając:- Nie zapomnijcie o mnie; uważam was za przyjaciół.Po spokojnie spędzonej nocy zbudził ich nad ranem potężny ryk, rozlegający się tuż pod oknami domu.Wspaniały słoń, tak wysoki jak ów biedny Bangavadi, stał przed stopniami domu, okryty czerwonym, haftowanym złotem czaprakiem; na grzbiecie miał bogatą haudę.Dokoła niego stała eskorta radżputów.- Czyj to słoń? - zapytał zdumiony Toby rządcy, który wnosił śniadanie.- Jest wasz, sahibie - odparł Indus.- To podarunek radży.- Książę zasypuje nas dowodami wspaniałomyślności - mruknął dzielny myśliwy.- Naprzód Koh-i-Nur, potem sto tysięcy rupji i pierścienie, mające wartość ładnej sumki, a teraz słoń!.Oto państwo, w którym szybko doszłoby się do majątku!Gdy wyszli, znaleźli Dhundię w haudzie pod strażą małego Sadrasa i Bnandhary.Był tak mocno skrępowany, że nie mógł się ruszyć.- Jedźmy, sahibie - rzekł dowódca eskorty do Toby'ego.- Odprowadzimy was aż do granicy.Weszli do haudy i usiedli na aksamitnych poduszkach, Bandhara zaś objął znowu funkcje kornaka razem ze służącym radży, który już znał dobrze słonia.Książę dotrzymał obietnicy.Oprócz zapasów kazał umieścić w haudzie stalową szkatułę zawierającą sto tysięcy rupji.- Jedźmy - odezwał się Toby wesoło.- Mam nadzieję, że powrót nasz do Barody odbędzie się szczęśliwie.Słoń ruszył natychmiast naprzód, mając po bokach żołnierzy eskorty.Szybkim krokiem przebiegł główne ulice Pannahu, o tej godzinie prawie puste, gdyż słońce dopiero co wstało, i zwrócił się do bramy południowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]