[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Schody! - wrzasnął gorączkowo Slanter.Przed nimi długie, rzeźbione schody wiły się w górę, w kierunku balkonu.Rzucili się do nich pędem.Kilku gnomów już ich jednak uprzedziło i ustawiło się wachlarzem na niższych stopniach, odcinając im drogę ucieczki.Garet Jax ruszył prosto na nich.Wskoczył na ławę, ześliznął się po niej i wpadł w sam środek napastników.Wylądował na ugiętych kolanach i niczym czarny kot rzucił się na gromadkę wrogów.W każdej ręce trzymał długi nóż.Zgrabnie omijając ostrza nieporęcznych pik i szerokich mieczy, uśmiercał jednego po drugim, jakby stanowili łatwy, nie osłonięty cel.Kiedy dołączyła do niego reszta kompanii, prawie wszystkie gnomy leżały już martwe, a pozostali rozpierzchli się w popłochu.Garet Jax odwrócił się do Slantera.Jego szczupłą twarz znaczyły smugi krwi.- Gdzie jest Croagh, gnomie?- Za balkonem! - Slanter odpowiedział w biegu.- Szybko!Wbiegli pędem na schody.Za nimi nowa zgraja ścigających zbliżyła się do schodów i ruszyła za nimi.Dogonili ich w połowie drogi.Mistrz Broni, karzeł i elf odwrócili się, aby stawić im czoło.Slanter pociągnął Jaira kilka stopni dalej i zasłonił go.Maczugi i miecze gnomów uniosły się wysoko.Rozległ się przerażający szczęk stali.Garet Jax zachwiał się, oddzielony od innych naporem atakujących.Elb Foraker upadł z głową rozciętą aż do kości przez wygięte ostrze.Próbował się podnieść, a po twarzy spływała mu krew.Edain Elessedil skoczył mu na pomoc.Przez chwilę udało mu się odeprzeć napastników.Jego zgrabny mieczyk rozdawał ciosy na prawo i lewo.Nagle otrzymał cios piką w prawe ramię.Kiedy się odsłonił, jeden z gnomów uderzył go maczugą po nogach.Elf runął na ziemię z okrzykiem bólu, a gnom rzucił się na niego.Przez moment wydawało się, że nie ma już dla nich nadziei.Lecz raz jeszcze czarna sylwetka Gareta Jaxa skoczyła na atakujących i odrzuciła ich w tył.Powalał ich jednego po drugim.Umierali zaskoczeni, zanim zdążyli się zorientować, co ich zabiło.Upadł ostatni myśliwy i piątka z Culhaven znowu była sama.Potykając się, Foraker dotarł do Edaina wijącego się z bólu.Sękata dłoń zbadała zranioną nogę.- Strzaskana - wyszeptał cicho i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Garetem Jaxem.Przewiązał nogę pasami wydartymi ze swego krótkiego kaftana, a jako łubek użył połamanych strzał.Slanter i Jair zbiegli w dół, aby do nich dołączyć, i gnom zmusił elfa do przełknięcia paru łyków piwa.Twarz Edaina była blada i ściągnięta bólem, kiedy Jair pochylił się nad nim.Od razu zauważył, że przyjaciel nie da rady stanąć na zranionej nodze.- Pomóżcie mi go podnieść - rozkazał Foraker.Z pomocą Slantera wnieśli elfa na szczyt schodów, posadzili go, oparli o balustradę i uklękli przy nim.- Zostawcie mnie - wyszeptał, krzywiąc się z bólu, kiedy spróbował się podnieść.- Musicie.Zabierzcie Jaira do Croagh.Ruszajcie szybko.Jair pospiesznie rozejrzał się po otaczających go twarzach.Były ponure i zdecydowane.- Nie! - krzyknął ze złością.- Jair! - Dłoń elfa chwyciła go za ramię.- Tak było ustalone.Ślubowaliśmy.Cokolwiek się stanie z nami, musisz dotrzeć do Niebiańskiej Studni.Musicie mnie zostawić i iść dalej.- To prawda, Ohmsford.Nie może iść dalej.- Głos Elba Forakera był dziwnie spokojny.Karzeł położył dłoń na ramieniu chłopca, a potem wstał powoli i spojrzał na Slantera i Gareta Jaxa.- Myślę, że ja także dotarłem tak daleko, jak mogłem.Rana od miecza nie pozwoli mi na długą wspinaczkę.Musicie iść we trzech.Ja raczej zostanę tutaj.- Elb, nie możesz tego zrobić.- Ranny elf próbował się sprzeciwić.- To mój wybór, Edainie - uciął krótko karzeł.- Ty uczyniłeś swój, przychodząc mi z pomocą.Łączą nas więzy, ciebie i mnie.Więzy, które od niepamiętnych czasów łączą karły i elfy.Zawsze trwaliśmy przy sobie.Przyszedł czas, żebym spłacił dług.- Odwrócił się do Gareta Jaxa.- Tym razem moja decyzja nie podlega dyskusji, Garet.Na przeciwległym końcu holu pojawiła się grupa gnomów.Posuwali się powoli naprzód, nawołując podążających za nimi.- Pospieszcie się - wyszeptał Foraker.- Bierzcie Ohmsforda i uciekajcie.Garet Jax zawahał się tylko przez chwilę, po czym skinął głową.Wyciągnął rękę, aby uścisnąć dłoń karła.- Powodzenia, Foraker.- Warn także - odpowiedział karzeł.Jego ciemne oczy przez chwilę patrzyły na gnoma.Potem, bez słowa, położył przy Edainie jego jesionowy łuk, strzały i miecz.W dłoni ściskał obosieczny topór.- Idźcie już! - warknął nie odwracając się.Jego brodata twarz miała zawzięty, zdecydowany wyraz.Jair uparcie stał w miejscu, przenosząc spojrzenie z Mistrza Broni na Slantera.- Chodź, chłopcze - powiedział cicho gnom.Szorstka dłoń zacisnęła się na zdrowym ramieniu Jaira i pociągnęła go wzdłuż balkonu.Garet Jax podążył za nimi.Szare oczy zimno spoglądały przed siebie.Jair chciał zaprotestować.Chciał powiedzieć, że nie mogą ich tak zostawić.Wiedział jednak, że nie przyniosłoby to nic dobrego.Decyzja zapadła.Zerknął przez ramię na księcia elfów i Fo-rakera, czekających u szczytu schodów.Żaden z nich nie patrzył w jego stronę.Spojrzenie utkwili w nadciągających wrogów.Slanter poprowadził ich do następnego holu.Pobiegli przed siebie.Znowu rozbrzmiały odgłosy pogoni - rozproszone i odległe, ale z kierunku, skąd uciekli.Jair biegł cicho u boku Slantera i ze wszystkich sił powstrzymywał się od spojrzenia za siebie.Hol skończył się łukowatym otworem, którym wyszli na szare, zamglone światło dnia, zostawiając za sobą mury twierdzy.Przed nimi rozciągał się szeroki dziedziniec.Za nim urwisko opadało ku dolinie.Przy krawędzi dziedzińca wznosiła się spiralnie kamienna wstęga - wciąż wyżej i wyżej, oplatając na końcu samotny szczyt daleko za doliną.Croagh.Na jego szczycie znajdowała się Niebiańska Studnia.Ocalała trójka z Culhaven podbiegła do miejsca, gdzie schody łączyły się z dziedzińcem.Zaczęła się wspinaczka.XLIIPod stopami Brin przesuwały się setki stopni, kiedy schodziła kamiennymi schodami Croagh do czarnej dziury Maelmord.Wąska, kamienna wstęga wiła się w dół, wiodąc od ołowianych wież fortecy do mgły i żaru parującego z rozciągającej się poniżej dżungli.Zawieszona w powietrzu przyprawiała o zawrót głowy.Dziewczyna przemierzała drewniane stopnie odrętwiała ze strachu i zmęczenia, wyczerpana podszeptami wątpliwości.Jedna jej dłoń spoczywała lekko na kamiennej barierce, co dawało jej pewne poczucie wsparcia.Na zachodzie przesłonięte chmurami słońce cofało się powoli za góry.Przez cały czas wzrok miała utkwiony w ciemność rysującą się poniżej.Z każdym krokiem niewyraźny, zamglony gąszcz Maelmord nabierał ostrzejszych konturów.Powoli zakorzenione tu życie nabierało kształtów, wynurzając się z szerokiej połaci doliny.Ujrzała ogromne, wiekowe drzewa, pochylone i wykoślawione tak, że straciły kształty, jakimi obdarzyła je dłoń natury [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl