[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był dla nas taki miły& dużomilszy niż można by się po nim spodziewać.Brand unosi brew. Nie to co Dominic?Wzruszam ramionami, wspominając ponure spojrzenie Dominica oraz to, jak rzucił się naswojego dawnego przyjaciela. Nie wiem.Sławni ludzie nie są tacy jak my& Działają na innych zasadach.UratowałKaylie, więc nie może być taki znowu zły.Wzmianka o Kaylie przypomina Brandowi o drugiej dyskutowanej przez nas kwestii, więcznów robi się surowy. %7ładna z was nie powinna tam pracować.Nie obchodzi mnie, że można dobrze zarobić.Może moglibyśmy cię z Gabem zatrudniać jako naszą asystentkę.Potrzebujemy nowej, bopoprzednia zrezygnowała.Praca w Saffron naraża cię na niebezpieczne sytuacje.Popatrz,co stało się dzisiaj! Wskakujesz w sam środek bijatyki, Jacey, serio? A ja nawet nie mogęnikogo skopać za to, że cię skrzywdził& bo sama jesteś sobie winna.Dobrze wiesz, że niepowinnaś wpychać się między walczących.Gapię się w podłogę, próbując nie rozpłakać się od nowa.Brand pewnie ma rację.Jestemzbyt łatwowierna.Setki razy zakochiwałam się w nieodpowiednich facetach, a za każdymrazem mnie to zaskakuje.Jestem beznadziejna w ocenianiu ludzkich charakterów.I przez tenkiepski osąd wpędzam się w najgorsze z kłopotów.Ale pracuję nad tym wszystkim.Ponieważjuż robię, co mogę, nie wiem nawet, co powiedzieć.Brand zwyczajnie nie rozumie. Słuchasz mnie? pyta Brand zrzędliwie.Przytakuję ze zmęczeniem.Cała noc na nogach, aresztowanie i jego niekończący się wykładzbierają swoje żniwo, bo czuję, jak z minuty na minutę moje ramiona garbią się coraz mocniej. Nie chcę pracować dla ciebie i Gabe a odpowiadam słabo. Muszę być samodzielna.Tegomiędzy innymi nauczyłam się na terapii.Dziękuję za propozycję, ale muszę radzić sobie sama.Przygotowuję się na kolejny wykład, ale na szczęście koniec jest już w zasięgu wzroku.Brand zatrzymuje się przy krawężniku przed moim domem i przez sekundę tylko siedzi,wpatrując się najpierw w swoje duże dłonie, a potem we mnie. Cholernie mnie wystraszyłaś, Jacey wyznaje cicho. To znaczy, kiedy zadzwoniłaś ioznajmiłaś, że potrzebujesz pomocy.Zanim zdołałaś wyjaśnić, o co chodzi, przez głowęprzemknęło mi ze sto myśli.Nie rób tego więcej.Kiedy Gabe przeprowadził się do Hartford,obiecałem mu, że będę na ciebie uważał, ale ty wcale tego nie ułatwiasz.Wzdycha, a ja przełykam z trudem ślinę, czując się okropnie z tym, że przysporzyłam muzmartwień.Posyła mi kolejne spojrzenie, jego jasne brwi ściągają się w wyrazie konsternacji. Nie wiem, co powiedzieć ciągnie. Wiem, że się starasz, ale staraj się bardziej.Musiszpodejmować mądrzejsze decyzje.Proszę.Twój brat, ja, Madison& wszyscy doświadczyliśmyjuż wystarczająco wielu dramatycznych sytuacji, żeby starczyło na dwa życia, dobra?Wyraz jego twarzy, poważny i znużony, sprawia, że ściska mi się gardło.To prawda, doświadczył wystarczająco wielu dramatów, żeby starczyło na dwa życia.To się zresztątyczy ich obu, jego i Gabe a jeszcze w czasach Rangersów.Są cholernymi bohaterami i nie powinnimusieć martwić się mną choćby przez minutę. Przepraszam szepczę, nachylając się, by pocałować go w policzek. Przepraszam, żenie jestem dość dobra.Nie wiem, dlaczego jakoś nie potrafię wszystkiego ogarnąć.Dziękuję,że po mnie przyjechałeś, Brand.I dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć.Teraz prawie duszę się wzruszeniem, bo, naprawdę, na tak niewiele osób mogę niezawodnie liczyć.Mój tata jest beznadziejny, na mamie nie można polegać.Brand jest filarem siły i zawsze nim był.Przypominając sobie, jak zawsze był przy mnie w potrzebie, ześlizguję się z siedzenia,zanim zdążę ponownie rozpłakać się w jego szerokie ramię.Gdy odwracam się, żebyzamknąć drzwi, Brand spogląda na mnie, jego niebieskie oczy mają łagodny wyraz.Jest w nich coś, coś delikatnego, coś odmiennego od sposobu, w jaki zwykle na mniepatrzy.Nagle jego spojrzenie wydaje mi się nie do końca braterskie i coś przewraca mi się wżołądku.Ale on zaraz to ukrywa. Jacey, ty jesteś dość dobra.Nie to miałem na myśli.Chciałem jedynie powiedzieć, żemusisz bardziej się starać, by podejmować lepsze decyzje.I zawsze możesz na mnie liczyć.Wiesz o tym.Zadzwoń do mnie, kiedy poznasz datę rozprawy.Pójdę z tobą.Kiwam głową i zatrzaskuję drzwi, obserwując tylne światła półciężarówki, aż nie znikną.To, co przed chwilą dostrzegłam w oczach Branda, mnie martwi.Bardzo.To ten samwyraz, który widzę w oczach wszystkich pozostałych mężczyzn świata, ale u niego nigdy gonie zauważyłam.Aż do teraz.Serce kurczy mi się w piersi.Brand nie może myśleć o mnie w żaden inny sposób niżjak o siostrze.Potrzebuję go.Potrzebuję, aby był tą osobą, którą jest dla mnie teraz, którą zawsze był, kimś w rodzajubrata.Kimś, na kogo mogę liczyć.Bo tak niewielu ludzi w moim życiu jest dla mnie takimkimś.I jeśli coś zmieni się między Brandem a mną wszystko się zmieni, a ja nie poradzęsobie z kolejną sprawą dorzuconą do reszty tego bałaganu.Z westchnieniem kieruję się do mojego małego bungalowu, po drodze kopnięciem zrzucając buty.Otwieram drzwi do malutkiej kawalerki i wskakuję pod prysznic, by zmyć z siebie aurę aresztu.Czujęsię obrzydliwie i nic nie mogę na to poradzić, jakby atmosfera celi wżarła mi się w skórę ijakby istniał tylko jeden sposób, żeby się jej pozbyć.Szorowanie, aż skóra przybierzejaskraworóżową barwę, aż niemal ją zedrę.Kiedy wreszcie czuję się na tyle czysta, by się wytrzeć, wciągam bieliznę i podkoszulek iwalę się na łóżko, zamierzając przespać kilka godzin.Problem w tym, że sen nie nadchodzi.Zostałam dziś aresztowana, na miłość boską.Co więcej, zostałam aresztowana wtowarzystwie jednego z najsławniejszych aktorów na świecie.Palące zielone oczy Dominicanie chcą zniknąć z mojej głowy, wyraz jego twarzy mnie prześladuje.To tak, jakby mnie dostrzegł.Jakby dostrzegł, że ktoś umarł z mojego powodu.Dostrzegł,że coś jest ze mną tak dogłębnie nie w porządku, że nawet właśni rodzice nie chcą mieć zemną nic wspólnego.%7łe jestem wadliwa.Zobaczył to wszystko.Spojrzał mi w oczy i to dojrzał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Był dla nas taki miły& dużomilszy niż można by się po nim spodziewać.Brand unosi brew. Nie to co Dominic?Wzruszam ramionami, wspominając ponure spojrzenie Dominica oraz to, jak rzucił się naswojego dawnego przyjaciela. Nie wiem.Sławni ludzie nie są tacy jak my& Działają na innych zasadach.UratowałKaylie, więc nie może być taki znowu zły.Wzmianka o Kaylie przypomina Brandowi o drugiej dyskutowanej przez nas kwestii, więcznów robi się surowy. %7ładna z was nie powinna tam pracować.Nie obchodzi mnie, że można dobrze zarobić.Może moglibyśmy cię z Gabem zatrudniać jako naszą asystentkę.Potrzebujemy nowej, bopoprzednia zrezygnowała.Praca w Saffron naraża cię na niebezpieczne sytuacje.Popatrz,co stało się dzisiaj! Wskakujesz w sam środek bijatyki, Jacey, serio? A ja nawet nie mogęnikogo skopać za to, że cię skrzywdził& bo sama jesteś sobie winna.Dobrze wiesz, że niepowinnaś wpychać się między walczących.Gapię się w podłogę, próbując nie rozpłakać się od nowa.Brand pewnie ma rację.Jestemzbyt łatwowierna.Setki razy zakochiwałam się w nieodpowiednich facetach, a za każdymrazem mnie to zaskakuje.Jestem beznadziejna w ocenianiu ludzkich charakterów.I przez tenkiepski osąd wpędzam się w najgorsze z kłopotów.Ale pracuję nad tym wszystkim.Ponieważjuż robię, co mogę, nie wiem nawet, co powiedzieć.Brand zwyczajnie nie rozumie. Słuchasz mnie? pyta Brand zrzędliwie.Przytakuję ze zmęczeniem.Cała noc na nogach, aresztowanie i jego niekończący się wykładzbierają swoje żniwo, bo czuję, jak z minuty na minutę moje ramiona garbią się coraz mocniej. Nie chcę pracować dla ciebie i Gabe a odpowiadam słabo. Muszę być samodzielna.Tegomiędzy innymi nauczyłam się na terapii.Dziękuję za propozycję, ale muszę radzić sobie sama.Przygotowuję się na kolejny wykład, ale na szczęście koniec jest już w zasięgu wzroku.Brand zatrzymuje się przy krawężniku przed moim domem i przez sekundę tylko siedzi,wpatrując się najpierw w swoje duże dłonie, a potem we mnie. Cholernie mnie wystraszyłaś, Jacey wyznaje cicho. To znaczy, kiedy zadzwoniłaś ioznajmiłaś, że potrzebujesz pomocy.Zanim zdołałaś wyjaśnić, o co chodzi, przez głowęprzemknęło mi ze sto myśli.Nie rób tego więcej.Kiedy Gabe przeprowadził się do Hartford,obiecałem mu, że będę na ciebie uważał, ale ty wcale tego nie ułatwiasz.Wzdycha, a ja przełykam z trudem ślinę, czując się okropnie z tym, że przysporzyłam muzmartwień.Posyła mi kolejne spojrzenie, jego jasne brwi ściągają się w wyrazie konsternacji. Nie wiem, co powiedzieć ciągnie. Wiem, że się starasz, ale staraj się bardziej.Musiszpodejmować mądrzejsze decyzje.Proszę.Twój brat, ja, Madison& wszyscy doświadczyliśmyjuż wystarczająco wielu dramatycznych sytuacji, żeby starczyło na dwa życia, dobra?Wyraz jego twarzy, poważny i znużony, sprawia, że ściska mi się gardło.To prawda, doświadczył wystarczająco wielu dramatów, żeby starczyło na dwa życia.To się zresztątyczy ich obu, jego i Gabe a jeszcze w czasach Rangersów.Są cholernymi bohaterami i nie powinnimusieć martwić się mną choćby przez minutę. Przepraszam szepczę, nachylając się, by pocałować go w policzek. Przepraszam, żenie jestem dość dobra.Nie wiem, dlaczego jakoś nie potrafię wszystkiego ogarnąć.Dziękuję,że po mnie przyjechałeś, Brand.I dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć.Teraz prawie duszę się wzruszeniem, bo, naprawdę, na tak niewiele osób mogę niezawodnie liczyć.Mój tata jest beznadziejny, na mamie nie można polegać.Brand jest filarem siły i zawsze nim był.Przypominając sobie, jak zawsze był przy mnie w potrzebie, ześlizguję się z siedzenia,zanim zdążę ponownie rozpłakać się w jego szerokie ramię.Gdy odwracam się, żebyzamknąć drzwi, Brand spogląda na mnie, jego niebieskie oczy mają łagodny wyraz.Jest w nich coś, coś delikatnego, coś odmiennego od sposobu, w jaki zwykle na mniepatrzy.Nagle jego spojrzenie wydaje mi się nie do końca braterskie i coś przewraca mi się wżołądku.Ale on zaraz to ukrywa. Jacey, ty jesteś dość dobra.Nie to miałem na myśli.Chciałem jedynie powiedzieć, żemusisz bardziej się starać, by podejmować lepsze decyzje.I zawsze możesz na mnie liczyć.Wiesz o tym.Zadzwoń do mnie, kiedy poznasz datę rozprawy.Pójdę z tobą.Kiwam głową i zatrzaskuję drzwi, obserwując tylne światła półciężarówki, aż nie znikną.To, co przed chwilą dostrzegłam w oczach Branda, mnie martwi.Bardzo.To ten samwyraz, który widzę w oczach wszystkich pozostałych mężczyzn świata, ale u niego nigdy gonie zauważyłam.Aż do teraz.Serce kurczy mi się w piersi.Brand nie może myśleć o mnie w żaden inny sposób niżjak o siostrze.Potrzebuję go.Potrzebuję, aby był tą osobą, którą jest dla mnie teraz, którą zawsze był, kimś w rodzajubrata.Kimś, na kogo mogę liczyć.Bo tak niewielu ludzi w moim życiu jest dla mnie takimkimś.I jeśli coś zmieni się między Brandem a mną wszystko się zmieni, a ja nie poradzęsobie z kolejną sprawą dorzuconą do reszty tego bałaganu.Z westchnieniem kieruję się do mojego małego bungalowu, po drodze kopnięciem zrzucając buty.Otwieram drzwi do malutkiej kawalerki i wskakuję pod prysznic, by zmyć z siebie aurę aresztu.Czujęsię obrzydliwie i nic nie mogę na to poradzić, jakby atmosfera celi wżarła mi się w skórę ijakby istniał tylko jeden sposób, żeby się jej pozbyć.Szorowanie, aż skóra przybierzejaskraworóżową barwę, aż niemal ją zedrę.Kiedy wreszcie czuję się na tyle czysta, by się wytrzeć, wciągam bieliznę i podkoszulek iwalę się na łóżko, zamierzając przespać kilka godzin.Problem w tym, że sen nie nadchodzi.Zostałam dziś aresztowana, na miłość boską.Co więcej, zostałam aresztowana wtowarzystwie jednego z najsławniejszych aktorów na świecie.Palące zielone oczy Dominicanie chcą zniknąć z mojej głowy, wyraz jego twarzy mnie prześladuje.To tak, jakby mnie dostrzegł.Jakby dostrzegł, że ktoś umarł z mojego powodu.Dostrzegł,że coś jest ze mną tak dogłębnie nie w porządku, że nawet właśni rodzice nie chcą mieć zemną nic wspólnego.%7łe jestem wadliwa.Zobaczył to wszystko.Spojrzał mi w oczy i to dojrzał [ Pobierz całość w formacie PDF ]