[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była jedną z kelnerek, które piły kawę, gdy odwiedził Eddiego w barze motelu.- Ubierz się - powiedział.- Dlaczego? Widzieliście już wszystko, co można było zobaczyć - odpowiedziała.- Bo mówię ci, żebyś się ubrała - wyjaśnił Benjamin.- I to zaraz.- Czego do cholery chcecie? - spytał w końcu Eddie.- Włożysz coś? - krzyknął Benjamin, gdy kobieta wyszła z sypialni owinięta dużym ręcznikiem kąpielowym.- Nie było nic innego - powiedziała.- Dobrze, idziemy do kuchni Eddie i pani.- Nazywam się Doris - oznajmiła kobieta.Benjamin posadził Eddiego i Doris za stołem, on i Markham stali.- Twój przyjaciel Lucky to bardzo interesujący człowiek; bardziej interesujący niż mi powiedziałeś podczas naszego pierwszego spotkania - zwrócił się do Eddiego.Eddie rozejrzał się dookoła.- Chcę papierosa - powiedział.Benjamin potrząsnął głową.- Ważniejsze jest to, czego ja chcę - a ja chcę odpowiedzi na pytania, dotyczące Lucky'ego.- Już ci powiedziałem, jest alfonsem.- I ty jesteś w tym interesie, tak?Eddie chciał zaprzeczyć, ale Markham chwycił go za brodę.- To poważna sprawa, gnojku - warknął - i jesteś między młotem a kowadłem.Puścił go.Eddie rozmasował szczękę.- Macie nakaz, by tu przyjść? - spytała Doris.Benjamin wskazał na nią palcem, a potem na Eddiego.- Powiedz jej, czy potrzebujemy nakazu.No, powiedz jej.- Nie mieszaj się w to, Doris - powiedział Eddie.- Chciałam tylko pomóc - odpowiedziała, odrzucając do tyłu włosy.Miała twarz bez wyrazu, była niska i chuda.Jej smutne oczy były w równie nieokreślonym kolorze jak jej włosy.Piersi tworzyły ledwo widoczne wybrzuszenia pod ręcznikiem.- Lucky - powtórzył Benjamin, odwijając celofan z cygara - opowiedz mi o sobie i Luckym.- No dobra, coś tam z nim miałem - powiedział Eddie.- Jesteście zadowoleni?Przeniósł wzrok na Doris.- To był biznes.Nigdy nie dotknąłem żadnej z jego dziwek.- Ty skurwysynu - rzuciła się na niego.- Ty pieprzony skurwysynu.To była twoja gra?- Doris, to ustalicie potem między sobą - przerwał Markham.- A teraz niech nam chłopiec coś wyśpiewa.Ponownie chwycił Eddiego za brodę i odwrócił go ku sobie.Eddie zawył z bólu.- Wyrwiesz mi szczękę!- Być może - powiedział zimno Markham.Benjamin zapalił cygaro i zaproponował:- Powiedz mi o tym wpływowym prawniku, grubej rybie, przyjacielu Lucky'ego.Eddie wił się, próbując się wyswobodzić.- Lucky wiele mógł.Wszędzie miał znajomości.- A zwłaszcza w Waszyngtonie, prawda, Eddie? - spytał Markham.- Po co mnie o to pytacie, jeżeli wiecie? Markham zrzucił Eddiego z krzesła.- To jakiś pieprzony wariat! - niemal wrzasnął Eddie.- Tych trzech facetów, których zabiliśmy w motelu, zabawiało się z jego dziewczyną - powiedział Benjamin.- Więc teraz jest mocno wkurzony.Na twarzy Eddiego pojawił się lęk.- Siadaj na krześle - rozkazał Markham.Eddie zawahał się.- Lepiej rób to, co ci mówi - Benjamin dmuchnął na niego dymem.- Dobrze.Na krześle jest wygodniej niż na podłodze, prawda?- Nie jest wygodniej.- Czy słyszałeś kiedyś nazwisko Lotz? - spytał Markham.- Tak, to jeden z prawników, których znał Lucky.Pracował także dla ambasad.Lucky znał ludzi z Ambasady Libijskiej.- Powiedział ci o tym? - spytał Benjamin.- Nie ma zbyt mocnej głowy i któregoś popołudnia wygadał się po kilku piwach.- Eddie, teraz najważniejsze pytanie - powiedział Benjamin.- Słuchaj bardzo uważnie, bo jeżeli nie powiesz prawdy, możemy postąpić z tobą na kilka różnych sposobów, ale zapewniam cię, że żaden nie będzie ci się podobał.Słuchaj, Eddie: wysyłałeś do Lucky'ego tylko oficerów marynarki, a to dlatego, że Lucky chciał podsyłać dziewczyny tylko im, czy tak, Eddie?Po chwili milczenia, Eddie wymamrotał:- Na ogół.Benjamin zaciągnął się głęboko cygarem i wolno wypuścił dym aż pod sufit.- A kim byli ci inni, którzy nie byli oficerami marynarki?- Starsi faceci - tacy jak ty, szukający młodych dziewczyn.- Obrzydliwe! - krzyknęła Doris rzucając się nagle na Eddiego i okładając go pięściami.Markham złapał ją za nagie ramię i posadził z powrotem na krzesło.Ręcznik, którym była okryta, rozwinął się i opadł na podłogę.- Kurwa! - krzyknął Eddie, starając się zahamować krew płynącą z nosa.- Kurwa!- Zakryj się - upomniał ją Benjamin.Doris płacząc podniosła ręcznik i ponownie się nim owinęła.- Eddie, czuję się strasznie.Myślałam, że coś nas łączy.Machnął ręką, żeby się uciszyła.- Chciałaś się pieprzyć, to się pieprzyliśmy - prychnął.- Nic więcej.Doris ukryła twarz w dłoniach, płacząc.- No dobra, Eddie, ubieraj się, pojedziemy na komisariat - powiedział Benjamin.- Przecież powiedziałem wam wszystko, co wiem - jęknął Eddie.- Tak, właśnie dlatego jedziemy na komisariat - wyjaśnił Markham [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Była jedną z kelnerek, które piły kawę, gdy odwiedził Eddiego w barze motelu.- Ubierz się - powiedział.- Dlaczego? Widzieliście już wszystko, co można było zobaczyć - odpowiedziała.- Bo mówię ci, żebyś się ubrała - wyjaśnił Benjamin.- I to zaraz.- Czego do cholery chcecie? - spytał w końcu Eddie.- Włożysz coś? - krzyknął Benjamin, gdy kobieta wyszła z sypialni owinięta dużym ręcznikiem kąpielowym.- Nie było nic innego - powiedziała.- Dobrze, idziemy do kuchni Eddie i pani.- Nazywam się Doris - oznajmiła kobieta.Benjamin posadził Eddiego i Doris za stołem, on i Markham stali.- Twój przyjaciel Lucky to bardzo interesujący człowiek; bardziej interesujący niż mi powiedziałeś podczas naszego pierwszego spotkania - zwrócił się do Eddiego.Eddie rozejrzał się dookoła.- Chcę papierosa - powiedział.Benjamin potrząsnął głową.- Ważniejsze jest to, czego ja chcę - a ja chcę odpowiedzi na pytania, dotyczące Lucky'ego.- Już ci powiedziałem, jest alfonsem.- I ty jesteś w tym interesie, tak?Eddie chciał zaprzeczyć, ale Markham chwycił go za brodę.- To poważna sprawa, gnojku - warknął - i jesteś między młotem a kowadłem.Puścił go.Eddie rozmasował szczękę.- Macie nakaz, by tu przyjść? - spytała Doris.Benjamin wskazał na nią palcem, a potem na Eddiego.- Powiedz jej, czy potrzebujemy nakazu.No, powiedz jej.- Nie mieszaj się w to, Doris - powiedział Eddie.- Chciałam tylko pomóc - odpowiedziała, odrzucając do tyłu włosy.Miała twarz bez wyrazu, była niska i chuda.Jej smutne oczy były w równie nieokreślonym kolorze jak jej włosy.Piersi tworzyły ledwo widoczne wybrzuszenia pod ręcznikiem.- Lucky - powtórzył Benjamin, odwijając celofan z cygara - opowiedz mi o sobie i Luckym.- No dobra, coś tam z nim miałem - powiedział Eddie.- Jesteście zadowoleni?Przeniósł wzrok na Doris.- To był biznes.Nigdy nie dotknąłem żadnej z jego dziwek.- Ty skurwysynu - rzuciła się na niego.- Ty pieprzony skurwysynu.To była twoja gra?- Doris, to ustalicie potem między sobą - przerwał Markham.- A teraz niech nam chłopiec coś wyśpiewa.Ponownie chwycił Eddiego za brodę i odwrócił go ku sobie.Eddie zawył z bólu.- Wyrwiesz mi szczękę!- Być może - powiedział zimno Markham.Benjamin zapalił cygaro i zaproponował:- Powiedz mi o tym wpływowym prawniku, grubej rybie, przyjacielu Lucky'ego.Eddie wił się, próbując się wyswobodzić.- Lucky wiele mógł.Wszędzie miał znajomości.- A zwłaszcza w Waszyngtonie, prawda, Eddie? - spytał Markham.- Po co mnie o to pytacie, jeżeli wiecie? Markham zrzucił Eddiego z krzesła.- To jakiś pieprzony wariat! - niemal wrzasnął Eddie.- Tych trzech facetów, których zabiliśmy w motelu, zabawiało się z jego dziewczyną - powiedział Benjamin.- Więc teraz jest mocno wkurzony.Na twarzy Eddiego pojawił się lęk.- Siadaj na krześle - rozkazał Markham.Eddie zawahał się.- Lepiej rób to, co ci mówi - Benjamin dmuchnął na niego dymem.- Dobrze.Na krześle jest wygodniej niż na podłodze, prawda?- Nie jest wygodniej.- Czy słyszałeś kiedyś nazwisko Lotz? - spytał Markham.- Tak, to jeden z prawników, których znał Lucky.Pracował także dla ambasad.Lucky znał ludzi z Ambasady Libijskiej.- Powiedział ci o tym? - spytał Benjamin.- Nie ma zbyt mocnej głowy i któregoś popołudnia wygadał się po kilku piwach.- Eddie, teraz najważniejsze pytanie - powiedział Benjamin.- Słuchaj bardzo uważnie, bo jeżeli nie powiesz prawdy, możemy postąpić z tobą na kilka różnych sposobów, ale zapewniam cię, że żaden nie będzie ci się podobał.Słuchaj, Eddie: wysyłałeś do Lucky'ego tylko oficerów marynarki, a to dlatego, że Lucky chciał podsyłać dziewczyny tylko im, czy tak, Eddie?Po chwili milczenia, Eddie wymamrotał:- Na ogół.Benjamin zaciągnął się głęboko cygarem i wolno wypuścił dym aż pod sufit.- A kim byli ci inni, którzy nie byli oficerami marynarki?- Starsi faceci - tacy jak ty, szukający młodych dziewczyn.- Obrzydliwe! - krzyknęła Doris rzucając się nagle na Eddiego i okładając go pięściami.Markham złapał ją za nagie ramię i posadził z powrotem na krzesło.Ręcznik, którym była okryta, rozwinął się i opadł na podłogę.- Kurwa! - krzyknął Eddie, starając się zahamować krew płynącą z nosa.- Kurwa!- Zakryj się - upomniał ją Benjamin.Doris płacząc podniosła ręcznik i ponownie się nim owinęła.- Eddie, czuję się strasznie.Myślałam, że coś nas łączy.Machnął ręką, żeby się uciszyła.- Chciałaś się pieprzyć, to się pieprzyliśmy - prychnął.- Nic więcej.Doris ukryła twarz w dłoniach, płacząc.- No dobra, Eddie, ubieraj się, pojedziemy na komisariat - powiedział Benjamin.- Przecież powiedziałem wam wszystko, co wiem - jęknął Eddie.- Tak, właśnie dlatego jedziemy na komisariat - wyjaśnił Markham [ Pobierz całość w formacie PDF ]