[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam biedny, samotny starzec, pochylonynad zżółkłymi i podartymi papierami, wypisywał po raz setny przy słabym świetle łojówkidługi spis swoich żalów, w nadziei, iż zdoła to dotrzeć do jakiejś znacznej osoby.która możenawet nie spojrzy na nie, której serce nigdy się tym nie przejmie.W trzecim pokoju jakiśmężczyzna wraz z żoną urządzał na ziemi nędzne posłanie dla najmłodszego ze swych licz-nych dzieci.W czwartym, piątym, szóstym i siódmym znów karty, piwo i dym tytoniowy.W samej galerii, a zwłaszcza na schodach, wałęsało się bez celu mnóstwo ludzi, jedni dla-tego, że ich pokoiki były puste i samotne, drudzy znów, że ich były pełne i duszne.Większajednak część dlatego, że trapił ich niepokój i sami nie wiedzieli, co z sobą począć.Byli tu przedstawiciele wszystkich klas, od rzemieślnika w kaftanie z grubego barchanu ażdo zrujnowanego utracjusza w kaszmirowym szlafroku z dziurą na łokciu.Ale wszyscy byli101 podobni do siebie pod jednym względem: mieli miny niespokojne, spłoszone jak pojmanazwierzyna, a zarazem tak bezwstydne i fanfarońskie, że trudno wprost opisać.Ale każdy, je-żeli tylko zechce, może je z łatwością zobaczyć, wystarczy bowiem wejść do pierwszego lep-szego więzienia za długi, spojrzeć na byle jaką grupę i obserwować ją z takim zainteresowa-niem, jak to czynił pan Pickwick. Co mnie zastanawia, Samie  rzekł filozof, oparłszy się o żelazną poręcz schodów  comnie zastanawia, to że uwięzienia za długi właściwie nie uważa się za karę. Tak pan sądzi?  odparł pan Weller. Czy widzisz, jak ci ludzie piją i hulają? Niepodobna, by więzienie bardzo ich martwiło. Niezawodnie panie.Ci się tym nie martwią.Dla takich tu co dzień święto, bo mają por-ter, kręgle.Ale są inni, którym to bardzo dolega: biedacy, którzy nie mogą ani pić piwa, anigrać w kręgle, którzy modliliby się, gdyby mogli, i których serce krwawi, gdy ich tu zamkną.Ot, powiem panu, iż dla takich, którzy ciągle wałęsali się po szynkach, więzienie wcale niejest karą; a tych znowu, którzy ciągle pracowali, zanadto przygnębia.Nie ma równości, jakmawia mój ojciec, gdy mu nie przyrządzą grogu pół na pół z wódką; nie ma równości i dlate-go to nic niewarte. Sądzę, że masz słuszność, Samie  rzekł pan Pickwick po kilku chwilach namysłu  zu-pełną słuszność. Może znajdzie się przypadkiem jakiś uczciwy człowiek, który sobie tu upodoba  mówiłSam dalej  lecz przypominam sobie jednego tylko, a mianowicie pewnego umorusanegoczłeczynę w brązowym fraku.Ale to była siła przyzwyczajenia. Któż to był? Otóż tego właśnie nikt nie wiedział  odparł Sam. Cóż on zrobił? Ha! To samo, co wielu innych znakomitych ludzi jego czasów.Miał za duże wydatki, anie umiał dochodów swych utrzymać z nimi w zgodzie. Czyli, innymi słowy, miał długi. Tak, i wskutek tego po jakimś czasie znalazł się tu.Nie chodziło o wiele, o dziesięć fun-tów szterlingów plus pięć funtów kosztów.Mimo to jednak przesiedział tu, nie wychodząc nakrok, całych siedemnaście lat.Jeśli dostał trochę zmarszczek, to nie było ich widać, bo jegotwarz i brązowy frak były pod koniec tak samo brudne jak na początku.Była to poczciwaistota, spokojna, nikomu nie zawadzająca, biegająca ciągle za interesami do tego, to owegolub grająca w karty i zawsze przegrywająca.W końcu dozorcy więzienia bardzo go polubili icałymi wieczorami gawędzili z nim w swoich pokoikach.Pewnego wieczora, gdy był sam zjednym ze swych przyjaciół, który właśnie miał straż, powiedział nagle:  Wiesz, Billu, że niewidziałem rynku od siedemnastu lat. Wiem  odpowiedział strażnik, paląc fajkę. Chciał-bym go widzieć choćby przez parę minut, Billu  powiada. Nie wątpię o tym  mówił straż-nik, puszczając dym. Billu!  zawołał nagle umorusany człowiek  przyszła mi do głowyfantazja.Pozwól, bym jeszcze raz zobaczył rynek przed śmiercią, a jeśli nie dostanę apoplek-sji, powrócę punktualnie za pięć minut. A co będzie, jak dostaniesz apopleksji?  pytastrażnik. No to co?  odrzekł człeczyna  odniosą mnie tu; mam przecież w kieszeni biletwizytowy: nr 20, schody do kawiarni. Rzeczywiście tak było; gdy chciał zaznajomić się zjakimś nowym przybyszem, wyjmował zwykle z kieszeni mały pomięty kawałek papieru zwyżej wymienionym napisem; wskutek tego nazywano go Numerem Dwudziestym.Strażnikbystro spojrzał mu w oczy, a potem powiedział z wielce uroczystą miną;  Dwudziesty Nu-merze, zawierzam ci.Przecież nie zechcesz nabawić kłopotu staremu przyjacielowi. Nie,mój kochany, mam przecież coś tu, w tym miejscu  odrzekł człeczyna, z całą siłą uderzającsię w lewą stronę brązowego fraka i wylewając po jednej łzie z każdego oka, co było rzecząnadzwyczajną, gdyż nigdy dotąd ani jedna kropla nie spłynęła po jego twarzy.Uścisnął rękęstrażnika i poszedł.102  I więcej nie wrócił?  spytał pan Pickwick. Tym razem nie zgadł pan.Wrócił na dwie minuty przed terminem, okropnie zagniewany,gdyż omal go nie rozjechano.Powiedział, że do czegoś podobnego nie jest przyzwyczajony iniech go powieszą, jeżeli nie poskarży się lordowi majorowi.W końcu uspokojono go jakoś,ale przez następne pięć lat ani nosa nie wytknął za drzwi więzienne. A po upływie tego czasu zapewne umarł  rzekł pan Pickwick. Nie, panie, przyszła mu fantazja skosztować piwa w jednym szynku tuż koło więzienia ipoczął tam chodzić co wieczór, zawsze najregulamiej powracając na kwadrans przed za-mknięciem bramy.Wszystko szło świetnie.W końcu tak sobie zaczął pozwalać, iż zapomniał,co to czas, i powracał coraz pózniej, tak że pewnej nocy stary jego przyjaciel już miał zamy-kać bramę i nawet raz przekręcił klucz, gdy wtem na zewnątrz odezwał się głos:  Jeszczechwilkę, Billu. Jak to, Numerze Dwudziesty  rzekł strażnik  toś jeszcze nie wrócił? By-łem pewny, że jesteś od dawna na miejscu. Nie  odpowiedział człeczyna, uśmiechając się. No, to powiem ci, mój przyjacielu  rzekł strażnik z przyganą w głosie, z wolna otwierającdrzwi  powiem ci, iż z wielką przykrością zauważyłem, żeś wlazł w złe towarzystwo.Niechcę cię martwić  powiada  ale jeżeli nie wystarcza ci znajomość ż ludzmi przyzwoitymi inie będziesz wracać w odpowiednim czasie, to, jak mnie widzisz, w ogóle cię nie wpuszczędo środka. Mały człeczyna zaczął drżeć i trząść się i od tego czasu noga jego nie postałapoza więzieniem.Podczas tego opowiadania pan Pickwick z wolna szedł po schodach.Przeszedłszy się po-tem kilka razy po podwórzu, prawie pustym w tym czasie, powiedział, że czas już iść spać, ipolecił Samowi, by na tę noc znalazł sobie miejsce w jakiej pobliskiej oberży, nazajutrz zaśprzyszedł wcześnie, aby sprowadzić rzeczy spod  Jerzego i Jastrzębia.Sam wysłuchał tegorozkazu z całą, na jaką go stać było, uległością, ale równocześnie z bardzo widocznym nieza-dowoleniem.Próbował nawet wmówić w swego pana, że może by było właściwiej, gdybyprzespał się gdziekolwiek na dziedzińcu więziennym, widząc jednak, że pan Pickwick jestzupełnie głuchy na tego rodzaju napomknienia, ostatecznie był zmuszony odejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl