[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ghule odskoczyły, mrucząc gniewnie i jęcząc z bólu, i uciekły w dół, w stronę wejścia do kurhanu.Elryk widział teraz ziejący czernią na tle czarnej nocy otwór w zboczu Wzgórza.Oddychając ciężko spostrzegł, że jego prześladowcy przeoczyli sakiewkę zwisającą mu u pasa.Wyjął z niej kłąb cienkiego, złotego drutu i pośpiesznie zabrał się za otwieranie zamków u kajdan.Veerkad zachichotał pod nosem.Słysząc to Zarozinia omal nie oszalała z przerażenia.Ślepiec nieprzerwanie mamrotał dziewczynie do ucha:- Ten się pojawi w słońca dziedzinie, gdy z pozostałych choć jeden zginie.Kiedy zaś Król z Org odejdzie w mroki, wtedy umarłych usłyszym kroki.Wskrzesimy go razem, ty i ja.On zemści się na moim przeklętym bracie.Twoja krew, moja maleńka, go przyciągnie.- Minstrel wyczuł, że ghule już odeszły i wywnioskował z tego, że zaspokoiły głód.- Twój ukochany dobrze mi się przysłużył.- Veerkad roześmiał się i ruszył w stronę wejścia do kurhanu.Im bardziej taszczący Zarozinię ślepy szaleniec zbliżał się do serca Wzgórza, tym mocniejszy stawał się unoszący się dokoła odór śmierci.Hurd, otrzeźwiony zimnym, nocnym powietrzem, z przerażeniem ujrzał, dokąd kieruje się Veerkad.Kurhan, Wzgórze Króla, cieszył się wśród mieszkańców Org jak najgorszą sławą.Młodzieniec zatrzymał się przed czarnym wejściem i odwrócił, chcąc się wycofać.Nagle dostrzegł schodzącego po zboczu Elryka, odcinającego mu drogę ucieczki.Strach wyolbrzymił w oczach księcia zakrwawioną sylwetkę Melnibonéanina.Z dzikim wrzaskiem Hurd runął w stronę Wzgórza.Elryk nie spostrzegł księcia i wrzask całkowicie go zaskoczył.Wytężał wzrok, by dostrzec, kto krzyczał, było już jednak za późno.Albinos zaczął zbiegać po stromiźnie w stronę wejścia do kurhanu.Kolejna postać wynurzyła się z ciemności.- Elryku! Dzięki wszystkim gwiazdom i Bogom Ziemi! A więc żyjesz!- Podziękuj Ariochowi, Moonglumie.Gdzie jest Zarozinia?- Tam, w środku.Ten ślepy minstrel zabrał ją ze sobą, a Hurd poszedł za nimi.Ci wszyscy królowie i książęta są szaleni, nie potrafię dostrzec żadnego sensu w ich działaniach.- Nie wydaje mi się, żeby Veerkad chciał dobrze dla Zarozinii.Szybko, musimy ich odnaleźć.- Na wszystkie gwiazdy, czuć odór śmierci! Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, nawet po bitwie w dolinie Eshmir, kiedy wojska Elwheru starły się z armią Kalega Yoguna, księcia-uzurpatora z Tanghensi i pół miliona trupów usłało dolinę od krańca po kraniec.- Jeżeli masz za słabe nerwy.- Wolałbym ich wcale nie mieć.Tak byłoby lepiej.Chodźmy.Pośpiesznie ruszyli w głąb korytarza, kierując się odległym echem histerycznego śmiechu Veerkada i nieco bliższym odgłosem kroków oszalałego ze strachu Hurda, który dostał się pomiędzy dwóch wrogów, a trwożył się namyśl o trzecim.Książę Org powoli, po omacku sunął przed siebie, łkając cicho z przerażenia.W fosforyzującym świetle wypełniającym Główny Grobowiec Veerkad, otoczony zmumifikowanymi ciałami swych przodków, śpiewał przed wielką trumną Króla spod Wzgórza pieśń stanowiącą część rytuału wskrzeszenia.Trumna istotnie była olbrzymia; o połowę większa niż Veerkad, który odznaczał się słusznym wzrostem.Minstrel nie baczył na własne bezpieczeństwo, my siał jedynie o zemście na swym bracie, Gutheranie.W dłoni trzymał długi sztylet, unosząc go nad leżącą na ziemi skuloną i przerażoną Zarozinią.Przelanie krwi ofiary stanowiło kulminacyjny moment obrzędu, a wówczas.Wówczas, całkiem dosłownie, rozpętałoby się Piekło.Taki właśnie plan powziął Veerkad.Królewski brat zakończył pieśń i wzniósł sztylet, gdy nagle do Głównego Grobowca wpadł Hurd z nagim mieczem w dłoni.Minstrel obrócił się gwałtownie, z bezsilną wściekłością malującą się na ślepej twarzy.Nie zwlekając ani na chwilę, Hurd wraził miecz w ciało Veerkada aż po rękojeść, przebijając stryja na wylot.Minstrel jednak, czując zbliżającą się śmierć, jęcząc zacisnął dłonie na gardle księcia.Mocno.Obaj mężczyźni, w których jakimś cudem tliła się jeszcze iskierka życia, zwarci w walce miotali się po migoczącej komnacie, wirując w makabrycznym tańcu śmierci.Trumna Króla spod Wzgórza poczęła drżeć i dygotać z lekka, ruch jej był ledwo dostrzegalny.W tej właśnie chwili w komnacie pojawili się Elryk i Moonglum.Widząc, że Veerkad i Hurd są już bliscy śmierci, Elryk rzucił się ku leżącej na ziemi Zarozinii.Szczęśliwym zbiegiem okoliczności dziewczyna była nieprzytomna, nieświadoma grożącego jej niebezpieczeństwa.Elryk wziął ją na ręce i odwrócił się w stronę wyjścia.Rzucił okiem na rozedrganą trumnę.- Szybko, Moonglumie.Jestem pewien, że ten głupiec przywołał ducha zmarłego.Pośpiesz się, przyjacielu, zanim opadną nas piekielne zastępy.Moonglum głośno chwycił w płuca powietrze i ruszył za albinosem, który biegł już w stronę wyjścia z kurhanu, za którym widniała atramentowa czerń nocy.- Dokąd teraz, Elryku?- Musimy zaryzykować powrót do cytadeli.Zostały tam nasze konie i bagaże.Wierzchowce są nam potrzebne, by jak najszybciej opuścić to miejsce.O ile instynkt mnie nie zawodzi, wkrótce nastąpi tu straszna rzeź.- Nie przypuszczam, by mieszkańcy Org zdołali stawić czoło wrogowi, Elryku.Gdy wychodziłem z zamku, wszyscy byli pijani.Dlatego właśnie z taką łatwością udało mi się wymknąć.Jeżeli cały czas pili z równą intensywnością, nie sądzę, by jeszcze mogli się poruszać.- A więc nie traćmy czasu.Pozostawiwszy Wzgórze za sobą pobiegli do cytadeli.ROZDZIAŁ 4Moonglum mówił prawdę.W Wielkiej Sali wszyscy leżeli pogrążeni w pijackim śnie.Płonące na paleniskach ognie buzowały, aż cienie tańczyły po ścianach.- Moonglumie - odezwał się cicho Elryk - idź z Zarozinią do stajen i przygotuj nasze konie.Ja muszę jeszcze spłacić Gutheranowi zaciągnięty dług.- Albinos wskazał palcem na stół.- Spójrz, zwalili tu wszystkie łupy, by napawać oczy dowodami swego zwycięstwa.Zwiastun Burzy leżał na stosie splądrowanych sakw i juków, które zawierały zarówno dobra zrabowane wujowi i kuzynom Zarozinii, jak i te odebrane Elrykowi i Moonglumowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl